Czytanie recenzji produktów, które się jadło, jest o wiele przyjemniejsze niż czytanie recenzji tworów nieznanych. Przynajmniej według mnie. Nie trzeba się zastanawiać nad potencjalnym odbiorem aspektów pochwalonych lub zganionych przez recenzenta. Zamiast tego można odnieść się do swoich odczuć i przekonać, czy recenzent tak samo odbiera zapach, konsystencję, smak itd.
Ale czytanie recenzji produktów, które się jadło, to jeszcze nic. Znacznie lepsza wydaje mi się możliwość zestawienia opinii – niekoniecznie zbieżnych – w tym samym dniu. Odkryłyśmy to z Kimiko pod koniec 2019 roku, gdy zaczęłyśmy wymieniać się słodyczami i ustalać wspólne daty publikacji recenzji.
mleczna czekolada z nadzieniem truskawkowym
czekolada z Tesco
Dzisiejszą bohaterkę – mleczną czekoladę z nadzieniem truskawkowym z Tesco – otrzymałam właśnie od Kingi (dziękuję!). Paczka przyszła do mnie w połowie lutego. Ponieważ tabliczka była otwarta, postanowiłam zjeść ją jak najszybciej. Niestety czekolady z kremem błyskawicznie dziadzieją, więc otwarcie ich i zwlekanie nawet przez kilka tygodni działa na niekorzyść degustatora.
Główne zdjęcie do recenzji mam od Kingi; dziękuję!
Mleczna czekolada truskawkowa z Tesco dostarcza 500 kcal w 100 g.
Rządek (3 kostki) czekolady truskawkowej waży 20 g i zawiera 100 kcal.
Mleczna czekolada truskawkowa z Tesco kompozycją przypomina jedną z moich trzech ulubionych czekolad od Wedla – Mleczną Truskawkową (pozostałe dwie to Gorzka kokosowa i Mleczna toffi, choć tej drugiej nie jadłam milion lat). Składa się z pięciu rządków po trzy kostki, na których widnieją znaczki przywodzące na myśl kompasy. Tabliczka ma ujmujący kolor mlecznej czekolady i nadzienie składające się z dwóch tworów: kremu mlecznego i żelowego dżemu truskawkowego. W otrzymanym od Kingi fragmencie kostki zostały nieco wessane, niemniej wnętrze zdawało się trzymać poziom.
Czekolada truskawkowa z Tesco pachnie bardzo podobnie do propozycji wedlowskiej. Nie zgadza się wyłącznie nuta czekolady – brakuje jej specyfiki mlecznego Wedla. Motyw przewodni stanowi zasypany cukrem żelo–dżemiczek truskaweczkowy. Truskawki są maksymalnie syntetyczne, niemniej cudownie plebejskie. Na drugim planie roztacza się morze apetycznej mlecznej czekolady.
Czekolada jest gruba w punkt i lepka. Zgryziona z kostki rozpuszcza się błyskawicznie: gęstawo i bagienkowawo. Bagienko pojawia się na sekundę, po czym znika. Zaskoczył mnie poziom proszkowatości czekolady. Tyle prochu nie ma chyba nawet w dużych Wedlach! Jest miękki i mączny, pudrowy. Nie przywodzi na myśl cukru. Może mleko w proszku? Pomijając tę jedną wadę, w konsystencji czekolada mleczna truskawkowa z Tesco jest obłędna. Z kolei w smaku oferuje wysoką słodycz i dziecięcą mlecznoczekoladowość. Z uwagi na brak wedlowskiej nuty tabliczki są łatwe do odróżnienia.
Niestety nadzienie w czekoladzie truskawkowej z Tesco zdążyło zdziadzieć. Mimo iż Kinga napisała mi, że nawet po otwarciu nie zachwycało świeżością, jestem pewna, że czas dzielący otwarcie opakowania i wysyłkę – trzy tygodnie – dołożył cegiełkę do smutnego stanu. Mleczny krem okazał się wyschnięty, miejscami twardo-grudkowo-chrupiący. W lepszych fragmentach był odpowiednio natłuszczony i gumowaty jak Mamba. Ma smak bliżej nieokreślony, po prostu słodki. Z kolei żel zachował żelowość. Dał się poznać jako lepki, śliski i drobnoproszkowaty od cukru pudru. Morduje piekielną cukrowością, acz splecioną z kwaskiem. Truskawki są w 100% syntetyczne, co ani trochę mi nie przeszkadza. Po pierwsze kocham takie, po drugie nie oczekuję od plebejskiego produktu wyrafinowania.
Mleczna czekolada truskawkowa z Tesco to tabliczka esencjonalnie plebejska i trafiająca w mój gust. Kupowanie z jej nadzieją na wyrafinowaną degustację byłoby głupotą i strzałem we własne kolano. Jest syntetyczna, piekielnie cukrowa – przy czym według mnie cukrowość równoważy kwasek pochodzący z owocowego żelu – i bardzo intensywna smakowo. Podobają mi się: ogólna miękkość, plastyczność, gęstość. Jedyny aspekt do poprawy to przesadna pylistość. Zeschnięcia nie oceniam.
Oczywiście mleczna czekolada truskawkowa z Tesco nie odmieniła mojego życia, niemniej bardzo mi smakowała. Mogłabym ją zjeść ponownie, ale równie dobrze mogłabym nie spróbować jej już nigdy – whatever. Jeżeli poszukujecie klasycznej czekolady owocowej z marketu na udaną degustację, na pewno się sprawdzi. Za to jeśli oczekujecie miłości do grobowej deski, tu jej nie znajdziecie.
Ocena: 4 chi
(gdyby była świeża, zyskałaby pewnie 5 chi)
Skład i wartości odżywcze:
Skład: czekolada mleczna 55% (cukier, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, serwatka w proszku, pasta z orzechów laskowych, lecytyna sojowa, ekstrakt z wanilii), nadzienie mleczne 25% (cukier, tłuszcz roślinny: olej palmowy, olej shea; lecytyna słonecznikowa; serwatka w proszku, mleko odtłuszczone w proszku 8%, lecytyna sojowa, polirycynoolenian poliglicerolu; aromat, ekstrakt z wanilii), nadzienie truskawkowe 20% (syrop glukozowy, przecier truskawkowy 26%, sok truskawkowy 19%, cukier, syrop cukru inwertowanego, aromat, regulator kwasowości: kwas cytrynowy).
Kalorie w 100 g: 500 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz: 27 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone: 14 g), węglowodany: 59 g (w tym cukry: 57 g), błonnik: 2,8 g, białko: 3,8 g, sól: 0,32 g.
Kurczę, z jednej strony po Twojej recenzji nie jestem co do tej czekolady przekonana, a z drugiej strony Kindze smakowała bardziej niż Wedel… I co teraz? Chyba tak czy siak będę musiała spróbować, tym bardziej że jeszcze żadnej czekolady z Tesco nie jadłam więc muszę nadrobić zaległości :D
Spiesz się, jeśli to rzeczywisty plan, bo Tesco jest na wyginięciu.
Obstawiam, że Twoja część była jeszcze bardziej zestarzała od mojej… Wiedziałam jednak, że ogół wpisze się w Twój gust.
Zobacz, że w sumie nawet podobnie oceniłyśmy – o punkt powyżej przeciętności.
I obie wspomniałyśmy Mamby! Hah.
Ej, sztuczność mi wydała się zmieszana z naturalnymi truskawkami. Ale… takimi zacukrzonymi jak dżem na bazie cukru z dodatkiem truskawek.
Proszkowość nadzienia ja bym na pewno powiązała z mlekiem w proszku. Mama w końcu uznała, że „jak szło w grudki, to nawet zawilgocone mleko w proszku przypominało” (ja bym powiedziała: było nim).
Ja tymczasem wyrzuciłam ją z pamięci :P
Ciekawostka o mojej pamięci związanej z jedzeniem: pamiętam czekolady (nie mówię, że co do jednej, bo to nie do zweryfikowania i nierealne po prostu) z bloga i umiem mniej więcej powiedzieć, kiedy jaką jadłam. Pamiętam np. że „x jadłam jakieś parę miesięcy przed założeniem bloga”. Pamiętam doskonale różne dziwa i ciekawostki, jakie próbuję, bo mnie ciekawią. Pamiętam, jakie produkty bardzo rozczarowały Mamę, a np. to ja jej je w sklepie pokazałam. Potrafię jednak w mig zapomnieć, że jadłam, a raczej próbowałam jakiś produkt nie w moim guście, o którym w dodatku miałam błędne wyobrażenie, a rozczarował. Przykład? Wczoraj chciałam sprawdzić, czy robią jakieś tanie masła orzechowe z włoskich (Mama mnie o to z ciekawości zapytała). Dowiedziałam się, że tak, i że nawet zabijają żytnie razowce w smaku… ze swojego bloga. Bo zeżarłam i zrecenzowałam, ale to za bardzo nie w moim typie coś, by pamiętać.
Haha, miałam taką sytuację kilka razy. Ja oczywiście też szybciej i łatwiej wywalam z pamięci nie moje słodycze. Chyba że są wyjątkowo paskudne, wówczas zostają ze mną na długo.