Jak się odżywiam? Jak wygląda moja dieta? (+ ważna aktualizacja!)

Nigdy nie opublikuję na blogu swojego jadłospisu. Skąd więc dzisiejszy wpis? Po latach otrzymywania próśb o zdradzenie, jak wygląda moja dieta – zwłaszcza ostatniej prośbie Eli; pozdrawiam! – postanowiłam się przełamać i opowiedzieć przynajmniej o części interesujących was zagadnień.

Co istotne, w niniejszej publikacji znajdziecie rozpiskę siedmiu losowych dni z ostatnich pięciu czy sześciu miesięcy. Gdybym spisała z papierowego pamiętnika siedem dni z rzędu, musiałabym zrobić kopiuj-wklej na każdy posiłek poza deserem. Z kolei rok temu i wcześniej w ogóle nie byłabym w stanie przygotować podobnego wpisu, bo o ile ostatnio torturuję wybrany obiad przez miesiąc, po czym zmieniam koncepcję, drzewiej trzymałam się ulubionych dań nawet przed dziewięć miesięcy i dłużej.

livingonmyown.pl dieta, odżywianie, menu, jadłospis

Czego dowiecie się z mojego menu?

Dzięki temu wpisowi dowiecie się, co i jak jadam na co dzień. Nigdy nie uważałam, że odżywiam się zdrowo, i nadal tak nie uważam. Nie proponuję, a tym bardziej nie polecam nikomu brać ze mnie przykładu. Moja dieta jest monotonna, bez wątpienia brakuje w niej witamin i cholera wie, czego jeszcze.

Podsumowując: niniejszy wpis ma charaktery wyłącznie informacyjny, ciekawostkowy i rozrywkowy. Nie jest poradą dietetyczną ani zestawem wskazówek czy inspiracji.

Czego nie dowiecie się z mojego menu?

Celowo nie rozpisałam posiłków na kalorie, choć prywatnie to robię. Z premedytacją nie podałam informacji o dziennej liczbie kalorii. Całkowita przemiana materii (CPM) jest inna dla każdej osoby i zależy m.in. od płci, wieku, wzrostu, wagi, trybu życia, stanu zdrowia. Informacja, ile jem, nie ma dla was żadnej wartości. Spożywam tyle, ile wyliczyłam sobie kalkulatorem CPM.

livingonmyown.pl dieta, odżywianie, menu, jadłospis

Jadłospis – 7 dni

Dzień I

Śniadanie
mleko UHT 1,5% bez laktozy z Biedronki *Mlekovita* (350 ml) + płatki kukurydziane z Biedronki *Bruggen* (ok. 40 g) – przepis na płatki z mlekiem
II śniadanie
jogurt naturalny z Carrefoura 2% tłuszczu (150 g) + Zdrowy Błonnik *Granex* (ok. 15 g) + surowa marchew (ok. 100 g)
Obiad
7 pierogów ze szpinakiem i serem z Biedronki *U Jędrusia* (ok. 190 g) + buraczki ze słoika z Lidla (100 g)
Deser
Pepsi Max (ok. 1 l) + Jogobella bez cukrów truskawkowa *Zott* (150 g) + ekologiczne chrupki wegańskie BioSaurus Sea Salt *Organique, McLloyd’s* (50 g) + deser mleczny Gratka czekoladowa *Danone* (150 g)
Kolacja
2 kromki chleba pszenno-żytniego z worka z Lidla (ok. 60 g) + serek topiony *Hochland* + pomidory malinowe (ok. 200 g) + suszone zioła: oregano, bazylia
Przed snem
kompot z suszonych śliwek (<15 g) zalanych rano wrzątkiem

Dzień II

Śniadanie
2 x kawa + opisane już płatki z mlekiem
II śniadanie
opisany już jogurt naturalny ze Zdrowym Błonnikiem + marchew
Obiad
ryż paraboliczny *Cenos* (50 g suchego) + Krajanka Sojowa *Pro Natura* (ok. 15 g) + azjatycki sos curry ze słoika z Lidla *Vitasia* (70 g) + świeży jarmuż (50 g) + buraczki ze słoika z Lidla (100 g)
Deser
Pepsi Max (ok. 1 l) + Jogobella bez cukrów brzoskwinia-mango *Zott* (150 g) + ekologiczne wafle kukurydziane z solą z Lidla *Good Food* (ok. 50 g) + Milky Way magic stars *MARS* (ok. 15 g)
Kolacja
opisany już zestaw kanapek + czekolada ciemna marcepanowa z Rossmanna (ok. 25 g)
Przed snem
opisany już kompot

Dzień III

Śniadanie
opisane już płatki z mlekiem
II śniadanie
opisany już jogurt naturalny ze Zdrowym Błonnikiem + ogórki konserwowe (ok. 100 g)
Obiad
ryż paraboliczny *Cenos* (50 g suchego) + Krajanka Sojowa *Pro Natura* (ok. 15 g) + sos serowo-pieczarkowy *Winiary* (1/2 opakowania) + świeży szpinak (50 g) + buraczki ze słoika z Lidla (100 g)
Deser
woda truskawkowa bez cukru *Żywiec* (500 ml) + mięta (500 ml) + Riso Winter Edition kokosanka *Muller* (175 g) + 7 Days kakaowy *Chipita* (60 g)
Kolacja
2 kromki chleba pszenno-żytniego z worka z Lidla (ok. 60 g) + pasztet wegański + pomidorki koktajlowe (ok. 200 g)
Przed snem
opisany już kompot

Dzień IV

Śniadanie
2 x kawa + opisane już płatki z mlekiem
II śniadanie
opisany już jogurt naturalny ze Zdrowym Błonnikiem + surowy brokuł (ok. 100 g)
Obiad
razowy makaron spaghetti (50 g suchego) + mrożone warzywa cesarskie z Lidla na parze (250 g) + sos serowo-pieczarkowy *Winiary* (1/2 opakowania)
Deser
woda ananasowa bez cukru *Arctic+* (750 ml) + czerwona herbata (300 ml) + galaretka owoce egzotyczne *Delecta* (1/3 opakowania) + wafel Dare to Enjoy *ETi* (50 g) + chrupkie pieczywo żytnie z Lidla (ok. 30 g)
Kolacja
jeden z opisanych już zestawów kanapkowych
Przed snem
opisany już kompot

Dzień V

Śniadanie
kawa + opisane już płatki z mlekiem
II śniadanie
opisany już jogurt naturalny ze Zdrowym Błonnikiem + brokuł
Obiad
kasza bulgur (50 g suchego) + Krajanka Sojowa *Pro Natura* (ok. 15 g) + sos serowo-pieczarkowy *Winiary* (1/2 opakowania) + mix sałat (50 g) + buraczki ze słoika z Lidla (100 g)
Deser
Pepsi Max (ok. 1 l) + zielona herbata (300 ml) + skyr porzeczkowy *FruVita/Piątnica* (150 g) + herbatniki Petitki (30 g) + herbatniki Krakuski (30 g)
Kolacja
jeden z opisanych już zestawów kanapkowych
Przed snem
opisany już kompot

Dzień VI

Śniadanie
opisane już płatki z mlekiem
II śniadanie
opisany już jogurt naturalny ze Zdrowym Błonnikiem + surowa kalarepa (ok. 100 g)
Obiad
kasza bulgur (50 g suchego) + wegańskie leczo pieczarkowe łagodne *Bonduelle* (150 g) + świeży szpinak (50 g) + buraczki ze słoika z Lidla (100 g)
Deser
Pepsi Zero malinowa (750 ml) + zielona herbata (300 ml) + galaretka jagodowo-jeżynowa *Gellwe* (1/3 opakowania) + brownie gryczano-fasolowe z brzoskwinią *Catering na diecie* (ok. 90 g)
Kolacja
jeden z opisanych już zestawów kanapkowych
Przed snem
opisany już kompot

Dzień VII

Śniadanie
2 x kawa + opisane już płatki z mlekiem
II śniadanie
opisany już jogurt naturalny ze Zdrowym Błonnikiem + kalarepa
Obiad
kasza gryczana biała (50 g suchego) + strogonow wegetariański *Primavika* (150 g) + świeży jarmuż (50 g) + buraczki ze słoika z Lidla (100 g)
Deser
3 x energy drink light z Biedronki/Aldiego *FoodCare* (750 ml) + mięta (600 ml) + owsianka truskawkowa *DOZ* (45 g suchej) + czekolada mleczna Crisp! *Marabou* (50 g)
Kolacja
jeden z opisanych już zestawów kanapkowych
Przed snem
opisany już kompot

livingonmyown.pl dieta, odżywianie, menu, jadłospis

Dodatkowe informacje o mojej diecie

Względnie przydatne informacje na temat mojego sposobu żywienia:

  1. Nie jadam mięsa, acz nie jestem wegetarianką. Przez ostatnie lata pozwalałam sobie na rybę po grecku podczas Wigilii. W tym roku zjem coś innego, a od przyszłego chciałabym już nie jeść mięsa wcale, choć nie podpiszę się pod tym krwią.
  2. Posiłki jadam o stałych porach. Śniadanie 12:00-13:00, drugie śniadanie 15:00-16:00, obiad ok. 19:00, deser 22:00-23:00, kolacja 00:00-1:00.
  3. Zdecydowanie więcej spożywam w drugiej części dnia, zwłaszcza wieczorem.
  4. Mam stałe gramatury sprawdzonych produktów, co widać w menu.
  5. Ważę wszystko.
  6. Nie jadam na mieście (poza sushi, choć to i tak rzadko). Nie gotuję. Nie jadam rzeczy, które ugotował ktoś inny (z ultrarzadkimi wyjątkami).
  7. Wybieram produkty względnie gotowe, ale nie garmażeryjne.
  8. Nie smażę. Gotuję w garnku (kasze, makarony, ryż) lub na parze (warzywa). Kompot ze śliwek i sosy ze słoików podgrzewam w mikrofalówce.
  9. Nie kupuję produktów light. Są wstrętne pod względem smaku, poza tym cenię tłuszcz w diecie.
  10. Słodycze/przekąski jem codziennie. Nigdy jednak w porze innej niż wieczorny deser.
  11. Nigdy nie dojadam między posiłkami. Wszystko, co jem, trafia do jadłospisu.
  12. Mam sprawdzone marki i produkty.
  13. Niektóre produkty/dania – np. to samo mleko z tymi samymi płatkami – jadam codziennie od lat.
  14. Nie zagłębiam się w składy (biorę pod uwagę jedynie wybrane aspekty, np. zawartość głównego składnika czy obecność surowców, które mogą mi zaszkodzić). Nie zwracam uwagi na makroskładniki. Liczę wyłącznie kalorie.
  15. Nie stosuję cheat days ani cheat meals. Nie widzę potrzeby.
  16. Nie podążam za żadną konkretną dietą. Pilnuję bilansu kalorii, to tyle.
  17. Zdarza się, że ćwiczę. W tym roku nie, bo najpierw miałam kontuzję nogi, a teraz wysiadł mi kręgosłup i kiedy siedzę, cierpię.
  18. Nie mam alergii, a przynajmniej o tym nie wiem. Mam za to chory żołądek, o czym już pisałam. Z tego powodu nie spożywam ostrych potraw (i tak nie lubię), wybranych warzyw ze skórką (np. papryki), przetworzonych pomidorów (usycham z tęsknoty za czerwonym pesto). Ograniczam też alkohol, choć jeśli odpowiednio wcześniej przygotuję żołądek, po imprezie nic mi nie jest.
  19. Nie piję napojów innych niż niskokaloryczne (Pepsi Max, wody smakowe bez cukru, herbata, kawa, zioła). Wolę wykorzystać kalorie na jedzenie. (Chyba że mówimy o alkoholu. Zwłaszcza winie. Zwłaszcza do kwadratu czerwonym wytrawnym. Polecam ten wpis).
  20. Codzienny jadłospis prowadzę od ok. dwunastu lat. Mimo iż bez wątpienia jest to upierdliwe, dzięki notowaniu szybko dowiaduję się, co mi szkodzi, po czym czuję się dobrze, co z czym sympatycznie smakuje, a czego nigdy więcej nie łączyć.
  21. Śniadania (pierwsze i drugie) oraz obiad jem przy laptopie. Deser i kolację w łóżku.
  22. Nie używam soli, pieprzu ani cukru. Innych przypraw też nie. Kolacyjne kanapki z pomidorem posypuję suszoną bazylią, suszonym oregano bądź czarnuszką.

Aktualizacja z 2024 roku

Zastanawiałam się, czy usunąć ten wpis. Może to zrobię. Póki co jednak zostawiam go jako przestrogę dla osób, które schodzą na złą drogę, a także dla bliskich osób, które zachowują się dziwnie pod kątem jedzenia. Zwracajcie uwagę na to, co i jak jedzą wasi najbliżsi. Nie dawajcie wciskać sobie kitów, kiedy widzicie, że coś ewidentnie jest nie w porządku. Reagujcie, póki jest czas, a zaburzenia odżywiania nie wyrządziły im jeszcze nieodwracalnych krzywd, które będą się za nimi ciągnęły przez całe życie, odbierając im radość z codziennych czynności. Proszę, przeczytajcie poniższe wpisy:

W niniejszej publikacji czarno na białym widać, w jaki sposób nie tylko je, ale także myśli osoba chorująca na anoreksję. Jakich głupich wykrętów używa, żeby tylko nie jeść tyle, ile powinna. Nie nabierajcie się na żadne wyliczenia CPM (sama wyliczyłam sobie wartość CPM dla wagi, którą chciałam utrzymać, nie zaś dla zdrowej wagi!), pseudozdrowe i modne diety ani inne śmieciowe wymówki. Bardzo żałuję, że tkwiłam w wyniszczającym moje ciało i psychikę stanie piętnaście lat. Zresztą teraz, gdy to piszę, nadal nie jestem zdrowa. Walczę, ale zaburzeń odżywiania nie wyrzuca się z głowy w trzy dni.

Na chwilę obecną zostawiam ten wpis również dlatego, że w internecie można znaleźć – jeśli tylko się chce, a osoba skupiona na celu skrajnego schudnięcia zdecydowanie chce – dużo anorektycznych diet i poradników, jak schudnąć do kości. Niestety ich autorzy nie piszą o cenie, jaką przyjdzie zapłacić posiadaczom wygłodzonych ciał po kilku miesiącach, a tym bardziej latach. Jeszcze raz więc proszę: przeczytajcie podlinkowane wyżej teksty. To jestem ja, ale to możecie być także wy.

Dbajcie o siebie i tych, których kochacie.

46 myśli na temat “Jak się odżywiam? Jak wygląda moja dieta? (+ ważna aktualizacja!)

  1. Sporo rzeczy nas łączy w kwestii odżywiania jak widzę (np. punkt 4,5 (choć ja wszystkiego nie ważę – np. owoców czy warzyw), 8, 9, 11, 12, 21 (jem w ulubionych miejscach, jeśli jestem w domu i nie jem w pracy – śniadanie w łóżku przed lapim, resztę dań na wygodnej kanapie przed tv, z nogami zwykle na stoliku ;))

    U mnie dieta różni się w zależności od dnia i niestety praca zaburza mi ulubione nawyki (czyli np. jedzenie śniadania w łóżku), ale jak jem w domu to mam utarty schemat – np. w niedzielę na śniadanie zwykle jem czekoladowy budyń gryczany z bananem i jakimś masłem orzechowym, plantona bez cukru z bananem, wodę z miodem, sokiem z pomarańczy i cytryny + witamina C w proszku (to edycja zimowa, latem jem inne owoce zamiast soku), na obiad miszmasz warzywny z soczewicą i ziemniakami z olejem lnianym i pestkami dyni, na podwieczorek zawsze jabłka, a reszta już zależy od aktualnego asortymentu – często jem jakieś ciasta, kupne wafelki (np. knoppersy czy Prince Polo), czekolady, wafle ryżowe z dodatkami, mój chleb z masłem i prawie zawsze kakao lub kawę bezkofeinową z cukrem kokosowym, na kolację w domu też mam stały zestaw – ostatnio jem surówkę z marchewki, jabłka i kapusty kiszonej z olejem lnianym i 4 kanapki z mojego chleba (żytniego na zakwasie) – dodatki do kanapek zmieniam, w weekendy na kolację jem często nabiał, który w tygodniu ograniczam i np. wczoraj jadłam kanapki z: masłem/ masłem i miodem/masłem i serem żółtym/ twarogiem i dżemem śliwkowym. Ogólnie to kanapki są moim ulubionym jedzeniem od dłuższego czasu.
    Poza tym staram się jeść słodycze tylko w weekendy (do słodyczy nie zaliczam ciemnej czekolady, którą jem codziennie), robić przerwę między kolacją a śniadaniem minimum 12h, z regularnością niestety mi nie wychodzi, choć dążę do regularnych, ok. 4 – 5h przerw między jedzeniem, a także nie kupuję produktów luzem (kasz na wagę, a tym bardziej owoców suszonych czy orzechów). Tyle na obecną chwilę przychodzi mi do głowy ;)

    1. Doskonale pamiętam Twoje menu ze zdjęć publikowanych na blogu. Zawsze zachwycały mnie obiady – miski wszystkiego. Uwielbiam takie.

      Nie kupuję wymienionych przez Ciebie w końcówce komentarza produktów luzem. Obrzydza mnie ten sposób sprzedaży. Ryż wybieram w jednej torbie, a kasze w saszetkach, bo takie są w Biedronce, ale w domu i tak wszystko przesypuję do słojów.

  2. Szczerze? Naprawdę bardzo monotonnie. I jeszcze bez soli, o Panie! Umarłabym na Twojej diecie (a Ty pewnie na mojej) :D

  3. Może i monotonnie, ale ja sama mam tak że jak mam na coś fazę to męczę to przez kilka miesięcy codziennie :D wcześniej to były np na śniadanie jaglanki, potem płatki śniadaniowe z serkiem wiejskim, teraz z kolei owsianki :D na kolacyjke też zwykle jadałam kanapki, ale teraz mam fazę na twaróg z owocami i orzechami xD zjadłabym Twoje obiadki bo zawsze wyglądały dla mnie smakowicie ^^ no i nie ukrywam że najbardziej podobają mi się Twoje desery :D

  4. Umarłabym z głodu… Pewnie dlatego moje BMI to 22 a nie 16 jak u Ciebie…
    Podziwiam Cię za konsekwentne liczenie kcal, ważenie produktów i nie podjadanie… Brak tych trzech rzeczy to moje grzechy główne diety

      1. A teraz na serio odnośnie tematu – widzę mimo wszystko wiele podobieństw. Też jem o wyznaczonych porach, niestety u mnie zależnych od życia zawodowego. Śniadanie stanowi dla mnie bardzo duża kawa z mlekiem i jakaś drobną zagryzka do niej – wafel ryżowy, pasek czekolady czy ciastko. W 90% przypadków moje drugie śniadanie to bułka z serkiem kanapkowym, pomidorem i sałatą oraz średnie jabłko (150-200g). Trzy razy w tygodniu ostatnim posiłkiem są dla mnie 'lody’ proteinowe z muesli (zawsze po treningu – mrożony banan i truskawki, odżywka białkowa, mleko, do tego dwie łyżki stołowe muesli). Chyba, że jestem po treningu głodna. Wtedy wpada tradycyjna kolacja.
        Obiady gotuję różne, ale zamykam się w kilku daniach na zmianę, których zestaw zależny jest od pory roku. Tak samo kolacje i weekendowe śniadania – mam kilka opcji, które lubię i robię na zmianę to na co mam ochotę.
        Mięsa nie używam w kuchni od 10 lat, choć zdarza mi się je zjeść okazjonalnie (u znajomych, w sushi).
        Piję bardzo dużo, choć w większości wodę, rzadziej cole, herbatę czy napoje zero. Oprócz alkoholu pozwalam sobie na płynne kalorie z kakao.
        Z produktów light wielbię serki wiejskie 3%, serek kanapkowy z lidla i słodzik z Rossmanna, oraz napoje bez cukrowe wszelkiego rodzaju.

        P. S. Nie kupuj batonów z płatków śniadaniowych flips – TRAGICZNE
        P. P. S. Monster czarny ginger mule jest bardzo smaczny

        1. „Też jem o wyznaczonych porach, niestety u mnie zależnych od życia zawodowego.” – Miałam okazję przekonać się, że u mnie to pory niezależne. Kiedy jeździłam do pracy do biura i wstawałam o 6:15, śniadanie jadałam między 12:00 a 13:00, czyli dokładnie jak w weekendy.

          „Trzy razy w tygodniu ostatnim posiłkiem są dla mnie 'lody’ proteinowe z muesli.” – Niestety po lodach w zimie od razu byłabym chora. Nawet kiedy idę spać z umytymi włosami, rano czuję się średnio na jeża.

          „Mięsa nie używam w kuchni od 10 lat, choć zdarza mi się je zjeść okazjonalnie (u znajomych, w sushi). – Sushi jem tylko wegetariańskie. Mam ulubiony zestaw: 6 hosomaki z ogórkiem + 6 hosomaki z kiszoną rzepą. Do tego zawsze jest przystawka w postaci sałatki z glonów.

          „Z produktów light wielbię serki wiejskie 3%, serek kanapkowy z lidla.” – Serek kanapkowy z Lidla to Goldessa Light? Jeśli tak, nie mogę znieść jego smaku. Serki wiejskie są okej, nie czuję różnicy między nimi a pełnotłustymi.

          PS Piszesz o o tym i o tym? ;)
          PPS Kiedyś w ciemno kupiłam kilka białych Monsterów light. Nigdy więcej Monstera. Wylałam to coś do zlewu, a nieotwarte oddałam znajomym.

          1. Tak, dokładnie o tych tworach z płatków myślałam…. Widzie że się zgadzamy.
            Monstery cenię za rozmiar, i za to, że są jedynym źródłem kofeiny, po którym czuję jej działanie, choć biały osobiście piję rozcieńczony z wodą gazowaną, bo jest obrzydliwie słodki.
            Futomaki z łososiem (najlepiej surowym) serkiem, ogórkiem, bambusem i avokado i uramaki (posypane sezamem) z tuńczykiem i dowolnymi warzywami to moi ulubiency

            1. Jak jeszcze jadłam mięso, wybierałam te same ryby co Ty. Zamawiałam zestaw: 6 hosomaki z łososiem + 6 hosomaki z tuńczykiem.

  5. Rozczuliłaś mnie zdjęciem z miniaturki. :D
    Wyszłaś tym wpisem naprzeciw ludziom dopytującym o to, jak jesz? To znaczy… sporo takich pytań miałaś? Z ciekawości pytam, bo np. mnie ludzie pytają, jak jem oprócz słodyczy i w sumie zawsze się zastanawiam, co ich ciekawi jadłospis człowieka, którego nie znają (chodzi mi o czytelników, którzy np. prawie nawet komentarzy nie piszą, więc np. nie znam nawet ich imienia).

    Podoba mi się, że zaznaczyłaś jasno kolorami pewne kwestie. A teraz prywata. xD

    Pewnie już mi kiedyś pisałaś, ale od ilu lat tak wyglądają Twoje śniadania? Powinnaś je urozmaicać jak ja moje kolacje!!! Pytam o nie, bo o inne analogie tu ciężko naprawdę. Ja te swoje owsianki takie same rąbię od gimnazjum chyba (i realnie pewnie wychodzi, że tak góra 10 razy w roku na kolację zjem coś innego).
    U mnie kanapki z kolei też zestaw niezmienny od lat. Ale to bo Ty zmieniasz sobie warzywa, a ja po prostu cały czas po kilka warzyw jem (pewnie dlatego, by jednak ogółem warzyw więcej jeść, bo je lubię, a przy niejedzeniu obiadów to wiesz…).

    Jogurt naturalny z Carrefoura lubię, ostatnio odkryłam, że i Pilos daje radę (jakby co polecam mimo niechęci do nabiału z Lidla). Yeah, czyli jednak są jakieś wspólne.
    Przyznaj się, to Ty podpatrzyłaś obiady Mamy czy jej podpowiedziałaś, co kupować? Tylko że ona żadnych tych sosów nie jada raczej, bo żołądek by nie wytrzymał. Świeżego szpinaku nie lubi.
    Kolacje też macie podobne, ale ona jeszcze mięso musi mieć.
    Przy deserze – te picia wypijasz naraz?! Chyba bym się zrzygała, gdyby przyszło mi jednorazowo albo nawet w ciągu np. godziny wypić ponad 500 ml czegokolwiek. W ogóle umarłabym na smakowych wodach itp.

    Mam nadzieję, że z tym mięsem Ci się uda, by się lepiej czuć, być fair ze sobą. Ja lubię mięso, ale od czasu do czasu (ze dwa plastry na kanapkę codziennie, ale piszę o większych porcjach takich „obiadowych”). Mam z nim tak, że mało kiedy mi w sumie pasuje, szkoda mi na nie kasy i w efekcie porządną porcję mięsa jem może raz-dwa razy w miesiącu.

    Też mam stałe pory, ale Twoje by mnie zabiły. A Ciebie moje, ale cóż – inaczej żyjemy. Jak zaczynasz kolację, to ja idę spać, bo wolę wstać prawie o świcie.
    Ja mam stałe ilości, nie gramatury. Tak sobie o tym myślę. Np. „cały pomidor”. Nie ważę, nie mam wagi i umarłabym, bym musiała ważyć. Kalorie liczę, ale mniej więcej. Też sobie wyliczyłam na kalkulatorze, ale i ja nie widzę sensu w „chwaleniu się” konkretem publicznie.
    Na mieście jadałam sushi raz lub 2 w tygodniu + raz (góra dwa) coś innego w miesiącu w sprawdzonych, lubianych miejscach. Gotuję… tylko tyle, co ląduje na instagramie + codzienną owsiankę. Też nie jem tego, co ugotował ktoś inny z ultrarzadkimi wyjątkami. Nie wiem, kto niby miałby mi coś ugotować i po co, ale np. gdyby ktoś zaprosił mnie na obiad czy coś (zrobiony przez niego) odmówiłabym, bo wiecznie mi coś nie pasuje. Chyba nie spotkałam się, by ktoś inny jadał tak, jak lubię ja. O ile ojcu mogę podpowiedzieć konkretną markę sera, ilości czegoś tam… by ewentualnie u niego coś zjeść, to nie będę nikomu innemu wydziwiać (teoretycznie, bo jak wiesz, nie jestem zbyt towarzyska).
    Odrzucają mnie gotowe produkty i nie widzę wśród nich nic dla siebie. Wszelkie takie ze słoików, puszek warzywa… no nie odpowiadają mi. A nie ukrywam, że lubienie ich byłoby wygodne. Raz kupiłam buraki na parze Bonduelle i co to było? Okropna, zbyt drobna, zbyt miękka kosteczka waląca octem. Podziękuję.
    Również nie smażę. Nie cierpię tej nuty. Wszystko (oprócz kasz, makaronu itp.) daję na parę, bo uwielbiam i ten smak, i konsystencję (taka trochę al dente?). Warzywa ugotowane w wodzie, w garnku wydają mi się wyprane ze smaku.
    Mikrofalówki nie mam, kiedyś miałam, bo Mama myślała, że to przydatna rzecz, ale znienawidziłyśmy to.
    „Light” – okropieństwo. Chyba że chodzi o serki wiejskie light. Te uwielbiam, ale one mają właśnie 2-3 % tłuszczu, czyli jest to moja ulubiona jego ilość dla nabiału (2% w sensie).
    Ja nie jem słodyczy w poniedziałki i zdarza się, że jeszcze innego dnia. A to tylko dlatego że poniedziałek to sushi i musiałabym zjeść słodycze po nim albo bardzo wcześnie rano, a to mija się z celem. Nie toleruję czegoś takiego jak „deser po obiedzie”. Odrzuca mnie jedzenie czegoś słodkiego po sytym, wytrawnym posiłku.
    „Nigdy nie dojadam…”, „mam sprawdzone marki…”, „marki…od lat” – to samo.
    Na tabelki wartości jednak patrzę. Liczę tylko kalorie, ale na tabelki przy zakupach – jak coś ma za dużo tłuszczu / cukru / soli to wiem, że pewnie mi nie posmakuje.
    cheat days / cheat meals – ja raczej też nie. Mój dzień sushi wiąże się raczej z tym, że muszę zamówić za ileś tam, by dowieźli. To raczej wygoda i opłacalność.
    Żadna konkretna dieta, żadne ćwiczenia – to samo. Miałam jednak zrywy jeżdzenia na rolkach. Chciałabym lubić ćwiczyć… a może nie chciałabym? Wiem, że powinnam, a kiedyś lubiłam. Obecnie mam to jednak gdzieś.

    Współczuję, że paprykę jesz bez skórki. Ja kocham jej smak właśnie ze skórką.
    Napoje… o cholera, przerażają mnie. Ten efekt gazowania – trudno mi sobie wyobrazić coś gorszego z efektów, jakie jedzenie / picie mogą mieć.
    Jadłospisu nie prowadzę, nie jest mi potrzebny. Zapisuję jednak, jakie np. sery, jogurty mi smakowały, a jakie były złe, by drugi raz w te złe się nie wrąbać.

    1. „To znaczy… sporo takich pytań miałaś?” – Miałam i mam. Czasem ludzie proszą o porady, których udzielania oczywiście odmawiam, bo nie mam odpowiedniej wiedzy. Odbywa się to mailowo, na Insta, sporadycznie na blogu w komentarzach. // „Zawsze się zastanawiam, co ich ciekawi jadłospis człowieka, którego nie znają.” – Zakładam, że to po prostu ciekawość. Pudelki i inne Pomponiki też są popularnymi źródłami „wiedzy”.

      „Pewnie już mi kiedyś pisałaś, ale od ilu lat tak wyglądają Twoje śniadania?” – Że mleko z płatkami? Bodajże od studiów.

      „Jogurt naturalny z Carrefoura lubię, ostatnio odkryłam, że i Pilos daje radę.” – Jaką ma gramaturę? Nie chce mi się bawić w przelewanie do miseczki, dlatego upatrzyłam sobie jogurt ważący 150 g, na dodatek pyszny, i się go trzymam.

      „Przy deserze – te picia wypijasz naraz?!” – Nie no, nie naraz :P Obiad zjadam ok. 19:00 i od tej pory do 22:00 albo 23:00 ładuję napoje, żeby trochę się nawodnić. To nawyk wyrobiony w ostatnich latach. Zanim wróciłam do kawy, jedynym płynem przyjmowanym od rana do 19:00 było śniadaniowe mleko. // „Chyba bym się zrzygała, gdyby przyszło mi jednorazowo albo nawet w ciągu np. godziny wypić ponad 500 ml czegokolwiek.” – Nie mam takiego problemu.

      „Mam nadzieję, że z tym mięsem Ci się uda, by się lepiej czuć, być fair ze sobą.” – Dziękuję :) Obecnie obkupiłam się w mleka roślinne podczas promocji w Biedronce i będę próbowała odstawić mleko krowie. // „Ja lubię mięso, ale od czasu do czasu.” – Ryby to też mięso.

      „Wolę wstać prawie o świcie.” – Wstawanie przed 8:00 to tortury. 9+ jest spoko. Po 10:00 już przesada.

      „To nie będę nikomu innemu wydziwiać.” – To mnie blokuje przed zjedzeniem czegoś u ludzi. Głupio mi wybrzydzać, że wolałabym bez mięsa, bez smażenia, bez śmietany, bez papryki, bla, bla, bla.

      „Wszystko (oprócz kasz, makaronu itp.) daję na parę, bo uwielbiam i ten smak, i konsystencję (taka trochę al dente?)” – To zależy od czasu trzymania na parze.

      1. „Że mleko z płatkami? Bodajże od studiów.” – Dokładnie o to pytałam.

        Ja też jogurty naturalne kupuję tylko 150. Kiedyś zostawiłam otwarty na drugi dzień i zrobiła się okropna konsystencja (woda + grudy). Cholera, nie wiem, co mi z tym Pilosem i Lidlem. Myślowo chyba zmyliły mnie opakowania ciemnoniebieskie. W googlu są tylko 400 gramów, a była w 100 %ach pewna, że to był Pilos. Może chodziło mi o jogurt naturalny Kaufland Classic 150 g…

        „19:00 i od tej pory do 22:00 albo 23:00 ładuję napoje, żeby trochę się nawodnić.” – umarłabym, gdybym musiała tyle w jakąś godzinę wypić. To raz, a dwa – potem miałabym „sikawkę” (jak ja tego nie cierpię, haha). I po prostu płyny się w takim tempie nie przyswajają tak dobrze, ale rozumiem, że lepiej tak niż w ogóle, jak z Ciebie typ niepijący ogółem.

        „Ryby to też mięso” – tak i nie zaprzeczam, ale pisałam, że innego mięsa chce mi się w miesiącu z 1-2 razy. Ryby, jak wiesz, u mnie tylko raz w tygodniu. W momencie, gdy u większości ludzi jakieś mięso na obiad jest codziennie, uważam, że moje raz w tygodniu to właśnie raz na jakiś czas.

        „Wstawanie przed 8:00 to tortury” – jak budzę się po 8, czuję się, jakbym miała umrzeć.

        „bez mięsa, bez smażenia, bez śmietany, bez papryki, bla, bla, bla.” – taak, ale o wiele łatwiej jest, że np. wolałabyś bez mięsa, bo go unikasz, wolałabyś bez papryki, bo nie możesz jej skórki. A gdy chodzi tylko o gust to w ogóle człowiek jak jakieś dziwadło. Jak swego czasu chodziłam trochę po barach-restauracjach to zawsze duuuużo wydziwiałam, że a to niezbyt ostro, ale nie że całkiem bez przypraw, ale proszę bez czosnku, jak najmniej cebuli, nie coś tam… więc i lubiłam swoje sprawdzone miejsca mieć, gdzie w dodatku mnie znali i kojarzyli (i pewnie nie lubili haha).

        „To zależy od czasu trzymania na parze” Niekoniecznie. Na miękką papkę da się zrobić, ale smak i struktura i tak jest nie do porównania do tej na wodzie. Najlepszym przykładem jest marchewka. Na wodzie nie ugotuje jej się jak na parze za nic w świecie. W drugą stronę też nie. A że czas gotowania ma znaczenie… Naprawdę? Co Ty nie powiesz? Serio mam czasem wrażenie, że masz mnie za idtiokę. :P

        1. A jeszcze co do „ryby to też mięso” – u mnie w tym przypadku nie jest najważniejsza kwestia zabijania zwierząt; pisałam o tym, co lubię, a o mięsie chodziło mi o to, że mięsa-mięsa nie mogłabym jeść zbyt często, bo jest dla mnie za ciężki i za „obiadowe”. Surowe ryby są lżejsze (chodzi o czucie się po nich). Stąd u mnie dziwne „rozróżnienie” na nie, i na inne mięsa.

          1. „Lubiłam swoje sprawdzone miejsca mieć, gdzie w dodatku mnie znali i kojarzyli (i pewnie nie lubili haha).” – Umarłam :’D <3

            "A że czas gotowania ma znaczenie… Naprawdę? Co Ty nie powiesz? Serio mam czasem wrażenie, że masz mnie za idtiokę. :P" - Niee, nie o to mi chodziło, wybacz. Zakładam, że ludzie gotują warzywa na parze tyle, ile to konieczne. Ja z kolei zostawiam i idę robić inne rzeczy, więc czasem marchewka leży godzinę. Jeśli trzymasz - jak człowiek ;) - ok. 20 minut, możesz nawet nie wiedzieć, że po godzinie jest mięciutka.

            1. Ja już jak coś gotuję to pilnuję, by ugotować, jak lubię. xD I wolę przy jedzeniu dłuuużej siedzieć, niż miałoby mi stygnąć w samotności. Czasem nawet lubię już siedzieć i wąchać stygnące (tak, to już zboczenie).

  6. Czuję się jakbym dostała prezent od Mikołaja xd. Dziękuję, jesteś cudowna (:.
    Przepis na płatki z mlekiem to majstersztyk, niczego więcej nie potrafię tu dodać.
    Przyznaję, że miałam ukryte pobudki, kiedy pytałam o Twoje ,,dziwactwa” żywieniowe. Choruję na wrzody, zaczynam jeść koło południa, ostatni posiłek bezczelnie jem tuż przed snem, niczego nie solę, moje kanapki ważą mniej niż warzywa, które się na nich znajdują, zazwyczaj wszystko ważę, mam miliony nieużywanych przypraw i codziennie zjadam 500 kcal w słodyczach xd. Chyba jem trochę więcej, liczę też makro, bo ćwiczę siłowo. I na pewno piję więcej dosładzanych napojów, nie jestem z tego dumna. W tym roku na kolacji wigilijnej ma się pojawić specjalne ,,menu dla wegetarian”, ale bynajmniej nie prosiłam o wyjątkowe traktowanie (i robienie z pojedynczej mnie liczby mnogiej). Nawet ja czasami nie znoszę nadgorliwości.
    O, przypomniałaś mi jeszcze o jednej kwestii. Kiedyś zapytałam Cię o przygotowania do picia alkoholu. I wiesz, co? Działa <3

    1. Czekaj, 3 energy drinki? Pytam zupełnie poważnie – jak to znosisz? Mnie po jednym trzęsą się ręce, po dwu – jest nieprzyjemnie, a trzech nigdy nie wypiłam. Nie czuję pobudzającego działania kofeiny, ale skutki uboczne przewyższają korzyści (a może nawet – korzyść, bo nic, poza smakiem, nie przychodzi mi do głowy) spożywania kofeiny w większych dawkach.

      1. Mamy sporo wspólnych cech żywieniowych. Sympatyczne odkrycie :)

        Czasem trzęsą mi się dłonie. Jednocześnie czuję się jak na haju. Jestem bombą energii i mam ochotę tańczyć albo biegać. Bardzo dobrze pisze mi się wówczas teksty. Uwielbiam to uczucie. (Ale na przykład nie mam problemu, żeby po godzinie położyć się spać).

  7. Pomysł ciekawy, acz sugerowałabym ogólnikowe podanie potraw, które jadasz, bez podawania ich gramatury (która pozwala z łatwością oszacować kaloryczność), zważywszy na to, że wiele osób z zaburzeniami odżywiania może czerpać inspirację…

    1. Zdaję sobie sprawę z ryzyka. Nie chciałam jednak wywrzeć wrażenia, że np. płatki z mlekiem to 200 ml mleka i 30 g płatków, jak sugerują producenci mleka i płatków. Poza tym gdyby osoby z zaburzeniami odżywiania przyjęły wyliczoną (rzetelnie!) kaloryczność zamiast swojej głodowej, wyszłoby im na dobre :)

  8. Bardzo ciekawy wpis, zawsze mnie ciekawiło jak godzisz recenzje ze swoją sylwetką. :D W wielu aspektach jestem bardzo podobna – również nie jadam dań przyrządzonych przez innych (wyjątkiem jest Wigilia, wtedy inne rzeczy są dla mnie ważne, aczkolwiek proszę mamę, by np. moja porcja sałatki świątecznej nie miała majonezu, współuczestniczę w tworzeniu dań i wiem później, co jeść chcę, a czego nie i przygotowuję sobie rzeczy, których prawdopodobnie nie będzie chciał nikt poza mną.
    Smażę rzadko i wyłącznie na suchej patelni – autentycznie brzydzi mnie olej, masło i margaryna. Nigdy tego nie używałam i używać nie zamierzam.
    Jem dużo nabiału – twaróg preferuję chudy, jogurty i serek wiejski 2-3 procentowe, czasami Skyr, ale nie przepadam. Mięsa również praktycznie nie jem, nie przepadam za nim, a oślizła wędlina jest równie odpychająca co margaryna. Nie mam nic przeciwko rybom, ale jem je tylko u rodziny (mama kupuje wędzonego łososia, makrelę itd.). Mleko jednak również mnie brzydzi, roślinne zaś zużywam w ilości tak małej, że nie kupuję, bo po prostu większość by się marnowała.
    Uwielbiam warzywa i owoce – ogórka i pomidora jem do dosłownie KAŻDEGO słonego posiłku. Poza tym często gotowaną fasolkę szparagową, brokuły, kalafiorka, ogórki kiszone i konserwowe, sałaty, surowe pieczarki… z owoców głównie jabłka, czasem banany i pomarańcze oraz ukochane truskawki. <3 Latem różnorodność sprawia, że odżywam, zimą cierpię. :'(
    Również nie lubię płynnych kalorii, pepsi max i smakowe wody kocham, ale ze względu na koszta, ograniczam. Piję hektolitry herbatek owocowych (malinowe, o smaku owoców leśnych), miętowej i zielonego Ramseya ze słodzikiem. Kawę czarną, wyłącznie McCafe Premium, tudzież zalane fusy, które nauczyła mnie pić mama. ^_^
    Też uwielbiam gotowe sosy. <3 Rzadko jednak jem kasze i ryże, wolę warzywa i chleby.
    Myślę, że najbardziej w diecie mojej od Twojej różnią się pory posiłków i ich ilość. Jem zwykle jeden wielki posiłek – na początku najadam się warzywkami z chlebkiem posmarowanym np. pesto i twarożkiem wymieszanym z jogurtem naturalnym, do tego np. sos serowy lub bolognese . Jak skończę i wciąż jestem głodna, zwykle jem coś słodkiego, np. budyń na wodzie ze słodzikiem, jogurtem naturalnym, owocami i biszkoptami czy na co mnie tam najdzie ochota. Czasem jem dwa razy dziennie, ale zwykle po prostu nie jestem głodna przed 16, a nienawidzę spać, kiedy czuję w żołądku jedzenie.
    Kiedyś miałam dość ostre zaburzenia odżywiania, dlatego nie liczę kalorii, bo po paru dniach mam tendencję do prześcigania samej siebie w jedzeniu mniejszej i mniejszej ilości. Bardziej dbam o to, żeby się nie przejadać, ważę tylko to, co wysokokaloryczne, aby wiedzieć orientacyjnie, ile to ma.
    Odnośnie ćwiczeń, kiedyś strasznie dużo biegałam, studia mi to obecnie uniemożliwiają i nic się nie ruszam. O dziwo, schudłam dzięki temu, bo zdecydowanie spadł mi apetyt.
    Bardzo interesujący post. <3 A skoro nie irytują Cię pytania, to dwa ode mnie:
    1. Jak porównałabyś jogurty naturalne popularnych marek? Umiałabyś ustawić je wg. hierarchii?
    2. Lubisz serek wiejski?
    3. Czy uważasz liczenie makroskładników za niepotrzebne i przereklamowane? Zawsze chciałam mieć białko w dupie, by móc delektować się większą ilością pysznych węglowodanów w postaci chlebka.

    1. Och, zapomniałam napisać – ja bez soli bym jednak nie przeżyła! ;D Ale poza tym też głównie bazylia i oregano. :)

      1. „Smażę rzadko i wyłącznie na suchej patelni.” – Jak smażyłam, też tylko na suchej patelni (dlatego zainwestowałam w dobrą). Obecnie nie mam czego smażyć. Poza tym jedzonko smażone bez tłuszczu jest suchawe. Wole inne rodzaje obróbki.

        „Jem dużo nabiału – twaróg preferuję chudy, jogurty i serek wiejski 2-3 procentowe, czasami Skyr, ale nie przepadam.” – Za dużo nabiału w diecie to źle, z czym sama mam problem. Stąd częściowo przerzuciłam się na galaretkę (zamiast wieczornego jogurtu). Twaróg preferuję półtłusty.

        „Mięsa również praktycznie nie jem, nie przepadam za nim, a oślizła wędlina jest równie odpychająca co margaryna.” – Lubię i mięso, i margarynę. Mięsa nie chcę jeść z powodów etycznych. Co do wędliny, dzisiejsze oślizgłe kupy z marketów to nie wędliny. Jak jeszcze je jadłam, zmywałam ten obleśny śluz pod bieżącą wodą. Co to w ogóle ma być?!

        „Uwielbiam warzywa i owoce.” – Jem niewiele owoców. W codziennej diecie poza śliwkami suszonymi żadnych. Nie widzę dla nich zastosowania. Na drugie śniadanie wolę warzywa, a wieczorem słodycze.

        „Na początku najadam się warzywkami z chlebkiem posmarowanym np. pesto i twarożkiem wymieszanym z jogurtem naturalnym, do tego np. sos serowy lub bolognese.” – Sosem polewasz warzywa?

        „Nienawidzę spać, kiedy czuję w żołądku jedzenie.” – Haha, ja z kolei nie mogłabym zasnąć z pustym brzuchem :D

        „Kiedyś miałam dość ostre zaburzenia odżywiania, dlatego nie liczę kalorii, bo po paru dniach mam tendencję do prześcigania samej siebie w jedzeniu mniejszej i mniejszej ilości.” – Ja odwrotnie. Kompletnie nie umiem oszacować, ile waży… w sumie cokolwiek. Gdybym szacowała na oko, zawyżałabym wagi, przez co dostarczałabym mniej kalorii. Nie chcę schudnąć, wszak byłby to dramat wizualny. Dlatego ważę i liczę.

        „A skoro nie irytują Cię pytania, to dwa ode mnie.” – Zadałaś trzy! :D

        1. Zupełnie nie. W okresie poszukiwań ulubionego jadłam dany jogurt raz i nie wracałam. Nawet nie pamiętam, które są okej, a które nie. Wiem tylko, żeby NIGDY nie kupować jogurtów naturalnych light (bez tłuszczu). Smak i konsystencja to padaka. Próbowałam takich ze cztery: z Kauflandu, Sokólskiego, Bielucha i jakiegoś tam.
        2. Bardzo lubię :)
        3. Nie uważam tak. Po prostu nie chce mi się tego robić. Jeśli wkręcę się w nowe obliczenia, będę jeszcze bardziej szalona.

  9. Także jem o stałych porach, liczę kalorie, a moja dieta (poza obiadami) jest dość monotonna. Śniadania (jedzone ok. 11) to głównie bułka grahamka z serkiem wiejskim posypana granulowanym czosnkiem (moja ulubiona przyprawa)/omlet z 2 jajek z serkiem wiejskim/pomidorem. Obiady jem o 13. Deser o 16 i są nim owoce/owoc i jogobella/danio z zamrażarki (kocham i polecam). Kolacja o 18 to wspomniana grahamka z serkiem wiejskim/serek wiejski z pomidorami i szczypiorkiem/przekąską sunny corns. Do niedawna moją kolacją była kasza manna/kukurydziana lub płatki ryżowe/gryczane/jaglane na gęsto z owocowym musem. Piję tylko wodę, różnorakie herbaty, zioła (mięta, rumianek) i raz dziennie czarną kawę. Pozdrawiam 🙂

    1. Ah, zapomniałabym. Do śniadaniowej grahamki czasem wleci wędlina 'gotowany kurczak’ z ogórkiem/ugotowane jajko/parówki sokoliki (jedyne właściwe)/paprykasz szczeciński :D

      1. Lubię czosnek, zwłaszcza świeży, ale nie mogę jeść z uwagi na chory żołądek. Btw, kiedy jesz czosnek na śniadanie, w jaki sposób rozmawiasz potem z ludźmi? :D

        Danio z zamrażarki pewnie jest jak Danonki w formie lodów. W dzieciństwie takie jadałam.

        Żadnych słodkości?

        1. Co do czosnku – noszenie maski okazuje się bardzo przydatne, haha
          Świetne porównanie do Danonków, dokładnie tak jest :D a słodkości okazjonalnie się zdarzają ;)

  10. Przypomina mi się czas gdy miałam problemy z odżywianiem coś w typie anoreksji ,wszystko wyliczone ,odmierzone ….To już nie dla mnie ,ja np nie lubię gotowych sosów,słoików wolę zrobić sama . Nie krytykuję po to produkują by ktoś to kupował:). Ja np napojów gazowanych nie pije nie mogę strasznie mnie brzuch boli:(. Teraz u mnie na tapecie kasza manna na mleku ,zobaczymy kiedy mi dietę skończą bo wczoraj trafiłam znowu do szpitala miałam opuchnięta ranę okazało się,że ślina się zebrała pod nią ,odciąganie i znowu siatka uciskowa na głowę :(,jutro znowu szpital usg i zobaczymy czy ślinianka coś zaczęła znowu przepuszczać.

    1. Moim zdaniem pilnowanie bilansu kalorii nijak ma się do anoreksji. Zwłaszcza kiedy trzymasz się poprawnej liczby kalorii, a jeśli ją przekroczysz, nie wpadasz w panikę i nie przestajesz jeść. Nie wiem jednak, jak wyglądały Twoje zaburzenia, więc trudno mi napisać coś więcej.

      Nie cierpię gotować. Szkoda mi czasu na stanie w kuchni. Nie sądzę, by cokolwiek miało się tu zmienić. Nigdy nie będę typową panią kuchni pichcącą mięska, ciacha, robiącą sałatki i inne przysmaki. Będę gotowała najprostsze potrawy i kupowała półprodukty, tak jak teraz. Albo każę gotować dietetyczne, lekkostrawne i łagodne dla żołądka dania przyszłemu mężowi :P

      Ponownie bardzo mi przykro :(

  11. ”Za dużo nabiału w diecie to źle, z czym sama mam problem. Stąd częściowo przerzuciłam się na galaretkę (zamiast wieczornego jogurtu). Twaróg preferuję półtłusty.”
    Powiesz coś więcej na ten temat? Jakie widzisz i odczuwasz konsekwencje zbyt dużej ilości? Liczę, że mnie przekonasz. :)

    ,,Jem niewiele owoców. W codziennej diecie poza śliwkami suszonymi żadnych. Nie widzę dla nich zastosowania. ”
    Prawie zawsze jem owoce w towarzystwie nabiału. Nie lubię owocowych jogurtów smakowych, jem je wyłącznie w ramach ciekawostki, bo znacznie bardziej smakują mi np. kawałki jabłka maczane w naturalnym. :)

    ,,Sosem polewasz warzywa?”
    Jak najbardziej! :D Gotowany brokuł albo pokrojone surowe pomidory czy ogórki, polane sosem cztery sery – przepychota! :D

    ,,Zadałaś trzy! :D”
    Liczyłam, że nie zauważysz. -_-

    ,,Wiem tylko, żeby NIGDY nie kupować jogurtów naturalnych light (bez tłuszczu). Smak i konsystencja to padaka. Próbowałam takich ze cztery: z Kauflandu, Sokólskiego, Bielucha i jakiegoś tam.”
    Jogurt wymieszany pół na pół z wodą z bułgarskiego kranu, niektórzy to lubią. ;)

    ,,Nie uważam tak. Po prostu nie chce mi się tego robić. Jeśli wkręcę się w nowe obliczenia, będę jeszcze bardziej szalona.”
    Za idealnie wyważone szaleństwo tak Ciebie kochamy. :D

    1. „Powiesz coś więcej na ten temat? Jakie widzisz i odczuwasz konsekwencje zbyt dużej ilości? Liczę, że mnie przekonasz. :)” – Nie przekonam, bo nawet siebie nie potrafię :P Zresztą nie chcę. Za dużo nabiału w diecie prowadzi do zakwaszenia organizmu. Poza tym o ile umiarkowana dawka przysługuje się florze bakteryjnej człowieka, o tyle za duża może prowadzić do mutacji i zagrzybienia organizmu bądź wybranych partii. Na przykład kobiecych.

      „Prawie zawsze jem owoce w towarzystwie nabiału.” – Nie mogę tak. W lecie pozwalam sobie czasem dodać do jogurtu naturalnego truskawki, jagody czy borówki. Niestety po pięciu minutach mam brzuch jak balon. Nie mogę łączyć nabiału z owocami.

      „Jogurt wymieszany pół na pół z wodą z bułgarskiego kranu.” – Hahaha <3 Konsystencja to jedno, ale one mają dodatkowo dziwny, wstrętny smak. Taki specyficzny. Brr.

      "Za idealnie wyważone szaleństwo tak Ciebie kochamy. :D" - ;*

  12. A ja czytam i płaczę… tak żyłam i jadłam jeszcze 2 lata temu :'( teraz jestem niczym innym jak dnem …

      1. Dziękuję Ci Olga, ale niestety ten rok pozostawił szerokie piętno na moim zdrowiu psychicznym. Kompuls goni kompuls. Fascynacja jedzeniem osiąga poziom zenitu … każdy z 4 posiłków to 1000 kcal … a ja tyje i płaczę i dostaje ataków agresji …
        Zrezygnowałam z komentowania Twojego bloga, ba nawet tu nie wychodziłam, ale to praktycznie zdawkowy efekt przyniosło …
        Nerwy. Stres. Zmiany zawodowe, życiowe, egzamin, sprzedaż deweloperki, szukanie domu i jego wykończenie przy przepychankach firmy która podjęła się wykonania prac (awantury wspólników, przy użyciu siły i niecenzuralnych słów i konfiskatą mienia na oczach sąsiadów … ), kredyty, awaria auta, niedotrzymanie terminu zakończenia prac, przekręt z meblami kuchennymi :( nadal mieszkam u rodziców a urlop wzięty ma przeprowadzkę się kończy a ja nadal w lesie życiowym….
        Nie śpię… jestem agresywna i nerwowa. Nic mnie nie cieszy i nie mam ochoty żyć … – przepraszam to nie w temacie, ale z tego względu zdecydowałam się na powrót i skomentowanie tego posta bo mnie dobił wspomnieniem normalnej mnie której nie ma …

        1. Wiem, że to nie będzie łatwe, ale jeśli ma być lepiej, musisz wziąć się za siebie. Ja też – w tych kwestiach, które mi nie pasują. Nikt za nas niczego nie zrobi. Nikt za NIKOGO niczego nie zrobi.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.