Kocham czy uwielbiam? #DylematyFilozoficzne

Miłość to największe uczucie, jakim można darzyć drugą osobę. Tak się przynajmniej przyjęło. Co jednak z innymi intensywnymi uczuciami, takimi jak pożądanie czy uwielbienie? Im poświęca się mniej uwagi. A szkoda, bo w wielu sytuacjach to one powinny znaleźć zastosowanie, nie zaś miłość.

Na początku jednego z przeszłych związków zamiast kocham cię mówiliśmy sobie z ukochanym uwielbiam cię. Wynikało to z faktu, iż pierwsza formułka kojarzyła nam się z czymś wielkim i doniosłym. Czyli z czymś, po co jeszcze nie chcieliśmy sięgać. Wobec tak ujętego problemu nasze uwielbiam cię stanowiło łatwiejszy do wymówienia zamiennik o tym samym znaczeniu. Ale czy słusznie?

Do pytania wróciłam po wielu latach. A w zasadzie dopiero wówczas je sobie postawiłam. Tak oto doszłam do wniosku, że miłość i uwielbienie nie są sobie równe. Tylko czy aby na pewno miłość jest większa?

#DylematyFilozoficzne – statut

  1. Myśli przedstawione we wpisach z serii #DylematyFilozoficzne nie są moimi poglądami. Mogą się nimi stać, kiedy przemyślę daną sprawę i wyciągnę wnioski. Do tego czasu jednak traktuję je wyłącznie jako zarzewie dyskusji, w wyniku której będę mogła spojrzeć na ich przedmiot z innej perspektywy.
  2. Prezentując myśli, niemal zawsze – mniej lub bardziej – skłaniam się ku jednej z wymienionych opcji. Nie znaczy to, że stoję za nią murem. Przy nieśmiałych tezach stawiam znaki zapytania, a wiele myśli formułuję jako pytania, niekiedy dlatego, że ich nie rozumiem.
  3. Myśli ze wpisów z serii #DylematyFilozoficzne są nowe bądź stare-ale-porzucone, przez co nie zostały rozwinięte. Publikuję je, by miały szansę rozwinąć się w dyskusji z wami.
  4. Nie wszystkie wpisy z serii #DylematyFilozoficzne rzeczywiście są dylematami filozoficznymi. Kwestie filozoficzne traktuję jako synonim tematów skłaniających do refleksji.

Miłość czy uwielbienie?

Uwielbienie większe niż miłość

Początkowe rozważania o stosunku miłości i uwielbienia przyniosły mi wniosek, że to uwielbienie jest uczuciem większym, silniejszym. Wyobraziłam sobie miłość jako coś stałego i stabilnego, a jednocześnie biernego, wyciszonego. Czytaliście wywiady z osobami będącymi w wieloletnich związkach? Nierzadko pojawia się w nich stwierdzenie, że pożądanie wygasło, ale pozostały miłość i szacunek. Osoby te łączy miłość, lecz chciałyby znów być w sobie zakochane. Oba komunikaty są dla mnie w pełni zrozumiałe.

Przy tak ujętej miłości uwielbienie wydaje mi się uczuciem wiecznie żywym. Zgodnie ze słownikiem PWN wielbić oznacza: 1) otaczać kogoś czcią i miłością, 2 ) oddawać cześć. Uwielbienie zdaje się więc zawierać i miłość, i system nieustannego odświeżania. To jakby miłość i zakochanie w jednym. Podczas gdy miłość wybacza, akceptuje i trwa, w uwielbieniu serce płonie i jest gotowe do poświęceń.

Miłość większa niż uwielbienie

Załóżmy jednak, że – zgodnie z popularną opinią – to miłość jest największym uczuciem. Należy ją wówczas rozumieć jako stabilną i stałą opokę. Uczucie, w którym oczy są szeroko otwarte i widzą wady kochanego obiektu: czy to partnera, czy kogokolwiek/czegokolwiek innego. Ogromne znaczenie ma fakt, iż miłość jako uczucie dojrzałe nie jest ślepe na niedoskonałości, lecz akceptuje je i trwa pomimo ich obecności.

Uwielbienie, w tej sytuacji traktowane jako synonim zakochania, zdaje się niepełne, niedojrzałe. Może nawet niegodne miejsca w języku? Zauważcie bowiem, że od zakochania nie występuje w języku polskim zwrot do drugiej osoby. Jest miłość – kocham cię (dawniej: miłuję cię). Jest uwielbienie – uwielbiam cię (bądź: wielbię cię). I jest zakochanie – … Najczęściej używa się tu zwrotu kocham cię, niepoprawnego znaczeniowo. Z uwagi na żywotność, zatracenie, pasję i ślepotę na wady pasowałoby właśnie uwielbiam cię. A skoro tak, uwielbienie zostaje postawione w funkcji zakochania i staje się mniejsze niż miłość. Może ją poprzedzać. (Pytanie dodatkowe: Czy można kogoś od razu kochać, tak bez wcześniejszej fazy zakochania?)

Kocham, uwielbiam, a może pożądam?

Uwielbienie jako odrębne uczucie

Niewykluczone, iż uwielbienie nie jest żadnym stadium miłości. Może nim być, acz nie wynika to z reguły. Podobna sytuacja dotyczy pożądania, zazdrości, zaborczości. Prawdą jest, że da się kochać bez uwielbienia. Da się uwielbiać bez kochania. Da się nawet kochać i być okrutnym, krzywdzić kochaną osobę. Uczucia i relacje międzyludzkie są skomplikowane. Łatwo się pogubić podczas rozmyślania o nich.

Czy odrębność miłości i uwielbienia sprawia, że nie da się ich stopniować? W którym miejscu na osi mocy ustawić zazdrość, pożądanie, zakochanie? Czy próby uniwersalnego osadzenia ich w trwałych punktach są możliwe? To trudne zadanie, wszak ludzie odczuwają je w różnych stopniach i na rozmaite sposoby. Przykładowo dla jednych miłość to uwielbienie + szacunek + wolność, dla drugich pożądanie + zazdrość + kontrolowanie, dla trzecich uzależnienie wyłącznośćoddanie. I tak dalej.

***

Pogubiłam się i już sama nie wiem, co uważam za większe: miłość czy uwielbienie. Co o tych uczuciach myślicie wy? A może dokładacie do nich jeszcze inne, o których nie wspomniałam?

***

Doceniasz moją pracę? „Postaw mi kawę” i pomóż rozwijać blog – dla Ciebie i innych osób. Dziękuję :)

8 myśli na temat “Kocham czy uwielbiam? #DylematyFilozoficzne

  1. Myślę że ciężko jest jednoznacznie określić które z tych uczuć jest mocniejsze, bo tak jak mówisz w ostatnim akapicie: ludzie odczuwają uczucia w różnych stopniach i na różne sposoby. Dla kogoś mocniejsza może być miłość, dla innego uwielbienie. Po tym co przeczytałam w tym wpisie mogłabym się skłaniać, że to uwielbienie jest mocniejsze, a po prostu słowa „kocham cię” są już zakorzenionie jako poważne wyznanie i okazanie wielkiego zaangażowania w związku, dlatego czasem tak trudno przechodzą przez gardło, mimo że to właśnie „uwielbiam cię” mogłoby mieć mocniejsze znaczenie. Ale ja już sama nie wiem, oba te słowa wydają się mocne i poważne znaczeniowo :p

  2. Do zakochania odnosi się czasownik złożony 'jestem w tobie zakochany/a’. I wg mnie to obrazuje idealnie różnicę między tym stanem, a miłością. Zakochanie jest zwrócone, wg mnie, w kierunku osoby zakochanej, a nie obiektu zakochania. Ma nam sprawiać przyjemność, nas uskrzydla, nam koloruje świat. Osoba dzięki której się tak czujemy nie istnieje – jest naszą życzeniową interpretacją na temat wybranka/wybranki.
    Kocham mówi o trosce, poczuciu odpowiedzialności za drugą stronę. Skupia się na jej/jego szczęściu i spełnieniu. Kochając stajemy się szczęśliwi przez uszczęśliwianie obiektu uczuć.
    Uwielbienie zaś jest dla mnie jednocześnie gdzieś obok i pomiędzy. W przypadku związku jest dla mnie ekwiwalentem etapu, gdy już widzimy prawdę o sobie, ale skupiamy się na zaletach i jednak satysfakcja własna jest ważniejsza niż tej drugiej osoby. Uwielbiać jednak można, tak jak i kochać, bez aspektu fascynacji erotycznej/seksualnej, zakochanym bez tego pierwiastka raczej się nie bywa.
    Ale zapewne ilu ludzi spytasz, tyle odmiennych opinii usłyszysz.

    1. „Zakochanie jest zwrócone, wg mnie, w kierunku osoby zakochanej, a nie obiektu zakochania.” – Pierwszy raz słyszę taką koncepcję i wstępnie bardzo mi się podoba. Muszę nad nią pomyśleć. Zgadzam się, że pozorny przedmiot zakochania tak naprawdę nie istnieje. To tłumaczyłoby, dlaczego niektórzy ludzie lubią czuć się zakochani – tylko zakochani, a kiedy ma nadejść głębsze uczucie, przerzucają zakochanie na inny obiekt.

      „Kocham mówi o trosce, poczuciu odpowiedzialności za drugą stronę. Skupia się na jej/jego szczęściu i spełnieniu. Kochając stajemy się szczęśliwi przez uszczęśliwianie obiektu uczuć.” – Z tym się nie zgodzę. Na pewno wiele osób widzi miłość w ten sposób, ale znam i takie, których definicja wygląda inaczej.

      „Uwielbiać jednak można, tak jak i kochać, bez aspektu fascynacji erotycznej/seksualnej.” – Zdecydowanie się zgadzam. „Zakochanym bez tego pierwiastka raczej się nie bywa.” – A z tym nie. Erotyka w życiu ludzkim zajmuje skrajnie odmienne miejsca.

      „Ale zapewne ilu ludzi spytasz, tyle odmiennych opinii usłyszysz.” – Taak, to na pewno. Lubię słuchać :)

  3. Nigdy nie stawiałam znaku = między „kocham”, a „uwielbiam”. Mało, że nie są sobie równe, to jeszcze według mnie znaczą co innego. Nie stopniowałabym ich.
    Już pisałyśmy o wyświechtaniu słów, o nadużywaniu ich w dzisiejszych czasach i mam wrażenie, że „kocham” obecnie bardzo spłycono. Jak i angielskie „love” – dosłownie nas zalewa. Kocham się dobrze o poranku wysr… wtedy cały dzień jestem taka lekka, mogę skakać i tańczyć! Kocham mój śmietnik w pokoju, gdyby nie on, chcąc coś wyrzucić musiałabym ruszyć dupę do kuchni.
    Prawdziwa miłość… można by powiedzieć, że słów nie wymaga, ale i to nieprawda. Szkoda tylko, że „kocham” obecnie jest takie meh… Pamiętam kiedyś w pierwszym poważniejszym związku zanim po raz pierwszy te „kocham Cię” padło… to było takie ważne. A teraz? Ech.
    Uwielbianie na szczęście chyba się jeszcze tak nie wyświechtało. Ja je wiążę nie tylko z uczuciem, ale i pewnym zaangażowaniem psychicznym. Powiedziałabym tak: kochać można po prostu z zasady (miłość dziecka do matki itd.), ale uwielbienie uważam za bardziej świadome. Uwielbiam często za coś. Kocham mamę. Kocham i uwielbiam Mamę. I moje zapatrywanie się pokrywa, z tego co widzę, ze słownikami.
    Zakochanie się to etap, więc pewnie gdyby od tego było słowo, komplikowałoby bardzo nieznośnie niektóre relacje.
    Czy można kochać bez zakochania się? Tak. Miłość rodzinna itp. jest często taka uwarunkowana. Nie zawsze, nie każda, bo każdy z nas jest inny, to jasne, ale przez pewne instynkty niektóre rzeczy w większości przypadków po prostu występują. Miłość matki do dziecka chyba jest dobrym przykładem. Mimo że matka może nie kochać swojego dziecka – ale mówimy o sytuacji statystycznie powszechnej, a nie o przypadkach zdarzających się rzadko (pomijam kwestie bardziej indywidualne, a więc na ile miłość jest wmówiona, wymuszona, wyuczona, udawana).
    Zazdrość pasuje mi bardziej do uwielbienia, pożądanie do obu, ale nie przypisałabym jednego do drugiego. A w kwestii stopniowania przypomniało mi się, jak kieeedyś w szkole było trzeba postopniować „lubię, kocham, uwielbiam”. Nie zrobiłam tego (mała uparta ja), stwierdzając, że to różne słowa. Można kogoś jednocześnie lubić i kochać, można kogoś kochać, ale nie lubić (pisałyśmy o tym i o Mamie, kojarzysz)?
    Mam jednak jeszcze jedną kwestię: co z miłością do nieznanej osoby np. gwiazdy? Przecież uczucie czasem może wręcz zakręcenia, obsesji na czyimś punkcie jest realne, często bardzo silne… to nic, że nie zna się obiektu westchnień, zna się wyobrażenie, ale uczucie jest. Pytanie: zakochanie, kochanie, uwielbienie…? Wszystko można by dopasować – zakochanie, bo pewnie wcześniej czy później minie, kochanie – bo jest głupio bezwarunkowe, ot, komuś odbiło na punkcie celebryty, uwielbienie – bo jednak wiąże się ze znajomością piosenek / filmów, zdobywaniu wiedzy o tym kimś, próbowaniu dostać się na koncert.

    A pisząc komentarz w ogóle o innym temacie (może do poruszenia?) jeszcze pomyślałam. Miłość platoniczna – wierzysz w taką, jakoś dzielisz, stopniujesz? I… „miłość od pierwszego wejrzenia” – prawdziwa? Jest platoniczna? Dziecinna? Czy to po prostu najprawdziwsza chemia jako związki, które z czasem przestaną działaś? Myślałaś kiedyś o miłości z punktu, że tak powiem, chemicznego widzenia? Na tę część komentarza nie musisz odpowiadać, bo to raczej podrzucenie pomysłu na wpisy, możesz olać.

    1. „Już pisałyśmy o wyświechtaniu słów, o nadużywaniu ich w dzisiejszych czasach i mam wrażenie, że „kocham” obecnie bardzo spłycono. Jak i angielskie „love” – dosłownie nas zalewa. Kocham się dobrze o poranku wysr… wtedy cały dzień jestem taka lekka, mogę skakać i tańczyć! Kocham mój śmietnik w pokoju, gdyby nie on, chcąc coś wyrzucić musiałabym ruszyć dupę do kuchni.” – O tak, zdecydowanie. Między innymi dlatego bardzo kuszące wydaje mi się sięganie po „uwielbiam cię”, które słychać znacznie rzadziej.

      „Powiedziałabym tak: kochać można po prostu z zasady (miłość dziecka do matki itd.), ale uwielbienie uważam za bardziej świadome.” – To dobre. Według mnie również uwielbienie jest bardziej aktywne niż miłość. Kochać można pasywnie. Uwielbiać – chyba nie.

      „Czy można kochać bez zakochania się?” – Chodziło mi o relacje partnerskie (związkowe), nie rodzinne.

      „A w kwestii stopniowania przypomniało mi się, jak kieeedyś w szkole było trzeba postopniować „lubię, kocham, uwielbiam”.” – Jakie było oficjalne rozwiązanie tego zadania? // O mamie pamiętam.

      „Mam jednak jeszcze jedną kwestię: co z miłością do nieznanej osoby np. gwiazdy?” – Moim zdaniem nie da się kochać nieznanej osoby. To zakochanie, moooże uwielbienie, ale jakaś ślepa, powykrzywiana forma.

      W miłość od pierwszego wejrzenia nie wierzę, tak jak nie wierzę, że można kochać bez etapu zakochania. Można się zauroczyć od pierwszego wejrzenia, nie mam wątpliwości, bo sama to parę razy przeżyłam, ale do miłości od tego momentu daleeeko. W miłość platoniczną również wierzę. Seksualność jest kwestią odrębną od miłości. Niewiara w miłość platoniczną to niewiara w miłość pomiędzy osobami aseksualnymi, co przecież nie ma sensu. Nie stopniuję takiej miłości, bo nie jest ani lepsza, ani gorsza od miłości połączonej z pożądaniem seksualnym. Jest inna, i tyle. Jeśli zaś chodzi o chemię, bardziej wiążę ją z seksualnością niż uczuciami. Oczywiście z miłością też ma związek, bo nawet szczęście, które czujesz przy partnerze, jest chemiczne, ale jednak przy seksualności chemii (hormonów) jest więcej.

      1. „„Czy można kochać bez zakochania się?” – Chodziło mi o relacje partnerskie (związkowe), nie rodzinne.” – W tym sensie… chyba też można. Od razu do głowy przychodzą mi staruszkowie, którzy żyją w miłości-przyjaźni. Kiedyś na pewno się w sobie zakochali… – powiedziałabym, że raczej spora ich część. Wydaje mi się, że zwłaszcza kiedyś ludzie dobierali się w pary też z rozsądku, w obrębie małych miejscowości np. by nie zostać samej na starość, a wyjazd był nie do wyobrażenia. Wydaje mi się, że tacy ludzie jakby z czasem… uczą się siebie kochać? Co idzie w parze z wygodną, przyjaźnią itp.

        Jakie było oficjalne rozwiązanie tego zadania? To było dla dzieci! Oczywiście, że: kochać, uwielbiać, lubić.

        „Miłość od pierwszego wejrzenia” już, jak dla mnie, brzmi źle, tak poetycko i sztucznie. Nie mniej, ludzie na siebie fizycznie oddziałują – myślę o reakcji na poziomie cząsteczkowym, że jakoś na siebie wpływają, reaguja mimo woli. Kiedyś o tym czytałam, ale nie pamiętam, co i gdzie dokładnie. Miłość (ta trwająca, realna) od pierwszego wejrzenia to dla mnie bujda, aczkolwiek może się wydawać, że taka zaistniała. Np. kiedy ktoś się zakocha, potem daną osobę pozna i pokocha. I właśnie… czy miłość partnerska z czasem nie wygasa? Nie zmienia się w przyjaźń? To by z kolei prowadziło do tego, że… przyjaźń jest silniejsza od miłości? Niektórzy w ogóle ją podważają, więc…? Piszę cały czas o relacjach partnerskich (i np. o podważaniu przyjaźni damsko-męskiej albo dwóch lesbijek). Czy da się partnera kochać bez przyjaźnienia się z nim? Nie powiedziałabym.
        „W miłość platoniczną również wierzę” – więc… kochanie na odległość… a czy w takim wypadku nie wiąże się to z „miłością do osoby nieznanej”?
        Miłość ulokowałabyś jedynie w mózgu? Wydaje mi się, ta partnerska, bardzo związana z seksualnością, aczkolwiek znaku = nigdy w życiu bym nie postawiła.

        1. „Wydaje mi się, że zwłaszcza kiedyś ludzie dobierali się w pary też z rozsądku, w obrębie małych miejscowości np. by nie zostać samej na starość, a wyjazd był nie do wyobrażenia. Wydaje mi się, że tacy ludzie jakby z czasem… uczą się siebie kochać?” – Mam problem z tego typu „miłością” (co potwierdza chociażby potrzeba wzięcia określenia w cudzysłów). Ile w niej rzeczywistej miłości, a ile przywyknięcia, przywiązania i sympatii? Fajne byłyby badania – niestety średnio etyczne – polegające na zamknięciu ze sobą dwóch osób, które albo nie czują wobec siebie niczego, albo wręcz się nie lubią, a następnie zbadaniu po paru latach, czy sytuacja zmusiła je do miłości. Do przyzwyczajenia – na pewno, bo zwariowaliby, gdyby każde żyło samo sobie. Ale czy wykształciłaby się miłość? Kolejna trudność: jak zbadać istnienie miłości? Uczucia są deklaratywne, a nie mierzalne.

          „Czy miłość partnerska z czasem nie wygasa? Nie zmienia się w przyjaźń?” – A może miłość partnerska JEST miłością-przyjaźnią?

          „Przyjaźń jest silniejsza od miłości?” – Na podstawie obserwacji świata powiedziałabym raczej, że trwalsza.

          „Czy da się partnera kochać bez przyjaźnienia się z nim?” – Zdecydowanie można. Tak samo jak można kochać dziecko i nie lubić go jednocześnie, o czym pisałyśmy na FB.

          Kwestia kochania na odległość jest interesująca. To zależy, na jakim etapie jest związek, jak dużo czasu te osoby spędzają razem, ile świata ze sobą dzielą. Dużo zmiennych. Nie umiem jednoznacznie odpowiedzieć.

          „Miłość ulokowałabyś jedynie w mózgu?” – Jak wszystkie uczucia. Chyba że są hormony uczestniczące w miłości, które powstają w innych narządach, wtedy nie jedynie.

          „Wydaje mi się, ta partnerska, bardzo związana z seksualnością.” – Co dokładnie masz na myśli, pisząc „miłość partnerska”? W sumie chyba od tego powinnam zacząć :D

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.