Kruche ciastka z nadzieniem orzechowym Prinzen Rolle Cremys to ostatni produkt z paczki od słodyczowej dobrej wróżki Ani (dziękuję!). Przynajmniej dla mnie. Dla was dopiero drugi, wszak recenzje zjedzonych jako pierwsze czekoladek zaplanowałam na tydzień później. Ot, takie zabawy z czasem.
Jak podpowiada wujek Google, Prinzen Rolle Cremys są całkiem podobne do popularniejszych ciastek Nutella biscuit. Nie jadłam ani jednych, ani drugich. Czy wolałabym produkt Ferrero? Raczej nie. Po ogromnym zawodzie Nutellą B-ready mam przeświadczenie, że słodycze bazujące na oryginalnym kremie są kiepskie i wyprodukowane jedynie dla zysku. (Sprzedaje je nazwa, nie smak).
Prinzen Rolle Cremys – herbatniki z kremem orzechowym
Niby wiedziałam, jak wyglądają ciastka, wszak pojawiły się na szacie graficznej. Nie byłam jednak świadoma, jak duży urok na mnie rzucą. Wydrążone kruche ciasteczko u podstawy, trochę wystającego kremu i okrągły herbatnik z ryjcem księcia – brzmi kiczowato, lecz całokształt wygląda nieziemsko (spójrzcie sami!). Dawno nie widziałam tak cudnych ciastek.
Prinzen Rolle Cremys od Griesson – De Beukelaer dostarczają 500 kcal w 100 g.
Herbatniki z kremem orzechowym ważą 42 g w paczce i zawierają 210 kcal.
1 herbatnik orzechowy waży 14 g i dostarcza 70 kcal.
Książęce ciastka pachną wstępnie przyjemnie, jako iż nutellowo. Nie mija jednak nawet kilka sekund, a nos orientuje się, że jest wiedziony na manowce. Zza pozornie przyjemnego aromatu wydobywa się prawda: to nie żadna Nutella, lecz jej podróbka, na dodatek wykonana nieprzesadnie udolnie. Coraz bardziej czuć kakałkowy krem kanapkowy zmieszany z ostentacyjnymi, plastikowymi orzechami laskowymi. Plusem jest wyważona słodycz, choć to małe pocieszenie na tle smuteczków.
W trakcie oględzin Prinzen Rolle Cremys zadziwiły mnie kremem, a dokładnie jego konsystencją. (Ania też zwróciła uwagę na nietypową konsystencję). Okazał się zwarty i zwięzły w przedziwny sposób, jakby gumowaty. Zdecydowanie nie przypomina Nutelli, chyba że porównujemy wyłącznie kolor.
Górny herbatnik zastosowany w książęcych ciastkach oddaje smakiem typowe petit beurre. Jest maślany, słodziutki, pszenny. Cechuje go ogromna twardość, z uwagi na którą – niczym lustro bądź kafelek – pęka na wiele części, jak tylko się go ugryzie. Jest chrrrupiący i kruchutki.
Po pogryzieniu herbatnika trafia się na krem. Został zaserwowany hojnie i wypełnia ciasteczkową formę po brzegi. Odznacza się bardzo dziwną konsystencją. Jest niczym Nutella, z której odparowano wodę niemal do ostatniej kropli. Gęstością zapuszcza się w stronę drożdży. Stanowi skrzyżowanie drożdżowego kremu z gumą czy żelką. Jest pylisty, tłustawy. Da się go ściągnąć z ciastka za jednym przelizem języka. Smakuje laskowoorzechowo, kakaowo, bardzo słodko (cukrowo) i… kwaśno! Zupełnie nie wiem od czego. Na pewno nie jest to kwasek kakaowy. Orzechowy ani cytrynowy też nie.
Spodziewałam się, że dolne ciastko będzie nieco inne niż górne, ale nie. Dzielą je jedynie kształt i grubość – większa dla dolnego. Kiedy się rozpuszcza, cudownie ciastowieje. Jest mączne. Ma drobne słone punkciki, które przyjemnie urozmaicają słodko-maślaną bazę.
Ciastka Prinzen Rolle Cremys składają się z tłuściutkiej drożdżowej żelki o smaku kwaśnej Netulli, otoczonej dwoma twardymi i kruchymi, słodkimi i maślanymi ciasteczkami. Raz chrupią, raz czarują degustatora ogromną gęstością (przedziwną, acz sympatyczną). Są treściwe, mięsiste i pożywne, nawet jeśli ważą niewiele. Gdybym miała większą paczkę, nie poprzestałabym na trzech. Chętnie do nich wrócę.
Ocena: 5 chi ze wstążką
Skład i wartości odżywcze:
Skład: mąka pszenna, cukier, tłuszcze roślinne (słonecznikowy, palmowy, z ziaren palmowych, kokosowy – w różnych proporcjach), orzech laskowy w proszku (5%), odtłuszczone mleko w proszku, słodka serwatka w proszku, odtłuszczone kakao w proszku, pełne mleko w proszku, syrop glukozowy, emulgator (lecytyny), sól, ekstrakt ze słodu jęczmienia, aromat, substancje spulchniające (wodorowęglan sodu, wodorowęglan amonu). Może zawierać śladowe ilości: innych orzechów, jaj, soi.
Kalorie w 100 g: 500 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 24 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 9,7 g), węglowodany 62 g (w tym cukry 33 g), błonnik 2,7 g, białko 7,7 g, sól 0,48 g.
Też mi bardzo smakowały. Samo ciastko uznałam ze idealne zarówno w smaku jak i strukturze, a krem również był w porządku (ja kwaśności nie czułam).
Dziękuję raz jeszcze <3
Wyglądają uroczo, a konsystencja kremu zapowiada się ciekawie, ale… Kwaśna Nutella? To nie brzmi dla mnie dobrze :D pozostanę przy ciastkach z Nutellą :D
Według mnie słodycze z Nutellą są dalekie od ideału. Wolę książęce.
PS Ania nie czuła kwasku. Kwestia kubków smakowych.
Co do wstępu – bo i Nutella najwyższych lotów nie jest, huehue. xD I nie krytykuję dla samej krytyki czy „bo ja nie cierpię”. Przeczytawszy opis kremu z tych ciastek jestem pewna, że krem tego producenta byłby lepszy od Nutelli (piszę o osobach lubiących kremy tego typu, bo ja… ja się o nich chyba nie powinnam wypowiadać).
O, te ciastka mają definicyjnie „kiczowodladzieci” wygląd. Normalnie jak wędliny z misiem itp. Kojarzą się z produktem najniższej jakości, a ewentualnie dość drogim ze względu na (producent błędnie myślał, że) fajny wygląd.
Krem połączony z gumo-żelką? Nic mnie już nie zdziwi. Mi ostatnio trafiło się nadzienie czekolady przypominające mordoklejkę bez elementu zalepiania.
Proporcje chyba lepsze niż w zwykłych markizach, ale nie wiem.
O, punkciki soli… A jak o czymś takim wspominam przy czekoladach to od razu jesteś bardzo „na nie”. :> Np. jak czuję nutę herbatników z taką odrobinką soli.
A kwasek to był kwasek-kwasek? Czy może „niby kwasek, ale nie do końca”, a bardziej taka… landrynkowa kwaskawość? Jakby… taka sztucznie kwaskawa cukrowość? Ja tak odbieram syrop glukozowy… chyba. W mojej głowie dalej nie znajduję trafnego określenia na to. I teraz nawet nie krytykuję, a po prostu próbuję w słowa ubrać.
Czekolady to czekolady, nie ciastka. Twoja sól nie jest moją solą. A nawet jeśli jest jej bliska, w mojej wyobraźni nie.
Według mnie landrynki raczej nie są kwaśne. Syropu g-f nie rozpoznaję po smaku. W sumie to dobrze :P
No dobra, rozumiem, bo… i tak recenzowanych nigdy nie zjemy, a tylko sobie wyobrażamy. Przy recenzjach herbatników, które dziś czytałam, wyobrażałam sobie coś takiego:
Sytuacja dzieje się w ustach. Zęby kłapią, rozwalając ciastko. Ono częściowo oblepia zęby jako papka mączna, cukier w formie płynnej zasładza, a zamiast kawałków / okruchów spod „działających” zębów lecą kawałki paluszków. Część papki ciastowiejącej i pokrywającej zęby okazuje się skórami chleba (mikroskopijnymi albo… to zęby były kolosalne, jak jakiegoś olbrzyma). Mam chyba dość dziwne wizje, jak czasem czytam o niezbyt moich produktach.
Właśnie według mnie landrynki nie są kwaśne ale aspirują do kwasku. To znaczy… jakby udają kwasek? Jakby chciały być kwaśne? Tak to sobie wyobrażam (bo ich nie jem). Z cukru są, więc są zabójczo cukrowo-słodkie, ale weźmy smak cytrynowy… on w jakimś stopniu będzie niby kwaśny, ale nie kwaśny, a słodki. To coś takiego.
Oj, zdecydowanie dobrze! Albo… czujesz go, a nie wiesz, że to on? Zdarzyło mi się parę razy w czekoladach czuć coś, co opisywałam jako „owoce w dymie; dym otaczający jabłka, coś bardziej wodnistego” etc., a teraz już wiem, że raz czy drugi to mogły być po prostu wędzone gruszki albo coś takiego.
Kupiłabym tylko ze względu na ryjec księcia. Opis nie brzmi dla mnie zachęcająco, ale ten uśmiech mi by to wynagrodził w stu procentach. <3
Księcia z bajki ze Sherka też lubisz? ;>
Cóż, nie dziwi mnie, że Fiona nie miała ochoty za niego wyjść, ale na ciastku bym nim nie pogardziła. ^_^ I dzięki niemu Shrek miał dobry sequel, a to rzadkość w filmach animowanych (które, nawiasem mówiąc, uwielbiam <3).
Uwielbiam ten film. Od paru miesięcy chodzi mi po głowie urządzenie weekendowego maratonu wszystkich części.
Brzmi jak pomysł na wieczór idealny. :) Biorąc pod uwagę zbliżające się święta i związaną z tym nadprogramową ilością czasu wolnego, myślę, że się zainspiruję, trzeba odświeżyć serię. :D A jakie jeszcze filmy animowane szczególnie lubisz?
Animacje nie należą do moich ulubionych produkcji, więc oglądam je rzadko. Z bajek najbardziej lubię oldschoolowe filmy rysunkowe Disneya. Z tych nowszych cenię np. Hotel Transylwania, nieodmiennie mnie bawi. Parę lat temu spodobały mi się dwie części Jak wytresować smoka. Niestety zawiodły mnie, kiedy wróciłam w tym roku tuż przed seansem trójki. W ostatnich latach największe wrażenie zrobił na mnie polski Vincent. Koralina i tajemnicze drzwi jest genialna. Podoba mi się Straszny dom. W zeszłym roku bodajże obejrzałam Strażników marzeń, dałam im 8/10. Wysoko oceniałam też: Pudłaki, Coco, Sekretne życie zwierzaków domowych, Romana Barbarzyńcę (to było dawno, więc nie ręczę za ocenę), Gdzie jest Nemo. Oczywiście Epoka Lodowcowa to klasyka gatunku, uwielbiam. Potwory i spółka, Gnijąca panna młoda, Miasteczko Halloween – te też bardzo lubię.