Z ostatniej podróży do Austrii – odbytej jeszcze przed wybuchem pandemii koronawirusa; bez paniki – tato przywiózł mi kilka produktów, których wcześniej od niego nie dostawałam. W paczce znalazły się m.in. batony czekoladowe Bobby, rurki waflowe w czekoladzie (mleczne i kokosowe) oraz zaprezentowane dziś owoce w czekoladzie: Fruit & Chocolat Blueberry-Acai marki Moser Roth. Za wszystko dziękuję!
Moser Roth Fruit & Chocolat Blueberry-Acai – owoce w czekoladzie
Nie jadam owoców w czekoladzie, co nie znaczy, że ich nie lubię. W przeszłości zdarzało mi się degustować rodzynki w czekoladzie i byłam zadowolona, a śliwki w czekoladzie wręcz uwielbiam. Co miało mnie spotkać tym razem? Cóż, kiedy patrzyłam na opakowanie Fruit & Chocolat Blueberry-Acai, spodziewałam się, że w środku zastanę kulki wypełnione różnymi owocami, przede wszystkim jagodami i jabłkami.
Fruit & Chocolat Blueberry-Acai marki Moser Roth dostarczają 484 kcal w 100 g.
10 owoców w czekoladzie ciemnej waży ok. 30 g i zawiera 145,5 kcal.
1 owoc w czekoladzie Moser Roth waży ok. 3 g i dostarcza 14,5 kcal.
Aromat owoców w czekoladzie Moser Roth zapowiada cudowną degustację. Oddaje owocowe galaretki, prawdopodobnie malinowe – ale w sposób akceptowalny! – skąpane w czekoladzie deserowej. Czuć kakaowość czekolady i wysoką słodycz wnętrza splecioną z kwaseczkiem.
Czekoladowe draże osiągają rozmiar plasujący się pomiędzy monetami 10 i 20 gr. W zależności od wielkości dziesięć kulek waży ok. 30 g. Są bardzo twarde – twardsze niż rodzynki w czekoladzie – jednak mocno naciśnięte palcem powoli ulegają zmiażdżeniu. Każdy cukierek składa się z czekolady grubej nie na żarty i owocowego serca. Wewnątrz znajduje się nowo odkryty gatunek Jagody Kwadratowej.
Degustację standardowo rozpoczęłam od zgryzienia czekolady. Okazała się plastyczna, plastelinowa w sposób plebejski i pozytywny, tłusta w punkt, miękka. Topnieje łatwo, acz wcale nie superszybko. W postaci stałej jest gęsta, lecz kiedy zaczyna się rozpuszczać, funduje jedynie gęstawość. W efekcie przemienia się w pylistą wodę o nieznacznym stopniu zagęszczenia. Na bagienko nie ma co liczyć. Smakuje sssłodko i ewidentnie deserowo. Oferuje posłodzoną kakaowość, lecz nie dziecięce kakao typu Nesquik. Przypomina czekoladę deserową pokrywającą tradycyjne pierniki z marketu.
Kostka owocowa wypełniająca Fruit & Chocolat Blueberry-Acai Moser Roth jest twarda, stała, nierozpuszczalna. To utwardzona galaretka. Aby wziąć ją na warsztat, trzeba użyć zębów – nie ma innej drogi. Konsystencją przypomina żelko-galeretki N.A. Fruit Sticks. Smakuje znajomo. Jabłkowo, ale czymś jeszcze, czego nie udało się ustalić (irytujące!). Może rożkiem lodowym z galaretkami o smaku owoców leśnych marki Nordis, który kochałam w dzieciństwie? A może twardymi cukierkami z sokowym nadzieniem, które czasem mieli w barku dziadkowie? Na pewno czymś z zamierzchłej przeszłości.
Fruit & Chocolat Blueberry-Acai Moser Roth i tego typu owoce w czekoladzie to nie moja bajka. A jednak nie mogę napisać, że słodycze wypadają średnio, a tym bardziej kiepsko. Czekolada deserowa jest za słodka, niemniej każdy element produktu oceniam pozytywnie. Podoba mi się zwłaszcza nieokreślona nuta, która kazała mi sięgać pamięcią do dzieciństwa (szkoda tylko, że w tym przypadku pamięć zawiodła).
Aby docenić Fruit & Chocolat Blueberry-Acai, należy jeść osobno czekoladę i galaretki. Spożywane łącznie tracą urok, bo główne zalety warstw – konsystencja czekolady i smak wnętrza (jabłka + owoce leśne) – zacierają się. Jeśli więc któregoś dnia postanowicie wrzucić kulki do jamy gębowej, posłuchajcie mej rady!
Ocena: 4 chi ze wstążką
(przy jedzeniu warstwami 5 chi)
Skład i wartości odżywcze:
Skład: deserowa czekolada (cukier, masa kakaowa, masło kakaowe, masło klarowane, emulgator: lecytyna (soja); ekstrakt waniliowy), koncentrat przecieru jabłkowego (13,2%), syrop glukozowo-fruktozowy, syrop glukozowy, puree jagodowe (2,7%), cukier, puree z acai (1%), substancje glazurujące (guma arabska, lakier Schel), środek żelujący: pektyny; regulatory kwasowości (kwas cytrynowy, kwas jabłkowy); aromaty, mielone orzechy laskowe, mielone migdały, glukoza, tłuszcz kokosowy. Może zawierać ślady orzeszków ziemnych, innych orzechów i pszenicy. Zawiera co najmniej 50% masy kakaowej w czekoladzie.
Kalorie w 100 g: 484 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 24,3 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 14,5 g), węglowodany 59,4 g (w tym cukry 53,5 g), białko 3,8 g, sól 0,06 g.
Niby smak wnetrza wydaje się fajny, ale nie na tyle, żeby mnie kusiły. Od cukierków wolę jednak inne słodycze, a od owocowych smaków jakieś czekoladowe czy orzechowe. Owoce w czekoladzie nigdy nie należały do moich ulubionych słodkości, choć wspomniane przez Ciebie śliwki uwielbiam :D
W takim razie obie zaoszczędzimy :)
Kiedyś takie różne (nie wiem, czy akurat ten smak) widziałam też w polskim Aldim.
„Nie jadam owoców w czekoladzie, co nie znaczy, że ich nie lubię.” – o, nie do końca rozumiem. Nie jesz więc, bo… nie masz kiedy (czyt. na Twoje degustacje się nie sprawdzają np. przez formę)? Ja nie lubię owoców / orzechów w czekoladzie, bo zawsze szkoda mi możliwości jedzenia owoców / orzechów osobno, a czekoladę wolę gładką, samą. Kiedyś tylko lubiłam migdały w czekoladzie i cynamonie, ale tylko z Lewiatana… i to były czasy wczesnego gimnazjum chyba. Wspomnienia! Wtedy, pamiętam, mimo że sklep był marketem, nadawano u nas mu jeszcze zawsze jakąś nazwę. Mój był Asem. I też jakoś w pierwszej Biedronce były z kolei gigantyczne kule z czekolady z orzechem w środku, ale… warstwa czekolady miała grubo ponad pół centymetra. To jedyne, jakie jadałam i lubiłam, bo były wyjątkowe. Oceniając jakiekolwiek (bo kilka na przestrzeni lat bloga jadłam), zawsze miałam problem: produkt jest, czym ma być, ale po prostu nie jest dla mnie.
Brr, jak czytam o przesadzonej słodyczy i „deserowości” czekolady MS przypomina mi się wstrętna seria, która w większości trafiła do ojca. Kupując liczyłam na tak wiele, a okazały się ohydne (spokojnie, Tobie nie grozi nacięcie się na nią, bo to: z miętą, z chili, z solą, z solonym karmelem).
Dziiiwne skojarzenie. Ja jednak nie pomogę, bo nie znam takich jak przytoczone słodyczy.
Też bym chyba jadła osobno. „Chyba” – na szczęście nigdy nie będzie to moim problemem. Tak, między innymi dlatego, że Moser Roth. Btw, nie dziwi mnie, że do marki jesteś raczej pozytywnie nastawiona – stoi za nią Storck, a jego produkty chyba raczej lubisz?
„Nie jesz więc, bo… nie masz kiedy (czyt. na Twoje degustacje się nie sprawdzają np. przez formę)?” – Dokładnie. Owoce w czekoladzie są w tej samej kategorii co marcepan czy chałwa, a także krówki, michałki, ptasie mleczko.
„Kiedyś tylko lubiłam migdały w czekoladzie i cynamonie, ale tylko z Lewiatana.” – Raz jadłam z Lidla. Brr.
„I też jakoś w pierwszej Biedronce były z kolei gigantyczne kule z czekolady z orzechem w środku, ale… warstwa czekolady miała grubo ponad pół centymetra.” – Brzmi jak nieco uboższe Lila Stars Milki. To były sztosy!
„Stoi za nią Storck, a jego produkty chyba raczej lubisz?” – Tak, lubię :)
Mama kiedyś kupiła mi jakieś inne migdały w czekoladzie i cynamonie (z Tesco?) i tak waliły i cukrem, i plastikiem, i colą, że miałam traumę po jednym. Tamte z Lewiatana musiały mieć jakieś fajne proporcje i… obstawiam, że jeszcze wtedy tak chemii nie pchali, ewentualnie sam cukier (ale to nie chemia).
Lila Stars nie znam, ale z tego, co widzę w internecie, miały jeszcze chrupiącą warstwę kawałków (w kremie?), więc… uboższa, ale dla mnie na plus.
Tak, miały krem i drobnicę orzeszkową poza głównym orzechem.
To dla mnie (i mówię to o sobie z czasów, gdy tamte jadałam) byłoby za dużo wszystkiego.
Więcej dla… kogoś innego :P