Cóż może być lepsze od rurek nadziewanych kremem i oblanych mleczną czekoladą? Przed degustacją austriackiej propozycji Rondessa Milch powiedziałabym, że rurki nadziewane kremem nieoblane czekoladą. Po fakcie jednak nie jestem pewna. Nie spodziewałam się, że zagraniczne słodycze wyglądające na zwykłe i marketowe będą aż tak dobre. A tym bardziej, że pożałuję, iż ważą tylko 200 g.
Przedwczesne i bolesne rozstanie z wersją mleczną osłodzić mi miała kokosowa siostra: rurki nadziewane Rondessa Kokos. Oba produkty otrzymałam niedługo po rozpoczęciu kwarantanny koronawirusowej od taty, który w zimie był na nartach w Austrii i od tego czasu trzymał dla mnie słodką niespodziankę. Dziękuję zarówno za pamięć, jak i za powstrzymanie się od bezczelnego wyżarcia zawartości paczki.
Rondessa Kokos rurki kokosowe w czekoladzie
Rurki kokosowe Rondessa Kokos miały termin przydatności do spożycia nieco odleglejszy od mlecznych, co sprawiło, że zachowały się odrobinę lepiej. Mleczna czekolada zwieńczająca zakończenia nie była tak skora do przedwczesnego topnienia jak w wariancie mlecznym. Poza tym jednak rurki okazały się niemal identyczne. Mają nawet podobne odcienie kremów, więc z zatkanym nosem można by je pomylić.
Finest Bakery Rondessa Kokos od S.Spitz dostarczają 504 kcal w 100 g.
Waflowe rurki kokosowe w czekoladzie ważą 25 g w 2 sztukach i zawierają 126 kcal.
Rondessa Kokos roztacza zapach słodki, kokosowy i czekoladowy w sposób nieokreślony. (Innymi słowy: niekoniecznie mlecznoczekoladowy). Przy czekoladzie pojawia się intrygująca kurzowość. Drugi plan aromatu wydał mi się zabawny, bo odnalazłam w nim soczyste słodko-kwaśne jabłka.
Może i czekolada na kokosowych rurkach waflowych rozpuszcza się mniej niż na mlecznych, wciąż jednak jest lepka, tłusta i klejąca. Z uwagi na cienkość trudno zgryźć ją z powierzchni bez zatrzymania paru fragmentów wafla. Czy to oznacza, że przylega mocniej niż w wersji mlecznej? Jestem pewna, że tak (różnica może wynikać z odmiennych dat ważności). Jest tłusta i raczej gęsta. Smakuje słodko i mlecznie. Już nie kinderkowo, wszak odszedł wątek mleczności kremu. Ma posmak tytułowego kokosa.
Rurki z nadzieniem kokosowym składają się z cienkiego i idealnie kruchego, chrupiącego pergaminu waflowego, którego zwoje zostały zwinięte w rulon. Pergamin jest delikatny, ale gdy zbierze się dużo warstw, stawia lekki opór zębom i nadaje kompozycji treściwość. Smakuje bardzo słodko, tym razem odczuwalnie cukrowo. Uważam, że lepszy byłby neutralnie pszenny.
Zanim przejdę do omówienia nadzienia Rondessy Kokos, zadam pytanie miłośnikom kruchych rurek waflowych. W jaki sposób jadacie rurki? Chrupiecie całość jak cywilizowani ludzie czy bawicie się jedzeniem – choć przedszkolanka pouczała, że nie wolno! – i odwijacie pergamin waflowy, aż zostanie sam krem?
Pod względem cudowności konsystencji nadzienia Rondessa Kokos nie ustępuje wersji mlecznej. Może nawet delikatnie ją przewyższa (co również może wynikać z odmiennych dat ważności). Kokosowy krem jest ponadprzeciętnie gęsty, w pełni drożdżowy. Ma smak bezalkoholowego likieru kokosowego z mlekiem (syropu kokosowego z mlekiem?). Jednocześnie smak jest bardzo delikatny, wyciszony.
Nadzienia zastosowano w rurkach waflowych bardzo dużo, dzięki czemu wypełnia chrupiące tunele szczelnie. Okazało się pyliste miękkim pyłem, podobnie do nadzienia mlecznego.
Rondessa Kokos to kolejny słodycz w zbiorach, który przekracza wagą moje upodobania – liczy 200 g – niemniej nie zamierzam go oddawać. Ba! kiedy się skończy, będę płakać, tupać i krzyczeć.
Rurki stanowią idealne połączenie kruchości i chrupkości z drożdżową gęstością i treściwością. Są delikatniejsze smakowo od mlecznych, przez co odrobineczkę gorsze, ale i tak nie obraziłabym się za kolejny kartonik. Albo kilka. Jeżeli będę miała okazję upolować w przyszłości te bądź inne warianty smakowe, nie zawaham się ani sekundy. Chętnie też zlecę polowanie tacie, który nawiedzi Austrię szybciej niż ja.
Ocena: 6 chi
Skład i wartości odżywcze:
Skład: cukier, cukier mleczny, tłuszcz kokosowy, mąka pszenna, skrobia pszenna, masło kakaowe, pełne mleko w proszku, mleko kokosowe w proszku (2,7%), masa kakaowa, odtłuszczone mleko w proszku, olej palmowy, całe jaja, białka jaj w proszku, środek utrzymujący wilgoć: sorbit, emulgator: lecytyna (soja), sól kuchenna, maltodekstryna, naturalny aromat, ekstrakt waniliowy. Może zawierać orzechy (i skorupki) i orzeszki ziemne.
Kalorie w 100 g: 504 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 24 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 18 g), węglowodany 68 g (w tym cukry 50 g), białko 3,5 g, sól 0,16 g.
Jeśli chodzi o zadane pytanie: ja zawsze chrupie rurki w całości, nie bawię się w odwijanie wafelka i wyjadanie samego kremu. Dla mnie te elementy zdecydowanie lepiej smakują razem niż osobno :D
Po samych rurkach spodziewałam się takiej samej oceny jak wczoraj, może nawet ciut niższej. Jakoś tak mleczny wariant wydaje się ją pierwszy rzut oka bardziej smakowity przez podobieństwo do Kinderkow ^^
Ja odwijam :P
Mnie ciekawi jedna rzecz… czy gdyby takie rzeczy u nas w marketach od lat były i np. pół liceum zajadałabyś się tymi rurkami, to nadal by aż tak zachwycały czy po prostu wpływ na odbiór ma fakt, że tego się jeszcze nie jadło. To nie czepialstwo oczywiście, bo po sobie zauważyłam, że jak trafię czasem w czekoladzie na dziwną nutę, to czekolada może mi smakować bardziej właśnie ze względu na to, że tego jeszcze nie czułam.
Miłośniczką rurek nie jest, ale lata temu, jak czasem je jadałam nie wyobrażałam sobie jedzenia każdej rurki tak samo. Robiłam wszystko, by jeść je na różne sposoby, większość koniecznie rozwijając.
To pytanie sprawdzające, jak uważnie kto czyta? Bo tak w środku… :>
Krem gęsto-drożdżowy z pylistym efektem – i wszystko jasne, wiem, że na ten bym nie narzekała (w czasach, gdy jadałam rurki). Lubię, gdy w słodyczach kokos idzie w likierowym kierunku, ale gdy zatrzymuje się w momencie, że nim nie wali. To dobry przykład aromatu, który mi nie przeszkadza.
Brzmią dobrze, a nawet bardzo i wiele bym dała, by móc je kiedyś kupić i podarować Mamie, bo to byłby prezent-pewniak. Ja bym nie spróbowała, ale co tam.
Wydaje mi się, że nadal bym się zachwycała, ponieważ:
1. Jest wiele słodyczy, które jadałam w przeszłości chętnie i często, a które lubię i jadam również dziś.
2. Nie wszystkimi słodyczami z zagranicy się zachwycam. Możliwe nawet, że mniejszością.
Tak, też mam takie, ale odnoszę się konkretnie do rurek w czekoladzie. Np. zachwycił biały sojowy Zotter, który smakował anyżowo-waniliowym zakalcem, ale gdybym wróciła czy miała go jeść zbyt często dopuszczam, że przestał by mnie już tak zachwycać. Po prostu wolę wracać do ciemnych. Tak samo tu: może element ciekawości by opadł i wolałabyś wracać do rurek nieoblanych. Nie pisałam nic o słodyczach z zagranicy, tylko o elemencie „ciekawostkowym”. Według mnie kraj wyrobu nie ma znaczenia, myślałam, że o tym akurat wiesz.
Dawno nie jadłam jakichkolwiek rurek, ale w dzieciństwie zawsze je jadłam odwijając i pamiętam, że tata często kupował takie na wagę (zarówno suche, jak i z nadzieniem jakimś śmietankowym). Te wydają się smakowite i mam podejrzenie, że bardzo podobne widziałam w szafie z przysmakami u rodziców, sprawdzę to przy najbliższej okazji ;)
Sprawdź bardzo dokładnie, najlepiej zębami :D