Jak to się mawia, coś musi być gorsze, żeby coś innego było lepsze. Nie wiem, czy powiedzenie sprawdza się w każdej sytuacji, niemniej do kolekcji nowych batonów NaturAveny wstępnie można je zastosować.
Najgorszym batonem ze zdrowej czwórki wydał mi się właśnie Yoga life Figa + migdał. Składa się z przeciętnie interesujących mnie surowców. Najwięcej miejsca zajmują figi, czyli owoce, które są mi zupełnie obojętne. Tych przesuszonych z kółek sprzedawanych w supermarketach wręcz nie lubię. Z kolei migdały często wypadają nijako, gdy stoją u boku intensywniejszych kompanów. Tyczy się to zwłaszcza migdałów nieuprażonych. Baton kupiłam wyłącznie dlatego, że chciałam poznać całą serię.
Yoga life Figa + migdał
Figowo-migdałowy baton Yoga Life NaturAveny podziela walory braci. Jest bezglutenowy, nie zawiera cukru, nie dodano do niego oleju palmowego. Jednocześnie bardzo różni się od wariantu Słony orzech konsystencją. Daje się poznać jako miękki, lepki, łatwy do wgniecenia. Idzie w stronę batonów wykonanych z przecierów i soków. Wydaje się pośrednikiem pomiędzy nimi a raw barami. Wyobraziłam sobie, że do jego produkcji wykorzystano figi bardzo wilgotne, mięsiste, jeszcze nie do końca wysuszone.
Yoga life Figa + migdał produkowany dla NaturAvena dostarcza 359 kcal w 100 g.
Zdrowy baton figowo-migdałowy waży 50 g i zawiera 179,5 kcal.
W zapachu Yoga life Figa + migdał królują figi. I to nie byle jakie: gęste, być może w formie powideł. Odpowiadają opisanej wyżej konsystencji.
Kolorystycznie baton oddaje jadalny kosmos. Połączenie fig i daktyli daje ciemne ciało, w którym świecą złociste pesteczki fig i… zdawałoby się, że słonecznik, wszak na to wskazuje szarawa barwa, ale są to oczywiście tytułowe migdały. Z uwagi na gęstą owocowość baton jest bardzo lepki i brudzi palce.
Degustację, jak poprzednio, rozpoczęłam od wygryzienia części twardej: migdałów. Są jędrne i chrupiące. Na pewno nie nieświeże, w przeciwnym razie obrzydzałyby nieznośnym smakiem stęchlizny. Trudno jednak uznać, że smaczne, skoro smak spodziewanie struchlał w obliczu zalewu figowości. Wśród twardych dodatków należy też wymienić pesteczki fig, które cudownie strzelają.
Yoga life Figa + migdał to kolejny baton NaturAveny o zadziwiającej i zabawnej, acz przeciętnie atrakcyjnej konsystencji. W stanie nienaruszonym wydaje się zwięzły, gęsty. Wystarczy jednak go nagryźć, a zęby przelatują jak przez budyń – taki jest miękki. Ponadto figi i daktyle nie dają uczucia gęstości, nie stanowią gumki, nie są treściwe. Rozpuszczają się na niebyt. Batonowi nie można za to odmówić wilgoci. Zdaje się wykonany z mokrych brzuszków figowych połączonych z miodem. To przy okazji czyni go piekielnie słodkim.
Wyobrażam sobie, że do produkcji batona Yoga life Figa + migdał wzięto wnętrza fig świeżych lub suszonych, ale wilgotnych wewnątrz. Wymieszano je z daktylami-widmo, szczyptą pokruszonych migdałów – które i tak zaginęły w obliczu pesteczek fig – i dużą ilością miodu. Masę wlano do batonikowych foremek i planowano utwardzić… ale nie wystarczyło czasu, więc słodycze ruszyły w świat.
Wstępne założenie, że Yoga life Figa + migdał jest najgorszy czwórki NaturAveny, nie sprawdziło się. To całkiem przyjemny baton. Przywodzi na myśl alternatywną kutię wigilijną i gęste powidła figowe z migdałami. W dalszej kolejności wysokosłodzony dżem figowo-truskawkowy. Minusem są ogromna, mordercza wręcz słodycz i liczne kamyczki skrystalizowanej fruktozy (?).
O ile Yoga life Słony orzech otrzymał tylko 4 chi (a mógł więcej), o tyle Yoga life Figa + migdał zasłuży na aż 4 chi (choć rozważałam niższą ocenę). Nie wrócę do niego.
Ocena: 4 chi
Skład i wartości odżywcze:
Skład: suszone figi 48%, suszone daktyle 39,8%, migdały 12%, substancja wzbogacająca: magnez (cytrynian magnezu).
Kalorie w 100 g: 359 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 11 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 1 g), węglowodany 52 g (w tym cukry 44 g), białko 7,5 g, sól 0,13 g, magnez 375 mg.
Brzmi w miarę dobrze. Ale nie mojo ma tyle żebym po niego sięgnęła ;)
Nie ma czego żałować.
Do figi w sumie bardziej pasowały mi mak niż migdał i mogłoby to wyjść naprawdę ciekawie – zwłaszcza że tak mało jest słodkości sklepowych z makiem, nad czym ubolewam. Figa z migdałami natomiast kompletnie mnie nie kusi, zwłaszcza że konsystencja znowu jest taka dziwnie nietresciwa :p
Nie pogardziłabym kakaowo-makowym, twardym, gęstym i mięsistym raw barem.
Ja uwielbiam figi, ale jestem w ich kwestii (jak i wielu innych) dość wybredna, więc w takim batonie i mnie by nie ciekawiły, nawet pomijając fakt, że ogólnie batony… wiadomo. „przesuszonych z kółek sprzedawanych w supermarketach wręcz nie lubię” – łe, jak są ususzone na kamień to nie lubię i ja, ale ogólnie te suche z kółek są właśnie moimi ukochanymi. „Gustowe podobieństwa ciąg dalszy”. :D
Zgadzam się jednak co do stwierdzenia o migdałach. Może to dlatego, że świeże surowe same w sobie są delikatne i… to dlatego? Takie świeże surowe właśnie dlatego wolę same albo całe w wielkich tabliczkach (ewentualnie turronach – co wiem dzięki Tobie, dziękuję!).
„Wyobraziłam sobie, że do jego produkcji wykorzystano figi bardzo wilgotne, mięsiste, jeszcze nie do końca wysuszone” – mów mi jeszcze! Takie nie do końca wysuszone są zacne. I taak, figowe to jedne z nielicznych pestek, które lubię. Twój opis potwierdza moje rozważania o tym, jakie surowce wykorzystali. Na pewno pracują na tych wilgotniejszych (stąd brak gumkowości daktyli).
Tak sobie pomyślałam, jak bardzo atrakcyjność batona by wzrosła, gdyby migdały zastąpić właśnie słonecznikiem.
„Gęste powidła figowe z migdałami” w batonie brzmią ok, ale nie chciałabym powideł figowych. Powideł z czymkolwiek typu migdały też nie. Zjadłabym za to jakieś dobre powidła. Najchętniej bez cukru, kwaśne, a więc z węgierek… może z kakao? Cynamonem? Na pumperniklu, mm. Ech, znowu się rozmarzyłam przez Ciebie. :P
Byłabyś skłonna wystawić wariantowi nielubianemu przez Ciebie 6 chi, gdyby był zrobiony idealnie w miarę obiektywnie?
Opieprzyłabym ponownie tamte turrony. Muszę wysłać tatę na narty w to samo miejsce :P
Wczoraj upolowałam limitowane powidła śliwkowe z nutą piernikową Łowicza. Został mi jeszcze do ustrzelenia wariant z kakao DecoMorreno, niestety w żadnym z odwiedzonych supermarketów – Tesco na obrzeżach miasta, Auchan – nie było.
Koniecznie! Wątpię, że się zainteresujesz, ale zdradzę, że Grossy Superieur bardzo mi się z nimi kojarzyły. One są czekoladami, w których miazgę kakaową uzupełniono miazgą kolejno z migdałów / laskowych (w zależności od wariantu).
O! Te piernikowe swego czasu raz i drugi Mama oglądała, ale jednak nie wzięła, bo nie przepadamy za Łowiczem. Ma kilka produktów, które wprawdzie uważam za ok, ale ogółem nic mojego i strasznie się ceni.
Jak Ci się nie uda… zawsze zostaje kupienie zwykłych powideł i wymieszanie z kakao. Ale to już całe przedsięwzięcie. :P
Figi bardzo lubię, byleby nie były właśnie suchymi łamizębami, a niestety takie są najpopularniejsze… dlatego nie jadłam ich już od dobrych paru lat. Kojarzą mi się jednak z początkowym okresem wychodzenia z wychudzenia, kiedy moja najukochańsza mama kupowała mi owoce suszone, głównie figi praktycznie codziennie, Bakallandu z Rossmana, które zawsze trafiały się mięciutkie w środku, z rewelacyjnie świeżą, taką włóknisto-mięsistą, grubą skórką. Były pyszne, ale w RawBarach chyba nawet nigdy nie jadłam, bo zmielone figi to dla mnie jakaś profanacja. Powideł czy dżemów też bym dlatego z nich nie chciała.
Migdały to strasznie nudne i przereklamowane dla mnie orzechy, chyba najmniej ulubione. :P Wobec tego baton nie przykułby na pewno mojej uwagi, uniknęłabym tortur.
Btw, podoba mi się Twoje wytłumaczenie podatku cukrowego. Jak dorwę śledziowe pierniczki, to w końcu te ciastka bardziej będą kojarzyć mi się ze świętami.
Polecam kupić świeżego śledzia prosto od rybaka, żeby jeszcze był pokryty śluzem. (Przede wszystkim śledź, ale jak lubisz ośluzowanych sprzedawców, rybak też może być). Potem takim śledziem ocierasz o wybrane słodycze, i gotowe.