NaturAvena, Yoga life Słony orzech

Kiedy widzę nowe i zupełnie nieznane raw bary, najczęściej nie jestem zainteresowana zakupem. Kiedy jednak spojrzałam na batony marki NaturAvena, coś kazało mi po nie sięgnąć. Może opakowania? Może sama kolorystyka? Może warianty smakowe? A może po prostu stęskniłam się za próbowaniem surowych batonów? Tak czy owak, wzięłam wszystkie, czyli cztery warianty o dualnych smakach.

Ponieważ to baton Yoga life Słony orzech wpadł mi w oko jako pierwszy, od niego postanowiłam zacząć przygodę z propozycjami NaturAveny. Skądinąd producent jest mi znany, choć wcale nie ze słodyczy. Trafiłam na jego produkty podczas szukania ciekawych past wegańskich na kanapki i kupiłam kilka słoików. Nie mam wobec nich zastrzeżeń i mogłabym upolować je ponownie.

NaturAvena, Yoga life Słony orzech, surowy baton bez cukru i glutenu, copyright Olga Kublik

Yoga life Słony orzech

Zdrowe batony Yoga Life to produkty bez glutenu, dodatku cukru i oleju palmowego. W serii znajdują się cztery warianty: Słony orzech, Figa + migdał, Kokos + morela i Kakao + guarana. Każdy waży 50 g, ma krótki skład i wartości odżywcze zamykające się w 400 kcal w 100 g. Żaden jednak nie wygląda na 50 g. Tyle samo ważą raw bary Bombusa, a są zdecydowanie wyższe, grubsze i masywniejsze (choć krótsze).

Yoga life Słony orzech produkowany dla NaturAvena dostarcza 365 kcal w 100 g.
Zdrowy baton orzechowy waży 50 g i zawiera 182,5 kcal.

NaturAvena, Yoga life Słony orzech, surowy baton bez cukru i glutenu, copyright Olga Kublik

Yoga life Słony orzech pachnie cudownie. Co prawda nie mogę mieć pewności, bo baton marki Zmiany Zmiany jadłam dawno, ale wydaje mi się, iż tak samo jak Kompas. Jest obłędnie fistaszkowy, przy czym nie na podobieństwo masła orzechowego, lecz wypełnionej po brzegi puszki orzechów ziemnych prażonych w miodzie. Przy superintensywnym wątku fistaszków pojawia się słabszy, acz wcale nie mniej ważny mak, makowiec bądź wilgotna masa makowa. Całokształt snuje świąteczną opowieść.

Baton orzechowy NaturAveny jest nieco mniej twardy od Kompasu Zmian, niemniej kolorystycznie oddaje go bardzo dobrze. Nóż wchodzi w niego łatwo. Bez trudu też rwie się go i gryzie. Naciskany palcem ulega i wgniata się. Jest dość lepki: osiąga 5 punktów w skali 0-10.

NaturAvena, Yoga life Słony orzech, surowy baton bez cukru i glutenu, copyright Olga Kublik

O ogromnej ilości siekanych orzechów arachidowych zapewniać nie trzeba – widać je na zdjęciach. Są małe, ale odpowiednio twarde, sprężyste, treściwe, mięsiste, świeże. Cudnie chrupią pod zębami.

Ze względu na daktylową podstawę w ustach baton Yoga life Słony orzech daje się poznać jako nawet miększy niż podczas krojenia czy rwania. Ale uwaga: owocowa masa znika bardzo szybko – zdecydowanie szybciej niż orzechy, wobec czego pozostawia je na języku. Gumka nie występuje wcale, gęstość zaś pojawia się jedynie przejściowo. Dziwne odczucie, zupełnie jakby daktyle nie były treściwymi owocami, tylko tworami wodnymi albo powietrznymi. Dopóki orzechy i owoce są zwarte, dopóty słodycz wydaje się gęsty. Chwilę później przestaje. W notatkach nazwałam go: gęstodaktylową fatamorganą. Jest też druga istotna kwestia, mianowicie to orzechy trzymają daktyle, a nie na odwrót. Chyba nigdy nie spotkałam się z podobną zależnością. Zdecydowanie wolę konwencjonalny podział ról w surowobakaliowym związku.

NaturAvena, Yoga life Słony orzech, surowy baton bez cukru i glutenu, copyright Olga Kublik

Jak wskazuje nazwa, Yoga life Słony orzech powinien smakować słonymi orzechami. Najwyraźniej 0,4% soli w składzie to zbyt mało, by była odczuwalna. W jakimkolwiek stopniu. Warto jednak zauważyć, że baton nie jest też bardzo słodki. Daktyle, z których powstał, musiały być dziwne – ani przesadnie słodkie, ani gęste. Zresztą w ogóle ich nie czuć. Pojawiają się w smaku jako alternatywny karmel. I znów ciekawostka: podczas jedzenia w gardle ujawniają się powodujące pieczenie nuty ostrego mydła i kwaśnych rzygowin, charakterystyczne dla oleju kokosowego. Skąd one, skoro w składzie jakiegokolwiek kokosa brak?

Dzięki ogromnej wyprażonej fistaszkowości i słodkiej w punkt parakarmelowości baton Yoga life Słony orzech przywodzi na myśl zdrową formę Snickersa. W toku degustacji słodycz nieco się wzmaga, a wraz z nią rośnie paląca ostrość mydlanego oleju kokosowego. Całość wypada nieźle, choć zdecydowanie gorzej od Kompasu. Zostaję przy batonie Zmian (i raw barach innych marek).

Ocena: 4 chi


Skład i wartości odżywcze:

Skład: suszone daktyle 67%, orzeszki ziemne 32,5%, sól morska 0,4%, substancje wzbogacające: witamina B6 (chlorowodorek pirydoksyny), witamina B12 (cyjanokobalamina).

Kalorie w 100 g: 365 kcal

Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 9 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 1,3 g), węglowodany 54 g (w tym cukry 41 g), białko 12 g, sól 0,29 g, witamina B6 0,42 mg, witamina B12 2 µg.

14 myśli na temat “NaturAvena, Yoga life Słony orzech

  1. Skoro odczuwalne są w tym betonie nuty mnie odpychające to się nie skuszę. Zresztą wyjadam zapasy a nowe rzeczy kupuję wyjątkowo gdy są naprawdę mi nieznane a potrzeba ich przetestowania bierze górę :D tak było z nową Milką o której Ci wspominałam i tymi nowymi ciastkami które polecam Ci z całego serca ♥️💚♥️ już wiem że to będzie hit tego roku ;)
    W zapasach mam też ogrom raw batonów. Leżakują by skończyć żywot, zapewne już po terminie przydatności do spożycia, jak zwykle. Jem je w pracy tylko a miesiąc urlopu zaoszczędził im wyroku :P dziś wracam pierwszy dzień to któryś polegnie :D

  2. Nazwa słony orzech by mnie kupiła od razu i pewnie gdybym trafiła na tego batona przed przeczytaniem recenzji to bym go wzięła, ale ufff, dzięki Tobie oszczędzę sobie nerwów :D zdrowy Snickers niby brzmi spoko, ale jednak chciałabym chociaż trochę tej soli skoro jest w nazwie ;( konsystencja takich mało gęstych daktyli niby brzmi intrygująco, ale w sumie niespecjalnie mnie to kusi żeby kupić tego batona :p

  3. ,,Kiedy widzę nowe i zupełnie nieznane raw bary, najczęściej nie jestem zainteresowana zakupem.”

    A ja dokładnie na odwrót, bardzo muszę się pilnować, by nie kupić, bo cena za te bakaliowe zlepki nie jest na kieszeń biednej studentki. :(
    Naturavenę też kojarzę głównie z past warzywnych, które są przepyszne i mają świetne składy. :) Ostatnio zraziłam się odrobinkę do Primaviki, gdy zobaczyłam, że jedna z past to głównie woda z olejem, a 5zł za słoiczek. Naturavena ma co prawda jeszcze drożej, ale jak kupuję jej produkt, to chociaż wiem, że raczej na pewno wynagrodzi mi to super smak.
    Nie jestem pewna czy widziałam gdziekolwiek dzisiejszy produkt… Gdybym miała wszystkie warianty przed sobą, pewnie wybrałabym pierwszego kakao+guaranę, ale choć kocham raw bary, myślę, że minęłabym sklepową półkę z żalem, skoro mówisz, że pomimo podobnej kaloryczności wydają się mniej treściwe od Alesto/Bombusa.

    ,, Przy superintensywnym wątku fistaszków pojawia się słabszy, acz wcale nie mniej ważny mak, makowiec bądź wilgotna masa makowa..”

    Brzmi pięknie <3

    ,,podczas jedzenia w gardle ujawniają się powodujące pieczenie nuty ostrego mydła i kwaśnych rzygowin, charakterystyczne dla oleju kokosowego. Skąd one, skoro w składzie jakiegokolwiek kokosa brak?''

    No nie mów, że NaturAvena to jakiś bliski kuzyn Ani? :(

    ,,Dzięki ogromnej wyprażonej fistaszkowości i słodkiej w punkt parakarmelowości baton Yoga life Słony orzech przywodzi na myśl zdrową formę Snickersa. W toku degustacji słodycz nieco się wzmaga, a wraz z nią rośnie paląca ostrość mydlanego oleju kokosowego.''

    Ostatnio jadłam Snickersa pierwszy raz od paru lat; jedyne wady to paląca cukrowość i serce bijące jak po sprincie po konsumpcji, byłby idealny. Choć zdrowa wersja Snickersa to coś, co kupiłabym od razu, nie widzę jej tutaj, Snickers bez czekolady to dla mnie żaden Snickers. No i wolę jednak palenie cukru niż mydła i rzygów.
    Och, lekki spoiler przyszłych recenzji. :(

      1. Do Sante czuję lekkie obrzydzenie, wyobraź sobie, że ich baton (nie pamiętam niestety jaki dokładnie, to było dość dawno, ale mam nadzieję, że to nie ten o którym mówisz :P) smakował mi jak… śledź! :O A ja nie cierpię śledzia. -_- Ryby ogółem lubię, ale ostatnio tak często czuję je w słodyczach, że zastanawiam się, czy to jednak nie koronawirus…

  4. Ja kiedy widzę nowe i nieznane surowe batony… no właśnie. Nie widzę ich. Mogę patrzeć prosto na nie, a nie widzę i w dodatku nie umiałabym ocenić, czy są nowe. Z czekoladami za to mam tak, że „nowe wyglądające wątpliwie” obecnie jakoś mnie odstraszają, a po prostu nowe sprawiają, że podchodzę i dokładnie sprawdzam producenta, skład etc.

    Na zdjęciach wyglądają na mikroskopijne i delikatniusie. Dobrze, że tylko wyglądają, bo te w okolicach 20 gramów to dla mnie jedne z bardziej bezsensownych w moim odczuciu produktów-przekąsek. Nie wiem tylko, na ile jego miękkość można by podpiąć pod delikatność. Co do struktury tego typu batonów – zbyt miękka do mnie nie przemawia zupełnie. Cegieł jednak też bym nie chciała.
    Fistaszki prażone w miodzie? Nigdy takich nie jadłam, ale wiem, o co chodzi. Zapach przyjemny. Jak kocham masło orzechowe i skojarzenia z nim związane, tak… prawie każde wyraziste fistaszki są mi miłe. „Prawie”, bo np. niezbyt mi pasują do masy makowej (swoją drogą, ciekawi mnie, jak ta Twoja wyobrażeniowa z zapachów ma się do tej, którą robię ja, hah. Skojarzeniowa jest z przyprawami korzennymi? Ja do swojej żadnych nie dodaję). Tylko że w odniesieniu do zapachu takiego batona, wiem o co chodzi. I to akurat – przy batonie / czekoladzie – byłoby spoko.

    Weź mi tych kawałków orzeszków tak nie opisuj… dosłownie poczułam się jakbym je jadła, a od paru dni baaardzo chodzą za mną najzwyklejsze na świecie fistaszki do wyłupywania z łupin (a nie kupię i nie zjem, bo nie zawalam się obecnie orzechami itp., by jeść świeże przez co dosłownie męczę, co mam – co za idioci wymyślają wielkie paczki nie oferując jednocześnie małych).

    Co do jego daktylowości – naszła mnie myśl, że to baardzo zależy od gatunku daktyli i sposobu na nie. Opisujesz daktyle jako gumkowe w produktach w momencie gdy produkt oprzeć na soczysto-miękko-mokrych, nigdy element gumkowości się nie pojawi (np. moje ulubione wcale nie są gumkowe). Co ciekawe, ostatnio wreszcie zjadłam Chałwoladę Basi Basi i tam to w ogóle dziwną konsystencję daktyle przybrały (ciasto z wtopionymi orzeszkami w cukrze).
    0,4% soli w składzie słodyczy dla mnie oznacza taką, której czuję sporo. Że tu jej nie czuć to dziwne, bo przy tych czystych składach taką ilość właśnie czuć jak na dłoni (dobrze się stało, że mogę „się mądrzyć” po wspomnianym już kremie). Dziwne to…
    W sumie miło, jak daktyle w produktach wychodzą jak alternatywny karmel. Lubię nuty takich „nietypowych” (w czekoladach zacnie się tak właśnie zgrywają, ale to właśnie czasem trudno opisać, bo np. można pomyśleć, że „daktyle i karmel to za dużo, że albo jedno albo drugie”, ale jak jedno płynie z drugiego… mm <3).
    Spieszę z wyjaśnieniem efektu w gardle. To w dużym stopniu moje przypuszczenia niepotwierdzone naukowo, a przynajmniej przeze mnie nie sprawdzone, ale nie tylko olej kokosowy daje taki efekt. Olej sezamowy jest gorzki i też tak w gardle specyficznie potrafi się zaznaczyć. Obstawiam, że oleje z innych orzechów, ziaren itp. też mogą w różnym stopniu iść w tym kierunku. Zmiażdżony baton mógł wydzielić olej z fistaszków. I dalej: „ostrość” – czasami drapanie słodyczy daktyli wydaje mi się właśnie pieczeniem, więc to może ich połączenie?

    Zdrowy Snickers brzmi bardzo dobrze, głupio, że tytułowej soli nie czuć, ale gdybym miała go jeść, pewnie bym się ucieszyła, że jej nie uświadczyłam. Tylko że w takim razie nazwa do zmiany (Karmelowy orzech przecież też smakowicie brzmi!).

    1. „Co za idioci wymyślają wielkie paczki nie oferując jednocześnie małych.” – Autorzy tajnego projektu podprogowego zaszczepiania w ludziach potrzeby zakładania wieloosobowych rodzin. Oczywiście z naciskiem na wielodzietność z prawego łoża, bo poliamorię należy karać wycieczką na stos.

      W czym popularnym znajdę olej sezamowy, żeby poddać się testowi wrażliwości na dziwnoty posmakowe? // „Zmiażdżony baton mógł wydzielić olej z fistaszków.” – Nie przypuszczałam, że nie mogę na nim siadać ani sadzać gości :/

      „Karmelowy orzech przecież też smakowicie brzmi!” – Ale pewnie mniej sprzedażowo.

      1. Olej sezamowy czuć w pastach sezamowych; przy czym ja miałam do czynienia z dwiema czystymi (tahini), a dwiema słodkimi (jedna Primaviki już na blogu jest, Chałwolada Basi Basi nieprędko, ale będzie), ale… z Twoich rzeczy to nie wiem. W moich też nie występuje (gdyby występował… nie byłyby moje). Ja go znam z sałatek wakame z restauracji sushi. Jak za dużo go dadzą, nie zjem.

        Hagrid usiadł na torcie Harry’ego i się nie przejął, więc i Ty batonem się nie martw!

        To może Karmelowy Peanut?

        1. Aa i zapomniałam dodać, że olej sezamowy jak dla mnie zajeżdża mięsem i trochę takim… przypalonym kurczakiem (?). Nie polecam. Podobnie zresztą potrafi smakować przypalony sezam (też znam ewentualnie z restauracji); sama go nie prażę raczej, ale dla spróbowania możesz troszeczkę przecież wrzucić na patelnię (suchą) i przypalić.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.