Wedel, Czekolada mleczna z nadzieniem mleczno-orzechowym

Jaki jest mój obecny stosunek do Wedla? Dobre pytanie. Kiedy myślę o nim jako o producencie, lubię go. Kiedy jednak robię w głowie przegląd słodyczy – zwłaszcza wypuszczanych w ostatnich latach – sprawy nie wyglądają kolorowo. Skądinąd podobny problem mam z Milką i nowościami z ostatnich lat.

Klasyczne słodycze wedlowskie wydają mi się pyszne. (Dawno ich nie jadłam, więc nie wiem, czy nie zostały poddane cudownym poprawom składów). Ale już duże czekolady i nowości to co najwyżej przeciętniaki. Czyżby względnie niedawno w zarządzie Wedla zasiadł ktoś, kto nienawidzi ludzkości?

Wedel, Czekolada mleczna z nadzieniem mleczno-orzechowym, copyright Olga Kublik

Czekolada mleczna z nadzieniem mleczno-orzechowym

Mleczna tabliczka z kremem mleczno-orzechowym to czekolada świąteczna, wydana przez Wedla z okazji Bożego Narodzenia w 2019 roku. Otrzymałam ją od Marthy, za co bardzo dziękuję. Dzieli się na pięć rządków liczących po dwie kostki. Te ostanie przybrały kształt kapsli-kwiatków, których nie lubię.

Bardzo podoba mi się za to ramka otaczająca czekoladę. Przywiodła mi na myśl malutkie czekoladki Terravity (?), które jadałam w dzieciństwie, gdy przyjeżdżałam na weekendy do babci. Miały w środku wystające kółko, z którego do kątów prowadziły wystające linie. Przypominały koperty. Możliwe, że w opakowaniu znajdowały się naklejki albo obrazki. Opakowania ukazywały twarze dzieci?

Czekolada mleczna z nadzieniem mleczno-orzechowym marki Wedel dostarcza 548 kcal w 100 g.
Wedlowska czekolada mleczna nadziewana w rządku waży 20 g i zawiera 110 kcal.

Wedel, Czekolada mleczna z nadzieniem mleczno-orzechowym, copyright Olga Kublik

Ponieważ cenię czekolady z mlecznym kremem, spodziewałam się, że świąteczna propozycja Wedla przywita mnie godnie. Nic z tego. Zapach tabliczki jest nawet nie przeciętny, a obleśny. Oddaje sto procent margaryny i słodkiej kakao-orzechowości. Odniosłam wrażenie, że producent wziął Pierrota, wydestylował jego kakaowo-orzechowy aromat, pobrał strzykawką i wstrzyknął w kostkę margaryny.

Lubicie zdjęcia z serii reklama vs rzeczywistość? Jeśli tak, porównajcie zdjęcie kostki w przekroju i grafikę na opakowaniu. Gdzie puszystość kremu? Gdzie bogate mleczne nadzienie? Gdzie chrupiące kuleczki? Rzeczywistość wypada nie tylko nieadekwatnie, ale także zasmucająco. Projektanta poniosła wyobraźnia.

Wedel, Czekolada mleczna z nadzieniem mleczno-orzechowym, copyright Olga Kublik

Mleczna czekolada wedlowska jest tak proszkowata, że aż nie mogłam wyjść z szoku. Co się dzieje z niegdyś świetną marką?! Na szczęście kilka cech pozostało zacnych. Czekolada rozpuszcza się gęsto, bagienkowo. Mimo iż jest niemal zupełnie pozbawiona lepkości, gnie się niczym plastelina. Nie da się jej połamać. Smakuje zupełnie zwyczajnie. Nie zgadłabym, że to czekolada wedlowska. Przypomina przeciętny wyrób ­no-name. Jest słodka, mleczna, kakałeczkowa. Ot, kakałko na mleku zasypane cukrem.

Ciemna część nadzienia smakuje jak Pierrot i każdy inny krem kakaowo-orzechowy Wedla. Wielokrotnie wspominałam w recenzjach o tym, że producent ma jeden przepis i w oparciu o niego wykonuje nadzienia do wszystkich słodyczy o smaku kakaowo-orzechowym. Nie dostajemy więc niczego nowego ani odkrywczego. Czuć wysoką słodycz, wyprażoną fistaszkowość, nutę soli. Krem jest drobnoziarnisty, tłusty, na szczęście nie margarynowy. Kremowy, lecz nie bagienkowy.

Biały krem mleczny daje się poznać jako zwarty, zwięzły, stały, a do tego kremowy i tłusty. W nim niestety czuć margarynę. W smaku jest słodki i mlecznawawy. W nadzieniu występują ciastka chrupki zbożowe. Są ekstramałe, chrupiące, kruche. Fundują subtelną pszenność.

Wedel, Czekolada mleczna z nadzieniem mleczno-orzechowym, copyright Olga Kublik

Ironicznym żartem Wedla jest fakt, iż mleczna czekolada – przeciętna i przywodząca na myśl wyrób no-name – stanowi najlepszy element kompozycji. Nie można jednak tak szybko przekreślać produktu, prawda? Wszak niektóre słodycze jedzone w całości, bez rozkładania na warstwy, okazują się lepsze.

Ale nie Czekolada mleczna z nadzieniem mleczno-orzechowym. Ten wytwór ludzkiej fantazji włożony do ust zdradza obmierzłą margarynowość, kakaowomasowość i bezczelną cukrową słodycz. By odnotować ową ambrozję, wystarczy skusić się na jedną kostkę. Ja zjadłam dwie i za więcej podziękuję. Wedlowska czekolada bożonarodzeniowa nie jest nawet średnia, a po prostu niedobra i przykra jakościowo.

Ocena: 2 chi


Skład i wartości odżywcze:

Skład: czekolada mleczna 50% (cukier, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, serwatka w proszku (z mleka), tłuszcz mleczny, emulgatory: lecytyna sojowa i E476, aromat), cukier, tłuszcz roślinny (palmowy), serwatka w proszku (z mleka), mleko pełne w proszku (5%), miazga z orzeszków arachidowych (2%), mleko odtłuszczone w proszku (0,8%), chrupki zbożowe (0,7%) (mąka pszenna 69%, cukier, słód pszenny 10%, substancja spulchniająca: wodorowęglan sodu, emulgator: lecytyna słonecznikowa, sól, naturalny aromat waniliowy), kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, emulgator (lecytyna sojowa), sól. Może zawierać orzechy, jaja. Czekolada mleczna: masa kakaowa minimum 29%, masa mleczna minimum 14%.

Kalorie w 100 g: 548 kcal

Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 32 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 15 g), węglowodany 57 g (w tym cukry 56 g), błonnik 1,6 g, białko 6,2 g, sól 0,22 g.

11 myśli na temat “Wedel, Czekolada mleczna z nadzieniem mleczno-orzechowym

  1. Ja za Wedlem nigdy nie przepadałam, a w ostatnich latach smakowały mi właściwie tylko praliny z masłem orzechowym i czekolada karmelove. Milka, za to, rzadko mnie zawodzi.

      1. Ta z wafelkami ma 5 chi, także chyba nie jest aż tak źle. (Ja w sumie tylko tą wafelkową jadłam).

  2. Ach, ja w ogóle nie czuje że Wedel się pogorszył, wciąż smakuje mi tak samo ^^ ostatnio jadłam czekoladę Brownie i byłam zachwycona <3 tą też bym chętnie spróbowała, taki krem z Pierrota plus krem mleczny w wedlowskiej czekoladzie brzmi dla mnie bardzo kusząco <3

  3. Szczerze? Za nic nie spodziewałam się tej czekolady u Ciebie.
    Zgadzamy się, że te tabliczki wyglądają paskudnie. Ja jednak także tych ramek nie lubię.

    Cenisz czekolady z mlecznym kremem… Ach, gdyby tak było więcej z porządnie mlecznym kremem, a nie po prostu „białym nadzieniem”. I tak teraz na taką ochoty nie mam, ale jak pomyślę na przestrzeni lat, czym jedzone smakowały… A z tych zwykłych, ciekawostka – ostatni komentarz Mamy (o białych kremach): „mleczny?! Co ty mówisz? No, jest biały, ale ma być mleczny? On słodziutki po prostu jest”.

    O nie, zapach opisałaś tak, jak od paru lat próbowane Wedle i ja odbierałam. Moim największym dramatem był Pierrot (albo Bajeczny?), którego spróbowałam jakoś na trochę przed blogiem i którym realnie plułam (i to wcale nie było działanie teatralne).

    „Lubicie zdjęcia z serii reklama vs rzeczywistość?” Nie lubię; są mi obojętne właściwie. Btw, ale się z tym pytaniem zgrałaś, i z recenzją, z wysłanym wczoraj linkiem, haha. Jedzenie w reklamach itp. często wygląda na plastikowo-sztuczne, a że w rzeczywistości wygląda brzydko / normalnie… no cóż. Dopóki miałoby smakować dobrze, mam gdzieś wygląd. Nie rozumiem jednak takiego podrasowywania do reklam. Znaczy… nie rozumiem, że to działa.

    Przy czytaniu opisu czekolady pojawiła się u mnie dziwna satysfakcja. Wreszcie zaczęłaś Wedla odbierać jak ja.
    Co do kremu typu pierrotowego. Sprawa z „typowym wedlowskim” też nie jest taka łatwa. Ten „typowy” od lat chyba konsekwentnie producent pogarsza. Ok, Pierrot odkąd pamiętam był dość margarynowy, ale kieeedyś wydawał się smaczny, razem z tym elementem. Potem jednak przy którymś zmienieniu opakowań… brr.

    „mlecznawawy” – czyli… jeszcze mniej niż „mlecznawy”? Że też da się?

    O, że paskudna czekolada i tak jest najmniejszym złem to wierzę. Grzańcowe i inne Wedle nadziewane, jakie zaliczyłam ze dwa lata temu były tragiczne (tylko Orange Mocha był spoko, mimo cukrowości i margarynowości – jeszcze jakoś trzymał się konwencji).

    Fajne, ale łagodne określenie: „przykra jakościowo”! Hah, A ja ostatnio nazbierałam parę hejtów, jak też mogłam zjechać Wedla, bo przecież dobre są!! I np. „piszesz, że nadzienie smakuje margarynowo-maślano i cukrowo jakby to było coś złego”. No właśnie! Cacy margarynka, cacy cukruś!

    1. „„Lubicie zdjęcia z serii reklama vs rzeczywistość?” Nie lubię; są mi obojętne właściwie.” – Czemu? Mnie śmieszą. Najlepsze są wątki na forach z porównaniem azjatyckich ciuchów.

      „„Mlecznawawy” – czyli… jeszcze mniej niż „mlecznawy”? Że też da się?” – Dokładnie tak. Niestety się da… Zdarza się i stopniowanie przez „-awawawawawy”. Ostatnio w jakiejś recenzji musiałam użyć tej konstrukcji o jakże przykrym ładunku.

      „„Piszesz, że nadzienie smakuje margarynowo-maślano i cukrowo jakby to było coś złego”.” – Dla takich osób należy produkować cukrolady z nadzieniem o smaku margaryny. Będą urzeczone!

      1. Mnie nie śmieszą, bo niewiele rzeczy mnie śmieszy i nie przeglądam takich obrazków w internecie. Widziałam kiedyś porównanie kanapek z Maca z reklamami i zastanawiałam się, skąd u ludzi zdziwienie, że nie są piękne, skoro kosztowały mniej niż 5 zł i były szybko przygotowane, bo to fast foody. Można lubić albo nie, ale żeby oczekiwać, że będą piękne i wymuskane jak w miejscach, że burgery kosztują o 0 więcej?
        Nie wykluczam jednak, że jakieś porównanie mogłoby mnie rozbawić.

        Rozumiem. To straszne. Osobiście mam problem z „gorzkawy”. Ostatnio trafiłam na coś już nawet nie gorzkawego… A obiecujące bez pokrycia gorzkawawość? Chyba tak. Dlaczego to nie może smakować po prostu gorzko, mlecznie itd.? Ech.

        Po co tyle zachodu? Lepiej posypać margarynę cukrem, żeby wyglądała jak creme brulee i tak o sprzedawać!

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.