Podczas wrześniowego polowania na słodycze zwróciłam się przede wszystkim ku ciastkom polskiej marki Cukry Nyskie. Kupiłam herbatniki kruche i biszkoptowe, wafelki, markizy. Te ostatnie miałam do wyboru w kilku smakach. Uznałam, że do życia niezbędne są mi jedynie chałwowe.
Przedłożenie Markiz Chałwowych ponad inne warianty smakowe wynika z dwóch faktów. Po pierwsze uwielbiam smak chałwy. Po drugie w latach licealnych zajadałam się markizami sernikowo-chałwowymi marki Malinex (cóż za wybitna nazwa). Zawsze ubolewałam, że nijakich ciastek z kremem sernikowym jest więcej niż cudownych chałwowych. Cukry Nyskie dały mi więc dokładnie to, czego poszukiwałam.
ciastka Markizy Chałwowe
Producenci zazwyczaj instruują kupujących, co jest wierzchem produktu, co zaś spodem. Cukry Nyskie pozostawiają swobodę wyboru, prezentując ciastka raz jasną stroną od góry, raz ciemną. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek spotkała się z podobną dowolnością. Jak na talerzyku ułożylibyście je wy?
Markizy Chałwowe marki Cukry Nyskie dostarczają 470 kcal w 100 g.
1 ciastko z kremem chałwowym waży 12,5 g i zawiera 59 kcal.
Herbatniki z kremem chałwowym (12 ciastek w paczce) ważą 150 g.
Jeśli spoglądacie na ciastka chałwowe nieufnie, bo sądzicie, że i tak nie oddają chałwy – podobnie jak peanut butter rzadko bywa masłem orzechowym – powinniście dać szansę Markizom Chałwowym Cukrów Nyskich. Wystarczy rozerwać opakowanie, by w powietrzu rozszedł się wyrazisty aromat sezamowej chałwy na bogato wypełnionej fistaszkami. Na dodatek słodkiej w punkt, nie zaś morderczo cukrowej, jak to oryginalna chałwa ma w zwyczaju. Rozkoszne wrażenia.
Nie ma co ukrywać faktu, iż Markizy Chałwowe wyglądają stuprocentowo plebejsko. Przypominają pierwsze lepsze ciastka na wagę, idealne do postawienia na stole, gdy odwiedza nas ciocia czy babcia.
Ciastka to przedstawiciele typu ciężkiego. Są twarde, toporne, treściwe. Daleko im do herbatników petit beurre, a tym bardziej krakersów rodem z markiz Hit. Odznaczają się ogromną tłustością. Początkowo sądziłam, że przejętą od kremu, ale raczej nie. To typowi przedstawiciele nawagowców.
Krem zaserwowano w cudownie szczodrej dawce. Nie jest aż tak gruby jak ciastka, niemniej został do nich dobrany idealnie, proporcjonalnie. Dzięki konsystencji obu elementów markizy można rozkręcić jak Oreo.
Mięsiste, treściwe ciastka w jasnym kolorze dają się poznać jako twarde, krrruchutkie, chrupiące. Są ziarnisto-mączne, przy czym na ziarenka składają się jednocześnie niewielkie kryształki cukru i drobinki ciasteczkowe. Namakają śliną bardzo szybko. Gęstnieją, choć na krótko. Mają smak słodki i maślany.
Ciastka w ciemnym kolorze są zauważanie twardsze. Nie przejawiają ziarnistości – nie ma w nich ani wyczuwalnych kryształków cukru, ani drobinek ciasteczkowych. Smakują słodko i… hmm, niekoniecznie kakaowo. Raczej kakaowawo, choć to i tak za dużo powiedziane. Może odrobinę fasolowo?
Serce Markiz Chałwowych Cukrów Nyskich to oczywiście krem. Jest mięciutki, gęsssty, zwarty, zwięzły, masowy i tłuściutki. Mulistością wychyla się w stronę drożdży, niemniej sporo mu do nich brakuje. Jednocześnie jest odrobinę gumowy. Delikatnie osiada w zębach. Smakuje zachwycająco chałwowo i fistaszkowo (aż trudno mi uwierzyć, że w składzie nie pojawiają się orzechy ziemne). Chałwowo również trzeszczy. Zaskakuje niską jak na pastę sezamową słodyczą, co jest wspaniałe.
Plebejskie, ciociowo-babciowe ciastka Markizy Chałwowe Cukrów Nyskich składają się z trzech elementów. Jasny herbatnik to typowe kruche ciasteczko z cukrem, przy czym cukier znajduje się nie na, a w ciastku. Ciemny herbatnik cechuje większa twardość, na szczęście idąca w parze z chrupkością. Smakiem oddaje coś w rodzaju fasolowego brownie. Krem doskonale imituje bohatera wymienionego w nazwie. Jest niczym alternatywne wcielenie cudownie sezamowej chałwy pełnej arachidów, przy czym obłędnie niskosłodzonej. Markizy są rozkosznie pożywne, treściwe, mięsiste.
Uważam, że spożywanie ciastek w całości, bez podziału na warstwy, pozbawia je uroku. Całą paczkę zjadłam w ten sposób, że najpierw schrupałam herbatniki w jasnym kolorze, potem zgryzłam nadzienia, na koniec zaś zostawiłam herbatniki ciemne. Żałuję, że nie spróbowałam ich w połączeniu z herbatą bądź kawą, ale akurat nie miałam ochoty na napoje. Następnym razem, wszak nastąpi bez wątpienia.
Ocena: 5 chi
Skład i wartości odżywcze:
Skład: mąka pszenna, cukier, tłuszcz roślinny (palmowy, rzepakowy, kokosowy); skrobia, miazga sezamowa 5,7%, mleko odtłuszczone w proszku, syrop cukru inwertowanego, masa jajowa i/lub jaja w proszku, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, substancje spulchniające: węglany sodu i węglany amonu; sól, aromat, barwnik: karoteny; olej roślinny rzepakowy, emulgator: lecytyna (z soi). Możliwa obecność: siarczynów, orzeszków arachidowych i orzechów.
Kalorie w 100 g: 470 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 20 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 7,2 g), węglowodany 64 g (w tym cukry 27 g), białko 8,1 g, sól 0,4 g.
Nie wiem, czy one właśnie za mojego dziecinstwa nie byly na wagę, bo tylko tak je zazwyczaj spotykałam. Chałwowe lubiłam bardzo, zaś nie przepadalam za kremem orzechowym.
Orzechowych nie miałam okazji chrupać.
Ja ulozylabym je chyba jasnym ciastkiem do góry, jakoś tak lepiej wyglądają :D jadłam kiedyś chałwowe markizy i tamte mnie zawiodły, bo nie czuć w nich było w ogóle chałwy, bardziej jakieś stechle fistaszki :( balam się że tu będzie podobnie, bo tamte ciastka też były dwukolorowe, ale opis tych tutaj jest o wiele lepszy niż moich ^^ kurcze, tylko nigdy nie widuje zbyt wielu słodkości tej marki, a jestem pewna że bym je polubiła :(
Według mnie także jasne ciastko lepiej wygląda na górze.
Trzymam kciuki, żebyś trafiła na sklep pełny słodyczy Cukrów Nyskich (:
Jedzenie ciastek i innych warstwowych produktów bez podziału to niemalże barbarzyństwo, uniemożliwiające właściwe poznanie smaku danego tworu. Rozwarstwianie jest niezwykle satysfakcjonujące – ponadto osobiście zwykle preferuję produkty, w których możliwe jest rozdzielenie poszczególnych elementów, dlatego np. rzadko jem czyste czekolady, ciastka, batoniki itd. Choć jednym z nielicznych produktów, które wolę bez dodatkowej warstwy są suche Grześki, aczkolwiek te w czekoladzie też są pyszne. Rozwarstwianie wafelków może nie jest tak czyste jak dzisiejszych ciastek, ale i tak to robię.
Zapach brzmi obłędnie, podobnie jak opis ciastka – myślałam, że to będzie taki właśnie Hit, za którym nie przepadam, a tu nie. Krem mnie jedynie niepokoi, nie przepadam za takimi bardzo gęstymi i zwartymi (przykład to np. Oreo), wolę miękkie jak nadzienia Milek. No i jednak wyroby Cukrów Nyskich raczej nie są w kręgu moich faworytów. :) Myślę jednak, że jak je ujrzę, to mogłabym się skusić i kupić.
„Jedzenie ciastek i innych warstwowych produktów bez podziału to niemalże barbarzyństwo” + „zwykle preferuję produkty, w których możliwe jest rozdzielenie poszczególnych elementów.” – Pełna zgoda!
„Choć jednym z nielicznych produktów, które wolę bez dodatkowej warstwy są suche Grześki, aczkolwiek te w czekoladzie też są pyszne.” – Ależ oczywiście, że suche Grześki to najlepsze Grześki ever. (I jedne z najlepszych wafli w ogóle).
„Rozwarstwianie wafelków może nie jest tak czyste jak dzisiejszych ciastek, ale i tak to robię.” – Ja też, obowiązkowo. Nawet podczas degustacji pozarecenzenckich (np. jak zostaje mi paczka wafli, które już opisałam).
A zakupom ani przez chwilę nie towarzyszyła Ci obawa, że np. nakupujesz kilka produktów tej marki, którą co prawda wspominasz dobrze, ale… okaże się rozczarowaniem?
Na talerzyku poukładałabym różnie, bo ładniej by wyglądały tak… niejednoznacznie. Bo tak to faktycznie straszliwie plebejsko wyglądają. Nawet bardziej plebejsko niż takie ciastka w kształcie listków podlanych z jednej strony polewą – kojarzysz? Królowały na talerzykach u mojej babci od strony ojca (ta nielubiana, ze wsi).
Chałwa na bogato wypełniona fistaszkami? Nie jest to mój ideał chałwy (chyba wolę czyste? i to np. kakaowe?), ale i tak może być miło.
Liczyłam się, że ciastka będą ciężkie, twarde i krucho-tłuste, ale opisana tłustość jak dla mnie widzi się już jako za wysoka w sensie, że aż problematyczna.
Bałam się za to, że kremu poskąpili – a tu miłe zaskoczenie. Podoba mi się też, że da się rozkręcić (ale to w sumie widać już na oko).
Zwyczajne słodko-maślane nie odrzucają mnie, za to zbyt nijaki smak ciemnych budzi wątpliwości.
Miękki, ale gęsty i masowy krem brzmi w porządku. Drożdżowość w czymś takim… mogłaby być wyższa, a nie tylko prawie-prawie. Martwi mnie gumowość. Skoro jednak smakuje chałwowo, jak trzeba, to chyba mogłabym oko przymknąć.
Chcę je. Co prawda nigdzie ich u siebie nie widziałam, a jakoś nie chce mi się ciastek specjalnie szukać, ale chcę. Jak znajdę, to kupię. Może nie napaliłam się jakoś specjalnie, bo i niby ochoty na ciastka obecnie nie mam, ale taka ciekawostka? Mogę wyjątek zrobić.
„A zakupom ani przez chwilę nie towarzyszyła Ci obawa, że np. nakupujesz kilka produktów tej marki, którą co prawda wspominasz dobrze, ale… okaże się rozczarowaniem?” – A wiesz, że nie? Przeczuwałam niemożność rozczarowania się.
„Ciastka w kształcie listków podlanych z jednej strony polewą – kojarzysz?” – Tak, to również nieźli plebejusze.
„Nie jest to mój ideał chałwy (chyba wolę czyste? i to np. kakaowe?).” – Kakaowe stoją w dole mojej hierarchii. Analogicznie rzecz ma się z ciastkami: wolę jasne, nawet jeśli wariant ciemniejszy posmakuje mi bardziej. #logika
„Chcę je.” – ;o
Plebejusze zacni jednak! Jako dzieciak jadałam je i w sumie lubiłam, na wsi zamiennie do sękacza. Tylko jak były rozmiękłe i stwardniałe (jednocześnie!) od za długiego leżenia na wierzchu albo przesiąknięte wioskowym smrodem to mnie od nich mdliło i w końcu ogarnęłam, że chyba jednak ich nie lubię (Kimiko mistrz dedukcji).
Z ciastkami Mama ma tak samo. Po prostu woli wszystko, co jasne. Ja przy chałwie dałam „?”, bo już nie pamiętam, kiedy jadłam po prostu kakaową. Obecnie z moim poziomem tolerancji w kwestii słodyczy, tego, że w słodyczach lubię kakao, to sama nie wiem, jak by było, gdybym dostała chałwę zwykłą i kakaową. Która by mi bardziej smakowała? Niby jak mam jeść chałwę to chałwę (tak samo jak zupełnie nie podobają mi się miody z kakao, kakaowe masła orzechowe itp.), ale cukrowość mogłaby mnie zabić.
Rzadko jadłam tego rodzaju ciastka, ale wyglądają smacznie – tłuściutko i bogato ;)
Yup, takie są :)