Nie jestem żelkowa, ale zdecydowanie jestem unicornowa. By dopieścić mój gust wizualny, w urodzinowej paczce w 2019 roku Marcin umieścił bohaterów dzisiejszej recenzji: Wunderland Rainbow Edition. Są to wegetariańskie żelki przedstawiające głowy jednorożców, tęcze i napisy LOVE. Nawet jeśli żelki nie są moim must-have, podarunek wpisał się w mój gust w 100%. Dziękuję!
Wunderland Rainbow Edition – jednorożce żelki wegetariańskie
Wśród informacji umieszczonych na opakowaniu znajdziemy napis: Deshalb findest Du in diesem Beutel ganz viel Liebe, magische Einhorner und farbenfrohe regenbogen. Wenn das nicht zum Verlieben ist!. Jak przetłumaczyli go Polacy? (Nie będę wytykać, z którego sklepu). Owocowe żelki w kształcie serduszek, jednorożców, gwiazdek, wróżek i tęczy. Nigdy nie uczyłam się języka niemieckiego, a translatorem Google poradziłam sobie lepiej niż osoba, której powinno zależeć na rzetelnym tłumaczeniu, w końcu sprzedaje produkt na polskim rynku. Skąd mam wiedzieć, czy równie luźno nie potraktowała składu albo informacji o alergenach? (Jak się okazało, skład też był mniej więcej poprawny, więc przetłumaczyłam go sama).
Wunderland Rainbow Edition marki Katjes dostarczają 335 kcal w 100 g.
Porcja* wegetariańskich żelek jednorożców waży 50 g i zawiera 167,5 kcal.
* Porcja = 4 żelki jednorożce (po 5 g), 2 żelki tęcze (po 8 g) i 2 żelki LOVE (po 7 g).
Wegetariańskie żelki jednorożce, tęcze i napisy pachną domowym napojem-kompotem wiśniowym (przetworem zimowym przygotowanym w słoikach) i czymś sztucznym. Do owocowego wątku dochodzi lekka wiśniowosyropowość rodem z soku zagęszczonego. Aromat jest wyrazisty, słodki i przyjemny w sposób dziecięcy. Nawet z zamkniętymi oczami można go przypisać żelkom.
Żelki Wunderland Rainbow Edition są urocze, niemniej nieco smuci mnie ciemny odcień tęczy. Zupełnie jakby w bajkowej krainie słońce zgasło na zawsze, kwiatki zwiędły, a zwierzątka przemieniły się w truchło. Jako porcję przyjęłam 50 g, na które składają się cztery jednorożce, dwie tęcze i dwa napisy LOVE.
Kolorowe żelki wegetariańskie są lepkie i nibytłuste, ale w rzeczywistości spocone kleistym syropem. Zostawiają na palcach słodki lepki ślad. Ponieważ przyzwyczaiłam się do żelek z Lidla i marki Haribo, które trzeba ciągnąć zębiskami, żeby odgryźć kawałek, Wunderland Rainbow Edition wprawiły mnie w niemałe zaszkodzenie. Okazały się zupełnie inne od konkurentów. Wystarczy zatopić w nich zęby i ugryźć jak ciastko, jabłko czy cokolwiek innego stałego, a po prostu się przerywają.
Wunderland Rainbow Edition są gumowe pod względem sprężystości, lecz rozciągliwe – ani trochę. Zdają się bardziej galaretkowe niż żelkowe. W gryzienie nie trzeba wkładać wysiłku, jaki jest konieczny podczas degustacji tradycyjnych żelek. Chyba mogę to potraktować jako zaletę.
Żelki jednorożce, tęcze i napisy są kwaśne w punkt (kwaśnawe) i słodkie na idealnym poziomie. Każdy kolor ma inny smak, choć niekoniecznie odpowiadający temu, co wyczytałam w opisie. Tak to bywa w przypadku zastosowania aromatów i koncentratów. Niebieski odpowiada winogronom, fioletowy wiśniom, czerwony truskawkom, żółty cytrynom. Pomiędzy smakami błąkają się pomarańcza i ananas. Prawie każdy smak jest wyrazisty, ale już każdy przyjemny. Nawet cytryna nie przypomina płynu do mycia naczyń.
Nie ma znaczenia, czy jestem żelkowa. Wunderland Rainbow Edition to słodycze, które mnie oczarowały. Po pierwsze są ładniutkie (choć wywołują mroczne skojarzenia z uwagi na ciemną kolorystykę). Po drugie mają atrakcyjną konsystencję, dzięki której nie męczą szczęki (stanowią treściwe, pożywne, twarde w punkt, sprężyste i łatwe do pogryzienia żelko-galaretki). Po trzecie smakują przyjemnie niesztucznie (nie chcę użyć słowa naturalnie, gdyż nie oddają świeżych owoców, a soki z nich). Najmocniej czuć wiśnie, winogrona i cytryny. Potem ananasy. Truskawki występują w domyśle.
Ponieważ żelki to nie moja bajka, spodziewałam się, że po zjedzeniu porcji paczkę Wunderland Rainbow Edition oddam rodzince. Nic podobnego się nie wydarzyło. Zachowałam ją i wykończyłam w ciągu kolejnych wieczorów. Sama nigdy ich nie kupię, niemniej gdybym znów dostała, zostawiłabym sobie.
PS Podczas pisania recenzji nauczyłam się czegoś nowego. Nie pasował mi fakt, iż żelki są wegetariańskie, a zawierają kwas mlekowy. Sprawdziłam tę kwestię i dowiedziałam się, że kwas mlekowy nie pochodzi od mleka. Jest surowcem nie tylko wegetariańskim, lecz także wegańskim.
Ocena: 4 chi
(5 chi w skali żelkowej)
Skład i wartości odżywcze:
Skład: syrop glukozowy, cukier, skrobia modyfikowana, syrop glukozowo-fruktozowy, substancje zakwaszające (kwas cytrynowy, kwas jabłkowy, kwas mlekowy), koncentraty owocowe i roślinne (jabłko, czarna marchewka, kurkuma, czerwone winogrona, czarna porzeczka), naturalne aromaty, naturalny aromat pomarańczowy, koncentrat spiruliny, olej roślinny (słonecznikowy), substancje glazurujące: wosk pszczeli: biały i żółty.
Kalorie w 100 g: 335 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 0,2 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone <0,1 g), węglowodany 82 g (w tym cukry 56 g), białko <0,1 g, sól 0,03 g.
Zauważyłam, że kwas mlekowy producenci często oznaczają jak alergeny – podkreślają lub zapisują go dużymi literami. Ty wiedzieć nie musiałaś, ale technolog żywności powinien znać składniki, z których tworzy receptury.
Zajrzałam do wpisu urodzinowego. Recenzowałaś ten syrop zero? (: Nie udało mi się go znaleźć na blogu.
Nie zrecenzowałam, bo musiałabym stworzyć skalę ocen na minusie :P
Haha dzięki. Nie kupuję.
Dobra decyzja :P
Nie lubię żelek, jest w nich coś, co mnie obrzydza, ale… Z Katjes śmieszna sprawa, bo i ja kiedyś się na jakieś ich skusiłam, bo dostałam. Moje były mieszanką lukrecjowych i o smaku owoców leśnych. Kojarzę nietoperze, wróżki, jednorożce i koty. Były zjadliwe, ale tylko trochę, bo potem jakoś mi dziwnie się zrobiło, ale to bo to żelki. Obstawiam, że marka jako marka takich słodyczy jest dobra. Wierzę więc, że i te były żelkowo spoko.
Wyglądają w porządku. Opis też… Kompot – cholera, prawie zapomniałam o tym tworze! Zapach w miarę lubiłam, jako coś do picia – nie (u dziadków na wsi zawsze to stało do obiadu – już jako dziecko nie lubiłam tak do jedzenia, zwłaszcza obiadowego, picia smakowego).
Nibytłusta, spocona konsystencja – o! O to chodzi, acz nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale to m.in. mnie odpycha.
Taka miękka konsystencja – to już ok.
Miłe, że poszczególne kolory wyraźnie smakują owocami.
Uwielbiam dowiadywać się spożywczych faktów, ciekawostek. Ale mylący ten kwas mlekowy jest!
Czy Ty mi kiedyś przypadkiem nie wysyłałaś zdjęcia jakichś nietoperzowych czarnych żelek?
Też nie wiedziałaś o kwasie mlekowym?
Nie, Tobie wysłałam zdjęcia mózgów, które Mama sobie kupiła, a ja tylko do zdjęć z lalką na chwilę pożyczyłam. A te odkopałam na instagramie: https://www.instagram.com/p/Btytei5C6ko/
Też nie wiedziałam.
Cholera, tylko że gwiazdki / księżyce zapamiętałam jako nietoperze , ech.
Nie przepadam za żelkami choć te wydają się na tyle mięciutkie że mogłabym je zjeść ze smakiem ^^ no i wyglądają prześlicznie <3
Smakowały mi na tyle, że mogłabym zjeść je ponownie :)