McVitie’s, Tasties Bourbon Creams

Dawno, dawno temu – dokładnie w liceum – marka McVitie’s była mi doskonale znana dzięki ciastkom zbożowym Digestives, które kochałam. Te grube, kruche, mięsiste i pożywne okręgi zachwycały mnie proporcjami, konsystencją i idealnym połączeniem smaku słodkiego ze słonym. Najczęściej chrupałam wersję z czekoladą mleczną, ale czysta też nie była mi obojętna. Innych wówczas w Polsce nie było (?). Myślę, że w okresie licealnym Digestives stanowiły moje ulubione ciastka.

Nie zdążyłam skończyć liceum, a Digestives McVitie’s zniknęły z Polski. Wróciły po około dziesięciu latach (?) w opakowaniach dużych i impulsowych, ze zmienionymi szatami graficznymi, a jak się pewnie domyślacie, również w zupełnie innej jakości. Kupiłam je, a niedługo potem zrecenzowałam warianty dostępne za granicą. Żaden nie dorównał ideałowi sprzed lat. Nie ta konsystencja, nie ten smak.

Ale nie o Digestives dziś mowa. Zdecydowałam się przedstawić wam moją historię z marką McVitie’s, żebyście zrozumieli, dlaczego jestem nastawiona do jej nowych produktów ambiwalentnie. Kiedy dostałam od Marthy herbatniki kakaowe z kremem Tasties Bourbon Creams (dziękuję!), poczułam jednocześnie zachwyt i podejrzliwość. Miałam nadzieję, że okażą się jak Digestives sprzed lat, lecz zachowałam czujność. Na wszelki wypadek przygotowałam się na przeciętność/kiepskość wersji teraźniejszej.

mvities-tasties-bourbon-creams

Tasties Bourbon Creams

Ze względu na budowę ciastka z kremem Tasties Bourbon Creams kojarzą mi się z alternatywną wersją Hitów. Należy jednak podkreślić, iż mają zupełnie inny herbatnik: twardy, gruby, treściwy, niekrakersowy. To przedstawiciel typu ciężkiego. Wyglądają bardzo ładnie, odrobinę pocztowo. Przypominają pieczątki.

Zdjęcie główne to zdjęcie komercyjne (reklamowe). Nie należy do mnie.

Tasties Bourbon Creams marki McVitie’s dostarczają 487 kcal w 100 g.
1 ciastko kakaowe z kremem McVitie’s waży ok. 14 g i zawiera 68 kcal.

McVities, Tasties Bourbon Creams, ciastka kakaowe z kremem, copyright Olga Kublik

Ciastka kakaowe McVitie’s pachną słodko, czekoladowo i alkoholowo. Oddają likier czekoladowy. Aromat jest ładny, ale nie powala. Dałabym mu czwórę na szynach.

Mimo iż prezentują się jako wstępnie ładne, Tasties Bourbon Creams zostały pokryte kryształkami cukru, które mienią się przy poruszaniu ciastkami. Jeśli przyjrzycie się zdjęciom, zobaczycie je. Mleczno-przezroczyste bryły bezczelnie odstają od ciastek jak huby od drzew.

McVities, Tasties Bourbon Creams, ciastka kakaowe z kremem, copyright Olga Kublik

Pieczątkowe herbatniki kakaowe są superkruche i wzorowo chrupiące. Po rozgryzieniu nie ciastowieją, tylko znikają. Zwarty w nich i przytwierdzony do nich cukier chrzęści. Pojawiają się też punkciki soli. W smaku herbatniki oddają kakao z cukrem rozcieńczone w wiadrze wody. Oczywiście kakao na wodzie, bez ani kropli mleka. Ach, i nie jest to kakao-kakao, tylko kakao-kakałko.

Krem w Tasties Bourbon Creams jest cieńszy niż herbatniki, niemniej nie wydaje się, by było go za mało. On również lśni iskierkami cukru, bo dlaczego nie? Jest zwarty, zbity. Poziomem ziarnistości przekracza wszelkie normy przyzwoitości. Chrupie, trzeszczy i chrzęści, jakby opętał go szatan. Rozpuszcza się na zero, pozostawiając po sobie proch. Przypomina masę lukrową. Smakuje wyraziście kakaowo, ale też bardzo słodko. Nie czuć w nim ani czekolady, ani alkoholu – aromat okazał się złudny.

McVities, Tasties Bourbon Creams, ciastka kakaowe z kremem, copyright Olga Kublik

Tasties Bourbon Creams to nadziewane ciastka kakaowe bardzo niskiej jakości. Są ładne… i to by było na tyle, jeśli chodzi o zalety. Wad z kolei jest tysiąc. Ordynarne kryształki cukru wtopione w herbatniki i krem, kolejne kryształki na herbatnikach, lukrowomasowość nadzienia, trzeszczenie ziarenek i rzężenie proszku, morderczy poziom słodyczy, smak wodnistego cukrowego kakao.

Kakaowe ciastka McVitie’s przywiodły mi na myśl podobne pod względem zamysłu ciastka Lusette. Produkt I.D.C. Holding wydaje się nieco lepszy jakościowo, acz także nie powala. Po zjedzeniu dwóch Tasties Bourbon Creams resztę oddałam mamie, która ma mniejsze wymagania względem słodyczy. Uznała, że są pyszne, co dowodzi, iż niewątpliwie dają się lubić. Tylko niech dają się lubić z daleka ode mnie.

Ocena: 2 chi


Skład i wartości odżywcze:

Skład: mąka (mąka pszenna, wapń, żelazo, niacyna, tiamina), cukier, olej roślinny (palmowy), kakao w proszku o zredukowanej ilości tłuszczu, syrop glukozowy, dekstroza, skrobia pszenna, środki spulchniające (dwuwęglan amonu, dwuwęglan sodu), sól, naturalny aromat.

Kalorie w 100 g: 487 kcal

Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 21,4 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 12,1 g), węglowodany 65,9 g (w tym cukry 25,2 g), błonnik 2,8 g, białko 6,3 g, sól 0,2 g.

12 myśli na temat “McVitie’s, Tasties Bourbon Creams

  1. Co do wstępu – nie żebym chciała bronić degistive, tylko tak luźno sobie myślę – z wiekiem ludzie tracą część kubków smakowych, to też może być przyczyną dla której słodycze z dzieciństwa (a więc nie tylko te ciastka, ale ogólnie) smakują nam inaczej, zazwyczaj gorzej. Ale oczywiście powodem może być też pogorszenie jakości ciastek, nie mówię że nie :D
    Co do dzisiejszych markiz: są naprawdę piękne, chyba nigdy nie spotkałam się z markizami o takim kształcie. Trochę kojarzą mi się z jakimis angielskimi ciastkami które piją sobie do herbatki (nie, nie widziałam czegoś takiego na żywo, tylko tak jakoś zobaczyłam to oczami wyobraźni :D). Zapach od razu by mnie odrzucil, bo alkohol w takich ciastkach jakoś mi nie pasuje – przypominało by mi to sklep menelowy… Przepraszam, monopolowy, i jakoś tak zalewanie rzeczy alkoholem żeby poprawić ich smak wydaje mi się kiepską zagrywką. Dobrze, że w smaku go nie czuć, ale to kakao na wodzie… Fuj! Przecież to już samo w sobie brzmi źle. Kryształki cukru bym przeżyła, ale taka słodycz i lukrowe nadzienie to już chyba zbyt wiele. Chociaż powiem Ci że wspomniane ciastka Lusette były dla mnie przeeeeepyyyszne <3 więc mogłoby się okazać że i te ciastka odebrałabym lepiej niż Ty :D

    1. Nie nazywajmy mojego okresu licealnego dzieciństwem. Aż takim dinozaurem nie jestem :D W kwestii kubków smakowych oczywiście masz rację, ale na tej zasadzie łatwiej tłumaczyć niewychwytywanie pewnych nut smakowych w dorosłości niż uważanie śmieci za delicje. Akurat w ciachach Digestive jestem pewna, że chodzi o zmianę składu. Wystarczy fakt, że były sympatycznie słone, a obecnie nie są.

      „Trochę kojarzą mi się z jakimis angielskimi ciastkami które piją sobie do herbatki” – mnie też :) Pewnie dlatego, że oryginalne brytyjskie herbatniki maślane shortbread są prostokątne.

      1. Co do kubków smakowych – traci się je dopiero na starość, a receptory smaku na jęzorze całe życie obumierają i narastają, rozwijają się. Im się je mniej cukru / soli, tym jest ich coraz więcej i więcej się czuje. Dzieci i młodzież w trakcie dojrzewania mają różne etapy, bo te kubki rozwijają się trochę nierównomiernie. Nie jest tak, że dzieci czują więcej w smaku, niż dorośli.

          1. Daje, bo gdybyś spożywała i jedno, i drugie to w ogóle. To tak, jakbyś wlazła w pokrzywy. Albo jakbyś wlazła w pokrzywy, a w nich dopadły Cię i pogryzły komary. Piecze i swędzi w obu przypadkach, ale w jednym bardziej. xD

            1. Mój dziadek od wieku nastoletniego chorował na reumatyzm. Wiosną i latem właził w pokrzywy rosnące w pobliżu domu w celach leczniczych. Według mnie raczej masochistycznych :P

  2. W czasach liceum… nie miałam sklepów, w których mogłabym kupić wspominane ciastka, więc zupełnie się z nimi minęłam. Kojarzę je za to już z teraźniejszości, nigdy jednak nie jadłam. Klikając w recenzję pomyślałam: „ale fajne!” i spodziewałam się kakaowych, konkretnych ciach, może trochę kapciowatych, z kremem gęstym i mulistym, smakującym truflowo-alkoholowo („Bourbon” mnie zmylił). Pomyślałam, że dziwnie wyglądają, tak zagranicznie, więc nawet pomyślałam, że to może coś wymyślniejszego jak Tim Tamy (których nie lubię, ale to szczegół).
    A tu znikające wodo-cukry w formie kanapkowych markiz. Mm.
    Kwestia kakao-kakao i kakao-kakałko. Dziś Mama zniszczyła mi wspomnienia z dzieciństwa. Stwierdziła bowiem, że chyba kupi sobie kakao Nesquik, bo ją naszło, a „my nigdy nie kupowaliśmy”. Zaczęłam drążyć – co też ja kojarzę z dzieciństwa. Czasem – to było rzadko, bo w sumie niewiele słodyczy małej mnie dawano – wypraszałam, by na talerzyk wysypać mi trzy kupki różności. Pod żadnym pozorem nie mogły się dotykać, więc lubiłam sama to nakładać. Było to trochę cukru pudru, herbaty cytrynowej rozpuszczalnej i kakao. Lubiłam to właśnie w takiej kolejności paluchem zjadać. I zawsze myślałam, że to było takie… kakałko. Jako że wiem, że Mama nie kupowała mi słodyczy-podrób (były rzadko i zawsze wywalczyła po wypłacie ojca te oryginalne), myślałam, że to był Nesquik. Jak mi powiedziała dziś, że nie, to zaczęłam drążyć i się zastanawiać – „to Puchatek był już wtedy? Czy…”. Zgadniesz, co się okazało? To było zwykłe kakao w proszku odtłuszczone. Co za dziecko ze mnie było, haha.

    Wracając do ciastek. Pocztowy wygląd? Na plus… Dopóki nie przeczytałam opisu, jak wyszły. Jednak napis „bourbon” (i w tytule) wydaje się szyderstwem.
    Ciekawe, czy to one, czy Lusette pojawiły się pierwsze. I czy niezależnie, czy „inspiracja”.
    A lukrowość… hm, o ile po prostu nie lubię lukru, ale nie krytykuję go za istnienie (do pewnych rzeczy nawet chyba pasuje), tak w takich ciastkach wydaje się czymś obrzydliwym. Tak, jak kiedyś próbowałam Barony nadziane lukrem – no gdzie… do czekolady?!
    Aż dziwne, że jeszcze nie wpadli na pomysł zrobienia posypki z kryształków cukru.

    PS Ty też dziwnie się czujesz, jak oddajesz coś mamie, bo było paskudne, a słyszysz, że pyszne?

    1. Świetny rytuał z dzieciństwa! Na pewno też jakieś miałam, tyle że raczej w kontakcie z dorosłymi. Na przykład podczas robienia ciasta przez mamę musiałam wylizywać miskę po masie na sernik i mieszadełka po ubiciu piany z jajek. Z kolei u babci z chleba kupowanego w całości musiałam dostawać „pajdy”, czyli podłużne boki skrojone na podobieństwo piętek.

      Nie, nie czuję się dziwnie. Zawsze tak było, więc przytoczona sytuacja jest stanem zerowym, zwykłym.

      1. Surowe ciasto wylizywałam z różnych mieszadeł ojcu, gdy nie patrzył. Sam lubił wszystko wylizywać, więc nie podobało mu się, że to robię. Mama nie gotowała. Śmieszne, bo surowe ciasto to jedyne, jakie w dzieciństwie jadłam z tych pieczonych / robionych w domu. Tak to uwielbiałam tylko sękacza (robionego z kolei na wsi, nie myl tego więc z tym czymś, co jest obecnie w sklepach).
        Twoje „pajdy” czy „piętki” to były moje „dupki”. Zawsze wszystkie moje oczywiście. <3

        Aa. U mnie to taka zmiana, że Mama kiedyś jadła słodycze bez refleksji, nigdy nawet nie komentowała, czy smaczne, bo dla niej coś słodkiego było jednoznaczne ze smacznym.

        1. Miej na uwadze, że moja piętka/dupka to co innego niż pajda. Piętka/dupka jest na końcu chleba, a pajdę kroi się wzdłuż.

          Połączenie fragmentu „Sam lubił wszystko wylizywać” z tym, co napisałaś na FB o misce po mięsie schowanej do szafki, sprawiło, iż wyobraziłam sobie Twojego tatę wylizującego talerze i chowającego je do szafek, żeby nie marnować wody :’)

          1. Aa, to nie załapałam. Nie wiedziałam, że pajdy to wzdłuż.

            Haha. A tam, żeby nie marnować… Ten człowiek, jak żył z Mamą, nigdy nic a nic nie zmywał. To była jej działka. Teoretycznie więc… Twoje wyobrażenie nie jest takie z du… xD

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.