Z zagranicznych podróży dostaję od taty przede wszystkim tabliczki czekolad i ciastka. Ostatnia paczka była jednak inna od dotychczasowych. Poza standardowymi czekoladami otrzymałam batony (unicornowe Bobby Chocolate), owoce w czekoladzie i rurki z kremem w czekoladzie (dziękuję za wszystko!). Nie wiem, który z produktów zaskoczył mnie najbardziej. Nie umiem też zdecydować, który wzbudził największą ekscytację. Kandydaci do medalu byli oczywiście dwaj: batony czekoladowe i rurki z kremem.
Rurki Rondessa to produkt austriackiej marki S.Spitz. Tato wybrał dla mnie dwie wersje smakowe: mleczną Rondessa Milch i kokosową Rondessa Kokos. (W internecie znalazłam też orzechową i owocowe, m.in. truskawkową, jagodową). Dzięki odległym terminom ważności mogłam czekać z degustacją nawet do października, ale nie chciałam, bo znam specyfikę mojego mieszkania AKA sauny wiosną i latem.
Rondessa Milch rurki mleczne w czekoladzie
Rurki z nadzieniem mlecznym Rondessa Milch są potencjalnie problematyczne wagowo, ponieważ kartonik zawiera aż 200 g. Na szczęście słowo-klucz to: potencjalnie. W rzeczywistości bowiem opakowanie mieści osiem wygodnych paczuszek liczących 25 g, co przekłada się na dwie rurki w czekoladzie. Idealnie.
Finest Bakery Rondessa Milch od S.Spitz dostarczają 518 kcal w 100 g.
Waflowe rurki mleczne w czekoladzie ważą 25 g w 2 sztukach i zawierają 129 kcal.
Rurki waflowe Rondessa Milch pachną Mleczną Czekoladą Idealną. Ponieważ do głównego wątku szybko dochodzi mleczna nuta nadzienia, kompozycja staje się kinderkowa. Tak oto uroczą mleczną czekoladę wspierać zaczyna czekolada biała, słodka, dziecięca. Jestem przekonana, że gdybym wąchała rurki z zamkniętymi oczami, odniosłabym wrażenie, że stanowią oryginalny produkt z linii Kinder.
Degustację rurek z kremem mlecznym odbyłam w przedostatnim dniu maja, gdy jeszcze nie było upałów. (Później było ich niewiele więcej. Pogoda w tym roku nie dopisała). Okazało się jednak, że nieprzesadnie wysoka temperatura na zewnątrz nie przeszkodziła im w rozpoczęciu procesu rozpuszczania. Musiałam gimnastykować się nad układaniem rurek podczas wykonywania zdjęć. Przy okazji zauważyłam zamierzchłe ślady dotknięcia wysoką temperaturą w postaci szarego nalotu pokrywającego nieznaczną część czekolady, być może wynikające z warunków przewozowych z Austrii do Polski.
Mimo iż nie przepadam za rurkami w czekoladzie – preferuję wypełnione kremem, ale bez polewy – Rondessa Milch skradła moje serce. Już w przekroju widać, że składa się z grubego, wielowarstwowego płata waflowego. Nadzienia też nie poskąpiono. Wypełnia rurki szczelnie i ma apetyczny kolor. Słodycze S.Spitz są odpowiednio twarde i chrupiące. Podczas łamania stawiają opór.
Mleczna czekolada pokrywająca rurki nie zajmuje dużo miejsca. Jest cienka i łatwa do zgryzienia. Daje się poznać jako lepka, tłusta i plastyczna. W ustach rozpuszcza się szybko. Nawet w skromnej porcji raczy degustatora cudowną gęstością i rasowym bagienkiem. Smakuje słodko i mlecznie do kwadratu. Ja – entuzjastka rurek waflowych nieoblanych – zaczęłam żałować, że producent nie zastosował jej więcej.
Skoro Rondessa Milch to gatunkowo rurki, płaty waflowe powinny stanowić najmocniejszy punkt kompozycji i być wzorowe. Iii… dokładnie tak jest. Pergamin waflowy poowijany wokół siebie okazał się leciutki, zwiewny, kruchuteńki. W połączeniu licznych warstw tworzy gruby i chrupiący wafelek, który chroni krem. Smakuje pszennie i słodko. Jest cudowny, wspaniały, doskonały.
Dobre wafle stanowią połowę sukcesu. Ale co z kremem? Cóż, w rurkach Rondessa Milch jest… obłędny, po prostu. Miękki, gęsssty, zwarty, idący w stronę drożdżowości. Czuć w nim proszek, przy czym na tle mocnych zalet nie ma to znaczenia. Mimo iż stanowi gęstą masę, nie przemienia się w bagienko. Smakuje tak mlecznie, że aż wywołuje do tablicy białą czekoladę. Z czasem smakuje już wyłącznie nią.
Austriackie rurki z nadzieniem mlecznym Rondessa Milch to jeden z najlepszych zagranicznych słodyczy otrzymanych od taty. I to kiedykolwiek. Są chrupiące i kruche od zewnątrz, tłuste, drożdżowe w gęstości i miękkie wewnątrz. Stanowią rurkowy odpowiednik Kinderków. Podobnie do dziecięcego produktu Ferrero pod względem słodyczy szybko przekraczają poziom przyzwoitości. To ich jedyny minus.
Z przyjemnością stwierdzam, iż rurki waflowe Rondessa Milch są najbardziej kinderkowym słodyczem spoza serii Kinder, jaki miałam okazję poznać. W momencie pisania recenzji zostało mi jeszcze kilka paczuszek liczących 25 g, niemniej już zaczynam pogrążać się w żałobie. Chcę więcej!
Ocena: 6 chi
Skład i wartości odżywcze:
Skład: cukier, pełne mleko w proszku (17%), tłuszcz kokosowy, mąka pszenna, odtłuszczone masło kakaowe, oleje roślinne (rzepakowy, palmowy), cukier mleczny, masa kakaowa, mleko w proszku, słodka serwatka w proszku, środek utrzymujący wilgoć: sorbit, całe jaja, białka jaj w proszku, emulgator: lecytyna (soja), sól kuchenna, naturalny aromat waniliowy i inne naturalne aromaty. Może zawierać orzechy (i skorupki) i orzeszki ziemne.
Kalorie w 100 g: 518 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 27 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 17 g), węglowodany 61 g (w tym cukry 52 g), białko 6,8 g, sól 0,3 g.
Powiem tak jestem niemile zaskoczona bo każda rurka jest zapakowana oddzielnie :(,tyle śmieci:(.
Nie każda, bo są pakowane po dwie. Dla mnie to ogromny plus.
Jeśli chodzi o rurki to też wolę wersje nieoblane, z samym tylko kremem w środku. Ale skoro mówisz że tu nawet Ty zaczęłaś żałować że czekolady jest tak mało… Hmmm, może jednak i mnie by się to spodobało :D wafelek brzmi też cudownie, już myślałam że krem zakończy dobrą passę, a tu jednak każdy element jest bez zarzutu :D naprawdę się tego nie spodziewałam, myślałam że co najmniej jedną rzecz zawali :D więc dziwię się że ocena to „tylko” 6 chi, spodziewałam się unicorna :D
Na uni za słodkie.
Rurki z kremem nie pasują mi do czekolady. Niemniej, jak zobaczyłam ostatnio rurki w czekoladzie w Lidlu, od razu pokazałam Mamie i kupiła sobie z pomarańczowym kremem. Orzekła, że i dla niej rurka to raczej bez czekolady.
Te pewnie i tak mogłyby ją zaciekawić.
To miłe, że także odrobina zgryziona może być bagienkiem. Zazwyczaj chyba w takich słodyczach, jak czekoladę ta się zgryźć, to idzie w plastikowy opiłek, nie?
Haha, zmarszczyłam brwi na drożdżową konsystencję kremu, doczytałam o proszkowości („o, już lepie”), a Ty proszkowość zaklasyfikowałabyś jako wadę (ale nie tu, chodzi mi ogółem). Ach, my. <3
Od razu wyjaśnię: sama konsystencja drożdży nie wydaje mi się zła, ale zmarszczyłam się, bo ogólnie w takiej rurce mogłabym ją źle znieść, gdyby za rzadko-śliska była.
Co musiałyby zrobić, by dostać unicorna? Czy rurka w czekoladzie to po prostu produkt nieunicornowy?
Btw No tak, bo takich produktów to do sklepów ze słodyczami zza granicy dać nie mogą. Po co? Lepiej zwozić Milki, Rosheny i Nestle! (Wiem, zaraz na mnie nakrzyczysz, że Milkę wypisałam obok Roshena, ale nie chodzi mi o ich jakość – produktów Milki po prostu mamy mnóstwo na rynku, stąd ona tam.)
Drożdżowa konsystencja nie jest ani rzadka, ani śliska ;>
Mniej cukrowości i byłby unicorn.
Nie jest, ale nie napisałaś, że krem jest po prostu drożdżowy, a „miękki, gęsssty, zwarty, idący w stronę drożdżowości.” Ostatnio Mama jadła rurki, w których na oko krem był dość rzadki, więc rurki kojarzą mi się równie dobrze z sucho-zwartymi kremami, jak i takimi rzadkimi, więc na Twoją „miękkość” od razu wyobraziłam sobie taką miękką, fafłatą gęstość-niegęstość, rozrzedzoną. Nienawidzę miękkich, rzadkich i śliskich kremów, więc napisałam, że gdyby była za bardzo taka, to nie podobałaby mi się. Napisałam też, że nie uważam drożdżowej konsystencji za złą, więc oczywiste, że nie uważam drożdżowej konsystencji za rzadką.
PS Zawsze od jakiegoś czasu się zastanawiam, gdy piszemy „mniej cukru…”, co by w jego miejsce upchnął producent. Lidl świeci przykładem! Mniej cukru? No problem! Więcej syropów. Mniej soli? Wali glutaminian sodu i inne dziwa. Też jesteś za tym, by już chociażby obniżać cukrowość, robiąc nieco mniejsze gramatury?
Taak, zdecydowanie lepiej wytworzyć mniejszy produkt, niż walić wcale nie lepsze zamienniki :/
Przypominają Ameo Crispy Rolls? Kupuję ich bardzo dużo, a recenzowane rurki widziałam na stoisku targowym. Może znalazłaś mi budżetowy zamiennik?
Mają znacznie miększe (i przez to lepsze) nadzienie od Ameo, ale w całokształcie tak, przypominają :)
Dziękuję!