Bahlsen, Leibniz Pick Up! Choco & Milk

Wiecie, co jest przyjemnego w posiadaniu niewielkiej liczby – oczywiście względnie, wszak dla jednych mało to trzy, dla innych trzydzieści – słodyczy? Między innymi to, że kiedy kupuje się nowość bądź otrzymuje się podarek, degustację można odbyć niedługo potem. Nie trzeba się przejmować słodyczami, które zaraz kończą ważność, ani też czekoladami, które w razie odłożenia na później roztopią się w gorącym pokoju.

Ciastko z kremem Pick Up! Choco & Milk od Leibniz to trzeci z czterech słodyczy otrzymanych od mojej słodyczowej dobrej wróżki Ani, która polowanie uskuteczniła w Austrii (dziękuję!). Choć znam je z widzenia, nigdy nie miałam okazji trzymać go w palcach, a co dopiero w zębach czy żołądku. W przeszłości jadłam jedynie odpowiedniki z Lidla: Take it marki Sondey, skądinąd nijakie i niewarte uwagi.

Bahlsen, Leibniz Pick Up Choco Milk, copyright Olga Kublik

Pick Up! Choco & Milk

Budowę lidlowego ciastka Take it choco & milk pamiętałam jak przez mgłę, dlatego wnętrze Pick Up! Choco & Milk mnie zaskoczyło. Okazało się bowiem, że mleczny krem zamknięty jest w drugim – czekoladowym. Mięciutkie i wrażliwe wnętrze zabezpieczają dwa twarrrde, zwarte, treściwe ciastka pszenne.

Pick Up! Choco & Milk marki Leibniz (Bahlsen) dostarcza 516 kcal w 100 g.
Pick Up! Choco & Milk waży 28 g i zawiera 145 kcal.

Bahlsen, Leibniz Pick Up Choco Milk, copyright Olga Kublik

Pick Up! Choco & Milk pachnie do bólu sztucznie, niemniej przyjemnie. Przywiódł mi na myśl syntetyczny waniliowy budyń albo pudding. Czułam ciężar tłuszczu, wysokoprocentowego mleka i bezlitosnej porcji białego cukru, a wszystko to skąpane po wisienkę na torcie w olejku waniliowym.

Ciastko wygląda na przedstawiciela herbatnika typu ciężkiego. Odznacza się intensywnie wypieczonym kolorem. Jest marginalnie tłuste. Mieni się w świetle w zabawny sposób, jakby zostało pomalowane pędzlem zanurzonym w wodzie z cukrem. Szczelnie, bez choćby milimetrowej przerwy.

Bahlsen, Leibniz Pick Up Choco Milk, copyright Olga Kublik

I rzeczywiście, herbatnik jest typu ciężkiego. Cechują go twardość i chrupkość, ale też kruchość. Jest zwarty i treściwy, po zjedzeniu kilku można by poczuć nasycenie. Niestety smakuje tak słodko, że aż bierze obrzydzenie. W pewnym momencie wydało mi się, iż znajduje się w nim więcej cukru niż mąki. Po rozgryzieniu przemienia się w lekką papkę i osiada w zębach. Oferowany przez niego smak odpowiada wysokocukrowym, wypieczonym nie na żarty waflom duńskim do lodów.

Kakaowe nadzienie daje się poznać jako tłuste. Początkowo sądziłam, że jest produktem wykonanym na bazie mlecznej czekolady, ale nic z tego. Smakuje polewą kakaową. Oczywiście kakaową w sposób nesquikowy, nie zaś surowy. Zawiera tyle cukru, ile cukiernik-pracoholik trzyma w rękach przez tydzień. Pomimo owej drobnej – ekhm ­­– wady jest smaczne. Ma uroczo gęstą, tłustą, mięciutką konsystencję. Rozpuszcza się szybko, a nawet oferuje chwilowe bagienko. Jest drobnoziarniste.

Bahlsen, Leibniz Pick Up Choco Milk, copyright Olga Kublik

Serce ciasteczkowej kanapki Pick Up! Choco & Milk należy do mlecznego kremu. Jest wręcz miększy i tłustszy niż kakaowy. Występująca w nim ziarnistość osiąga 200%. Spodziewałam się, że jak na mleczny krem przystało, będzie smakował słodko i łagodnie, zgodnie z nazwą mlecznie. Nic z tego. Słodki rzeczywiście jest, i to bardzo (w dodatku ordynarnie cukrowo), ale przy okazji funduje kwaskowość. Określiłabym go tworem albo śmietankowym, albo jogurtowym. Ewentualnie śmietankowo-jogurtowym.

Z uwagi na skrajnie niespójne poziomy twardości ciastek i nadzienia jedzenie Pick Up! Choco & Milk uważam za okrutnie niekomfortowe. Podczas gdy zewnętrze stanowi skałę, wnętrze jest delikatnym tłustym kremem. Zaciskanie zębów na herbatnikach sprawia, że nadzienie się rozpłaszcza, co wprawia pszenne deski w poślizg. Kto to wymyślił? Czy twórca zajadł się wynalazkiem ukontentowany?

Bahlsen, Leibniz Pick Up Choco Milk, copyright Olga Kublik

Herbatnikowa kanapka Pick Up! Choco & Milk Leibniz jest poprawna, ale to tyle. Konsystencje elementów składowych uważam za niespójne, poziom słodyczy zaś przechodzi ludzkie pojęcie. Głównym smakiem jest ordynarna cukrowość, za którą chowają się wypieczone ciastka, kakao i kwaśna śmietanka bądź jogurt. Powrotu nie przewiduję, a innych wersji poznać nie chcę.

Ocena: 4 chi
(naciągane)


Skład i wartości odżywcze:

Skład: mąka pszenna, cukier, tłuszcze roślinne (palmowy, kokosowy), masło kakaowe, masa kakaowa, pełne mleko w proszku (4,6%), syrop glukozowy, odtłuszczone mleko w proszku (1,1%), produkty serwatkowe, masło klarowane, mielone orzechy laskowe, sól, emulgator: lecytyny (soja); aromat (mleko), substancje spulchniające: węglany sodu, difosforany; skrobia (pszenica), zakwaszacz: kwas cytrynowy, proszek z żółtka kurzego.

Kalorie w 100 g: 516 kcal

Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 27 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 17 g), węglowodany 61 g (w tym cukry 34 g), białko 6,3 g, sól 0,5 g.

5 myśli na temat “Bahlsen, Leibniz Pick Up! Choco & Milk

  1. Jadłam kiedyś trochę inny smak pick upa, chyba bez tego białego kremu i był w sumie przystępny w jedzeniu plus nie za słodki i smaczny, ale to tyle – dupy nie urywa :D gdyby tak do środka walnąć karmel… Nutellle… Albo marcepan…. O mniam ^^

    1. Nie przekonuje mnie połączenie bardzo twardych ciastek z mięciutkim kremem, więc niezależnie od tego, na jaki wymieniono by obecny, nie zachwyciłabym się.

  2. Kiedyś, gdy Leibniz Zoo jadałam bardzo rzadko (bardziej dla formy zwierzaków niż z innych powodów) uważałam je za ok, a gdy po latach (początki blogowania) wróciłam, okazało się iż herbatniki maślane (petit beurre) Leibniz mi po prostu nie smakują. Wydały mi się odrzucająco tanio-margarynowe (w stosunku do ceny, bo gdyby kosztowały jak inne tego typu zwyklaki, to po prostu byłyby, czym są) i właśnie słodkie tak, że aż mdlące. Pamiętam, jak mi oblepiły zęby i nie mogłam się tego okropieństwa pozbyć.

    Też uwielbiam stan „słodyczowego luzu”. Przy ustalaniu degustacji co prawda czasem kieruję się datami, ale to np.: jak wybrać, którą czekoladę 70 % z Peru zjeść jako pierwszą? Data pomaga. I gdy tak patrzę na nie… styczeń? Luty? Hm… roku 2022. O tak, to lubię. Gdyby mnie goniły, nie byłoby fajnie. Czytając Twój wstep (i jemu podobne) ciągle sobie przypominam (uzmysławiam na dobre?), że… Ty dosłownie w stresie musiałaś przez to wszystko latami żyć. Dobrze, że już tak nie masz. <3

    Ciastka te już widziałam w internecie, ale dopiero u Drwalowej się wczytałam, co to dokładnie. Zaskakująca forma-budowa. Raczej jestem na nie, ale gdyby to dobrze wykonali, nie spisałabym na straty. Myślowo, bo po ciastka na pewno bym nie sięgnęła.

    Zapachu na pewno bym jako przyjemny nie odebrała. „Czułam ciężar tłuszczu” – kocham to określenie! Dosłownie to czasem czuję przy czekoladach niby wysokoprocentowych, a zapchanych tłuszczem. Mogę tego sformułowania używać? Czasem nic lepiej nie odda, niż ono. Olejek waniliowy – taki jak często w słodyczach („nutka wanilii niekoniecznie prawdziwej”,) czy taki olejek do ciasta (czasem sprzedawany w uroczo-śmiesznych małych buteleczkach-karafkach)?

    Wyobrażenie o malowaniu pędzelkiem wodą z cukrem. Cudo! Czasem czuję w czekoladach taką cukrowość, że przed oczami wyobraźni mam szklankę z wodą aż gęstawą, bo tak wymieszaną z cukrem.

    Nesquikowe i miękkie nadzienie nie brzmi źle obiektywnie, ale na starcie nie podoba mi się, że to mleczne dominuje (dobrze zrozumiałam?). Kwasek białej części budzi wątpliwości… Gdyby był na pewno jogurtowy, byłabym na tak częściowo, ale nie sądzę, by smakowało to jogurtowo jak należy. Od razu napisałam „częściowo”, bo i do nesquikowych klimatów jakoś jogurtu nie widzę.

    Niezgranie w kwestii struktury – jak ja tego nie cierpię! Jakiś czas temu próbowałam czekoladę z właśnie grubą, masywną warstwą czekolady oraz odrobinką miękkiego, delikatnego nadzienia. Czasem mam wrażenie, że ktoś kto dany produkt wymyśla, nawet go nie je.
    Tak obiektywnie, może forma batona a'la bardziej złożony 3Bit byłaby odpowiednia?

    1. Olejek waniliowy – czy jakikolwiek inny – to dla mnie właśnie olejek w buteleczce-karafce. Uwielbiam wygląd tych buteleczek. Aż żal je wywalać po zużyciu zwartości.

      3Bit ma fajną formę, bo dominuje miękkość (czekolada i krem). Nie jestem pewna, czy gdyby dorzucić do niego jeszcze jedno ciastko, degustacja nadal sprawiałaby frajdę.

      1. Aa, bo wiele tych olejków w karafkach jest niskiej jakości, a niektóre olejki w słodyczach to ekstrakty, wyciągi są naturalne – stąd pytanie.

        Niee, nie dorzucić jeszcze jedno ciastko do 3Bita, a te Leibniz zrobić jako 3Bita, czyli jakby jedno ciastko wywalić przy zachowaniu reszty elementów. Napisałam, że „forma 3Bita”. A że bardziej złożona to dlatego, że Leibniz ma dwa kremy, 3Bit jeden. 3Bit z dwoma kremami byłby więc bardziej złożony.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.