W pierwszych dniach prowadzenia bloga – a może nawet na etapie poprzedzającym – wypisałam w notatniku wszystkie pomysły na artykuły i recenzje godne zrealizowania. Ile porównań produktów się tam znalazło, nawet nie przypuszczacie. Cóż jednak może biedna pojedyncza osoba, na którą nagle zwala się ogromny świat słodyczy? Nowości, edycje sezonowe i limitowane, klasyki, no-name’y, odpowiedniki mniej znanych marek i marketów, wysoka i niska półka… materiałów do recenzji jest nieskończenie wiele. Nic dziwnego, że pierwotne plany nieświadomej, pełnej entuzjazmu blogerki poszły precz.
Jednym z testów porównawczych zapisanych w notatniku przeszło sześć lat temu (!) był test herbatników. Myślałam o tym, by na przykładach wyjaśnić różnicę pomiędzy herbatnikiem typu lekkiego i herbatnikiem typu ciężkiego. Chciałam też – przede wszystkim dla samej siebie – poznać i ułożyć w hierarchii smaki najpopularniejszych petit beurre. Plan zrealizowałam dopiero teraz, w drugiej połowie 2020 roku, zaczynając od herbatników dla dzieci: BeBe Jutrzenki (grupy Colian). Miłej lektury!
Herbatniki BeBe Petit Beurre
Kto nie chrupał za młodu herbatników BeBe Jutrzenki, ten albo nie urodził się w latach 90 bądź wcześniej, albo… nie wiem, nigdy nie był dzieckiem. Klasyczne herbatniki dla dzieci – mimo iż ze zmienioną szatą graficzną – utrzymują się na sklepowych półkach do dziś, oferując małym ludziom chrupiące co nieco. Czy to właśnie po nie warto sięgnąć, by wprowadzić młodych degustatorów w świat herbatników?
Herbatniki BeBe Petit Beurre marki Jutrzenka (Colian) dostarczają 438 kcal w 100 g.
Herbatniki dla dzieci BeBe ważą 16 g i zawierają 70 kcal.
1 herbatnik BeBe waży 4 g i dostarcza 17,5 kcal.
Jeśli liczycie na neutralność zapachową bądź aromat delikatny i łagodny, lepiej odłóżcie herbatniki BeBe z powrotem na półkę. Ciasteczka Jutrzenki są tak słodkie, jakby składały się z dwóch warstw: widzialnej herbatnikowej i niewidzialnej cukrowej. Oprócz tego są ujmująco maślaniutkie, pszenniutkie i lekko miodowe miodem płynnym, ochoczo spływającym z beczułkowego nabieraka, złocistym (wielokwiatowym?). Doskonale oddają petit beurre, przy czym bezlitośnie zacukrzone.
BeBe to typowe herbatniki typu ciężkiego. Są zwarte, zbite, ciemne. Ozdobiono je podobizną niedźwiadka, acz na każdym ciastku pojawia się pod innym kątem, co daje efekt raczej chaosu podczas produkcji niż zamierzonego działania. Łamią się przyzwoicie, gdyż dokładnie tak, jak zaplanuje degustator.
Herbatniki dla dzieci Jutrzenki są zarówno twarde, jak i kruche – wzorowo! Położone na języku ulegają ślinie łatwo, ale nie błyskawicznie. Miękną i ciastowieją na gęstą, lepką, kleistą masę. Niestety część owej masy osiada w zębach. Niby chodzi o resztki, niemniej konieczność dłubania paznokciem jest irytująca. Nie liczcie na to, że klasyczny sposób jedzenia – chrupanie – uwolni was od późniejszego dłubingu.
Jaki zapach, taki smak – właśnie wymyślone przeze mnie powiedzenie nie zawsze się sprawdza, acz do herbatników BeBe zdecydowanie można je zastosować. Ciastka dla dzieci są maślane i pszenne, ale przede wszystkim przepotężnie cukrowe. W tle czai się wstydliwa nutka wypieczonych paluszków. Dodatkowo w sferze smakowych domysłów znajduje się łagodny miód płynny.
Muszę przyznać, że nie jadłam BeBe od wielu, wielu lat. Nie wątpię, iż w tym czasie zmieniły skład – może tylko trochę, może bardzo – zwłaszcza że transformacji uległo opakowanie. Czy to właśnie wtedy stały się koszmarnie cukrowe? A może raziły poziomem cukrowości zawsze, tylko jako dziecko nie zwracałam na ów fakt uwagi bądź preferowałam takie twory?
Jedno jest pewne: obecna ja odbieram dziecięce herbatniki BeBe Jutrzenki jako zdecydowanie nazbyt słodkie. Są wzorowo chrupiące, więc pod tym względem cudowne, niemniej konsystencja to nie wszystko. Po pojedynczej paczce zestawionej z innymi propozycjami – tego samego producenta, jak również konkurencji – nie mam ochoty sięgać po więcej. Stawiam na inne petit beurre niż BeBe.
Ocena: 4 chi
Skład i wartości odżywcze:
Skład: mąka pszenna, cukier, oleje roślinne: rzepakowy, kokosowy i tłuszcz palmowy – w zmiennych proporcjach; syrop cukru inwertowanego, serwatka w proszku (z mleka), emulgator (lecytyny sojowe), sól, substancje spulchniające (E 500, E 450), aromat. Może zawierać orzeszki arachidowe, inne orzechy i jaja.
Kalorie w 100 g: 438 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 11 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 4,9 g), węglowodany 76 g (w tym cukry 24 g), białko 6,6 g, sól 0,82 g.
Herbatniki Jutrzenki – zdjęcie porównawcze
Ranking herbatników
I miejsce – LU Petitki mleko i miód
II miejsce – Jutrzenka Petit Beurre Cienkie
III miejsce – Krakuski Petit Beurre
IV miejsce – Jutrzenka Petit Beurre Ekstra kruche
V miejsce – Jutrzenka BeBe Petit Beurre
Nareszcie! Czekałam na ten ranking sześć lat!
Oby Cię nie zawiódł.
PS Dwa produkty – w tym Twoje Leibniz – dokupiłam póóóźniej, więc pojawią się w nowym roku poza rankingiem, acz w recenzjach odniosłam/odniosę się do rankingu.
Nie pamiętam kiedy ostatnio jadlam te herbatniki :D dla mnie pomiędzy różnymi firmami nie ma zbyt wielkich różnic, albo po prostu nigdy się w to nie wczuwałam, bo nie myślałam o testach porównawczych herbatników. Wiem, że najczęściej jadałam krakuski. Podoba mi się Twój pomysł z recenzjami i porównaniem herbatników kilku marek :)
Różnica jest znaczna. Po postu bez zestawiania ciastek nie ma się o niej pojęcia.
Warto było czekać 6 lat na te recenzje. ^_^ Lepiej późno niż wcale! Zresztą ogólnie kocham testy porównawcze <3
Szkoda, że są aż tak przecukrzone. ,,Nuta wypieczonych paluszków'' brzmi cudownie, to właśnie jej wyraźna obecność jest u mnie jednym z najważniejszych kryteriów herbatników wartych zjedzenia. Ale skoro są dopiero piąte, to poczekam z wyprawą do sklepu na kolejne recenzje. :P
Pojawią się jedne wyraziście paluszkowe. Przy okazji bardzo słodkie. Coś za coś :P
Mnie się zdaje, że to jest lekki typ herbatników, ale bic się nie zamierzam xd. Ciężkie po prostu więcej ważą. I w tej kategorii na myśli przychodzi mi jeden produkt (zresztą mój ulubiony) – też Petit Beurre Jutrzenki w opakowaniu po 100 gramów (nawet masa, pomimo tej samej objetosci, jest dwa razy wieksza).
Napisalas, ze sa za słodkie. Moim zdaniem są słodkie w punkt, dlatego w prywatnym rankingu herbatników przyznalabym im drugie miejsce, pozostałych propozycji marki nie lubię, bo brakuje mi w nich cukru. Co czlowiek to opinia xd
O rany, mnie poziom słodyczy BeBe aż zniesmaczył :P W kwestii lekkości/ciężkości nie mogę się zgodzić. W świetle Twojej kategoryzacji tylko herbatniki nazwane ciężkimi/grubymi przez producenta mogłaby zostać uznane za ciężkie. Moim zdaniem kategoria obejmuje więcej produktów. No ale co człowiek, to opinia (i ocena) :)
Idealny moment na ranking herbatników! Akurat naszła mnie ochota na budyń na ciepło z herbatnikami, więc poczekam z decyzją, które wziąć na wyłonienie zwycięzcy :D
W planach mam również rankingi budyniów waniliowych, śmietankowych i czekoladowych. Mogą Ci się przydać, o ile jadasz desery błyskawiczne (porcje kubkowe) :)
Budyń robię sam. Po wielu testach udało mi się ustalić, że najlepsza jest skrobia kukurydziana (na ziemniaczanej wychodzi ciągnący [bardzo długie cząsteczki amylozy] , a na mące pszennej smakuje mąką). Jako wzorcowy wziąłem budyń dr Oetker, który do pewnego momentu miał skrobie modyfikowaną (która jest świetnym składnikiem, bo to najczęściej skrobia, która została zagotowana a następnie znowu wysuszona, i nie rozumiem czemu ktokolwiek miałby na nią narzekać bardziej niż na ziemniaczaną), a z której teraz zrezygnował. Dodatkowo polskie torebki budyniu nie mają soli, co jest dużą wadą (np. niemieckie już mają), bo wiadomo, że ze szczyptą soli wszystko smakuje lepiej. Przez przypadek natrafiłem też na metodę jak uzyskać konsystencję budyniu na zimno podobną do kupnego w kubkach. Po wystudzeniu i schłodzeniu, gotowy budyń jest sztywny, że można go kroić. Jednak jeśli się go chwilę po ugniata (uważając, żeby go nie pociąć), a następnie porządnie utrzepie (np. mikserem, ale ja używam małej rózgi do pojedynczych porcji) uzyskujemy aksamitną konsystencję – jak w kubeczku:D
To brzmi dobrze. Zdradzisz przepis? ;>
Baza to:
-20 g skrobi kukurydzianej
-12-15 g cukru
-szczypta soli
-250 g mleka
Wszystko wrzucić do garnka i zagotować ciągle mieszając (najlepiej rózgą). Jak pojawią się gejzery (termin stosowany przeze mnie i mamę w dzieciństwie :D) pogotować mieszając 30-60 sekund i przelać do miseczek. Jeśli chcemy schłodzić, to przykryć od razu papierem do pieczenia tak, aby dotykał powierzchni. Jak pisałem wcześniej zimny można roztrzepać. Ewentualni można zrobić jak w kupnym z torebki i część mleka zagotować osobno i dodać do niego oddzielnie rozmieszaną resztę składników.
To jest taka bazowa mleczna wersja. Do waniliowego dodaję domowy ekstrakt waniliowy na wódce, kiedy budyń się zagotuje (muszę jeszcze dopracować kolor niewyczuwalną ilością kurkumy). Do czekoladowego od samego początku dodaję kakao (jakieś 6 g, ale nie jestem pewny) i szczyptę kawy rozpuszczalnej. Do kokosowego 15 g pasty kokosowej i odrobinę ekstraktu waniliowego i migdałowego (jak zdobędę to spróbuje z Malibu). Mam problem z karmelowym, bo nie wiem jak uzyskać wystarczającą intensywność smaku, bez przesłodzenia go. Póki co słodzenie kajmakiem zamiast cukru działało umiarkowanie. Mam jeszcze do przetestowania cukier kokosowy.
Jak już się tak rozpisuję to dorzucę przepis na domową, ubóstwianą przeze mnie, kaszkę mleczno-ryżową bananową (a’la Bebiko):
-1 banan rozgnieciony
-25 g mąki ryżowej
-250 g mleka
-szczypta soli.
Wszystko razem wymieszać. Zagotować mieszając i gotowe. Wychodzi dosyć „betonowa”.
Dziękuję <3 Jak tylko się zmobilizuję, przetestuję.
Yeah, wreszcie „kimikowo dziwne” recenzje! Tłumaczę: wiem, że moim dziwactwem jest, że wieeelu rzeczy, które jedzą wszyscy, mają na mnie przynajmniej etap, nie jadłam, bo nigdy mnie do nich nie ciągnęło i ciekawi mnie, co w nich jest, że wszyscy jedzą, ale nie ciekawi tak, że chcę zjeść, a chcę wiedzieć; bo nawet jak już coś takiego jem, to po prostu czuję, że „nie czuję tego, co wszyscy”.
„nie wiem, nigdy nie był dzieckiem.” – Albo był aspołeczny i nie zadawał się z innymi dziećmi? I miał Mamę, która nie widziała sensu w pokazywaniu słodyczy, bo „jak będzie starsza, sama pozna i odkryje, co lubi”?
Kieedyś zaczęłam z Mamą test herbatników (mam zeszytowe zapiski z wydrukowanymi zdjęciami, ha!), ale odpadłam, bo to było coś za bardzo nie dla mnie. Miał to być „wielki test” (właśnie by „poznać, co ludzie widzą…”), a skończyło się na Leibniz, LU (mleko i miód – więc nie wiem, czy się liczą w odniesieniu do zwykłych) i lidlowych. Między innymi po tym uznałam, że coraz mniej wygodna robi się forma pisania od ręki itp. i założyłam bloga.
Jutrzenki kojarzę tylko z widzenia. Pamiętam, że w małej sklepiko-budzie na osiedlu jedne były dwa razy droższe od drugich. Chyba właśnie te były droższe.
Zapach by mnie pewnie zabił. Chociaż akurat maślaność w słodyczach, w których jest ona uzasadniona potrafię tolerować (abstrakcyjnie? haha bo realnie je omijam i tyle). Ciekawe, czy jest jakiś aromat „słodziuteńkowości”, bo rzeczywiście czasem coś… tak po prostu pachnie.
Ha! Wiemy, jakim Ty znawcą miodów jesteś, ale powiem Ci… że chyba dobrze obstawiłaś. Wielokwiatowy to chyba najsłodszy, jaki próbowałam i jest jednocześnie miodem, za którym nie przepadam, bo uważam, że aż zatraca się w swojej słodyczy. Przekracza granicę, za którą jest moja tzw. „czysta słodycz i nic więcej”.
I… „miód płynny” – czyli prawie każdy (tak, pamiętam, że niedawno dowiedziałaś się, że kremowany to rodzaj – niepopularny w dodatku). xD
Nie wydaje mi się, by akurat typ ciężki w odniesieniu do ciastek był czymś, co lubię. W ogóle z ciężkością różnych rzeczy dziwna sprawa, ale opisana tu, razem z tym włażeniem w zęby, nie podoba mi się.
Czysta cukrowość i smak paluszków? Odpycha mnie to i to tak, że wydaje się dla mnie nie do przełknięcia. Mimo nienawiści żywionej do paluszków, taki paluszkowo-precelkowy (paluszki smakują trochę jak takie małe precelki, nie? ) smak akurat chyba do ciężkiego typu by pasował.
Nie do końca jest tak, jak piszesz o swoim dzieciństwie w tym komentarzu. Mama nie dawała Ci zdechłych słodkich rogali do szkoły? Nie kupowałaś z koleżanką tanich plebejskich słodyczy i chrupek? Pisałaś o tym wszystkim. Dzieciństwo to nie tylko pierwszy rok życia. Zresztą kto pamięta, co jadł, kiedy miał sześć miesięcy?
„Nie do końca jest tak, jak piszesz o swoim dzieciństwie w tym komentarzu.” – Skąd możesz wiedzieć, jakie było moje dzieciństwo? Musiałaś źle zrozumieć to, o czym Ci pisałam. Otóż co piątek w podstawówce dostawałam przez pewien okres czasu do szkoły zdechłe rogale / kanapkę z Nutellą od Mamy, ale a to część przynosiłam z powrotem, bo nie lubiłam, a to w ogóle nie wyciągałam i ten okres trwał krótko, bo Mama uznała, że to nie ma sensu.
Nie kupowałam z koleżanką plebejskich słodyczy i chrupek? Wychodziłam z nią może raz czy dwa w miesiącu i zdarzyło się, że coś tam się kupiło w konsekwencji czego zjadłam ze dwa czy trzy chrupki. Stąd mam baaardzo małe rozeznanie.
Nie pamiętam, co wtedy jadłam, ale wierzę, że Mama mnie nie okłamuje, gdy mi o tym mówi.