Na listopadowe zakupy wybrałam się do Rossmanna i Carrefoura. Ustaliłam budżet 200 zł, który wykorzystałam w pełni. Kupiłam 54 słodycze z podziałem na dwie grupy: zdrowe i plebejskie. Ostatnim razem zaprezentowałam wam te pierwsze, czyli bez cukru, glutenu, laktozy, proteinowe, surowe, wegetariańskie, wegańskie. Dziś ukażę drugie, wszak nie każdy ślini się na myśl o zdrowościach.
Słodycze przedstawione w ubiegłym tygodniu i dziś są w znacznej większości w sam raz na raz, dlatego zakładam, że wystarczą na dwa miesiące. Może na trzy, w końcu po drodze wypadają święta, a czasem zdarzają się wyjątkowe dni, podczas których oddaję się ciekawszym atrakcjom niż jedzenie słodyczy do recenzji. Następne większe polowanie przewiduję urządzić w połowie lutego 2021 roku.
Haul listopadowy: plebejskie słodycze
Na zdjęciu widoczne są dwa produkty podchodzące pod kolekcję zdrowych – zwłaszcza ciemna czekolada – ale nie pasowały do poprzednich kolaży, dlatego zaprezentowałam je u boku plebsu. Chodzi oczywiście o czekolady z Rossmanna marki Das Exquisite: Noir Extra Dunkel 78% cacao i Marzipan Zartbitter.
Postanowiłam przekonać się, które jaffa cakes są lepsze: popularne Delicje koncernu Mondelez czy Wedlove Wedla. Warto wspomnieć, że drzewiej Delicje należały do Wedla, podobnie jak Michałki z Hanki do Hanki, a nie Śnieżki. Do testów wybrałam smaki: pomarańczowy (obu ciastek), morelowy (Delicji), wiśniowy (Wedlove). W przyszłości do kolekcji dołączę odpowiednik Milki.
Zamarzył mi się powrót do kilku słodyczy jedzonych przed laty, w tym Waffelini (dawniej: Wafelini; niestety w sklepie był tylko jeden wariant smakowy, acz drugi dokupię) i Nussini od Milki. W domu zorientowałam się, że batoniki zmieniły nieco składy i wartości odżywcze, więc spodziewajcie się nowych recenzji.
Z kolei ptasie mleczko i żelki stanowią produkty, na które od czasu do czasu miewam ochotę – jak na chałwę, marcepan czy krówki – ale jak myślę o ich kupowaniu, od razu mi się odechciewa. (Po prostu na co dzień preferuję inne słodycze). By wreszcie dać upust części tęsknot, sięgnęłam po Ptasie Mleczko Waniliowe Wedla i kwaśne żelki Śmiejżelki Jabłkominki od nimm2 (Storck).
Przeglądając plebejskie ciastka dostępne w Carrefourze, trafiłam na wymienione w jednej z recenzji herbatników Jutrzenki Petit Beurre Herbatniki Ekstra grube. Wy tej recenzji jeszcze nie znacie, więc zdradzę tylko tyle, że zastanawiałam się, czy warto dokupić gruby wariant. O ile w ogóle go znajdę. Cóż, dzięki zagięciu czasoprzestrzeni odpowiedź poznaliście przed pytaniem.
Strasznym zaniedbaniem z mojej strony było nieuwzględnienie w rankingu herbatników – którego także jeszcze nie znacie – Butter Biscuits marki Leibniz. Niestety w żadnym sklepie, który odwiedzałam, nie znajdowałam ich w dziś zaprezentowanej formie. Sprawa załatwiona. (Skądinąd w domu zorientowałam się, że już je zrecenzowałam. Na szczęście zmieniły skład, zatem poddam je nowemu testowi).
Kocham biszkopty, lecz rzadko je recenzuję. Klasycznych nie opisałam chyba nigdy. Biszkoptowy los odwróci się na początku 2021 roku, kiedy to otrzymacie pięć recenzji biszkoptów dwóch rodzajów: tradycyjnych okrągłych i typu kocie języki (bądź: lady fingers, ladyfingers, biszkopty do tiramisu, biszkopty podłużne). Wybrałam Biszkopty Wrocławskie marki Mamut: bez cukru i z cukrem, podobne w budowie Petitki Biszkopty Mondelezu, podłużne Biszkopty Lady Fingers marki San Pajda i odpowiadające im Andante Ladyfingers od – sama nie mogę w to uwierzyć – I.D.C. Holding!
Na koniec kolekcja moich dawnych miłości, z których tak naprawdę jadłam tylko dwa warianty smakowe obecne na zdjęciu: Chipicao Croissant kakaowy dla dzieci i 7 Days Croissant kakaowy dla dorosłych. Cała reszta pojawiła się na rynku, gdy miałam już głowę zwróconą w kierunku innych słodyczy.
W śniadaniowym portfolio marki Chipita znajdują się nadziewane rogale: 7 Days Hazelnut, 7 Days Peanut, 7 Days Croissant cream & cookies orzechy + ciastka, 7 Days Croissant cream & cookies wanilia + ciastka. A to i tak nie wszystkie! Żeby zebrać całość, potrzebowałam wariantów spumante (mojego ulubieńca od zawsze) i karmelowego. Oba upolowałam w sklepie przy domu.
***
Które słodycze jedliście, które zamierzacie, a o których chcielibyście przeczytać najbardziej?
Nie pogardziłabym Waffelini i Nussini, gorzką czekoladą i biszkoptami petitkami. Rogali z ostatniego zdjęcia to nie jadłam chyba od czasów podstawówki :D
Niektórych 7 Daysów nawet nie było, jak chodziłyśmy do podstawówki! Już zjadłam wszystkie. Fajna zabawa :)
Ta część polowania zdecydowanie bardziej w moim guście :)
Zgadza się. Zabrakło tylko sękaczy ]:->
W sumie najbardziej ciekawią mnie recenzje rogalików ^^ zwłaszcza 7daysa z nadzieniem ciasteczkowym, bo czaiłam się na niego, ale w końcu odpuściłam :p jestem ciekawa czy warto go jednak kupić czy dobrze że go ominęłam :D
7 Daysy już zjadłam. Zajadą na living w połowie lutego.
Czystej ciemnej w Rossmannie nigdy nie widziałam, ale to pewnie dlatego, że bardzo rzadko tam bywam. Szkoda, bo trafiłam na beznadziejną miętową, z mousse’em… a może czysta aż traumy by nie wywołała (w końcu z chili mi smakowała). Teraz jednak jestem bardzo zniechęcona.
Nie lubię słowa „drzewiej”. O ile Mama kiedyś sporadycznie trochę w żartach używała, lubiłam to, tak teraz jeden z moich wykładowców używa to ciągle, w „Szkle kontaktowym” też jeden z prowadzących nadużywa i mi zohydzili. Jeszcze nie doszłam na dobre do słodyczy, a już maraton narzekań, brawa dla mnie!
Nie wiem, czy możliwym jest, bym pamiętała, że kiedyś Delicje były tylko Wedla. Dosłownie widzę jego logo na biszkopcie, ale… to ponoć było tak dawno, że to wątpliwe. A potem były napisy „Delicje”, z tego, co ludy mówią. Możliwe więc, że przejęłam np. wspomnienia Mamy, która mi o tym opowiadała? Hmm.
Opowiadała też, że teraz te wedlowskie są paskudne. Dobrze, że jeszcze nie przejmuję odczuwania czyjegoś jedzenia.
Ptasiego Mleczka nienawidzę od lat… a to zabawne, bo jadłam może raz w życiu jako dziecko i myślałam, że zwymiotuję. Nie sądzę, by był to produkt ogólnie tak straszliwy, ale dla mnie się jako taki jawi. Po prostu nie mój. Pewnie mam z tym tak, jak np. Ty z syropami malinowymi.
Żelki? Zupełnie nie dla mnie. Nimm2 jednak próbowałam raz czy dwa Słodki Sad (?). Były miękkie z nadzieniem, więc tam chyba ze dwa smaki z tego jakoś tam zjadłam, utwierdzając się, że to produkt nie dla mnie, ale też bez traumy. Sama jednak nigdy bym nie kupiła na pewno. W odróżnieniu od Ciebie nie miewam na nie w ogóle ochoty. Jedynie raz miałam taką ochotę spróbować, jak ja takie coś odbiorę. Jakaś masochistyczna ciekawskość.
Co do zwykłych maślanych ciastek Leibniz – dawno temu lubiłam ich zwierzaki (nie wiem, czy wtedy w ogóle były zwierzaki innych marek, haha). A z 4 lata (?) temu z Mamą wróciłyśmy do tych najzwyklejszych i… wydały nam się parszywie margarynowe. O ile Mama bez emocji zjadła, tak dla mnie nie smakowały zupełnie. I to już 4 lata temu, więc gdy jeszcze zwykłe słodycze (nieczekolady) mi bardziej smakowały niż teraz. Jestem ciekawa Twojej recenzji. Mama się śmiała ostatnio, że ona chyba nie zna prawdziwych smaków, że ma to zaburzone Smakowitymi (w kwestii np. właśnie masła, które to lubi jako maślane rzeczy, ale samego prawdziwego nie).
Nie uwierzysz, że cieszę się na recenzję biszkoptów. Lubię biszkoptowe nuty w czekoladach, ale biszkoptów jako produkty nie. Po prostu nie widzę sensu ich jedzenia, a struktura mnie odrzuca. Napisałaś, że nie recenzowałaś (to wiem), ale czy prowadząc bloga w takim razie w ogóle ich nie jadłaś?
Te rogale wydają mi się przepodłe. Nigdy nie wiedziałam, czy gorsza jest sucho-ohydna skóra z wierzchu, niefajne ciasto czy paskudny krem. Chipcao może jadłam raz, a 7daysa częściej, acz też rzadko, bo mi nie smakował. Tylko że wszyscy wokół jadali i raz na jakiś czas mi Mama kupowała. A bo się śmiali, że ja nigdy tego nie mam, że pewnie z biedy mi rodzice żałują, ech. Spumante chyba kiedyś spróbowałam (albo tylko wąchałam), ale odrzucało mnie… Tylko właśnie nie wiem, czy odrzuciło i nie spróbowałam, czy jednak coś kłapnęłam, haha. Pamiętam, że Mamie nie smakował. Od samego ich smrodu (ogólnie tych rogali) mnie wykrzywiało zawsze (i wykrzywia do dziś!). Trochę się jednak wytłumaczę. To właśnie jeden rogal wywołał u mnie aż słodyczowy szok. Jakoś na przełomie podstawówki / gimnazjum znalazłam się w sytuacji, w której potrzebowałam kupić coś coś słodkiego na szybko, ot żeby zjeść. Padło na rogala marki własnej Lewiatana i… to był chyba jeden z najgorszych słodyczy, jakie w życiu jadłam… Wywołał u mnie taką traumę, że potem prawie przez dwa lata nie mogłam patrzeć / mysleć o słodyczach.
Kombinowane nowsze warianty wydają mi się straszne; kojarzę, że jedna moja przyjaciółka zażerała się kokosowym i wiśniowym (czy truskawkowym?), a ja cierpiałam, wąchając to. Tak przerysowanych zapachów nie czułam wtedy zbyt często.
Poczytać jednak… z chęcią poczytam. Jestem ciekawa, czy mamy z nimi np. tak jak z PopTarts (lubisz, w momencie gdy na samą myśl o nich panikuję, i to definicja nie moich słodyczy), czy… po latach coś się u Ciebie zmieniło. A za Borseto też się weźmiesz? Widywałam je tylko w sklepach, chyba nikt nawet ich przy mnie nie jadł – nie mam więc z tym żadnych skojarzeń.
Już nie mogę się doczekać prawie wszystkich recenzji. Lubię czytać u Ciebie o Twoich produktach. Jak czytam o czymś, do czego np. trochę nie bardzo wiesz, jak podejść, męczy Cię itp. to jest mi tak jakoś… przykro. Czasem podobnie przykro / smutno mam, gdy już tam nawet czymś się zaciekawię nie w moim stylu i jem, i… czuję, że produkt w sumie dobry, bez zarzutu, ale mi nie smakuje.
Albo nie lubię, jak Cię coś bardzo zawodzi. Zwłaszcza takiego, gdzie aż trudno sobie wyobrazić, że coś może pójść nie tak, a jednak…
„Nie wiem, czy możliwym jest, bym pamiętała, że kiedyś Delicje były tylko Wedla. Dosłownie widzę jego logo na biszkopcie, ale… to ponoć było tak dawno, że to wątpliwe.” – Delicje przestały być Wedla, zanim się urodziłaś, ALE Mondelez do początku XXI wieku płacił Wedlowi za samo logo (!). Także owszem, to możliwe :) Napisałam o tym więcej w recenzjach, tyle że pojawią się dopiero w lutym.
„Napisałaś, że nie recenzowałaś (to wiem), ale czy prowadząc bloga w takim razie w ogóle ich nie jadłaś?” – Podobnie do Ciebie nie jadłam niczego, czego nie recenzowałam.
„A za Borseto też się weźmiesz?” – Nie, bo ważą po 80 g. 7 Daysów ważących 80+ g też nie kupię. Co zaś się tyczy podrabianych rogali, nie przepadam za nimi. Pewnie i ja oceniłam lewiatanowego nisko.
Końcówka – dziękuję ;*
Ha! Wiedziałam, bo właśnie kwestia logo i daty męczyły mnie i Mamę od lat.
Co do biszkoptów… To bym zrobiła, jak z moimi czekoladami do zagrychy, czyli zrecenzowała, a potem sobie jadła, ile chcę. :P
Więcej niż 80g?! Giganty! Wiedziałam, że coś wielkie, jak ludzie jadają wokół.
A może test jakiś słodyczy z zagranicy? Albo limitowane japońskie kit katy🥰
Może podczas kolejnego polowania :) Btw, limitowanych Kit Katów nie kupię stacjonarnie, a nie zamawiam słodyczy.
Za dziecka kochałam rogaliki 7days, oba warianty! :O Ale nie jadłam ich bardzo długo z uwagi na strasznie dużo kalorii w jednym, mało sycącym rogaliku. :P Wciąż jednak pamiętam ich przepyszną, kapciowatą strukturę i fantastyczne nadzienia (jadłam tylko kakakowego i spuamante), narobiłaś mi teraz jednak straszliwą ochotę, by poświęcić obiad, by do nich wrócić <3 Poza ich recenzją, której jestem bardzo ciekawa, niecierpliwie czekam też oczywiście na recenzję biszkoptów! :D Choć chętnie poczytam o wszystkich produktach. :)
Doskonale znam przejawiany przez Ciebie zachwyt względem 7 Daysów. Jako dziecko je kochałam. Teraz… efekty testów pozwolę sobie zachować w tajemnicy :P Obyś pozostała ze mną do lutego, kiedy pojawią się recenzje.
Biszkoptów jeszcze nie otworzyłam. Lecę ochotą i mniej więcej terminami ważności.
Może test mlecznej kanapki Baileys? Pojawiła się właśnie w zabce, za 1.99 ;)
Smak… ciekawy
Nie widzę w gazetce. Masz zdjęcie?
Do zdrowosci z poprzedniego polowania mi bliżej, zwłaszcza że w tamtym wpisie zapomniałaś wspomnieć o czekoladach marki własnej, których nie lubię.
Bardzo się cieszę na myśl o seriach o biszkoptach, herbatnikach i rogalach. Wlasciwie takie porownania za wiele do mojego zycia nie wnosza, ale czyta się je świetnie. Zwłaszcza, gdy autor ma taki dryg do pisania.
W sklepach rozglądam się za nowościami, ale najchętniej czytam o produktach, które dobrze znam.
Mam zatem nadzieję, że się piszę i dostarczę Ci oczekiwanej rozrywki :)
Czekam z niecierpliwością na opinię o czekoladzie marcepanowej, przymierzam się do niej od dawna.
PS „. Warto wspomnieć, że drzewiej Delicje(…)”- dawniej? ;)
Ja się przymierzałam również do dwóch marcepanowych czekolad z Lidla (mlecznej i ciemnej), ale najpierw nie pasowała mi cena, a potem wzięły i wyszły w koszykach innych osób.
Tak, dokładnie – dawniej :)
Uwielbiam chipicao a odkąd są ze SpongeBob to jeszcze bardziej. Są pyszne, nie za tluste i urocze <3
Mam zatem nadzieję, że zajrzysz na living w dniu publikacji recenzji i porównamy odczucia :)
Olga ,ale poszalałaś:) ja jestem akurat po usunięciu nowotworu ślinianki i teraz 2 tyg diety nie pobudzającej ślinianek. Narobiłaś mi ogromną ochotę na takie cudeńka.
Co?!?! Wszystko już w porządku?
Tak jak w przypadku polowania na zdrowe słodycze tak i w tym przypadku jadłam wszystko i teraz czekam aby móc porównać wrażenia :)
Wykańczanie troszkę mi jeszcze zajmie, ale cieszę się, że będziemy porównywać :)