Kit Kat Delicious Coconut – w innej wersji opakowania noszący nazwę Kit Kat Deluxe Coconut – to jedna z czterech batonowych czekolad wchodzących w skład serii Kit Kat Senses. Wśród pozostałych wariantów znajdują się zrecenzowany już Kit Kat Double Chocolate i potencjalnie smaczny Kit Kat Caramel Cappuccino. Najrzadziej spotykany, ale też najpiękniejszy, jest Kit Kat Gold Edition Caramel and White Chocolate.
Mimo iż od lat jestem aktywną niemiłośniczką Kit Katów, z otrzymania dwóch marmurkowych czekolad szczerze się ucieszyłam (za kokosową dziękuję mojej słodyczowej dobrej wróżce Ani). Co prawda wariant czekoladowy przyniósł mi rozczarowanie, lecz miałam nadzieję, że dzisiejszy bohater będzie lepszy. W końcu to Kit Kat kokosowy, a kokos w słodyczach potrafi czynić cuda.
Kit Kat Delicious Coconut – Kit Kat Senses
Spodziewałam się, że Kit Kat kokosowy będzie przepięknie marmurkowy z każdej strony. Nic bardziej mylnego. Spód tabliczki jest nudny, bo jednolicie mlecznoczekoladowy. Dobrze, że góra nadrabia. Gdyby biała czekolada smakowała śmietankowo, a mleczne smugi były kawowe, kompozycja wypadłaby nawet ciekawiej. Tyle że raczej nie pasowałaby do kokosa. Sprawdziłby się krem cappuccino albo espresso.
Kit Kat Delicious Coconut od Nestle dostarcza 526 kcal w 100 g.
1 paluszek Kit Kat kokosowy waży ok. 11 g i zawiera 58 kcal.
Tabliczka kokosowa Kit Kat Delicious Coconut waży 112 g.
Miłośnicy Princessy kokosowej i Raffaello, czym prędzej zamawiajcie czekoladę Kit Kat Delicious Coconut. Nawet jeśli nie do jedzenia, do inhalowania się na dzień dobry, przed snem i w codziennym międzyczasie. Aromat oddaje oba słodycze, i to doskonale. Czuć w nim kruchość wafla Princessy, rajską białą czekoladę, słodziutką kokosowość, a nawet migdał stanowiący serce Raffaello. Niech mój zachwyt poświadczy fakt, że gdybym wystawiała oceny na podstawie zapachu, Kit Kat kokosowy dostałby unicorna.
Dobrze jednak, że nie wystawiam. Kiedy uznam jakiś produkt za pachnący wyjątkowo pięknie, wącham go długo i namiętnie. Właśnie w taki sposób odkryłam, iż początkowa rozkosz Kit Kata Delicious Coconut ma kontynuację o wątpliwej atrakcyjności. W tabliczce czuć albo balon, albo jednorazowe rękawiczki. Chodzi o ich materiał wykonania. Lateks? Gumę? Jedno z nich (wykonuje się z obu, dlatego nie jestem pewna). Po kilku dniach od pierwszej degustacji urządziłam drugą i wyczułam dokładnie to samo.
Kit Kat Delicious Coconut jest znacznie mniej lepki od wersji Double Chocolate, acz mimo wszystko lepki. Zdaje się matowo-pylisto-lepki. Pokrywające go czekolady rozpuszczają się wolno, za to cudownie gęsto i bagienkowo. Są pyliste superdrobnopyliste. W smaku czuć jednocześnie czekolady białą i mleczną. Miło, że jedna nie zagłusza drugiej. Uwaga: czuć również gumowość czy lateksowość balonów/rękawiczek.
Myślałam, że Kit Kat kokosowy zawiera krem czysto kokosowy, jednak zgodnie z opisem jest kokosowo-migdałowy. Tyle że zapowiedź producenta odpowiada rzeczywistości w niewielkim stopniu. Czuć przede wszystkim cukier. Mniej więcej na pierwszych stu miejscach. Potem na scenę nieśmiało wkracza coś tam niosącego echo kokosa i migdałów (chociaż w trakcie drugiej degustacji nie wyczułam nawet marnego echa). Migdały są syntetyczne, ale wykonane na wzór świeżych, nie zaś olejkowych. Krem jest przepotężnie ziarnisty cukrem, do tego suchy i tłusty (kremowy).
Nigdy dotąd nie spotkałam się ze stetryczałym wafelkiem w Kit Kacie, czym nawet podzieliłam się w recenzji tabliczki Senses Double Chocolate. W końcu musiał nadejść ten pierwszy raz. Płaty waflowe Kit Kata kokosowego są chrupiące i kruche, lecz tylko do połowy. Czuć w nich podszycie stetryczeniem. To ciekawe, zwłaszcza że wariant czekoladowy otrzymałam otwarty, kokosowy zaś szczelnie zamknięty.
Marmurkowa czekolada Kit Kat Senses Delicious Coconut jest dobra i niedobra zarazem. Bez rozkładania na warstwy cieszy podobieństwem do Princessy kokosowej i Raffeallo. Jest cudownie białoczekoladowa, słodkokokosowa, subtelnie migdałowa. Z jednej strony chrupiąca, z drugiej gęsta, bagienkowa.
Szybko wychodzi na jaw, że całe dobro – smak Princessy kokosowej i Raffeallo – tkwi w polewie czekoladowej (mimo obecności balonowej/rękawiczkowej nuty gumy bądź lateksu). Krem z kolei prezentuje się esencjonalnie nędznie. Wystarczy spróbować go osobno, by przekonać się, że to czysty cukier zatopiony w kremie. Suchy-ale-ukremowiony twór smakowo nie różni się od zawartości cukierniczki.
Z uwagi na poziom cukrowości do tabliczki Kit Kat Delicious Coconut za nic w świecie nie wrócę. Ponieważ jednak jest obłędnie kokosowa, wystawiam jej 5 chi z naciskiem na jednorazowość. Czy chciałabym przetestować inne marmurkowe czekolady Kit Kat? Nie twierdzę, że nie. Nie wiem.
Ocena: 5 chi
(ocena bardzo jednorazowa)
Skład i wartości odżywcze:
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, mąka pszenna, pełne mleko w proszku, tłuszcz palmowy, odtłuszczone mleko w proszku, miazga kakaowa, serwatka w proszku (z mleka), tłuszcz mleczny, emulgatory [lecytyny (z soi), polirycynooleinian poliglicerolu], aromaty, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, sól, substancja spulchniająca (węglany sodu). Może zawierać: orzechy, orzechy ziemne i jaja.
Kalorie w 100 g: 526 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 27,7 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 15,5 g), węglowodany 62,4 g (w tym cukry 52,5 g), błonnik 0,9 g, białko 6,1 g, sól 0,23 g.
Po przeczytaniu recenzji spodziewałam się góra 3 chi, a tu taka niespodzianka. U mnie właśnie tyle by dostał (no może ze wstążką) – rozczarował mnie.
Och! Czym Cię rozczarował?
Coś z tą tabliczką jest chyba nie tak skoro czuć zarówno w zapachu, jak i w smaku gumę czy lateks, a wafelki są trochę stetryczałe. Przynajmniej wygląda naprawdę obłędnie – jak zebra! <3 no i jeśli nie wąchać za długo to zapach też brzmi cudnie, kocham taki aromat jak z Princessy czy Raffaello (zwłaszcza Raffaello!). Krem – nic nowego, w zasadzie Kit Katowy klasyk, dobrze że przy jedzeniu w całości nie czuć go aż tak bardzo ;D smak kokosa kusi, ale martwi mnie tylko ten lateks. Nie dość że brzmi paskudnie, to jeszcze niepokojąco – skąd w tabliczce posmak czegoś niejadalnego? Sama na pewno jej nie kupię, tym bardziej że to wciąż forma tych nieszczęsnych paluszków :D
W fabrykach Kit Kata oszczędza się na maszynach i pracownicy mieszają w kotłach czekoladę i krem rękami. Noszą rękawiczki, wszak BHP przestrzegać trzeba, ale cóż z tego, skoro obie masy mają ponad 100 stopni Celsjusza? Rękawiczki (zapach + smak), niestety razem z dłońmi (kolor czekolady), rozpuszczają się niemal do zera. Dlatego do wyrabiania wczorajszego KK zatrudnia się ludzi ciemnoskórych, a do dzisiejszego jasnoskórych.
Wygrałaś :’D XDDD
Ach, nie śmiałabym przypisywać sobie zasług. Wszystko to szczera prawda i oryginalny pomysł zarządu Kit Kata.
Przy opisie wyglądu tak sobie pomyślałam, że przecież tworzą te warstwowo-deserowe „kawy” mieszając kokosy, karmele, czekolady i inne rzeczy, wśród których „tylko dziada i baby brak” (kiedyś ktoś starszy z rodziny tak mówił, ale pasuje, haha). Mnie odrzuca od takich mieszanek. Mogliby jednak zrobić taką tabliczkę po prostu cappuccino / tiramisu – coś z tych klimatów.
Znam niską jakość Nestle, Kit Katów, obecnie nie lubię tego producenta, ale guma / lateks? W sumie spodziewałam się jakiejś sztuczności, ale myślałam, że i tak będzie czuć głównie cukier. Oj tam, rękawiczki jednorazowe znacznik dzisiejszego świata! Pewnie ktoś Ci ten kawałek tabliczki wymacał, albo ziarna kakao użyte do produkcji nasiąkły otoczeniem. A Ty się czepiasz!
O nie, jakiś czas temu jadłam czekoladę, która kojarzyła mi się z jakimś suchym kremem. O ile nie miałam nic przeciwko jakoś bardzo (bo nie chciałabym bardzo kremowo-tłustej czekolady), tak ten krem… ech.
Odnoszę ostatnio wrażenie, że robisz się coraz bardziej czuła na wysoką cukrowość. Mam rację?
Cappuccino, tiramisu (trochę mniej fajne), creme brulee – tak, dobre pomysły na polewy. Byle były to polewy, nie zaś polewiszcza.
Zauważyłam to parę miesięcy temu! A ponieważ mam kolejkę recenzji, pewnie na blogu widać dopiero teraz.
Znam to. To znaczy, że coś widać z opóźnieniem. To tak jak moje próby paru słodyczy nie w moim typie, po których już na pewno nic takiego nie tknę. Niektóre z ocenami 2 i 1 dopiero w kolejce, ale mam po nich taki uraz, że już od jakiegoś czasu w komentarzach na nie narzekam.
Mama też ostatnio ma niższą tolerancję na słodycz. To w nas obudziło podejrzenie, że producenci sypią jeszcze więcej cukru / syropu, bo ani specjalnie nie ograniczyła słodyczy, ani nic takiego.