Czekoladowe chipsy nie wydają mi się kontrowersyjne, ponieważ – wbrew obawom wielu osób – nie są to rzeczywiste słone chipsy ziemniaczane pokryte czekoladą, tylko czekoladowe listki uformowane na ich podobieństwo. Zdecydowanie gorzej zapatruję się na produkty, które zachowują korzenie w pierwotnym świecie, ale wypuszczają pędy w kierunku świata przeciwnego. Przykłady pierwsze z brzegu to słodka mleczna czekolada z solą, słone chrupki o słodkich motywach (wydaje mi się, że mam na myśli zamierzchłe limitki chrupek Twistos) czy… ciastka z kalafiorem i przyprawami. Pikantnymi, żeby było jasne.
Ciastka z kalafiorem Deli Grano Dr Gerarda dostałam od Marthy (dziękuję!). Nigdy o nich nie słyszałam, co jednak wcale mnie nie dziwi. Nie jestem fanką słodyczy tej marki, nie śledzę nowości ważących ponad 100 g ani nie kupuję nowinek ciastkowych z serii, których prezentacji nie rozpoczęłam jeszcze na blogu (z tego powodu nie poluję na limitowane Jeżyki, mimo iż w gimnazjum były moimi Ciastkami Numer Jeden i muszę się z nimi skonfrontować). Spodziewałam się, że pikantne ciastka warzywne wypadną tragicznie.
Deli Grano ciastka z kalafiorem przyprawami
Rzućmy nieco światła na kalafiorowość ciastek z kalafiorem Deli Grano. Bohater dumnie zajmujący miejsce w nazwie występuje dopiero na piątej pozycji w składzie i liczy 4%, na dodatek został zastosowany w formie mąki. Naturalnie nie możemy zarzucić producentowi kłamstwa, jednak prezentowanie ciastek jako kalafiorowych – och, przepraszam: z kalafiorem – to drobna przesada. Na tej zasadzie niemal każde ciastka można by nazywać ciastkami z solą, wszak sól dodaje się prawie do wszystkich słodyczy.
Ciastka z kalafiorem Deli Grano marki Dr Gerard dostarczają 482 kcal w 100 g.
1 zbożowe ciasteczko z kalafiorem waży 5 g i zawiera 24 kcal.
Nie dajcie się zwieść formie Deli Grano. Mimo iż są to ciastka, pachną zupełnie nieciastkowo. Czuć przede wszystkim przyprawę do kurczaka, którą kocham, ale której nie mogę jeść z uwagi na chory żołądek. Odnotowałam curry, ostrą paprykę, czosnek, kminek. Aromat jest wyrazisty, wytrawny, słony i pikantny. Ku mojemu zdziwieniu bardzo apetyczny. Stanowi zwiastun śmierci delikatnego bądź chorego żołądka.
Ciastka Dr Gerarda są nieco większe od monety pięciozłotowej (tak, ją też zjadłam). Dają się poznać jako bardzo tłuste w dotyku. Wręcz przetłuste. Osadzają się na palcach grubą warstwą tłustej parafiny. Są też pyliste w sposób mączny. Podczas łamania odnotowuje się stetryczałość wynikającą bezpośrednio z zawilgocenia/zatłuszczenia. Musi to być ich cecha wrodzona, gdyż otrzymałam zamkniętą paczkę.
Jakie orkiszowe ciastka z kalafiorem się wydają, takie w rzeczywistości są. Pierwszą cechą odnotowaną po wsadzeniu krążka do ust było tłuszczowe zawilgotnienie. Ciastko poddaje się ślinie bardzo szybko. Osiąga pełnię zawilgocenia i cudownie ciastowieje. Na języku zostają płatki owsiane: twarde, surowe, pokruszone. Z uwagi na gęstnienie i ciastowienie niepozorne maluchy okazują się masywne i pożywne.
Pierwszy plan smaku Deli Grano z kalafiorem jest mdły i zwyczajnie pszennociastkowy (przypominam, że są to ciastka orkiszowe). Słodycz osiąga poziom niski, przyjemny. Na drugim planie rozgrywa się festiwal pikanterii. Najwyraźniejsza jest bogata w nuty przyprawa do kurczaka. Kalafiora nie czuć ani trochę. Pojawia się za to wyrazista mydlaność (mdłość mydła). Tłuszcz również zdaje się wyczuwalny; łączy się z mydlanością (wiele wyjaśnia fakt, iż zastosowano olej kokosowy). Co ciekawe, mimo iż Deli Grano są niezaprzeczalnie pikantne, ostrość stoi dopiero za klasyczną, nieprzesłodzoną ciastkowością.
Orkiszowe ciastka z kalafiorem Deli Grano są bardzo dziwne, niemniej w owej dziwności nawet nie dobre, ale wręcz pyszne. To pierwsze nieprzesłodzone ciastka Dr Gerarda, jakie spotkałam (czyli da się!). Z uwagi na dodatek pikantnych przypraw powodują pieczenie języka, na szczęście umiarkowane. Smakują jednocześnie ciastkami zbożowymi i przyprawą do kurczaka. Są przyprawowo bogate.
Mimo iż ciastka z przyprawami okazały się zawilgocone i przetłuszczone, zachwyciły mnie treściwością i skłonnością do szybkiego ciastowienia. Zastosowano w nich idealny splot słodyczy z ostrością. Co ważne: nie mordują żołądka. W teorii są kontrowersyjne, ale w praktyce – wcale. Pomyślcie o pieczonym kurczaku z chrupiącą skórką natartą pikantnymi przyprawami i miodem. To nic okropnego, czyż nie? Gdyby nie irytująca nuta mydła wynikająca z oleju kokosowego, Deli Grano z kalafiorem otrzymałyby 6 chi.
Ocena: 5 chi ze wstążką
Skład i wartości odżywcze:
Skład: mąka z pszenicy orkisz 42,3%, olej kokosowy 22%, płatki owsiane 21,6%, cukier trzcinowy, mąka z kalafiora 4%, pasteryzowana masa jajowa, przyprawy (sól, papryka ostra, kmin rzymski, kolendra, pieprz czarny, cynamon, liść laurowy, gałka muszkatołowa, goździki, chili). Produkt może zawierać: mleko, soję, orzeszki arachidowe, siarczyny i inne orzechy.
Kalorie w 100 g: 482 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 26 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 20 g), węglowodany 52 g (w tym cukry 8 g), białko 8 g, sól 0,34 g.
Co do wstępu: szczerze mówiąc chętniej zjadłabym chipsy ziemniaczane oblane czekoladą niż zwykle listki czekolady uformowane jako chipsy… Chipsy w czekoladzie byłyby ciekawsze :D czekoladę z solą też bym wciągnela, za to za słodkimi chrupkami nie przepadam.
Przechodząc z kolei do ciastek, myślałam że to będą zwykle ciastka na slodkov :o kalafior ma na tyle delikatny smak że nie wydawał mi się dziwnym dodatkiem do słodkich ciastek, ale kurczakowe ciastka? To już wydaje mi się dziwne :D kojarzy mi się bardziej z karmą dla psa xD niby to co opisujesz może smakować dobrze, ale nie pasuje mi tu oczywiście ta mydlaność i pszennociastkowość… Nie wiem, jakoś gryzie mi się to z kurczakiem. Cieszę się że jednak nie kupiłam tych ciastek bo się nad nimi zastanawiałam :p
Myślę, że jednak warto :P
Ja ich nie odbieram (na zamysł, bo nie jadłam i nie zamierzam) jako kontrowersyjne, a jako odrzucające. To tak jak jakoś brzydzi mnie popularne w internecie swego czasu lody z kalafiora, a i nawet (to już nieobrzydliwe, ale po prostu nieciekawe dla mnie) „lekka pizza z kalafiora”. A kalafiora uwielbiam, ale z pary. Piec nie piekę, bo nie lubię piec. Surowego też mogę zjeść, ale kocham z pary, takiego „al dente”. Samego albo z przyprawami, ziołami.
Mama mnie mocno ciśnie, co też myślisz o Jeżykach i biedna nie może przeżyć, że jeszcze się za ich recenzje nie wzięłaś. :P Jest tyle Jeżyków, jedno ciastko ma w sobie tyle, a mnie… wydawały się od zawsze piekielnie nudne.
I nawet… te zrecenzowane jakieś nudne się wydają. Bo ciastka? Możliwe, ale obecnie nie chciałabym nawet kalafiorowej czekolady typu GR. Zottera, ale nadziewanego, bym rozważyła. Tłuszczowo-wilgotne? Meh.
Nudne i podejrzane. Bo orkiszowe? Kiedyś kupiłam płatki takie dla spróbowania i mi nie podeszły, były kartonowo-mdłe. Mama ostatnio wypatrzyła ciastka orkiszowo-miodowe, ale też podejrzliwie nie wzięłyśmy ich dla niej. Uznałam, że i tak pewnie smakują jak pszenne. I te kalafiorowe też jak pszenne? W sumie można się było spodziewać, choć myślałam, że pójdą w bardziej shortbreadowym kierunku. Przyprawa do kurczaka? O nie, ostatnio czułam jej nutę w czekoladzie i skłaniam się ku uznaniu, że jej nie lubię… mogłabym tolerować w czymś dobrze zrobionym, to jednak wiem.
Mydło… Właśnie! Olej kokosowy. Masz wrażenie, że są dwa? Ten taki zdrowy, co trochę jak zimne ognie i rzygowiny smakuje (ten olej w słoikach, konsystencja stała), ale też inny, jakby „mydliny po wiórkach”? Taki mleko-olej? Jakby wydzielający się? (Czasami czuję to w kokosowych czekoladach). No, oczywiście nie mówię o kokosowym-palmowych śmieciu.
Pikanteria za czymś innym – i znów, ostatnio też na coś takiego trafiłam. To akurat na plus. Przytoczony kurczak, mimo że za kurczakiem średnio przepadam, brzmi w porządku, ale… bez emocji o tym myślę, jak i o ciastkach. Dobrze jednak wiedzieć, że takie są.
Swego czasu baaardzo chciałam zrobić pizzę z kalafiora, ale wygrały lenistwo i niechęć do gotowania. Tak czy owak, wizja pizzy z kalafiora zdecydowanie mi odpowiada i nadal chciałabym szamnąć sztukę w ramach testu.
„Mama mnie mocno ciśnie, co też myślisz o Jeżykach i biedna nie może przeżyć, że jeszcze się za ich recenzje nie wzięłaś. :P Jest tyle Jeżyków” – i właśnie przez to, że jest ich dużo, nie mogę się zebrać w sobie :( Nie chcę zaczynać recenzji od środka ani końca. Z kolei zrecenzowanie podstawowych smaków wiąże się z wewnętrznych przymusem śledzenia i kupowania nowości i limitek.
Mam za małe doświadczenie z olejem kokosowym, żeby Ci odpowiedzieć. Czystego ze słoika nigdy nie próbowałam.
Ja próbowałam, bo jak już mi jakiś tłuszcz był jakiś czas temu, to go miałam. Skończyło się na tym, że małego słoika i tak nie zużyłam przez 5 lat (tak, wiesz, jak dużo gotuję, a już jak bardzo tłusto) i… ekhem. No, ale mi chodziło raczej o wyczuwalność w różnych słodyczach i takich skojarzeniowych kwestiach, o odbiór. Bo też przecież go łyżeczką ze słoika nie wyjadałam.