Zabawne, straszne i dziwne historie z sesji zdjęciowych #2

Do opisania zabawnych, strasznych i dziwnych historii z sesji zdjęciowych jak zwykle siadłam z założeniem, że zbiorę się w sobie i zamknę każdą opowieść w takiej liczbie słów, która pozwoli mi opublikować całość w jednej części. Cóż. Nie wiem, po co w ogóle próbuję próbowania.

Żeby każda publikacja była spójna klimatem, w pierwszej części zawarłam hardcore’y. Dziś będzie nieco luźniej, więc nie musicie obawiać się o zgrozę czy obrzydzenie prześladujące was do końca dnia. Enjoy!

Fotograf o nadprzyrodzonych zdolnościach

Na początku przygody z fotomodelingem poznałam fotografa o imponujących umiejętnościach, ale paskudnym charakterze i dziwnych poglądach. Paskudny charakter wynika chociażby z faktu, że na sesji byłam z Rubi, która zaczęła się bardzo bać nieznanego miejsca i niespotykanej sytuacji, on jednak nie pozwolił mi przerwać i pójść do niej, bo to tylko pies. Innym powodem jest proponowanie wielu fotomodelkom seksu, a jednocześnie obnoszenie się na Facebooku ze zdjęciami żony i małej córki.

Nasza sesja była jedną z najmniej komfortowych, w jakich brałam udział. Kazał mi wyzwolić wewnętrzną kobiecość, dał szpilki, polecił w nich chodzić i uwodzić go, jakby to miało w czymkolwiek pomóc. (Nie wykonałam całego polecenia, chociaż założyłam szpilki). Skończyliśmy z kilkugodzinnym poślizgiem, bo i fotomodelka przede mną miała poślizg. Odwiózł mnie i Rubi do domu samochodem. Po drodze opowiadał, że wierzy w astrologię, ponadto umie czytać w myślach, wyczuwa ludzkie aury i inne bzdety.

Pozowanie z kluskami we włosach

Jeśli śledzicie mnie na Instagramie albo obejrzeliście zdjęcia przedstawione we wpisie o moich początkach w fotomodelingu, na pewno zauważyliście, że jestem fanką taplania się w farbach, brokatach i innych maziajkach skórnych. Raz umówiłam się na sesję zdjęciową w mące. Początkowe ujęcia były zabawnym doświadczeniem, bo mąka jest delikatna, mięciutka, aksamitna i chłodna. O ile dłonie są do niej przyzwyczajone, o tyle brzuch czy plecy – niekoniecznie. Interesujące i nowe doznanie.

Prawdziwy hardcore zaczął się dopiero na drugim etapie sesji, kiedy poszłam zmoczyć ciało i włosy pod prysznicem, żeby mąka przemieniła mnie w posąg. Kto robi domowe chleby, ciasta i inne wypieki, ten wie, co się dzieje po zalaniu dużej ilości mąki wodą. (Podpowiadam: kluski). Wyobraźcie sobie mieć zastygające kluski wszędzie. Zwłaszcza we włosach, które po powrocie do domu intensywnie myłam przez równe dwie godziny (!). Mikrokluski przyczepione do włosków na ciele – ramionach, brzuchu, plecach, nogach, rękach – samoistnie odpadały przez kilka kolejnych dni, mimo iż szorowałam się pod prysznicem do czerwoności. Wszystko mnie swędziało i trudno mi było nosić ubrania, bo czułam potężny dyskomfort. Za to efekty sesji kocham i uważam, że warto było się przemęczyć. (Kolejnego razu nie przewiduję).

Cichy pomocnik na backstage’u

Sesję z shishą miałam dwukrotnie. Zawsze z mojej inicjatywy i w moim domu. Raz z tłem przyniesionym przez fotografa (efekt), drugim razem w scenerii zastanej (efekt). Problem w tym, że mój układ oddechowy zupełnie nie nadaje się do palenia. Trzy razy się zaciągnę i już drapie mnie gardło, zaczynam się dusić (mam wrażenie, że tchawica się zaciska), kręci mi się w głowie, a w przełyku skrzydłami trzepocze paw. Potrzebowałam zatem kogoś, kto wyciągnie pomocną dłoń, a raczej zaoferuje pomoce płuco.

Cichym pomocnikiem na backstage’u dwukrotnie została moja siostra. Na pierwszej sesji nie miała żadnych zdjęć (zrobiliśmy tylko fotkę pamiątkową po fakcie), na drugiej zaś namówiłam fotografa, żeby wykonał jej parę ujęć. Kilka zdjęć mamy wspólnych; wyszły zacnie. Dwa trafiły nawet do mojego portfolio.

Ubranie, które powstało dla mnie

Ciekawym typem fotografa jest taki, którego nazywam fotografem podróżującym. Chodzi o osobę, która wykonuje zawód niezwiązany z fotografią, lecz wymagający jeżdżenia po całej Polsce (np. nadzorowanie wykonywania projektów czy budów). Ponieważ zna grafik podróży, przed wyruszeniem dogaduje się z fotomodelkami mieszkającymi w danym mieście i rezerwuje dla nich wolny czas po pracy.

Jeden z fotografów podróżujących, z którymi miałam przyjemność wykonać sesję zdjęciową, miał w samochodzie bagażnik pełen damskich ubrań z lumpeksu – kilka opasłych toreb! – żeby dziewczyny mogły zmieniać stylizacje. Kiedy przymierzyłam kreację będącą połączeniem sukienki i kombinezonu, zakochałam się w niej. Wyglądała, jakby powstała dla mnie. Podzieliłam się tą myślą z fotografem, na co odpowiedział, że uważa tak samo. Po sesji mogłam ją zatrzymać. Mam ją do dziś.

***

Które historie podobają wam się bardziej: makabryczne jak tydzień temu czy lekkie jak dziś? Którą z opublikowanych dzisiaj uważacie za najciekawszą i dlaczego?

10 myśli na temat “Zabawne, straszne i dziwne historie z sesji zdjęciowych #2

  1. Z takimi fotografami jak z pierwszej historii nie chciałabym pracować, przy takiej osobie czułabym się okropnie skrępowana i niepewna, a przy okazji doszedłby jeszcze strach że to jakiś groźny psychopata :o
    Efekty sesji w mące są rzeczywiście piękne, ale chyba nie chciałabym się potem tak męczyć z kluskami jak Ty, więc jeśli ktoś kiedyś zaproponuje mi taki pomysł to odmowie :D
    Te zdjęcia z shishą są piękne <3 zwłaszcza te czarno białe, naprawdę cudowne ^^ Dobrze mieć taką siostrę na której można polegać :D
    Ach, uwielbiam to uczucie kiedy znajdę właśnie taki ciuch który wydaje się że powstał z myślą o mnie <3

    Te historie też są fajne (chyba najciekawsza to ta z kluskami, nie wiedziałam że tak ciężko się ich pozbyć :p) ale ja chyba wolę czytać te makabryczne :D

  2. Wyobrażam sobie, jak ciężko musiało być zmyć tą mąkę z siebie, bo czasem mam problem ze zmyciem ciasta z rąk jak zagniatam drożdżowe :D Palenia sobie nie wyobrażam, bo nawet jak gdzieś idę i ktoś idący przede mną pali, to muszę go wymijać. No ale uzyskanie satysfakcjonujących zdjęć jak widać wymaga poświęceń ;))

    1. Papierosy traktuję zupeeełnie inaczej niż shishę. Ta druga jest mniej obciążająca zdrowotnie, a dym ładnie pachnie. Co oczywiście nie sprawia, że palić lubię.

  3. „To tylko pies”… Już słyszę też: „To tylko seks”. Co za wstręty człowiek. Zwierzęta wyczuwają ponoć zło, a ja wierzę, że i głupotę. Może Rubi bała się nie miejsca, a wyczuła, że to idiota?

    Wsadziłam kiedyś ryj i włosy w mąkę, która posypała mi się potem po plecach pod koszulką. Pamiętam to z dzieciństwa. Skojarzyło mi się z jakąś bajką, w której czarodziejka machnięciem różdżki zrobiła na kimś wzorek i wtedy pomyślałam, że to musi być podobne uczucie. Hm, wróżkowe tatuowanie?

    Ciekawiły mnie bardzo właśnie te zdjęcia z dymem! Bo wiesz… my i dym, haha. Bardzo lubię wygląd dymu, ale i mnie dusi. Papierosowy to w ogóle brzydzi, no ale nie o nim tu mowa.

    Bagażnik z takimi ubraniami – fajna sprawa. O, zawsze też się zastanawiałam, jak to jest z ubraniami i rekwizytami, różnymi akcesoriami na zdjęciach. Czy wszystkie są Twoje. Ta sukienko-kombinezon to ta z ostatniego zdjęcia? Powiedziałabym, że bluzka… Skądinąd podoba mi się to zdjęcie, mimo że wyszłaś trochę jak nie Ty… taka „zagubiona i urocza”.

    1. Rzadko się zdarza, że zakładam nieswoje rzeczy. Na sesję zabieram ubrania, biżuterię i rekwizyty z domu. // Nope, na zdjęciu są moje bluzka i spódnica. Ujęcia w kombinezonie nam nie wyszły, bo jest bardzo podatny na gięcie. // Za sposobem pozowania na całej tej sesji stoi powód, o którym mogę Ci napisać na FB.

  4. Takiej sesji z mąką to bym nie chciała jak ja nie lubię zmywać ciasta z dłoni jak coś z tej robię fuuuuj. Dlatego często zarabiam ciasto w rękawiczkach i je po zakończeniu wywalam :)

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.