Fioretto Marzipan Minis to praliny z marcepanem marki Lindt, sprowadzone przez moją słodyczową dobrą wróżkę Anię z Austrii. Otrzymałam je wraz z czekoladkami Ragusa Blond Caramelise For Friends, których upolowanie sama jej poleciłam (za wszystko dziękuję!). Z kolei Fioretto Marzipan Minis stanowiły wybór Ani. Jak napisała na Facebooku, jadła je parę lat temu i była oczarowana. Skoro tak, czemu by się nie skusić?
Przy okazji recenzji czekoladek Lindta pragnę wspomnieć, iż mam nadzieję, że jest to ostatni tekst dotyczący czekoladek, pralinek czy cukierków, który zobaczycie na livingu. Choćby nie wiem jak smaczne, cukierki mnie męczą i nie chcę ich więcej jeść. A jeżeli zdarzą się wyjątki, będą moją inicjatywą.
Fioretto Marzipan Minis – praliny z marcepanem
Praliny z marcepanem Lindta otrzymałam na przeszło dwa miesiące przed upływem terminu ważności, dlatego bezzwłocznie wzięłam je na warsztat. Jak tylko wyjęłam cukierki z opakowania i przekroiłam, zauważyłam, że wyglądają na stare, zmęczone życiem i pogrążone w depresji. Szkoda, wszak od zewnętrz prezentują się uroczo – mają niejednolitą fakturę i ładne ozdoby z czekolady ciemnej na mlecznej.
Fioretto Marzipan Minis marki Lindt dostarczają 484 kcal w 100 g.
Czekoladka z marcepanem Lindta waży ok. 12 g i zawiera 58 kcal.
Może i praliny marcepanowe nie wyglądały na młode i rześkie, ale za to pachniały cudnie. Aromat składa się z mlecznej czekolady i gęstego kremu szampańskiego. Bardzo podobnie pachną doskonałe praliny Truffel Marc de Champagne Niedereggera. Szampańskość nie budzi wątpliwości.
Mimo iż czekolada otaczająca marcepanowe wnętrze jest gruba, sprawia wrażenie nietrwałej – topi się szybciutko. Jest lepka, przez co zostaje na palcach. Na języku rozpuszcza się w sekundę, niestety na zero. Jest pylista. Ma intensywny smak lodów malaga, czyli wina/szampana z rodzynkami i orzechami.
Czekolada na Fioretto Marzipan Minis jest gruba, gdyż wypełniają ją szczodrze zaserwowane chrupki. Dają się poznać jako twarde i stetryczałe. Nawet nie miękną, nie znikają, lecz przeobrażają się w stwardniają, przestarzałą papę. Zachowują się podobnie do (przeterminowanych o kilka sezonów) kolorowych chrupek kukurydzianych sprzedawanych na festynach w trójkątnych plastikowych opakowaniach-rożkach.
Wnętrze pralin Lindta faktycznie mogło należeć do marcepana, niemniej jakiś rok temu. W moich czekoladkach była to twarda, sucha skała. Zwarta, zwięzła, wysuszona na wiór, pełna chrupiących kryształków cukru i sprężysto-gumowatych migdałów bez smaku. Jeżeli cokolwiek czyni ją produktem a la marcepanowym, to jedynie farfoclowata konsystencja. Ma smak bardzo słodki, oczywiście bezczelnie cukrowo. Do tego jakiś tam marcepanowy z odległym echem malagi przejętej z warstwy czekoladowej.
Trzy elementy pralin Fioretto Marzipan Minis Lindta w połączeniu wypadają nieźle. Cóż jednak z tego, skoro każda stanowi siedlisko wad, głównie związanych ze świeżością? Czekolada jest wodnista i proszkowata, chrupki dramatyczne, marcepan zaś to suchy wiór pośmiertny. Aż przykro to jeść.
Po degustacji rozmawiałam z Anią. Biednej zrobiło się głupio, gdyż jej czekoladki również okazały się stare i fatalne, zupełnie inne od próbowanych lata temu. Cóż poradzić, kiedy produkty są trzymane w sklepach jakkolwiek, bo ludy i tak kupio? Koniec końców bardziej szkoda mi Ani niż siebie.
Ocena: 3 chi
(w stanie świeżym pewnie 4 chi ze wstążką)
Skład i wartości odżywcze:
Skład: cukier, migdały (17%), masło kakaowe, masa kakaowa, pełne mleko w proszku, alkohol, ryż, pszenica, kiełki pszenicy, skrobia pszenna, odtłuszczone mleko w proszku, laktoza, dekstroza, syrop z cukru inwertowanego, naturalne aromaty, bezwodny tłuszcz mleczny, emulgator (lecytyna sojowa), substancja utrzymująca wilgoć (inwertaza), ekstrakt ze słodu jęczmiennego, sól, aromat waniliny. Może zawierać orzechy laskowe i inne orzechy.
Kalorie w 100 g: 484 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 23 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 9,2 g), węglowodany 59 g (w tym cukry 54 g), białko 5,9 g, sól 0,06 g.
Aż jestem ciekawa jak smakowałyby świeże, bo kompozycja czekolady z marcepanem i chrupkami brzmi naprawdę zachęcająco. Chociaż nie za bardzo przekonuje mnie szampański zapach, ale mimo to dla marcepanu mogłabym spróbować ^^
Déjà vu ; )
NIEMOŻLIWE! :D
Trochę szkoda, że już więcej cuksów i pralinek spodziewać się nie powinniśmy, osobiście uwielbiam tę formę słodyczy! :D Dzisiejsze brzmią z wierzchu wspaniale, szkoda, że okazały się być jakie się okazały. :'( Pozostanę przy Lindorach, które mnie jeszcze nie zawiodły. ;)
Wesołych świąt Tobie i Rubi, powtórzę się jeszcze przy Nowym Roku, ale dużo chęci do pisania i samych pysznych słodyczy. ^_^
Mnie też Lindory jeszcze nie zawiodły. Pozostanie przy nich to dobry pomysł.
Dziękuję <3 Zdrówka, szczęścia i spokoju :)
„Choćby nie wiem jak smaczne, cukierki mnie męczą i nie chcę ich więcej jeść.” – mogę to samo powiedzieć! Od jakiegoś czasu już nie ładuję się w recenzowanie czegokolwiek, co nie jest dla mnie / nie ma szans, by mi nie posmakowało (wyjątki się zdarzają, bo jednak są rzeczy na tyle ciekawe, że po prostu chcę je, ale nigdy tak, by się nimi przytłoczyć). Wczoraj dostałam paczkę czekolad Beskid, wszystko cacy, cudnie, skaczę z radości, ale była tam też biała koloru różowego z ponalepianą posypką z czerwonych porzeczek i od razu oddałam Mamie. Może to i najlepsza czekolada biała z czerwoną porzeczką – posypką na świecie, ale i tak nawet myślenie o niej jest nieprzyjemne (białe to obecnie u mnie musiałyby naprawdę ciekawe być, bym spróbowała, a porzeczek nie lubię).
Dalej – Fioretto znam, nigdy mnie nie kręciły. Mamę natomiast bardzo, w efekcie czego kupiłyśmy i to bardzo jej smak (jako że łapy nadal mnie bolą, jak dostałam od Ciebie po nich – powiedzonkową – linijką, linka nie podam), a więc zabaione w mlecznej czekoladzie. Cukrowe to, tłuste i mdłe. Typowe czekoladki „na prezent”. I zobacz, taki produkt i zupełnie się zgadzamy! Wprawdzie to, co ja próbowałam było świeże, inny wariant, ale nawet zgoda w ocenie, bo „połówka skali” (u mnie 5/10). Oba smaki wyglądają / brzmią ciekawe, a tu? Przerost formy i ceny nad treścią.
Szkoda, że Twoje były w dodatku stare. Wiem, że to nie pocieszy, ale na zdjęciach źle nie wyglądają. Zapach brzmi ok (choć niezbyt mój), ale smak czekolady przeraża. Znaczy… nie brzmi źle, ale podejrzanie.
Zupełnie nie podoba mi się dodatek chrupek. Kojarzą się z tandetą, taniością (i nawet tak wyszły), więc nawet tak abstrakcyjnie… No gdzie do czegoś takiego?
Wiesz, że nigdy nie jadłam ani jednej kolorowej kulki kukurydzianej? Raz że mnie brzydziły, a dwa wychowałam się w tonie „bee, no przecież to taka taniocha paskudna, po co to jeść?” Haha. A mała ja wyobrażała je sobie jako połączenie chrupek (np. Flipsów) z drażetkami, które czasami dodawali do jogurtów (w przezroczystych pojemniczkach na wierzchu). Brzydziły mnie i one – nigdy nie jadłam, ale wiedziałam, że dzieciaki zajadają się drażetkami, a nie chcą jogurtów, co kazało mi myśleć, że jogurty muszą być paskudne (skoro Mama też ich nie kupuje). Drażetki latami wydawały mi się kolorowymi kamieniami (i późno odkryłam, że są czekoladowe, haha – nietowarzyskiej mnie nikt ich nie kupował). Ale off-top. Proszę, szczerze: mogę tak odlatywać czy wolisz nie? Bo… mam problem z porządnym komentowaniem słodyczy, które mogłabym zbyć „nie chciałabym tego”.
„A’la marcepanowość” byłaby mi miła jako nuta czekolady. Marcepan w czekoladkach powinien być marcepanowy do kwadratu, acz… jakiś czas temu skusił mnie właśnie „krem marcepanowy”, a nie marcepan (bo doszłam do wniosku, że marcepan jako forma baardzo mnie ostatnio nudzi, jest czymś niemoim). Tylko nawet jak już krem… to dobry, poproszę!
Lubię słowo „farfocel” i całą jego rodzinę.
A teraz jeszcze o przechowywaniu. Ostatnio pisałam o tym tekst dla Zottera i z czekoladami nadziewanymi to… ho, ho. No, ale właśnie – w sklepach dosłownie wszystko olewają (nie we wszystkich). Przypomniało mi się, jak jeszcze mieszkałam w Suwałkach. Była tam jedna jedyna Żabka i zimą (?) zaszłam szukać jakiś Milek. Ja do półki z czekoladami, biorę jedna tabliczkę… a ona mi wygina się w literę U (odwróconą). Pod półką z czekoladami był kaloryfer… Cóż, kasjerka chyba postanowiła przygotować klientom od razu czekoladę pitną.
Idealne na prezent, powiadasz? W przypadku moich czekoladek – mam na myśli stan świeżości – to chyba idealny prezent dla osoby nielubianej :P
Nie pamiętam, czy Ci o tym pisałam. Kiedyś na pewno wspomniałam na blogu. Mianowicie miałam na osiedlu Fresha, w którym któregoś lata zepsuła się klimatyzacja. WSZYSTKIE słodycze z czekoladą popłynęły. Najgorzej miały się oczywiście produkty wykonane w 100% z czekolady. Wiesz, że właściciele nie zaprzestali sprzedaży? Pytanie tylko, czy ktoś o zdrowych zmysłach chciał to kupić.
Nigdy nie powiedziałam, że idealne na prezent. Pisałyśmy o „prezentowości” Fioretto u mnie (wybacz, jednak: https://www.chwile-zaslodzenia.pl/2019/07/czekoladki-lindt-frioretto-zabaione.html#comment-form).
Pisałaś, pamiętam. Pamiętam też, że aż się zdziwiłam, co Cię AŻ tak dziwi, bo w małych suwalskich sklepach to była stała praktyka (może teraz i tam coś się zmieniło?).