Dlaczego określamy siebie poprzez znaki zodiaku? #DylematyFilozoficzne

W 2020 roku zachodnie kanały rozrywkowe na YouTubie – być może również polskie; nie oglądam – ogarnęła moda na znaki zodiaku. Nie tylko rozprawia o nich co druga osoba opowiadająca historie i dająca subskrybentom porady, ale również na ich podstawie zaczęto określać siebie i innych. Robicie to lub tamto? Zachowaliście się tak bądź inaczej? Wszystko dlatego, że jesteście właśnie tymi znakami zodiaku!

#DylematyFilozoficzne – statut

  1. Myśli przedstawione we wpisach z serii #DylematyFilozoficzne nie są moimi poglądami. Mogą się nimi stać, kiedy przemyślę daną sprawę i wyciągnę wnioski. Do tego czasu jednak traktuję je wyłącznie jako zarzewie dyskusji, w wyniku której będę mogła spojrzeć na ich przedmiot z innej perspektywy.
  2. Prezentując myśli, niemal zawsze – mniej lub bardziej – skłaniam się ku jednej z wymienionych opcji. Nie znaczy to, że stoję za nią murem. Przy nieśmiałych tezach stawiam znaki zapytania, a wiele myśli formułuję jako pytania, niekiedy dlatego, że ich nie rozumiem.
  3. Myśli ze wpisów z serii #DylematyFilozoficzne są nowe bądź stare-ale-porzucone, przez co nie zostały rozwinięte. Publikuję je, by miały szansę rozwinąć się w dyskusji z wami.
  4. Nie wszystkie wpisy z serii #DylematyFilozoficzne rzeczywiście są dylematami filozoficznymi. Kwestie filozoficzne traktuję jako synonim tematów skłaniających do refleksji.

Dlaczego używamy znaków zodiaku do określania siebie nawzajem?

Znaki zodiaku kiedyś i dziś

Kiedy byłam dzieckiem wchodzącym w wiek nastoletni, znaki zodiaku miały dla mnie znaczenie z uwagi na horoskopy zamieszczane w młodzieżowych magazynach. W końcu musiałam wiedzieć, czy w nadchodzącym tygodniu będę sobie radziła w szkole i – co zdecydowanie ważniejsze – czy po dziesięciu latach cierpliwego czekania wreszcie poznam przyszłego męża i stworzę związek do końca życia.

Obecnie horoskopy traktuje się z przymrużeniem oka, przynajmniej w środowisku, w którym się obracam. Nie znaczy to jednak, że wraz z nimi umarło zainteresowanie znakami zodiaku. Jak wspomniałam we wstępie, jest wręcz odwrotnie. Nowa fala popularności wynika z cech charakteru przypisywanych osobom noszącym konkretne znaki. Przykładowo baran jest przywódczy, byk stały, panna staranna (nawet nie czuję, że rymuję), a lew wielkoduszny (dobre sobie). W efekcie każde zachowanie przesiewane jest przez zodiakalne sito i tak oceniane. A co nie pasuje, to się pomija, w końcu nie musi pasować wszystko. Irytujące.

Lubimy się określać jako części grup, ale nie tylko

Z jednej strony lubimy się określać w odniesieniu do innych jako podobni do nich i przynależni do tych samych grup co oni. Kiedy powstały portale takie jak Nasza-Klasa czy Facebook, nie bez satysfakcji dołączaliśmy do grup typu blondyni, niebieskoocy, mieszkańcy miasta X, miłośnicy kotów, czytelnicy literatury pięknej, posiadacze dwóch rąk. Wszyscy – nawet introwertycy i osoby nieprzepadające za ludźmi – jesteśmy społeczni, dlatego lubimy czuć przynależność i określać się jako części wybranych grup.

Z drugiej strony lubimy się określać w odniesieniu do ludzi jako zupełnie inni, wyjątkowi, niepowtarzalni, oryginalni. Nawet jako członkowie grupy blondyni nie chcemy być dokładnie tacy sami, jak inni blondyni. Stanowimy mieszanki przeróżnych cech, które w całokształcie wypadają mniej lub bardziej oryginalnie. W dążeniu do bycia zupełnie innymi od reszty warto jednak pamiętać, że u podstaw składamy się z tych samych cech. Po postu zestawiamy je ze sobą w odmienny sposób.

Przykład: Julka i Wiola lubią czytanie książek, pływanie, śpiewanie i biwakowanie. Obie chcą być nauczycielkami. Obie też marzą o mężu, dwójce dzieci i psie. Poznały się dzięki dołączeniu do tych samych grup na Facebooku. Choć wiele je łączy, zdecydowanie nie są takie same. Julka zamierza uczyć pływania w podstawówce, a książki czyta tylko czasami i wybiera romanse. Wiola planuje wykładać na uniwersytecie i wypożycza wyłącznie książki naukowe, które przedkłada ponad pływanie i biwakowanie.

Dlaczego używamy znaków zodiaku do określania siebie nawzajem?

Skąd potrzeba określania siebie i innych?

Wydaje mi się, że określanie siebie i innych – czy to znakami zodiaku, czy na podstawie innych przesłanek – wynika z faktu, iż rzeczywistość pozostaje dla nas w ogromnym stopniu niezbadana. Nie mogąc przeanalizować i zrozumieć wszystkiego, co dzieje się na świecie, sięgamy po rzeczy pozostające względnie pod naszą kontrolą. A kogo lepiej skontrolować i wziąć na warsztat niż siebie i innych ludzi?

Niestety nawet dla samych siebie pozostajemy w wysokim stopniu niedostępni. Mózg ludzki jest skomplikowany. Do tego dochodzą emocje, uczucia, wolna wola i inne zmienne. Możemy przeczuwać, jak się zachowamy w przyszłości, lecz nie mamy pewności, dopóki brana pod uwagę sytuacja się nie wydarzy. Chyba dlatego irytuje mnie moda na znaki zodiaku i sposób, w jaki są wykorzystywane. Banalna miara, nieróżniąca się w moich oczach od rozmiaru stopy czy stanika, urosła do kryterium realnej oceny. Jak można uważać, że skoro Mietek jest skorpionem, baranem czy bananem, podczas kłótni z Franką, która jest koziorożcem bądź inną kozą, zachowa się dokładnie tak? To nie ma najmniejszego sensu.

***

Jakie macie podejście do znaków zodiaku? Co myślicie o potrzebie określania siebie i innych? Potraficie przytoczyć sytuacje, w których określacie się jako członkowie grup, oraz takie, w których zależy wam na indywidualizmie i byciu zupełnie innymi niż pozostali ludzie?

18 myśli na temat “Dlaczego określamy siebie poprzez znaki zodiaku? #DylematyFilozoficzne

  1. O ile do horoskopów nic nie mam i lubię je czasami czytać (oczywiście nie wierząc w nie), tak ta moda na określanie siebie na podstawie znaków zodiaku strasznie mnie irytuje :D jak widzę gdzieś jakieś memy albo filmiki z tym związane to aż mnie skręca, tym bardziej że to są same bzdury xD może jakby to pasowało do mojego znaku to bym była mniej negatywnie nastawiona, ale jak tak o tym czytam to jest zupełnie przeciwieństwo mnie :D

    1. Według mnie przepowiadanie/odczytywanie zachowań na podstawie zodiaku jest tak samo trafne, jak przepowiadanie/odczytywanie zachowań na podstawie rozmiaru stopy, odległości między oczami albo obwodu głowy. Niech każdy robi na tym polu, co lubi i uważa za słuszne, niemniej podzielam Twoją irytację. Wytworzyło się idealne środowisko do nadużyć i żerowania na osobach naiwnych.

  2. Są 2 kwestie: upraszczanie i poczucie bezpieczeństwa.
    Ludzie uwielbiają upraszczać, tworzyć schematy wg których można coś sklasyfikować. Generalizacja towarzyszy nam w zasadzie na każdym kroku, tak jest łatwiej, mało komu chce się wysilać aby coś (kogoś) zrozumieć, poznać dokładniej- prościej wrzucić do 1 worka, stąd jak przypuszczam znaki zodiaku. Jest w tym ziarenko prawdy (takie malutkie), bo jednak ilość cech ludzkich jest ograniczona, niektóre się wykluczają ( nie można być jednocześnie empatycznym, szczodrym i egoistycznym samolubem). Wydaje mi się, że wystarczy, że wśród kilkunastu cech wyróżniających znak znajdą się 3 odpowiadające naszemu charakterowi- to wystarczająca ilość do sklasyfikowania siebie „fakt, jestem skorpionem/strzelcem „, ”patrz, to typowa panna!”itd. Skąd 3? Wydaje mi się, że: 1: przypadek, nie znaczy nic. 2: zbieg okoliczności, słaba przesłanka do stworzenia teorii ale już coś w trawie piszczy, 3: baza do wykreowania jakiejś sensowniejszej teorii.
    Poczucie bezpieczeństwa to moim zdaniem najsilniejsza potrzeba społeczna, wszystko się do niej sprowadza (miłość, akceptacja, tolerancja, samozadowolenie, samospełnienie itd). To właśnie ona pcha nas do wejścia w jakieś szeregi, czujemy się spokojniejsi należąc do jakiejś grupy. To taka baza na tle której możemy wyodrębnić swoje indywidualne cechy, a w razie odrzucenia- cofnąć się do bezpiecznej strefy. Bez niej..no cóż, blisko do uzyskania łatki świra, wariata, kompletnego odmieńca. Ta baza jest chyba miarą uspołecznienia, jakimś jego wyznacznikiem. Inna kwestia: fajnie jest obalać stereotypy, np głupiej blondynki, szalonego artysty, starej daty nauczyciela despoty. Blondynka która wygląda jak barbie ale jest oczytana, inteligentna, błyskotliwa, stary nauczyciel- wyluzowany, lajtowy, tolerancyjny, wymagający ale nie tyran, artysta- słucha hip hopu, ubiera się jak fan rapu, na imprezach dorabia jako dj- na co dzień maluje reprodukcje postimpresjonistyczne :D- oni wszyscy obalają pewien konwenans, to jest super, niemniej to tylko wyjątki.
    Odpowiadając na pytania pod tekstem: nie lubię znaków zodiaku bo to kategoryzacja, jako osoba malująca, wyrażająca się poprzez sztukę nie chcę być zaszufladkowana jako po prostu strzelec. Nie chcę się przypisywać do jakiejkolwiek grupy ale to raczej nieuniknione, zapewne wg znajomych jestem np typowym introwertykiem. I to jest ok, mogą mnie generalizować, jeśli tak jest im łatwiej. Najważniejsze jest chyba to, kim czuję się w środku, do czego mam predyspozycje i jaką osobą naprawdę jestem. Mogę stworzyć swój świat i w nim się poruszać, a jak to wygląda na zewnątrz.. chyba nie obchodzi mnie jakoś wyjątkowo ;)

    1. Upraszczanie – To nie tylko kwestia niechęci do wysilania się i zrozumienia nowych rzeczy (choć oczywiście też), ale również ludzka (?) natura. Wszyscy do pewnego stopnia jedziemy na autopilotach, bo życie byłoby nieznośne, gdybyśmy musieli się zastanawiać nad sposobem wlewania wrzątku do kubka za każdym razem, kiedy parzymy herbatę, itd. Stereotypy służą m.in. samoobronie w kontakcie z nieznanym. Lepiej posłużyć się stereotypem (np. osiłek w bluzie w ciemnej uliczce = gwałciciel i morderca = trzeba uciekać) i przeżyć/nie doznać krzywdy/nie napotkać przykrości niż wystawić się na niebezpieczeństwo.

      O zasadzie (?) trzech podobieństw nie słyszałam. Dzięki :)

      Poczucie bezpieczeństwa – Myślisz, że główną motywacją do bycia członkiem grupy jest potrzeba poczucia bezpieczeństwa? Jest kilka typów sposobów postrzegania świata/działania w świecie (?), a u każdego oś głównych cech rozłożona jest inaczej. Np. ja mam potrzebę przynależności bardzo nisko (możliwe, że najniżej, ale nie jestem pewna, musiałabym wygrzebać wyniki testu). Inna motywacja do wchodzenia do grupy to chociażby potrzeba określenia siebie, odpowiedzenia sobie na pytanie: kim jestem?

      Obalanie stereotypów – Tu sprawa jest skomplikowana. Można je obalić tylko względem osób, które poznasz, czyli garstki na tle świata. Dla reszty nadal będziesz przygłupem/introwertykiem/nudziarzem/mięczakiem/agresorem/… Stereotypy nie znikają w całokształcie.

      1. ”Stereotypy służą m.in. samoobronie w kontakcie z nieznanym. Lepiej posłużyć się stereotypem (np. osiłek w bluzie w ciemnej uliczce = gwałciciel i morderca = trzeba uciekać) i przeżyć/nie doznać krzywdy/nie napotkać przykrości niż wystawić się na niebezpieczeństwo.”- jasne, pełna zgoda. Ale wobec osób, z którymi mamy do czynienia codziennie, wchodzimy z nimi w jakieś interakcje ( w pracy, na studiach, w życiu towarzyskim), to stosowanie stereotypów jest mocno krzywdzące, a to niestety coraz częstsza praktyka (przykład: impreza urodzinowa, grupka ludzi, część nie zna się wcale:” Patrz na nią, ale ma dredy, pewnie słucha reggae albo wyznaje jakiś marleyowski kult”, a może to po prostu podobają się jej warkoczyki rasta czy inne uczesanie w takim stylu, a z reggae ma tyle wspólnego, co ja z otyłością?) Niemniej Twój przykład jest dobry, bo wyraziście uzmysławia istotę zagadnienia.
        Zasada 3 podobieństw : nie wiem właściwie, czy taka istnieje, stąd poprzedzenie wypowiedzi zwrotem ”wydaje mi się, że…” Wiem na pewno, ze 3 dowody wystarczą, żeby poprzeć tezę w pracy doktorskiej..ale z własnych obserwacji wnioskuje, ze może się to tyczyć tez innych aspektów, jak np klasyfikowanie ludzi pod jakimś katem.
        ”Myślisz, że główną motywacją do bycia członkiem grupy jest potrzeba poczucia bezpieczeństwa? Jest kilka typów sposobów postrzegania świata/działania w świecie (?), a u każdego oś głównych cech rozłożona jest inaczej.”- bardziej to, że przynależność może mieć wpływ na zapewnienie poczucia bezpieczeństwa, może ale nie musi, co nie zmienia faktu, ze poczucie bezpieczeństwa jest moim zdaniem potrzebą najważniejsza: co osiągniesz bez spokoju, cały czas w stresie, że coś zagraża, uniemożliwia podjęcie decyzji, działania, paraliżuje? Ok, na wiele osób stres wpływa motywująco, wyostrza zmysły, mobilizuje..ale przedłużający się- wyniszcza, nawet niezauważalnie. Jedni pękają szybciej, inni dają radę funkcjonować dłużej, ale mózg prędzej czy później powie stop. Uważam, że stan pt:czysty umysł i brak stresu, to najlepsze warunki do owocnej produktywności i świadomości, że żyje się w zgodzie z własnym „ja”.
        Stereotypy: każdy przejaw ich obalania jest pozytywny. Jasne, ze świata nie zmienimy, pogodziłam się z tym dawno (chociaż było ciężko), ale..żeby nie mieć do siebie pretensji, moc normalnie popatrzeć w lustro co rano i- oklepane, wiem- być lepszą wersja siebie, postępuję według własnych przekonań, pokazuję (na ile to możliwe) sobie i innym, ze nie wszystko jest czarno-białe. Czy to coś zmieni? Zapewne niewiele albo i nic, w globalnym ujęciu. Może to wyraz instynktu przetrwania, jakaś reakcja obronna, samozachowawcza? Żeby nie zwariować i nie dać się
        wciągnąć w ten ujednolicający wir (lub choćby stawiać opór schematom).

        1. „Stosowanie stereotypów jest mocno krzywdzące, a to niestety coraz częstsza praktyka.” – Jesteś pewna czy zakładasz? Według mnie coraz rzadsza.

          „Przykład: impreza urodzinowa, grupka ludzi, część nie zna się wcale:” Patrz na nią, ale ma dredy, pewnie słucha reggae albo wyznaje jakiś marleyowski kult”, a może to po prostu podobają się jej warkoczyki rasta czy inne uczesanie w takim stylu, a z reggae ma tyle wspólnego, co ja z otyłością?” – Według mnie tego typu założenia są niegroźne, a wręcz korzystne, bo pozwalają oszczędzić czas. W znacznej większości potrafimy ocenić, czy mamy z kimś cokolwiek wspólnego, poprzez zwykłe patrzenie na niego. Kiedy poznajesz nowych ludzi, nie podchodzisz do każdego. Kiedy siedzisz na Tinderze, nie przesuwasz każdego w prawo (na „tak”), bo może ma fajny charakter, a tylko wygląda jak dupek albo idiota. Minimalizacja rozczarowań jest dobra, a to o niej napisałaś, podając przykład stereotypów. Moim zdaniem stereotypy są złe, kiedy zaczynasz wypowiadać się lub, co gorsza, podejmować krytyczne decyzje na ich podstawie, bez poznania źródła. Na przykład głosujesz przeciwko legalizacji związków partnerskich osób homoseksualnych, bo wydaje ci się, że to zboki gwałcące dzieci, uprawiające seks na ulicy i chcące zbałamucić naród. Tylko w takim kontekście się z Tobą zgadzam.

          „Przynależność może mieć wpływ na zapewnienie poczucia bezpieczeństwa, może ale nie musi, co nie zmienia faktu, ze poczucie bezpieczeństwa jest moim zdaniem potrzebą najważniejsza: co osiągniesz bez spokoju, cały czas w stresie, że coś zagraża, uniemożliwia podjęcie decyzji, działania, paraliżuje?” – To są dwie różne rzeczy. Nie każdy czerpie poczucie bezpieczeństwa z przynależności do grupy. Z drugą częścią wypowiedzi jak najbardziej się zgadzam, większość ludzi (każdy człowiek?) potrzebuje stabilizacji/spokoju do życia.

          „Stereotypy: każdy przejaw ich obalania jest pozytywny.” – Tu się nie zgadzam. Jak wspomniałam na przykładzie osiłka w ciemnej uliczce, stereotypy są ważne i potrzebne, bo zapewniają nam ochronę przed nieznanym. Jeśli przez dziesięć lat będę poznawała samych sympatycznych osiłków i odrzucę stereotyp, któregoś dnia po spacerze ciemną uliczką obudzę się bez majtek i będę zdziwiona. Pomyśl o tym w głośnym w ostatnim czasie kontekście uchodźców.

  3. <>- zakładam, bazując na własnych doświadczeniach. Daleka jestem od wygłaszania ”prawd objawionych”.
    ”W znacznej większości potrafimy ocenić, czy mamy z kimś cokolwiek wspólnego, poprzez zwykłe patrzenie na niego.” – nie do końca. Tak jest w skrajnych sytuacjach, o których napisałaś w poprzedniej odpowiedzi. Jeśli chodzi o codzienne sytuacje- będę nadal obstawiać, że nie fair jest ocenianie kogoś po wyglądzie.
    <> – mogę zadać podobne pytanie: jesteś pewna, czy zakładasz? Uważam, ze człowiek to zwierzę stadne: potrzebuje kogokolwiek do współżycia, żeby nie popaść w obłęd. A jeśli ma chociaż kilka osób wokół, z którymi współistnieje, to już zalicza się do jakiejś grupy.
    ”Jak wspomniałam na przykładzie osiłka w ciemnej uliczce, stereotypy są ważne i potrzebne, bo zapewniają nam ochronę przed nieznanym. Jeśli przez dziesięć lat będę poznawała samych sympatycznych osiłków i odrzucę stereotyp, któregoś dnia po spacerze ciemną uliczką obudzę się bez majtek i będę zdziwiona.” – moim zdaniem nie jest to kwestią stereotypów, a przejawem instynktu samozachowawczego. Zbok/podejrzanie wyglądający typek- raczej się do takich nie podchodzi z pytaniem o godzinę czy o wskazanie drogi. Każdy normalny człowiek z niezaburzonymi funkcjami poznawczymi, potrafiący wyczuć zagrożenie- raczej będzie unikał kontaktu z potencjalnymi „typkami” podświadomie czując, że lepiej przejść na druga stronę ulicy..

  4. Cholerka..chyba stosowanie „<" ma jakąś inna funkcję w tym przypadku… powtarzam więc całość:

    „Stosowanie stereotypów jest mocno krzywdzące, a to niestety coraz częstsza praktyka.” – Jesteś pewna czy zakładasz? Według mnie coraz rzadsza. – zakładam, bazując na własnych doświadczeniach. Daleka jestem od wygłaszania ”prawd objawionych”.

    ”W znacznej większości potrafimy ocenić, czy mamy z kimś cokolwiek wspólnego, poprzez zwykłe patrzenie na niego.” – nie do końca. Tak jest w skrajnych sytuacjach, o których napisałaś w poprzedniej odpowiedzi. Jeśli chodzi o codzienne sytuacje- będę nadal obstawiać, że nie fair jest ocenianie kogoś po wyglądzie.

    ps Sorki za taką ilość "spamu", całkiem nieświadomie, chciałam rozdzielić wypowiedzi do wypowiedzi i odpowiedzi na nie;) innym typem nawiasu i chyba przedobrzyłam.
    "Nie każdy czerpie poczucie bezpieczeństwa z przynależności do grupy. "– mogę zadać podobne pytanie: jesteś pewna, czy zakładasz? Uważam, ze człowiek to zwierzę stadne: potrzebuje kogokolwiek do współżycia, żeby nie popaść w obłęd. A jeśli ma chociaż kilka osób wokół, z którymi współistnieje, to już zalicza się do jakiejś grupy.

    ”Jak wspomniałam na przykładzie osiłka w ciemnej uliczce, stereotypy są ważne i potrzebne, bo zapewniają nam ochronę przed nieznanym. Jeśli przez dziesięć lat będę poznawała samych sympatycznych osiłków i odrzucę stereotyp, któregoś dnia po spacerze ciemną uliczką obudzę się bez majtek i będę zdziwiona.” – moim zdaniem nie jest to kwestią stereotypów, a przejawem instynktu samozachowawczego. Zbok/podejrzanie wyglądający typek- raczej się do takich nie podchodzi z pytaniem o godzinę czy o wskazanie drogi. Każdy normalny człowiek z niezaburzonymi funkcjami poznawczymi, potrafiący wyczuć zagrożenie- raczej będzie unikał kontaktu z potencjalnymi „typkami” podświadomie czując, że lepiej przejść na druga stronę ulicy..

    1. Z mojej wiedzy wynika, że każdy człowiek ocenia po wyglądzie, czy tego chce, czy nie. Tylko stopień i nastawienie są różne.

      „Nie każdy czerpie poczucie bezpieczeństwa z przynależności do grupy.” nie oznacza, że człowiek nie potrzebuje ludzi. To nadinterpretacja mojej wypowiedzi. Ludzie używają społeczności do różnych celów, niekoniecznie do czerpania poczucia bezpieczeństwa.

      Czyli każdy chłopak chodzący na siłownię i zajmujący się rozbudową ciała to „zbok/podejrzanie wyglądający typek”? ;>

      Mój system komentarzy korzysta z języka html. Dzięki przytoczonym przez Ciebie znakom możesz np. pogrubić tekst. Jeśli pomiędzy znakami umieścisz komendę nierozpoznawalną w języku html, np. zwykłe zdanie, nie zostanie wyświetlone. Takie czary :P

  5. Od wielu lat interesuję się astrologią i razi mnie to, jak wielkim wypaczeniem jest dzisiejsza, płytka moda na znaki zodiaku. Po pierwsze, ludzie strasznie upraszczają tę kwestię, biorąc pod uwagę tylko swój znak słoneczny i najczęściej właśnie z nim się identyfikują. Natomiast często w codziennym życiu zachowują się tak jak znak, który mają w ascendencie (to właśnie on odpowiada za to, jaką twarz pokazujemy światu). Ponadto równie duże znaczenie jak znak słoneczny i ascendent ma też to, w jakich znakach i domach wypadają pozostałe planety. Nie bez znaczenia są także wszelkie aspekty i retrogradacje, które mogą się pojawić w kosmogramie. Mnie zbadanie ułożenia planet w momencie moich narodzin zajęło chyba ponad miesiąc, co pokazuje, że przypisanie sobie cech 1 znaku to kompletna bzdura. Głęboko wierzę w to, że ustawienie planet ma na nas wpływ, bo tak jak one jesteśmy integralnymi częściami Wszechświata. Jednak nawet kosmogram uwzględniający to wszystko, o czym wspomniałam, nie mówi jacy jesteśmy, ale bardziej pokazuje nam tendencje jakie mamy, wynikające właśnie z ułożenia planet. Mają one zarówno swe pozytywne i negatywne strony, a my możemy się im poddać lub nie. Świadomość tych energii ma służyć temu, by lepiej siebie poznać i ułatwić sobie życie. Niestety większość ludzi tak naprawdę nie ma pojęcia do czego służy astrologia. Myślę, że ludzie czytają opisy swojego (słonecznego) znaku zodiaku i się z nim identyfikują, bo jest to łatwiejsze i szybsze niż żmudny proces samopoznania. Ponadto zgodzę się z tym, że przypisują się do danych grup, bo dzięki temu czują się bezpieczniej w dzisiejszym świecie, który jest trudny do ogarnięcia.

    1. Nie zmieniam zdania odnośnie kierowania się astrologią, ale bardzo dziękuję za poruszenie tematu jej złożoności. Przyznaję, że nie miałam pojęcia, jak szerokim zagadnieniem są znaki zodiaku i z czym się wiążą. Cieszę się, że trafiłyśmy na siebie w czasie, w którym poruszył mnie temat, od którego mam specjalistkę. Nie znam nikogo takiego jak Ty.

      1. Ojej! Z tą specjalistką to przesadziłaś, ale bardzo mi miło. Sama raczej nazwałabym się pasjonatką. Cieszę się, że w tym cyklu wpisów poruszasz tematy, które mogą budzić różne emocje, bo dzięki temu możemy nie tylko poznać zdanie innych ludzi, ale także zrewidować własne poglądy. Gratuluję Ci stworzenia w internecie przestrzeni na inteligentną dyskusję. Uważam, że coś takiego jest niesamowicie potrzebne w dzisiejszych czasach.

  6. Moda na znaki zodiaku jest mi raczej obca, chyba nie oglądamy tych samych treści i tyle. Trudno jest mi się więc odnieść do tych kanałów. Jeśli mówią o nich z przymrużeniem oka, nie widzę w tym niczego złego. W ogóle nie widzę niczego złego w czytaniu horoskopów i wyłapywaniem jakiś rzeczy typu „jestem Rybami, to nie dziwne, że lubię deszcz za oknem”, ale np. ja do tego podchodzę BARDZO z przymrużeniem oka. Z zamknięciem może wręcz. Bo ślepa wiara w gazetowe horoskopy to… Wiadomo. I już jako nastolatka nigdy w nie nie wierzyłam. „Dostaniesz awans” – dobrze, że 13-letnia ja miała pracę! Tak samo jednak nie wierzę w „gazetowe porady” („schudnij dzięki grejpfrutom!” – dobra, to teraz zjem moje 3 pizze, a potem grejpfruta, zredukuje się, nie?).

    Jednak gdy chodzi o temat horoskopów. Moda jest mi raczej obca, faktycznie, ale jeśli chodzi o traktowanie na serio zodiaku tego, który wszedł do popkultury… Zależy jak „na serio”. Jak leci się za modą, jestem na nie. Dobra, nie mogę powiedzieć, że taka zupełnie obca, bo jednak „widzi się pewne rzeczy”, ale staram sie nie zwracać uwagi, nie interesuje mnie, za czym inni latają. Obstawiam jednak, że jak latają, to patrzą tylko na znaki słoneczne (związane tylko z dniowo-miesięczną datą urodzenia), a o ascendentach nie słyszeli.
    Astrologia to temat złożony i jak komuś się wydaje, że ma dany znak, bo urodził się w danym miesiącu i wszystko jasne, jest ZNAWCĄ, to mnie śmieszy. Ułożenie planet i w ogóle reszta kwestii związanych z tym to sprawa o wiele bardziej złożona. Co sądzę o bardziej praktycznym, wynikającym z natury świata zodiaku? Wydaje mi się, że ułożenie planet, pora roku w jakiej się urodziliśmy może mieć pewien wpływ na nas, ale przypisuję to warunkom, w jakich w danym wieku się znaleźliśmy. To tak jak odległość księzyca od Ziemi ma wpływ na pływy, odpływy itp. Na żywe organizmy także, bo przyciąganie to w końcu rzecz oczywista. To jednak nie to, że sądzę, że poprzez to można nam przypisać konkretne cechy czy od razu nas zaszufladkować. Poniekąd może mieć jakiś częściowy wpływ lub wyjaśniać coś z naszej osobowości, ale nie calość.
    Podoba mi się, co napisałaś w podsumowaniu o wykorzystywaniu znaków, ale to, od czego zaczęłam: dopóki ktoś to robi z przymruzeniem oka, łatwiej mu dzieki temu żyć to mnie nie denerwuje. Nie obchodzi mnie, co ktoś tam sobie myśli itp. Niech sobie myśli i wierzy, w co chce (dopóki nie wchodzi w mój świat i mi nie przeszkadza).

    Z tym „lubimy określać się jako część grup” mam problem. Od lat. Od lat nienawidzę też, gdy ktoś próbuje mnie szufladkować lub jakoś określać, mówić o mnie, jakby wydawało mu się, że mnie zna. Nawet jak próbowałam myśleć o sobie jako o przedstawicielce jakiejś grupy, nie wychodziło. Zawsze z czymś się nie zgadzałam, czymś odstawałam. Zrodził się we mnie wniosek, że przypisywać się POTRZEBUJĄ osoby o słabej osobowości, niepewne siebie. Co innego rzeczywiście czuć się jako członek danej grupy, ale i to nie jest takie w pełni moje. Mam wrażenie z kolei, że Ty lubisz kategoryzować i nazywać pewne grupy ludzi, zjawiska. Stwierdzam to neutralnie. Ja mam coś takiego, że widząc niektórych ludzi lubię przypisywać im zwierzę czy coś, z czym / kim mi się kojarzą.
    Mnie też denerwuje spłycanie wszystkiego. Nie rozumiem też potrzeby jakby nadawania sobie roli. Mam wrażenie, że ja z kolei na coś takiego ostatnio zaczęłam dziwnie często trafiać. Jakby np. najpierw „jestem zodiakalnym BARANEM-mietkiem” = „to ja, BARAN, jestem taki a taki!”, a jaki jest Mietek? Tego nawet on sam nie wie. Mietek jest jakiś… nijaki. Co innego: „Jestem Mietek, jestem zodiakalnym Baranem i wydaje mi się, że rzeczywiście mam skłonność do…”. Chodzi mi o takie nadawanie sobie roli / cechy, która robi się najważniejsza, że nasze „my” ucieka. Wiesz, co mam na myśli? W internecie czasami w komentarzach widzę coś w stylu: „jestem x letnią szczęśliwą ŻONĄ prawnika… (…) gotujemy z MĘŻEM (…), MĘŻOWI smakowało” i nic poza tym – jakby dana osoba była tylko i wyłącznie żoną, a reszta jej się nie liczyła albo nie istniała (ostatnio trafiłam na jakiegoś bloga pani, która chyba zbliżała się do limitu słów „mąż & żona”).

    1. „Jeśli mówią o nich z przymrużeniem oka, nie widzę w tym niczego złego.” – Właśnie o to chodzi, że nie. Traktują znaki zodiaku jako rzeczywisty, mający podstawy w naturze – a raczej we wszechświecie – wyznacznik.

      „W ogóle nie widzę niczego złego w czytaniu horoskopów i wyłapywaniem jakiś rzeczy typu „jestem Rybami, to nie dziwne, że lubię deszcz za oknem”.” – Złego też nie widzę. Raczej mnie to bawi.

      „Tak samo jednak nie wierzę w „gazetowe porady”.” – Dorzucę jeszcze kąciki pytań dot. seksu w gazetkach młodzieżowych. „Droga Ewo, dziś pierwszy raz pocałowałam chłopaka. Czy mogę być w ciąży?”. „Droga Aniu, następnym razem wsuń na język prezerwatywę”. :P

      „Obstawiam jednak, że jak latają, to patrzą tylko na znaki słoneczne […] a o ascendentach nie słyszeli.” – Wręcz jestem tego pewna. Zwłaszcza że główną grupą zainteresowaną znakami zodiaku jest obecnie młodzież.

      „Wydaje mi się, że ułożenie planet, pora roku w jakiej się urodziliśmy może mieć pewien wpływ na nas, ale przypisuję to warunkom, w jakich w danym wieku się znaleźliśmy.” – Zaskoczyłaś mnie. Mam zupełnie odmienne zdanie.

      „Nie obchodzi mnie, co ktoś tam sobie myśli itp. Niech sobie myśli i wierzy, w co chce (dopóki nie wchodzi w mój świat i mi nie przeszkadza).” – Mogłabym to sobie wytatuować na czole, żeby każdy znał moje podejście do życia i żył, jak mu się podoba, dając żyć po swojemu również mnie.

      „Zrodził się we mnie wniosek, że przypisywać się POTRZEBUJĄ osoby o słabej osobowości, niepewne siebie.” – Nigdy nie doszłam do podobnego wniosku i nadal nie podzielam takiego myślenia. Według mnie to naturalna ludzka potrzeba. // „Co innego rzeczywiście czuć się jako członek danej grupy.” – Hmm? Tego nie rozumiem w kontekście poprzedniego zdania.

      „Mam wrażenie z kolei, że Ty lubisz kategoryzować i nazywać pewne grupy ludzi, zjawiska.” – Podasz przykłady? W pierwszym odruchu wydaje mi się, że masz rację i rzeczywiście lubię kategoryzować, ale wolę wiedzieć, co dokładnie masz na myśli.

      „Jakby np. najpierw „jestem zodiakalnym BARANEM-mietkiem” = „to ja, BARAN, jestem taki a taki!”, a jaki jest Mietek? Tego nawet on sam nie wie. Mietek jest jakiś… nijaki. Co innego: „Jestem Mietek, jestem zodiakalnym Baranem i wydaje mi się, że rzeczywiście mam skłonność do…”. Chodzi mi o takie nadawanie sobie roli / cechy, która robi się najważniejsza, że nasze „my” ucieka. Wiesz, co mam na myśli?” – O, o, o! Zdecydowanie tak. Również trafiam na takich ludzi, przede wszystkim – a w zasadzie tylko – młodych.

      „W internecie czasami w komentarzach widzę coś w stylu: „jestem x letnią szczęśliwą ŻONĄ prawnika… (…) gotujemy z MĘŻEM (…), MĘŻOWI smakowało” i nic poza tym.” – To niestety przypadłość starszych pokoleń. Tych, które wychowały się w czasach patriarchatu, męskiej dominacji i tradycyjnego podziału ról płciowych. Nie każdy umie… ba! nie każdy CHCE je przełamać. Oczywiście ma do tego prawo. Zwłaszcza jeśli bycie cieniem i ustawianie się wyłącznie w roli partnera głównego bohatera daje mu poczucie szczęścia.

      PS Uwielbiam Twoje komentarze, ale ten dzisiejszy – nawiązując do poprzedniego wpisu – kocham. Dziękuję!

      1. „Traktują znaki zodiaku jako rzeczywisty, mający podstawy w naturze – a raczej we wszechświecie – wyznacznik.” – To chore.

        „„Droga Aniu, następnym razem wsuń na język prezerwatywę”. :P” – Haha, padłam. Kurde, byłam chyba jedną z nielicznych osób, które Bravo akurat niespecjalnie kupowała, ale… u jednej „nielubianej koleżanki” tylko czytałam i potem z przyjaciółką ryłyśmy z głupoty i gazetek, i ten nielubianej.

        Co do pory roku, w jakiej się urodziliśmy itp. – Nie sądzisz, że to czy np. uczysz się chodzić w domu, bo na dworze jest śnieg i mróz, w którym byś się zakopała i zamarzła, czy i w domu, i w ogródku wśród dojrzewających owoców, gdy jest miło i ciepło, ma potem wpływ na to, jak postrzegasz świat, a więc jaka jesteś? Nie chodziło mi, że przez to, że urodziłaś się w danym miesiącu, wszechświat przypisuje Ci pewne cechy. Pierwsze świadome wspomnienia, przebłyski… to nas ugruntowuje. Jednym z moich pierwszych świadomych, pamiętanych wspomnień jest z perspektywy prawie podłogi: obraz jasnych, ale jeszcze chłodnych (pewnie wiosna) promieni z chyba dużego pokoju oraz Mama stojąca przy zlewie. Wiosna, taka jeszcze chłodniejsza do dziś kojarzy mi się z „rodzinnym ciepłem”, ukochaną Mamą. A gdybym tak np. tamtego dnia siedziała na dywanie, był potworny skwar, gorąc, duszno… No, już wspomnienie, jakaś część mnie byłaby inna.

        „Przypisywanie się jako naturalna ludzka potrzeba” – niee… A co z tymi nielubiącymi należeć do jakiś grup / kategorii? . // „Co innego rzeczywiście czuć się jako członek danej grupy.” – Hmm? Tego nie rozumiem w kontekście poprzedniego zdania. – przypisywanie się uważam jako np. staranne dobieranie czarnych ubrań, pieszczoch, czach i pentagramów, zapuszczanie włosów i słuchanie metalu, by należeć do grupy metalowców. Czucie się metalem to powiedzmy… włożenie białej koszulki, bo gorąco, a glany w 40 stopniach to kiepski pomysł. Ale ma się poglądy podobne do innych metali, słucha się metalu. Taki osobnik nie musi myśleć, czy to, co robi jest wystarczająco metalowe. Jak go za metala uznają, spoko. Jak nie, trudno. Ale osoba przypisująca się według mnie stara się i zabiega. Nie uważam się za osobę przypisującą się do jakiś grup. Jako pewnych grup czuję się członkinią, ale nie koniecznie i nie za wszelką cenę. Czuję się bloggerką, ale jak ktoś mi powie, że nie jestem nią, bo mam za mało czytelników – no dobra, może nie jestem bloggerką. Jestem Kingą.

        Przykłady jak kategoryzujesz: chociażby mrówki i flamingi. :D Ale i pogląd, że ludzie potrzebują się przypisywać do grup. Widzę to trochę tak, że lubisz ich przypisywać do grup. A niektórym grupy mogą po prostu zwisać. Czuję, że i mnie kategoryzujesz, nie mam nic przeciwko, ale mam wrażenie, że czasem błędnie. Ja Ciebie też w pewien sposób sobie trochę skategoryzowałam. Kategoryzowanie innych też jest po prostu ludzkie, chociaż pewnie każdy robi to w innym stopniu, świadomie / nieświadomie.

        „że nasze „my” ucieka. Wiesz, co mam na myśli?” – O, o, o! Zdecydowanie tak. Również trafiam na takich ludzi, przede wszystkim – a w zasadzie tylko – młodych.” – Chyba jeszcze po prostu nie znaleźli prawdziwych siebie. Smutno mi jednak, gdy widzę starszych, którzy już chyba z tego nie wyjdą.

        „To niestety przypadłość starszych pokoleń. Tych, które wychowały się w czasach patriarchatu, męskiej dominacji i tradycyjnego podziału ról płciowych.” – Na pewno? Czasem widzę takie jakieś „25letnia szczęśliwa żona spełnionego prawnika” – i nie wiem, czy się śmiać, czy płakać. Najczęściej uznaję, że zbłądziłam w internecie i zamykam kartę.

        PS Bardzo mi miło.

        1. Bravo było moją ulubioną gazetą w okresie między 10 a 13 rokiem życia. Kupowałam każde.

          Zapamiętujemy różne sytuacje. Nie łączę tego z wiekiem. Czy nauka chodzenia itp. o danej porze roku ma wpływ na to, jacy jesteśmy? Pewnie tak, ale sądzę, że marginalny. Większy mają chociażby polityka i gospodarka kraju, a nikt nie przekopuje dziejów politycznych, żeby poznać siebie jako jednostkę.

          „A co z tymi nielubiącymi należeć do jakiś grup / kategorii?” – Uważam, że nie ma takich. Oczywiście ogólnie, bo wyjątki znajdą się zawsze. W moich oczach Ty nim nie jesteś.

          „Ale osoba przypisująca się według mnie stara się i zabiega.” – Według mnie nie. Uważam się za miłośniczkę psów, ale nie latam po wystawach, nie czochram psów na dworze, nie wyrywam ludziom z rąk szczeniaków. Jestem taką osobą, jaka wyłania się z wyznawanych i realizowanych przeze mnie wartości. Przy czym realizacja u każdego przebiega inaczej. // „Czuję się bloggerką, ale jak ktoś mi powie, że nie jestem nią, bo mam za mało czytelników – no dobra, może nie jestem bloggerką. Jestem Kingą.” – To bez sensu. Jestem ateistką, ale jak ktoś mi powie, że nie, to trudno, w końcu jestem Olgą. Kinga ani Olga to nie kategorie bycia.

          „Ale i pogląd, że ludzie potrzebują się przypisywać do grup.” – To nie pogląd, tylko fakt naukowy. // „A niektórym grupy mogą po prostu zwisać.” – Jak wyżej.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.