Uwielbiam nadzienie nugatowe w słodyczach, ponieważ cenię smak orzechów laskowych i wykonanej z nich pasty. Nie potrafię jednak powiedzieć, czy lubię sam nugat. Klasycznego nie jadłam nigdy. Miałam okazję wgryźć się wyłącznie w turron, czyli wersję włoską – w odsłonach twardej, miękkiej i czekoladowej – która znacząco różni się od biało-beżowego nugatu wyglądającego jak pianka z białek jaj.
Małe kostki nugatowe łączące czekoladę z pastą z orzechów laskowych trafiły w moje ręce dwukrotnie, za każdym razem dzięki tacie (dziękuję!). Elegancką paczuszkę Ildefonso nougat przywiózł mi z Austrii. Są to oryginalne wiedeńskie cukierki nugatowe. Łączą nugat jasny i ciemny. Opis brzmi dokładnie: Ciemny (50%) i jasny (38%) nugat z polewą tłuszczową na bazie kakao. Wszystko fajnie, tylko ta polewa…
Ildefonso nougat – wiedeńskie cukierki nugatowe
Z uwagi na kolorystykę opakowanie Ildefonso nougat przywiodło mi na myśl orzeźwiające cukierki lodowe. Ukazane na nim hasło zart schmelzend oznacza miękko się topi. Nie wyobrażacie sobie, jak doskonale oddaje rzeczywistość! Nie sposób złapać nugatu w palce, nie odciskając śladu. Kiedy odnotowałam tę cechę, zrozumiałam, że jedzonych w przeszłości kostek nugatowych Bajadera Hazelnut Almond Nougat nie poznałam należycie. Widocznie za degustację zabrałam się za późno, bo trafiłam na skamieliny.
Ildefonso nougat marki Manner dostarcza 580 kcal w 100 g.
Wiedeński cukierek nugatowy waży 10 g i zawiera 58 kcal.
Kostki nugatowe pachną wyraziście laskowoorzechowo, naturalnie gorzkawo, delikatnie słodko. Nie oddają świeżych orzechów, lecz gęstą masę laskowoorzechową, która przywodzi na myśl obłędne turrony. Z czasem do naturalnej goryczy dołącza wątek syntetyczny.
Polewa kakaowa – czy raczej polewa tłuszczowa na bazie kakao; fuj – jest tak miękka, że wystarczy delikatnie ją dotknąć, a od razu się wgniata. Jest śliska, miękka, tłusssta. Topi się w palcach, więc w ustach tym bardziej.
Podejrzewałam, że tak niestały i łatwo topniejący twór będzie aksamitny. Nic z tego. Ciemna warstwa daje się poznać jako drobnoziarnista, acz w ramach rozsądku. Nie ma niczego wspólnego z czekoladą. To przebrzydle tłusta masa. Smakuje wyraziście kakaowo, gorzko, sztucznoorzechowo. Gorycz nawet nie udaje naturalnej orzechowej. Jest sztuczna po całości, nieznośna, odpychająca.
Jasna warstwa ma tę samą konsystencję. Jest przetłusta i delikatnie ziarnista proszkiem. Nie czuć w niej kakao. Oferuje gorzkie jak trucizna i słodkie cukrem orzechy laskowe z pasty wykonanej w laboratorium.
Wiedeńskie cukierki nugatowe Ildefonso nougat okazały się potworne. W ustach rozpływają się momentalnie. Są potężnie oleiste, za to ani trochę gęste. Tłustość i błyskawiczne topnienie fundują ułudę bagienka, jednak nie dajcie się zwieść – kostki po rozpuszczeniu znikają. Oferują rzężącą proszkowatość.
Cukierki nugatowe smakują pastą laskowoorzechową, kakao, torbą cukru i ogromną, przejmującą, obrzydzającą goryczą. Nic widzę w nich niczego pozytywnego poza chwilowym przebagnem, niestety oszukanym. To pseudoekskluzywne paskudztwo, zupełnie niezasługujące na uwagę.
Ocena: 2 chi
Skład i wartości odżywcze:
Skład: cukier, orzechy laskowe (29%), masło kakaowe, masa kakaowa, tłuszcz palmowy, odtłuszczone kakao w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, masło klarowane, emulgator: lecytyny (soja); naturalny aromat. Może zawierać śladowe ilości innych orzechów.
Kalorie w 100 g: 580 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 39 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 15 g), węglowodany 50 g (w tym cukry 47 g), białko 5 g, sól 0,01 g.
Jadlam niedawno cukierka z Marabou wykonanego właśnie z jasnego i ciemnego nugatu (bez polewy). On też był niezwykle tłusty i topił się w palcach, ale cechowała go gładkość i kremowosc, a smak… Obłęd: słodycz, naturalne orzechy laskowe, trochę kakao… No bajka! I ta konsystencja… Spodziewalam się że tutaj będzie identyczna sytuacja w jeszcze piękniejszej formie, ale gorycz i sztuczność zaprawione cukrem brzmią tak obrzydliwie że aż odechciewa się żyć :( jak widać wygląd nie zawsze idzie w parze ze smakiem :D
Co do nugatu to bardzo lubię właśnie taki w tej formie (z Marabou oczywiście, nie ten o którym piszesz :D) czyli taki krem z orzechów laskowych jak w Merci. Nugat z białek w formie pianki lubię tylko jako gumka w batonach Mars, za to kiedyś jadłam taki baton z Lidla z samego nugatu, orzechów i wafla po bokach i mi nie smakował, sam cukier :( turron jadłam tylko też podobny do tego batona z Lidla więc nie zostałam jego fanką :/
„Kiedyś jadłam taki baton z Lidla z samego nugatu, orzechów i wafla po bokach” – utożsamiam go z czystym, „najprawdziwszym” nugatem. Nie wiem, czy słusznie. Na pewno go kiedyś zjem. Jest na mojej liście spróbunkowych obowiązków.
Do nugatu typu dziś przedstawionego zraziłam się chyba po całości :/ Marabou czy nie, nie chciałabym. Btw, kiedy recenzja?
29 sierpnia :D
Czegoś, co wygląda jak warstwowa kremo-pianka też nie jadłam, ale nie żałuję. Znaczy… żeby dowiedzieć się, co to właściwie, dostałabym gdzieś na pewno najprawdziwszy, spróbowałabym, by poznać. Nie wydaje się to, jak opisywany produkt, moje. Ogólnie też nadzienia nugatowe w sumie lubię, oczywiście dobrze zrobione. Co jest nugatem? Chyba z nim jak z czekoladą – tyle tego jest; nie ma jednego właściwego nugatu.
Co do „pewnie skamieniałych” wspomnianych. Też nie wiadomo. Może różne marki robią różne? Bo jeśli wszystkie miałyby topić się tak miękko jak te, po co o tym pisać na opakowaniu? To tak jakby na marsowych batonach pisać „jest słodki!”. Przypomniały mi się nugaty Zottera. Jego tabliczkowe są niewątpliwie twarde i na pewno takie mają być. Ostatnio zmienił nazwy na „praline”. I znów… nazewnictwo. Co ma być czym? Ech. Dzisiaj Mama zrobiła mi wykład na temat tego, czego oczekuje od ptysiów, a czego od eklerów. Dla mnie to… to jakiś Meksyk! W dodatku tequilą polany i solą zasypany. Ale… znów odbiegam. Czuję się jak jakiś dziadek, który snuje bez końca opowieści o niczym. Mogę jeszcze bardziej się pilnować, jak Ci to przeszkadza.
Skojarzyły mi się z lodowymi kostkami i od razu się skrzywiłam.
Wiesz, że mi to na pierwszy rzut oka wygląda na coś proszkowego, a nie aksamitnego?
O nie, tłusto-kakaowa masa. Do tego sztuczność i… gorzkość nieadekwatna. Okropność. Ostatnio trafiłam i na smakową tłuszczowość kakaowej polewy, nastawiając się na tanią, ale jednak czekoladę, potem na gorycz orzechów, ale… żeby tak nieładnie męczyć wszystkim tym w jednym produkcie? Na moje nerwy tego byłoby za dużo.
Kolejny (po)twór (pokochałam to określenie, a przy zającu zapomniałam o tym napisać) kakaowo-cukrowy? Biedna, że tak trafiałaś.
Tak sobie pomyślałam, że to właśnie dla mnie najgorsza możliwa konsystencja. Tłuste, błyskawicznie znikające coś – lubię jeść długo, więc psychicznie się nie najem (ale i w ogóle się nie najem, bo do człowieka dociera, że się czymś najadł po pewnym czasie; a tego… nie byłabym pewnie w stanie w siebie większej ilości wepchnąć), a poczuję zastrzyk tłuszczu, tłuszcz wszędzie, łapy zabrudzę, a jakby bez „faktu jedzenia”. I tak zostanę z niesmakami i dolegliwościami. Potworność.
Nie podobają mi się nugaty same w sobie. Uczekoladowione, twarde jako cała tabliczka z miazgą / tłuszczem kakaowym albo jako nadzienie, element czegoś taak, ale tak osobno? Nope.
Pomyślałam też, że zawsze sobie myślałam, że np. w Marsie to nugat tylko „tak sobie nazwany przez producenta”. Może jednak nie? W moim odczuciu równie zły. xD
I tak oto wypełniłam dzienny przydział czasowy na czytanie książek :D ;*
A tak pięknie wygląda:)
Zawsze trzeba być czujnym i lekko nie dowierzać temu, co się widzi!