Byłam pewna, że moje końcoworoczne doświadczenia z miodowym batonami z Pasieki Łysoń ograniczą się do dwóch wariantów: Miodowego Kłosa Jabłko i Miodowego Kłosa z ciemną czekoladą. Sytuacja uległa zmianie, gdy odwiedziłam osobę, od której – w ramach pokuty – otrzymałam oba słodycze. Kiedy staliśmy w kuchni w oczekiwaniu na herbatę, otworzyła szafkę i zapytała, czy chcę kolejne. Zdrowe. Batony. Nieznane i nietestowane. W sam raz na raz. Daj mi pomyśleć…
Tak oto wróciłam do domu z sześcioma nowymi batonami: trzema Miodowym Kłosami z Pasieki Łysoń, dwoma bakaliowymi od Karma Bars i jednym marki Zmiany Zmiany. Ponieważ miałam ochotę na coś subtelnie czekoladowego, zaczęłam od batona Miodowy Kłos z białą czekoladą.
Miodowy Kłos z białą czekoladą
Niestety już na wstępie musiałam przystać na czekoladowe niezaspokojenie, jako iż zaprezentowany dziś Miodowy Kłos ma znacznie mniej białej czekolady niż jego brat z ciemną czekoladą ciemnej. Podczas krojenia i łamania daje się poznać jako boleśnie nietrwały. Kruszy się, rozpada, wpada w depresję. To samo zresztą dzieje się podczas degustacji. Konia z rzędem osobie, która potrafi go zjeść po wyciągnięciu z opakowania bez zgubienia choćby kawałka (a nawet połowy całego batona).
Miodowy Kłos z białą czekoladą marki Pasieka Łysoń dostarcza 433 kcal w 100 g.
Zdrowy baton owsiany z czekoladą białą Miodowy Kłos waży 80 g i zawiera 346 kcal.
Miodowy Kłos z białą czekoladą pachnie milusio i śliczniusio. Oddaje słodką kokosankę na kruchym cieście z delikatną słodką goryczą suszonych owoców (bliżej nieokreślonych, acz w składzie mamy rodzynki i żurawinę). Z czasem do głosu dochodzi cynamon, który wzrasta z każdym niuchnięciem. Owsianość czai się w tle, przy czym delikatna, lękliwa. Całokształt zdecydowanie cieszy powonienie.
Zdrowy baton jest twardy, suchy. Raczej nielepki – nawet w miejscach oblanych czekoladą – choć mocno macany zdradza nieco lepkości. Odznacza się specyficzną ciężko-lekką wagą i tępą konsystencją, jakby został wykonany z utwardzonego styropianu. Wobec tego jest twardowaciany, twardogąbkowy.
Biała czekolada daje się zgryźć bardzo łatwo. Nie jest supermiękka, ale też nie twarda. Rozpuszcza się szybko, niestety na wodę. Cechuje ją proszkowatość. Ma smak słodkiej białej polewy. Może lukrowo-mlecznawej? W całokształcie jest dobra i przyjemna, niemniej ani trochę nie przypomina białej czekolady.
W Miodowym Kłosie z białą czekoladą widać tytułową czekoladę, rodzynki rodzyny, a po porządnym przyjrzeniu się również mniejsze kawałki żurawiny, sezam, ryż dmuchany, płatki owsiane i zagęszczone spoiwo w kolorze batona Grunchy for Life Ani. Gdyby tylko zamienić waciany ryż preparowany na fistaszki, byłabym wniebowzięta, o czym wspomniałam także w recenzji wariantu z ciemną czekoladą.
Jeśli chodzi o suszone owoce, przeważają rodzynki rodzyny. Są ogromne, mięsiste, wilgotne od wewnątrz. Mają rozkosznie sprężyste, twardawe skórki, dzięki czemu stanowią sympatyczne oparcie dla zębów. Nieco mniejsze od nich, acz odznaczające się podobnymi walorami, są fragmenty żurawiny.
Niewidocznym, niemniej wyczuwalnym – w konsystencji (bardzo) i smaku (subtelnie) – składnikiem są wiórki kokosowe. Chrzęszczą, ale nie katują memłaniem się. Inny podobny rozmiarem dodatek to sezam o wyrazistym smaku i wspaniałej konsystencji. Maleńkie ziarenka są świeże i napęczniałe, dzięki czemu zabawnie strzelają pod zębami. Więcej sezamu w słodyczach poproszę!
Najgorszym elementem jest ryż dmuchany: tępy i waciano-piankowy. Warto jednak zaznaczyć, że ma atrakcyjny smak. Oferuje połączenie ryżu preparowanego z miodem, karmelem bądź innym słodkim spoiwem, identyczne jak w Szyszkach, czyli przysmaku z PRL-u.
Tytułowego miodu jako takiego nie wyczułam. Słodkie spoiwo smakuje krówkowawo. Upodabnia Miodowy Kłos z białą czekoladą do wspomnianego już batona Grunchy for Life. Z czasem pojawia się cynamon.
Miodowy Kłos z białą czekoladą jest trudny do jedzenia, nie chce współpracować. Kruszy się, rozwala, rozpada. Nie oferuje wszystkich elementów wymienionych w składzie – np. białej czekolady czy imbiru – ale większość zdecydowanie tak. I to w bardzo dobrej odsłonie.
Baton z Pasieki Łysoń daje się poznać jako treściwy, niemniej w dużym stopniu gąbczasty. Nie zasusza ani nie zapycha dzięki słodkiemu spoiwu, które przy okazji czyni go podobnym do Grunchy for Life Ani. Zawiera parę twardych elementów, wśród których prym wiodą płatki owsiane. Wydaje się słodszy od wariantu z ciemną czekoladą, na dodatek znacznie. W przyszłości wybiorę poprzednika.
Ocena: 4 chi
Skład i wartości odżywcze:
Skład: płatki owsiane (20%), miód wielokwiatowy (19%), mleko, cukier, rodzynki, wiórki kokosowe, ryż preparowany, ziarna sezamu, czekolada biała (5%): [cukier, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, emulgator: lecytyny [soja], naturalny aromat waniliowy], żurawina, cynamon, imbir, olej słonecznikowy, propolis.
Kalorie w 100 g: 433 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 15 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 7,7 g), węglowodany 64 g (w tym cukry 43 g), błonnik 5,4 g, białko 7,9 g, sól 0,13 g.
Nie mam pojęcia czemu ale na początku przeczytałam „Kłos z białą… kiełbasą” :D Dobrze, że dziś idę do okulisty bo chyba mam poważniejsze problemy ze wzrokiem niż myślałam.
Albo ochotę na kiełbasę.
O, o! „Słodka gorycz” (suszonych owoców) – niewątpliwie coś takiego istnieje, czasem mi się kojarzy z taką… żywiczną nutą. Zacna jest.
Twoje rodzyny to pewnie odmiana Jumbo (właśnie te wielkie), uwieelbiam. Po niej drobnica tym bardziej nigdy mnie nie satysfakcjonuje.
Dalej – świetnie wyczuwalny sezam. No, no, to rzadkość. Ładnie.
Lukrowo-mlecznawa polewa? Ha, czasem czuję lukrowo-mlecznawą nutę w czekoladach, ale wiele razy sprawdzałam i… no lukier tradycyjnie robi się bez mleka. A też sobie wyobrażasz, jak pisałaś o tym, lukier właśnie mleczny, w sensie, że z mlekiem zrobiony? A nie, że mleko sobie, lukier sobie, czyli lukier + mleko.
Od pewnenego czasu trochę ciekawi mnie, po co aż… mocno macasz słodycze? xD „mocno macany zdradza nieco lepkości” – albo jak Cachety tarłaś…? Pytam, bo mi np. zdarza się czekoladę przetrzeć chusteczką, jak lekko zszarzeje, ale to tyle. A po co więcej? Wybacz ciekawskość (bo to już tylko ciekawością trudno nazwać, haha).
Miód wielokwiatowy – nuda. Sam w sobie wg mnie jest czysto słodki w smaku, więc nie dziwne, że nie czuć go jako „miód”.
Niby wiele pozytywów, a jednak wciąż widzi mi się jako do bólu… nie dla mnie, ale też nie wiem, ogółem dobry, a nudny jakby.
A po co obracasz pudding do góry dołem? Robię różne na pozór dziwne rzeczy ze słodyczami. Kiedy coś mi się wyda twarde, rzucam tym o talerzyk albo wgniatam z całej siły palcem, żeby zobaczyć, jak twarda jest przewidywalna twardość. Kiedy czuję, że coś się lekko rozpuszcza, trę to przez chwilę intensywnie, żeby dowiedzieć się, jak szybko i mocno stopnieje i jaka część zostanie na opuszkach. I tym podobne.
Ale to jest taka Twoja ciekawość, no nie? A nie żeby po prostu sprawdzić dla zasady, na bloga itp.?
„Robię różne na pozór dziwne rzeczy ze słodyczami.” – w sumie jak już przychodzi mi próbować czegoś zwykłego ze słodyczy to też tak robię, a z jedzeniem… właśnie też robię różne dziwne rzeczy z ciekawości. Stąd i pytanie, czy Ty też dlatego (czy masz jakiś konkretny cel, jak np. moje przecieranie, by ładniej wyszły na zdjęciach i ładniej mi na talerzyku potem wyglądały, bo jem też oczami). Mam nadzieję, że nie odebrałaś tego jako zarzut.
Nawet np. suszone owoce dziwnie ssę, ciamkam, gryzę, rozgrywam, rozpływam, rozciskam etc… Ale już np. niczym o talerzyk nie rzuciłabym w strachu, że talerzyk się roztłucze. Zdarza mi się jednak uderzać kostką czekolady o jej pasek, by ją posłuchać. Nigdy jednak nie czuję potrzeby gryzienia, by sprawdzić, jak zachowuje się pogryziona (jedynie odgryzę kawałek kostki i pozwalam mu się rozpływać – na tym kończy się u mnie używanie zębów przy czekoladach czystych) – pytałaś mnie o to kiedyś.
PS Przypomniała mi się śmieszna rzecz z czasów, gdy jadałam markizy – obowiązkowo je rozkręcałam (jak np. odrywałam jeden płat waflowy z wafli czystych, by uzyskać lepsze proporcje między kremem a „częścią suchą”), ogólnie różnie jedząc, ale nigdy-przenigdy nie wsadzałam całego takiego ciastka do ust. Mama wręcz przeciwnie. Po prostu MUSI sprawdzić, jak takie ciastko zachowuje się wsadzone całe do ust. :D
„Ale to jest taka Twoja ciekawość, no nie? A nie żeby po prostu sprawdzić dla zasady, na bloga itp.?” – Jedno nie wyklucza drugiego ;> Galaretką i tworzącym się na dnie pucharka „tunelem/rulonem” też się zawsze bawię. Gdybym recenzowała galaretki, niewątpliwie opisywałabym również ten element.
„By ładniej wyszły na zdjęciach…” – Tylko w takim sensie, żeby łatwiej było obrobić zdjęcia. Wystające elementy są upierdliwe.
„…i ładniej mi na talerzyku potem wyglądały, bo jem też oczami.” – Nope, nigdy. Mogę mieć nawalone jak psu do michy. Liczy się smak.
„Mam nadzieję, że nie odebrałaś tego jako zarzut.” – Nieee ;* Odebrałam jako charakterystyczną dla Ciebie ciekawość :P
„Mama wręcz przeciwnie. Po prostu MUSI sprawdzić, jak takie ciastko zachowuje się wsadzone całe do ust. :D” – Preferuję rozbieranie na warstwy, ale też MUSZĘ zjeść jedno w całości. Czasem nawet wpycham jakiś względnie mały słodycz do paszczy na raz.
Gdyby nie ten ryż to bym naprawdę chętnie przygarnęła, ech :( jakbym dostala to bym się na pewno ucieszyla, ale sama w życiu nie kupię :D podoba mi się, że kokos jest wyczuwalny, acz do niego bardziej pasowałby mi baton bez żadnych suszonych owoców :/
Rynek słodyczy czeka, aż go podbijesz! ;>