Gullon, Sugar Free Fibre Biscuits – razowe ciastka bez cukru

Bez cukru? Bez sensu! O ile jeszcze parę lat temu mogłabym tak powiedzieć, o tyle obecnie słodycze bez cukru są dla mnie nie tylko akceptowalne, ale także atrakcyjne. Istnieją pyszne łakocie pozbawione dodatkowych źródeł słodyczy, bazujące jedynie na dodatkach, np. suszonych owocach. Istnieją obłędne słodycze wykorzystujące słodziki zamiast plebejskiego białego cukru. Istnieją też produkty słodkie w niskim stopniu, bo naturalnie. Wszystkie one mogą być dobre, a nawet doskonałe.

Sugar Free Fibre Biscuits to razowe ciastka bez cukru, których nigdy dotąd nie widziałam, jako iż nie interesowałam się ofertą marki Gullon. Całe opakowanie – liczące aż 170 g – dostałam od Marthy, za co bardzo dziękuję. Ponieważ dawno temu, prawdopodobnie w gimnazjum, jadłam herbatniki pełnoziarniste z Lidla i zawiodłam się ich smakiem, spodziewałam się, że i Sugar Free Fibre Biscuits będą jednorazową przygodą, a większa część zawartości powędruje do rodzinki.

Gullon, Sugar Free Fibre Biscuits razowe ciastka bez cukru, copyright Olga Kublik

Sugar Free Fibre Biscuits – razowe ciastka bez cukru

Po otwarciu opakowania momentalnie zrozumiałam, że się pomyliłam. Założyłam, iż razowe ciastka Gullona są podobne do wspomnianych wcześniej herbatników pełnoziarnistych z Lidla, a więc lekkie i krakersowe (jak Petitki). Nic bardziej mylnego. Ciastka bez cukru Gullona to twory typu ciężkiego, grube, treściwe, masywne. W ogóle nie przypominają herbatników, nawet masywniejszych, czyli takich jak BeBe. Odpowiadają raczej konwencjonalnym kruchym ciastkom.

Sugar Free Fibre Biscuits marki Gullon dostarczają 431 kcal w 100 g.
4 razowe ciastka bez cukru ważą 34 g i zawierają 146,5 kcal.
1 ciastko pełnoziarniste bez cukru waży 8,5 g i dostarcza 37 kcal.

Gullon, Sugar Free Fibre Biscuits razowe ciastka bez cukru, copyright Olga Kublik

Kiedy otrzymałam Sugar Free Fibre Biscuits, a nawet później – podczas otwierania opakowania – nastawiałam się, że to zdrowe ciastka. Efekt prozdrowotności popsuł jednak aromat, który leży tak daleko od skojarzeń zdrowotnych, jak tylko się da. Ciastka bez cukru dają się poznać jako szatańsko słodkie i przemaślane (maślane jak zwykłe kruche ciastka, nie zaś brytyjskie shortbreads, czyli żółtoserowo). Zapach jest niespójny z produktem i maksymalnie plebejski, niemniej rozkoszny.

Razowe ciastka bez cukru mają kolor brązowy, brudnozłoty, wypieczony (w zależności od sztuki mniej lub bardziej). Wyglądają pięknie. W dotyku są bezwstydnie tłuste. Osadzają się na opuszkach oleistą warstwą. Dodatkowo są bardzo pyliste od zewnątrz, na szczęście pyłek woli zostawać na ciastkach niż skórze.

Gullon, Sugar Free Fibre Biscuits razowe ciastka bez cukru, copyright Olga Kublik

Podczas łamania Sugar Free Fibre Biscuits prezentują się jako chrupiące. Nie kruszą się jak szalone. Włożone do ust sprawiają niespodziankę. Okazuje się bowiem, że chrupkość i kruchość to cechy jedynie pozorne i przeddegustacyjne. W kontakcie z zębami i językiem ciastka odkrywają lekkie zawilgocenie. Położone na języku przemieniają się w gęstą, treściwą, ciastową masę. I to w setną sekundy!

Razowe ciastka pozwalają na wykonanie dziwnego zabiegu, z czym nie spotkałam się nigdy dotąd. Otóż kiedy położy się na języku duży kawałek i zacznie ssać, z ciastka wydobędzie się jednorazowo i w dużej ilości coś dziwnego. Najpierw myślałam, że to tłuszcz (łyżeczka rozpuszczonego masła). Nie czułam jednak tłustości. Zamiast niej pojawiły się chłód i orzeźwienie. W efekcie uznałam, że każde razowe ciastko bez cukru jest jakby nadziewane łyżką wody z maltitolem (bądź innym słodzikiem fundującym efekt chłodzenia).

Ale to jeszcze nie wszystko! Kiedy rozpuszcza się ciastka na języku w sposób klasyczny, bez zasysania chłodnego środka, przemieniają się w spójną masę. Za to kiedy uwzględni się wysysanie wnętrza, momentalnie rozpadają się na niespójny piach. Tłumaczę to sobie porównaniem do mokrego piachu na plaży. Dopóki jest mokry, trzyma się w kupie. Kiedy wyschnie na słońcu, budowle się rozpadają.

Gullon, Sugar Free Fibre Biscuits razowe ciastka bez cukru, copyright Olga Kublik

Po rozpuszczeniu bez wysysania środka ciastka Gullona tworzą gęstą ciastową masę, na której tle wyróżniają się błonnikowe drobinki przypominające otręby. Całokształt przywodzi na myśl grubomiękkopiaszczystą masę z otrębowymi punkcikami. W wysokim stopniu przypomina mokry piach na plaży. Z kolei podczas gryzienia ciastka na każdym kroku przypominają o wysokim stopniu zawilgocenia, z uwagi na co chrupią w stopniu umiarkowanym.

Przyjemność degustacyjną wynikającą z intrygującej, niecodziennej konsystencji podtrzymuje smak. Sugar Free Fibre Biscuits bardzo dobrze oddają aromat. Są słodkie i maślane, choć mniej intensywnie niż zapowiada zapach. Razowości nie czuć za grosz. W tym miejscu warto przytoczyć oryginalny opis i piękne, poprawne językowo tłumaczenie polskie:

  • Fibre biscuit. Sugar free with sweetener.
  • Ciastko nie zawiera cukrów substancja słodząca.

Kocham, gdy tłumacz dobrze wykonuje swoją pracę słownik języka polskiego. (Dorzucę też fakt, że ciastka nie zawierają soli, tylko soł. Soł łat?!).

Gullon, Sugar Free Fibre Biscuits razowe ciastka bez cukru, copyright Olga Kublik

Otrzymane od Marthy ciastka na maksymalnie 4 chi i do przekazania paczki dalej zachwyciły mnie tak bardzo, że nie mogłam nie wystawić im unicorna smaku. Pięknie pachną, doskonale smakują (są klasycznie słodkie, maślane i wypieczone), a do tego cechują je intrygującego rodzaju wilgoć, treściwość, pożywność, mięsistość i ciastowość. Każde ciastko jest niczym przysmak stworzony z jadalnego mokrego piachu, trzymającego się w kupie jedynie dzięki wilgoci. Wyjątkowej chłodnej wilgoci.

Dawno nie jadłam tak pysznych ciastek. A już na pewno nigdy nie spotkałam ciastek w tak wysokim stopniu piaskowych. Coś wspaniałego.

Ocena: unicorn smaku

Poznaj inne ciastka marki Gullon, przeczytaj recenzje:


Skład i wartości odżywcze:

Skład: mąka pszenna razowa 57,5%, substancja słodząca (maltitol), olej roślinny (wysoko oleinowy olej słonecznikowy) 16,5%, błonnik pokarmowy 3,5%, błonnik grochowy 3,5%, substancje spulchniające (wodorowęglan sodu i wodorowęglan amonu), emulgator (lecytyna sojowa), sól, aromaty. Produkt zawiera substancje słodzące. Może zawierać śladowe ilości mleka.

Kalorie w 100 g: 431 kcal

Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 17 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 1,7 g), węglowodany 65 g (w tym cukry <0,5 g), błonnik 9,3 g, białko 6,1 g, sól 0,65 g.

Gdzie kupić: Carrefour

Cena: 6,69 zł (2024 rok)

15 myśli na temat “Gullon, Sugar Free Fibre Biscuits – razowe ciastka bez cukru

  1. Myślałam, że to produkt, który zupełnie mnie nie interesuje, ale po recenzji zmieniam zdanie – chcę je. Kocham maślane ciastka! Dobrze rozumiałam, że z Lidla?

    1. Zupełnie źle :P Napisałam, że myślałam, iż są podobne do herbatników z Lidla, które mi nie smakowały, przez co założyłam, że ciastka Gullona też są kiepskie.

  2. Jakaż dziwna konsystencja! Nigdy nie jadłam czegoś podobnego. Intryguje mnie zwłaszcza ten efekt nadziewania wodą i maltitolem. A do tego pyszny smak? Nie no, te „ciastko nie zawiera cukrów substancja słodząca” to na pewno kupię :D

  3. Przyzwyczaiłam się, że w kwestii słodyczy jesteś… dość kontrastowa. To znaczy lubisz i te straszliwie słodkie i plebejskie, jak i zdrowe, bez cukru. Tłusto-mięciutkie albo rzeczy tak twarde, że krzywię się na samą myśl. Początkowo, czytając Twojego bloga na początku za nic nie powiedziałabym, że… będzie mi to do Ciebie pasowało. Jednak wydaje mi się, że w gustach wielu osób są „dziwności” związane z kontrastami. Ostatnio zaobserwowałam u siebie coś śmiesznego w sumie: tłusty twaróg mnie odpycha – muszę mieć półtłusty. Ostatnio kupiłam półtłusty, który podchodził w smaku i konsystencji pod tłustawy i mi nie odpowiadał. Jednak sery ogólnie lubię, a przecież wszelkie pleśniaki, żółte itd. są tłuste – w ich przypadku jednak tłustość jest inna i wydaje mi się uzasadniona i pasująca.

    Same ciastka z wyglądu wydają mi się piękne, nawet nie umiem powiedzieć, dlaczego.
    Zapach? W sumie ok. Kolejna sprawa – ciastka maślane powinny być według mnie wyraziście maślane, co w przypadku wielu zawodzi właśnie już na etapie zapachu, bo walą margaryną / mąką / cukrem (a to wiem bardzo dobrze, bo czuję, co je Mama, haha i… właśnie na tym etapie moja znajomość tematu się kończy).

    Z takim efektem wypływania „wody ze słodzikiem” spotkałam się w przypadku czekolad z zamiennikami zwykłego cukru… ale nie zawsze to chyba do końca to samo. W czekoladach to raczej „opływanie”, acz jedna czy druga, jak miękła, a zachowywała gęstość, to jakby z masy wypływało coś takiego właśnie. Gdybym przy jedzeniu ciastek miała wrażenie, że wypływa z nich tak tłuszcz, natychmiast by mnie odrzuciło, to wiem na pewno.

    Ogólnie jednak wydają się tak dziwne, że kiedyś mogłabym spróbować, gdybym dostałą czy gdyby Mama kupiła. Wątpię jednak, że bym się zachwyciła. Nawiasem mówiąc szkoda, że razowości nie czuć. Np. Kaszę manną zawsze bardzo lubiłam, ale jak odkryłam jej razową wersję, to pokochałam i zwykła jakoś przy niej blado wychodzi.

    1. Mannę*! :D Nie miałam pojęcia, że istnieje razowa.

      Z tą tłustością w różnych produktach chyba ludzie mają podobnie. Przykładowo mało kto wypiłby pół szklanki oleju ze szklanki właśnie, ale schrupać ją w dużej paczce chipsów? No problem! Wszystko zależy od formy podania i tego, jak bardzo wybrany składnik czuć.

      1. Istnieje! A różni się… hm, jakby Ci to wytłumaczyć… Jak poprzypalane cornflaksy, a te zwykłe, jaśniejsze. Jak… makaron jajeczny od tego z pszenicy durum. xD

        Ale z tą tłustością nie do konca mi chodziło. Na każdym kroku podkreślam, jak ważna jest forma podania. Chodzi mi bardziej o „gatunkowość” tłuszczu. Przykłady na szybko: nie brzydzi mnie łyżka masła orzechowego i to, jak jest tłuste, ale brzydzi mnie choćby łyżeczka paskudnie oleistego masła Sante 100 %. Brzydzi mnie masło i margaryna, ale takie twory typu Smakowita w pudełkach jeszcze jakoś tam… jakbym juz miała coś wybrać, wybrałabym to. Tłusta czekolada 50 % mnie obrzydza, tłusta 100 % znacznie mniej – zakładając, że tłuszcz obu to kakao / tłuszcz kakaowy.

  4. Zgodzę się z Tobą, że te ciastka są świetne. Mnie ich smak przywodzi na myśl dzieciństwo, choć nie przypominam sobie, bym jadła coś podobnego, gdy byłam dzieckiem. Myślę, że za to skojarzenie odpowiada fakt, że są one nieprzekombinowane i klasyczne, a w dzieciństwie szukało się właśnie czegoś takiego. Wtedy wyszukane słodycze nie były dla mnie pociągające. Też wyczułam w tych herbatnikach maślaność, ale są one jednym z niewielu produktów, w których mnie ona nie odrzuca. Uważam, że ich smak jest całkiem zbliżony do smaku domowych ciasteczek i świetnie komponują się z herbatą.

  5. Wyglądają i brzmią smakowicie, a dodatkowym atutem jest brak oleju palmowego w składzie. Nie wykluczone, że kiedyś wejdę w ich posiadanie ;)

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.