Kiedy jeszcze myślałam, że nowe batony Bakallandu okażą się obłędne niczym o rok starsze BA!rdzo bakaliowe tabliczki – zwłaszcza arachidowa i kokosowa – zastanawiałam się, który przypadnie mi do gustu najbardziej. Spodziewałam się, że Yem Go kawowo-kakaowy zajmie drugie miejsce, tuż po wariancie orzechowo-bakaliowym. Niestety po pierwszej degustacji nadzieje me pięknie odmalowane w fantazji padły martwe niczym zabiedzone muchy i nie myślałam już o niczym.*
* Usłyszałam cudowny dowcip, który przy okazji sprawdza wiedzę odbiorców. Otóż Kartezjusz zabrał przyjaciółkę na kolację do restauracji. Kelner przyniósł kartę win, a Kartezjusz pozwolił dokonać wyboru towarzyszce. Kiedy to zrobiła, zapytała: Myślisz, że dobrze wybrałam? Kartezjusz odparł: Nie myślę, i zniknął.
Yem Go kawowo-kakaowy
Przekrojenie batona okazało się wskrzeszeniem nadziei. O ile bowiem wspomniany we wstępie wariant orzechowo-bakaliowy zawiera przede wszystkim nędznego wykonania chrupczyny, o tyle Yem Go kawowo-kakaowy wypełniony został ciemną masą, w której kulki stanowią mniejszość. Baton, choć każdy Yem Go powinien ważyć 40 g, wykazał na wadze 45 g. Czy dodatek to szczęścia, czy zgrozy raczej?
Yem Go kawowo-kakaowy marki Bakalland dostarcza 478 kcal w 100 g.
Baton kakaowo-kawowy z czekoladą waży 40 g i zawiera 191,5 kcal.
Uwielbiam kawowe słodycze nie tylko z uwagi na smak, ale również przez wzgląd na aromat. Niestety Yem Go kawowo-kakaowy nie prowadzi odbiorcy dziką, niezbadaną dotąd ścieżką przez krainę kawą płynącą. Oferuje jedynie znajomy, utarty szlak plebejskiej mlecznej czekolady, pełny rozgadanych turystów. Aleja widokowa jest bajeczna, acz nie tego się spodziewałam.
Nieidealnie kawowy baton Bakallandu jest bardzo twardy. Nie da się go wgnieść palcem jak poprzednika. Również znajdująca się na nim polewa zachowuje się inaczej. Jest lepka, lecz znacznie mniej. Wciąż jednak zostawia na palcach drobny proszek typu talkowego.
Różnicę w konsystencji czekolady czuć także podczas gryzienia. Daje się poznać jako dość miękka, ale nie miękka. Sprawia wrażenie zastygłej w większym stopniu. Rozpuszcza się na niebyt, i to bez chwili zwłoki. Smakuje przemlecznie i bardzo słodko. Gdyby nie kiepska konsystencja, w takiej ilości mogłabym ją pomylić z MARSową. W moich ustach (palcach) stanowi to ogromny komplement.
Czarna masa stworzona z bliżej nieokreślonych surowców jest gęsta i lepka. Niekreślona: ani to gumka, ani nugat. Podejrzewam, iż stanowi porządnie utwardzoną syropową zawiesinę. Kakao nie czuć w niej za grosz. Na szczęście jest przyjemnie kawowa. Odpowiada delikatnej, bardzo słodkiej kawie z mlekiem.
We wnętrzu można napotkać parę fistaszków w przyjemnej formie: mięsistych, chrupiących, o wyprażonym smaku. O dziwo przebijają się przez pozostałe warstwy, więc czuć je nawet podczas jedzenia batona w całości. Tuż obok występują chrupki zbożowe, które nie odbiegają konsystencją od pomiotów szatana zawartych w batonie orzechowo-bakaliowym. Włażą w zęby, są twarde niczym skała, a do tego dogłębnie stetryczałe. Szczęściem w nieszczęściu jest fakt, iż przez dużą zawartość czarnej masy chrupki tracą na znaczeniu. Pod tym względem baton wygrywa z poprzednikiem.
Baton Yem Go kawowo-kakaowy jest dziwny, i to w niekorzystnym sensie. Godna pożałowania wydaje się przede wszystkim konsystencja: czekolada błyskawicznie znika, a wnętrze rodzi pytania o to, czym w ogóle jest. Czara masa daje oparcie zębom, choć nie stanowi gumki ani nugatu. Ponieważ się nie ciągnie, nie jest wcieleniem karmelu ani parakarmelu. Łatwo się ją odgryza i rozgryza. Dość szybko rozpuszcza się na zero, zupełnie jak twór z wody i cukru. Dobrze, że ma przyzwoity smak kawy.
W połowie degustacji batona Bakallandu gardło zaczyna płonąć od cukru i już nie przestaje. Ostatecznie Yem Go kawowo-kakaowy jest lepszy niż wariant orzechowo-bakaliowy, niemniej nadal kiepski. Ponownie orzekłam, iż nie (z)yem go już nigdy. Więcej dla was, jeśli się skusicie.
Ocena: 3 chi ze wstążką
Skład i wartości odżywcze:
Skład: czekolada mleczna 32,5% [cukier, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, serwatka w proszku (z mleka), tłuszcz mleczny, emulgator: lecytyna sojowa; naturalny aromat waniliowy], syrop glukozowy, orzeszki arachidowe prażone cięte 16,1%, cukier, rodzynki 8% (rodzynki 99,5%, olej bawełniany i/lub słonecznikowy), kakaowe chrupki zbożowe 8% (mąka kukurydziana, kasza kukurydziana, mąka pszenna, otręby pszenne, mąka ryżowa, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu 5,2%, sól), kawałki mlecznej czekolady 3,2% [cukier, mleko pełne w proszku, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, serwatka w proszku (z mleka), emulgator: lecytyna sojowa; ekstrakt wanilii], mleko odtłuszczone w proszku, olej palmowy, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu 0,6%, sól, kawa rozpuszczalna w proszku 0,2%, emulgator: lecytyny, aromat. Czekolada: masa kakaowa min. 33,1%. Produkt może zawierać orzechy oraz nasiona sezamu.
Kalorie w 100 g: 478 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 21 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 9,4 g), węglowodany 62 g (w tym cukry 42 g), błonnik 3,3 g, białko 8,5 g, sól 0,33 g.
Fajnie, że ta ciemna masa już jest trochę lepsza i smakuje słodką kawą, ale znowu – po co te chrupki? Skoro już dali taką masę to mogli z nich zrezygnować na rzecz fistaszków :(
W efekcie mamy więcej zastanawiania się, dlaczego wyszło jak kiepsko, niż przyjemności z jedzenia.
Co do wstępu, mylił się. Można nie myśleć i być – producenci co chwila to udowadniają tworzyni „logicznymi” smakowitościami.
O, ja poproszę taką pomyłkę z gramaturą związaną przy np. Domori! Tylko w górę, nie w dół, bo przy neapolitankach (ostatnio jadłam i cierpiałam) 3,7 to byłoby jak z Kartezjuszem z dowcipu.
„Uwielbiam kawowe słodycze” – a ja ostatnio sobie zdałam sprawę, że kocham nuty kawy, ale słodyczy, a więc u mnie głównie czekolad, kawowych nie. Za bardzo lubię kawę w naturze i za bardzo ingeruje w smak kakao, gdy jest to kawa dodana. Btw aromat kawy – mm. W ogóle kawa to magia! Ratuję małą ilością lodówkę od smrodu kiełbas Mamy. xD A ostatnio w takim słoiczku wyhodowałam coś, co wygląda jak pływająca huba. Ładne było, szkoda, że nie przyszło mi do łba zdjęcia zrobić.
O ile twardość czekolad lubię, tak do batonów nawet tak myślowo zbytnia twardość mi nie pasuje. Marsowa czekolada jako komplement? Łee.
Bardzo słodka kawa z mlekiem w słodyczach jeszcze oki. Fistaszki do tego już niezbyt – mogli by je do orzechowego dać zamiast chrupek, a tu np. dobrze ogarnięte nibsy (ja nie lubię, ale takie miękkawo-chrupiące pasowałyby).
Produkty (wszelkie chrupki) mogą tetryczeć w dwóch kierunkach, nie? Na takie miękkie, gnące się i na kamień? Czy źle to czuję?
Lubię dziwne jedzenie, ale gdy dziwność idzie w parze ze smacznością. Sama dziwność to jeszcze nie klucz do sukcesu. Czarna masa? Może… to alternatywa dla Milky Waya z „białym” nadzieniem? I… nawet tematycznie, bo jakaś czarna dziura (chyba we łbie producenta)?
Parę miesięcy temu miałam w lodówce coś o przykrym zapachu. Wstawiłam kawę sypaną, żeby pochłonęła nieszczęsny aromat, a potem zostawiłam. Stoi do dziś, stała się elementem lodówkowego krajobrazu.
„Produkty (wszelkie chrupki) mogą tetryczeć w dwóch kierunkach, nie? Na takie miękkie, gnące się i na kamień? Czy źle to czuję?” – Jest tak, jak piszesz. Mogą albo po prostu stetryczeć, albo stetryczeć i zastygnąć w cukrze, przez co najpierw są twarde, a dopiero potem waciane.
U siebie kawę w lodówce (zalaną wodą, a więc rozpuszczoną, ale tak, że ten płyn w słoiczku jest gęsty) zmieniam co parę miesięcy.
Yeah, jak dobrze trafić! Pewnie dlatego, że spotkałam się z tym kiedyś. A wiesz, że słowo „stetryczeć” na dobre poznałam dopiero na Twoim blogu? Wcześniej mówiłam, że wafel np. stwardniał lub rozmiękł czy coś.
No cóż, po dzisiejszej recenzji raczej się nie skuszę. :P Jedyny plus, że fajnie czuć kawę, brakuje mi takich batonów – marzy mi się coś a’la kawowy Mars, Snickers czy Kinder Delice, najlepiej z chrupiącymi prażonymi ziarenkami kawy lub kakao. :) Choć jak na razie ze słodyczy z kawą, które jadłam, najbardziej mi smakowały Raw Bary i gorzkie czekolady. Zdecydowanie zaś najgorszym wspomnieniem jest dla mnie owsianka proteinowa kawowa Ba!, to był dopiero Yeb Gong. :P Wiesz co, najbardziej współczuję Ci jak po dwóch dniach z rzędu z takimi nie-smakołykami czeka na Ciebie następnego dnia kolejny, i tak żyjesz tą świadomością, że Twoja pora deseru zostanie zmarnowana przez takiego potworka. :( Bo coś wątpię, że kokosowy wariant okazał się być nagle cichą wodą, co to podbiła twoje kubki smakowe. Choć mam nadzieję, że się mylę. :)
Nawiasem mówiąc, twój wczorajszy komentarz z zestawem obiadowym przyprawił mnie dzisiaj o życiowy dylemat, czy kupić seler naciowy. Jadłam go tylko raz w życiu, chrupiąc na surowo, i stwierdziłam, że mój masochizm nie dotarł jeszcze do tak wysokiego poziomu, by się nie podzielić resztą paczki ze śmietnikiem. Ale jako że kocham sosy z paczek, a po szpinaku i jarmużu, choć bardzo je lubię, to umieram, mój życiowy dylemat będzie się odbywał za każdym razem, gdy będę w sklepie, póki tego selera w końcu nie kupię. XD
„Marzy mi się coś a’la kawowy Mars, Snickers czy Kinder Delice, najlepiej z chrupiącymi prażonymi ziarenkami kawy lub kakao.” – No i super, teraz mnie również będzie się marzył :P
„Zdecydowanie zaś najgorszym wspomnieniem jest dla mnie owsianka proteinowa kawowa Ba!” – Niestety jadłam gorsze rzeczy. (A tę owsiankę kupiłam podwójnie. Druga czeka na mnie w szufladzie).
„Nawiasem mówiąc, twój wczorajszy komentarz z zestawem obiadowym przyprawił mnie dzisiaj o życiowy dylemat, czy kupić seler naciowy. Jadłam go tylko raz w życiu, chrupiąc na surowo, i stwierdziłam, że mój masochizm nie dotarł jeszcze do tak wysokiego poziomu, by się nie podzielić resztą paczki ze śmietnikiem.” – Za tradycyjnym selerem (bulwą) nie przepadam, wręcz go nienawidzę. Seler naciowy zjadłam na surowo raz i… hmm, najgorszy nie był, ale więcej tego czynu nie popełnię. Natomiast zakochałam się w nim parę lat temu, kiedy mama fantazyjnie dodała do ryby po grecku. Potem dodawała co roku na Wigilię. Ponieważ w tym roku ja przygotowywałam wegańską wersję, kupiłam. Koniec końców nie wykorzystałam i został. Szkoda mi było wywalić. W ramach testu dorzuciłam do sosu i siadło <3 (Najpierw dorzuciłam do dania na surowo i polałam sosem, ale wtedy za bardzo czuć świeży smak. Ugotowany w sosie sprawdza się better).
"Mój życiowy dylemat będzie się odbywał za każdym razem, gdy będę w sklepie, póki tego selera w końcu nie kupię." - Jejku, znam to. Najczęściej mam ów dylemat podczas zakupów spożywczych, ale nie tylko.
Czemu po szpinaku i jarmużu umierasz?
„Zdecydowanie zaś najgorszym wspomnieniem jest dla mnie owsianka proteinowa kawowa Ba!” – Niestety jadłam gorsze rzeczy. (A tę owsiankę kupiłam podwójnie. Druga czeka na mnie w szufladzie).
Najgorszy z kawowym motywem, ogółem też przeżyłam jeszcze większe cierpienia niż ją (choć twojego wiśniowego hemoroida raczej nic nie przebije, sądząc po opisie…) W sumie jaki słodycz określiłabyś jako najpaskudniejszy z takich ogólnie dostępnych?
A owsianka pewnie jeszcze długo poczeka. Może wesprzyj najbliższą zbiórkę żywności? :)
Odnośnie selera, dam mu w takim razie szansę. ^_^ Choć ja tam bulwę lubię. :P Ale wyłącznie dłuugo pieczoną i przyprawioną czerwoną papryką.
Po szpinaku i jarmużu bardzo boli mnie brzuch i mam straszny refluks, szczególnie jak są na surowo, a takie najbardziej lubię. :( Ponadto przeczyszczają mnie do stanu, że jest mi słabo.
Spoczko, zrozumiałam, że chodziło o kawowe słodycze. Miałam na myśli, iż niestety jadłam gorsze kawowe słodycze. // DZIĘKI, że przypomniałaś mi o tym obrzydlistwie sprzed lat! :’D // Owsianka chyba jest już po terminie, poza tym to nieładnie truć bliźnich! :P
„W sumie jaki słodycz określiłabyś jako najpaskudniejszy z takich ogólnie dostępnych?” – Bez dwóch zdań wafle ryżowo-kukurydziane słony karmel Good Food. To coś absolutnie nie jest jadalne.
Rany, jakie przeżycia. Przykro mi. Chyba nie ma żadnego produktu spożywczego, który działałby na mnie przeczyszczająco. W ogóle jak tak myślę, nie miewam sraczuszek. Jeśli spotykają mnie problemy jelitowe, raczej idą w drugą stronę.
Kokosowy polegnie, czuję to. Chociaż… nadzieja umiera ostatnia więc trzymam kciuki, żeby był chociaż odrobinę lepszy (a może okaże się mega zaskoczeniem?). Miałem go dziś w koszyku już, ale postanowiłem się wstrzymać i poczekać na recenzję. Nie wróżę mu kariery :/
Mały spoiler: dobra decyzja.
Czyli z bakallandu to chyba tylko bakaliowe tabliczki ok,ja lubię orzechową i tę z kawą i pomarańczą. Owsianki i ba!tony(cukru)to raczej faile. Szkoda, ze takie nie niewypały z tych niezyadliwców.
Miało być, ze niewypały (podwójne zaprzeczenie zadziałało na korzyść batonów:]).
Niestety jest tak, jak piszesz.