Bahlsen, Leibniz Butter Biscuits ciastka maślane

Ciastka maślane marki Leibniz (koncernu Bahlsen) chciałam upolować przy okazji dużego testu herbatników petit beurre. Niestety nie znalazłam ich w sklepach, które odwiedziłam celem ustrzelenia ofiar. Naturalnie mogłam zwiedzić większy kawałek miasta. Ba! jeszcze parę lat temu bez wątpienia bym tak uczyniła. Dzisiejsza ja jednak nie mam ochoty tracić czasu na ganianie po sklepach i szukanie produktów.

Butter Biscuits w końcu się znalazły. Co prawda mniej więcej miesiąc po degustacji ciastek Jutrzenki, Krakusków i Petitków, ale lepiej późno niż wcale. Kiedy przyniosłam je do domu i zebrałam się do degustacji, odkryłam, iż… już je zrecenzowałam. Na szczęście stara recenzja ciastek Leibniz sięga połowy 2018 roku, kiedy to miały nieco inne wartości odżywcze i skład. Czyli nowa recenzja jest zasadna.

Bahlsen, Leibniz Butter Biscuits ciastka maślane, copyright Olga Kublik

(Leibniz) Butter Biscuits – ciastka maślane

Podczas gdy na starym opakowaniu widniała nazwa Herbatniki maślane, na nowym pyszni się Butter Biscuits. Jak podpowiada wujek Google, w przypadku ciastek sprzedawanych w Niemczech mamy do czynienia z Butterkeks. Wynika z tego, że Leibniz dostosowuje szatę graficzną do rynku; sympatycznie. Ale nie same herbatniki. Zarówno te zrecenzowane w 2018 roku, jak i dzisiejsze prezentują napis Butterkeks. Możliwe, że koszt zmiany formy wypieków jest wyższy niż zróżnicowanie opakowań.

Butter Biscuits marki Leibniz (Bahlsen) dostarczają 441 kcal w 100 g.
Paczka ciastek maślanych waży 50 g, zawiera 10 herbatników i dostarcza 220,5 kcal.
1 herbatnik maślany waży 5 g i dostarcza 22 kcal.

Bahlsen, Leibniz Butter Biscuits ciastka maślane, copyright Olga Kublik

Ciastka maślane pachną słodko do kwadratu i maślano do sześcianu. Albo na odwrót, w zależności od nuty, na której skupi się wąchator. Dają się poznać jako wypieczonawe, ponieważ właściwe wypieczenie chowa się pod niemałą górą cukru. Dla osób spragnionych zastrzyku cukru kompozycja może być gratką.

W opakowaniu ważącym 50 g mieści się dziesięć petit beurre. Znaczkowe ciasteczka są ekstrakruche i tak leciutkie, że zdają się nie mieć wagi. Czuć to nawet podczas podnoszenia całej, nieotwartej jeszcze paczki. Wypieczony kolor zbliża je do herbatników marki Krakuski (nie zaś jutrzenkowych czy petitkowych). Napis Butterkeks przywodzi na myśl stylową pieczątkę.

Bahlsen, Leibniz Butter Biscuits ciastka maślane, copyright Olga Kublik

Butter Biscuits są tak kruche i chrupiące, że aż nie mogłam w to uwierzyć. Chrupią niezwykle głośno (i cudownie). Krakersy się przy nich chowają. Położone na języku ulegają rozpuszczeniu w sekundę. Są bardzo mączne. Gęstnieją, lecz nie na spójną masę. Tworzą coś w rodzaju niezwiązanego, niezwartego mokrego ciastka o lepkiej konsystencji. Mieliście kiedyś okazję lepić ciasto na pierogi albo wyrabiać ciasto na pizzę? Kiedy resztki przyklejone do dłoni próbuje się spłukać pod wodą, powstaje minimalna śliska, gęstawa masa. Ciastka maślane Leibniz dają podobny efekt. Lekko osiadają w zębach.

Leciutkie jak puch ciastka smakują bardzo słodko i bardzo maślano. Wydają się miodowawe. A może po prostu syropowe? Tak czy owak, są Naprawdę Bardzo Słodkie. By przełamać cukrowy monopol, chętnie zestawiłabym je ze słonym serem feta, topionym serkiem i wędliną, słonymi zielonymi oliwkami. Spod słodyczy próbuje wydostać się wypieczoność, paluszkowość. Czasem nawet jej się to udaje.

Bahlsen, Leibniz Butter Biscuits ciastka maślane, copyright Olga Kublik

Po schrupaniu dwóch ciastek miałam Butter Biscuits Leibniz za bardzo dobre. Później jednak mój entuzjazm nieco osłabł. O ile konsystencja rzeczywiście zasługuje na uznanie – herbatniki są wzorowo chrupiące i kruche – o tyle smak został postrzelony kulą cukru i dogorywa pod płotem.

Co ciekawe, podczas degustacji ciastek Leibniz co rusz myślałam o herbatnikach Krakuski. Mają podobny rozmiar i kolor, są słodkie i paluszkowe. Ba! one również uwodzą niezwykłą kruchością. Podążyłam za tą myślą, by dotrzeć do wniosku, iż oba produkty należą do koncernu Bahlsen. Sprawdziłam nawet, czy łączy je skład, ale nie – są różnice. Krakuski m.in. zawierają mniej cukru, co czyni je lepszymi, godnymi 5 chi.

Niestety dzisiejsi bohaterowie plasują się na końcu rankingu herbatników petit beurre. Stawiam je na równi z BeBe, które skądinąd mają jeszcze więcej cukru (w końcu to ciastka dla dzieci, a o uzależnienie od plebejskiego kryształu trzeba dbać od najmłodszych lat, no nie?). Ani do jednych, ani do drugich nie wrócę.

Ocena: 4 chi


Skład i wartości odżywcze:

Skład: mąka pszenna, cukier, masło (12%), syrop cukru inwertowanego, substancje spulchniające: węglany sodu i difosforany, serwatka w proszku (mleko), mleko w proszku pełne, sól, emulgator: lecytyny, regulator kwasowości: kwas cytrynowy, aromaty (mleko), jaja w proszku.

Kalorie w 100 g: 441 kcal

Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 12 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 7,1 g), węglowodany 74 g (w tym cukry 21 g), białko 8,4 g, sól 1,5 g.

26 myśli na temat “Bahlsen, Leibniz Butter Biscuits ciastka maślane

  1. Jadłam je razem z wspomnianymi przez Ciebie Krakuskami i dla mnie to Leibniz były smaczniejsze. W życiu nie określiłabym ich jako za słodkie.

  2. A szczerze myślałam że będą ocenione wyżej, to jedne z moich ulubionych herbatników obok petitkow i krakuskow :o ale ja w sumie liebniz zawsze jadłam w wersji mini z czekoladą po jednej stronie, może to dlatego xD

    1. Wydaje mi się, że maluchy mają inną konsystencję. Jadłam je dawno temu i zapamiętałam jako typ ciężki albo przynajmniej idący w stronę ciężkiego.

  3. Podstawowe pytanie: czy są to herbatniki typu lekkiego czy typu ciężkiego? Obstawiam lekki. Bardzo spodobał mi się ten podział. Mam wrażenie, że różnica jest jak między wersjami ciasta kruchego – Pâte sablée (typ ciężki, ja nazwałbym je „piaskowym”) vs flaky pastry (typ lekki, dla mnie „listkujące się”). Zauważyłem, że herbatniki „typu ciężkiego” mają więcej cukru w składzie (niekoniecznie są słodsze w smaku).

    1. Tak, jak najbardziej jest to typ lekki. Cieszę się, że spodobał Ci się podział :)

      Nie znam tych zagranicznych nazw, ale wygooglowałam obrazy. Pâte sablée to typowe kruche ciasto, a flaky pastry – ciasto francuskie, półfrancuskie, bahlava etc.? Jeśli tak, zgadzam się z Twoim podziałem. „Listkujące się” brzmi adekwatnie. Niedawno pisałam recenzje 7 Daysów i użyłam określenia, że ciasto „rwie się warstwowo”. Chodziło mi o efekt listkowania właśnie.

      1. Dokładnie, flaky pastry ma dużo cech wspólnych z ciastami, które wymieniłaś. Jest ono typowo używane do amerykańskich apple pie (pajów? pie’ów? pieów?) i różni się od typowego kruchego głównie stopniem rozdrobnienia masła co znacząco wpływa na finalną strukturę. Ponadto jest bez „wznaszaczy” (moje karkołomne tłumaczenie „leaveners” – proszek do pieczenia lub drożdże). Najbliżej mu do francuskiego. Co do półfrancukiego to jest to głównie polska nazwa, pod którą skrywa się tak wiele różnych ciast, że sam nie wiem jakie ono właściwie ma być, poza tym że listkujące. Najczęściej chodzi o ciasto duńskie, ciasto na croissanty, kruche twarogowe, czy na rogale świętomarcińskie.

        Mam pytanie: czy Holenderskie mieściłyby się w tej klasyfikacji? Jeśli tak to lekkie czy ciężkie? Wiem, że to nie Petit Beurre (nie mają w sobie żadnego składnika pochodzącego z mleka), ale też są dosyć „czystymi” herbatnikami.

        1. Pie’ów :) Zajmujesz się pieczeniem ciast zawodowo albo z pasji?

          Holenderskie to typ lekki. Z kolei Digestives – ciężki.

          1. Razem z moją dziewczyną zajmujemy się pieczeniem i gotowaniem z pasji. W szczególności podejściem bardziej naukowym do tego tematu ;)

              1. Zawsze lubiłem przesiadywać w kuchni i pomagać mamie. Jako student kilka razy sam zrobiłem pieczeń z kluskami śląskimi, a że lubię jeść na słodko to robiłem też nagminnie leniwe, kluski na parze i naleśniki. Nawet zdarzało mi się upiec ciasto. Ale na dobre wciągnęła mnie w gotowanie i pieczenie moja Lepsza Połowa :) Teraz, ze względu na zmniejszoną tolerancję na cukier częściej słodkościami są czekolady i domowe wypieki.

                1. Dogadałbyś się z moją mamą. Uwielbia czarować w kuchni. Zresztą chyba większości ludzi gotowanie sprawia przyjemność. Jestem pod tym względem czarną owcą :P

  4. I zobacz, Ty nie pamiętałaś, że zrecenzowałaś, a ja Twoją recenzję pamiętałam. xD
    A co do wstępu – jakieś 3-4 lata temu, świeżo po przeprowadzce do Krakowa właśnie byłam gotowa latać po sklepach za słodyczami z gazetek, ciekawymi itp. Wcześniej jak do ojca przyjeżdżałam też mnie „ciekawości sklepowe” baardzo wręcz podniecały, haha. Teraz jakoś w sklepach nie pojawiają się produkty, na punkcie których bym szalała. Jakoś sklepy mi się opatrzyły, na spokojnie do tego podchodzę, sporo zamawiam jak coś. Nigdy nie byłam wielbicielką zakupów, jak nie mogłam czegoś dorwać, to się wkurzałam, ale teraz pandemia w ogóle zohydziła mi sklepy. Szkoda mi na sklepy (dobrze, że swoje produkty mam w najbliższych marketach i spokój) czasu. Tobie też ogólnie na sklepy czy tylko na słodycze?

    O proszę, pamiętam swoją recenzję ze starego kompa, gdzie narzekałam na to, że niby herbatniki maślane, a masła mało, za to margaryna i tona cukru. Na plus, że przynajmniej skład zmienili na dobre. Ale taak, po co dawać mniej cukru, jak można mordować? I jak widzę, tu także ciastkowi wąchatorzy (JA! jak Mama je, to lubię jej przekąski wąchać i komentować, hah) mogą czuć się zagrożeni, czyli… to bez zmian. Swoją drogą, bardzo rozbawiło mnie „wąchatorzy”. Ja wolę o sobie jednak myśleć jako o… niuchaczu? Haha, jak z „Fantastycznych stworzeń…”.

    Na słowo „leciutkie” się skrzywiłam. Pamiętam masywne, ale jak odpaliłam tekst – taak, masywne, ale nie ciężkie.
    Za nic nie wiem, jak to jest wyrabiać takie ciasto. Dobrze, że mimo cukru są teraz bardzo maślane, a nie jak kiedyś margarynowe. Dobra, ciekawi mnie, czy i dla mnie wydały mi się chociaż trochę sugestywnie miodowawe.
    Choćby odrobiny nuty paluszków nie pamiętam – że jej nie cierpię, obstawiam, że wyczułabym. Ciekawe, jak by z tą wersją było. Ale próbować nowych nie chcę, bo już stare mi nie smakowały.
    Yeah, moja teza, że za wysoko się cenią podtrzymana.

    Co, z wędliną? Ja bym z przełamywaniem już prędzej poszła w kierunku kwaśno-cierpkich dżemów. Pamiętam, że kiedyś Mama jadła herbatniki z serem żółtym i dżemem.

    1. „Tobie też ogólnie na sklepy czy tylko na słodycze?” – Trudno powiedzieć. W ostatnich miesiącach było mi szkoda czasu na wieeele obowiązków dnia powszedniego :P

      Dżem to nie do końca przełamanie smaku. Przynajmniej dla mnie.

      1. Niektórych rutynowych czynności nienawidzę, inne „rutyny” kocham.

        Taak. Dla Ciebie dżem = słodycz, nie? Ja od razu myślę o tych 100 % z owoców (moje naj to pomarańczowe, wiśniowe, czarna porzeczka), które są np. goryczkowate, cierpkie, kwaśne (Mama na nie się krzywi i nie je ich; a ja nie uważam, że nie są słodkie, bo przecież owoce też są słodkie :> ).
        Dżemy u mnie to te 100 %, konfitury to takie słodzone, a powidła palono-słodzone. To tak jakbyś o mój podział pytała. A jak Ty nazywasz te twory słoikowe 100 % z owoców?

        1. Dżemy mają najluźniejszą konsystencję. Konfitury pośrednią. Powidła są gęste, zwarte. Tak to wygląda w mojej głowie.

          1. Dżemy i luźna konsystencja?! Nie w moich (btw zwykłego dżemu nie jadłam od gimnazjum).
            W moich dżemach są np. prawie całe wiśnie, truskawy w takim gęstym czymś… Te owoce się tak ciągną, rwą, że czasem aż ciężko łyżeczkę wsadzić i trochę nałożyć. Chętniej od razu wyciąga się prawie 1/4 słoika.
            Konfitur nie jadam, ale konfitury widuję na śniadaniach Mamy – są luźniejsze od moich dżemów. Dość luźne są też takie musy / przeciery z owoców (np. z jabłek – Mama czasami kupuje – wiesz, o co chodzi?).
            Najluźniejsze są marmolady – to te z pączków, ale te to u mnie wyobrażeniowe i to wiem, bo nie miałam z nimi do czynienia pewnie prawie z 20 lat.
            Powidła w moim rozumieniu to są takie jakby ściśnięte (to wynika z tego, jak się je robi), ale dżemy za nic nie są luźne! Pokażę Ci, jak kiedyś jakiś otworzę.

              1. Nie jeden – Mama mnie wytresowała! Konfitura ma więcej owoców w 100 gramach niż marmolada. W konfiturze powinny być nawet kawałki, a marmolada może być bardziej cukro-żelo-zawiesiną.

                Ej, nie odpowiedziałaś, gdzie u Ciebie są te 100 % owoców. Nie traktujesz ich jako dżemy? Ja mam problem z tymi „extra gładkimi 100 %” – nigdy nie jadłam, ale tak teoretycznie… dżemem bym ich nie nazwała, a jakimś kremem-galaretą. Może to jakieś „naturalne jelly”?

                1. Nie no, 100% owoców może mieć każdy z tych produktów. TEORETYCZNIE nie, ale przecież istnieje mnóstwo dżemów 100% owoców, więc teoria swoje, a praktyka swoje.

                  1. Właśnie nie, bo są jakieś ramki od ilu gramów owoców na sto to marmolada, konfitura, dżem + dochodzi kwestia sposobu robienia. Mama swego czasu bardzo zwracała na to uwagę, to wiem, że tak jest. Czytała o tym kieeedyś, jak ogólnie interesowała się wartościami odżywczymi (i jak odżywiać małe dziecko, haha).
                    TEORETYCZNIE – no w sumie… no konfiturę / marmoladę można by pewnie zrobić z fruktozą zrobioną na kryształki (?), ale nie czarujmy się, że takie „cosie” spotykamy na co dzień. :P Marmolada i konfitura po prostu z definicji nie są samymi owocami, a owocami z cukrem (no, ale w dzisiejszych czasach pewnie można by kombinować).
                    I zgadzam się, że tak samo można pewnie zrobić, by 100 % z owoców był rzadki (wystarczy, że oszukańczo dadzą malutko owoców tytułowych, a zapchają np. zagęszczonym sokiem jabłkowym), ale oszukańce pomijam. Tak jak kiedyś miałam „tabliczkę z 70 % czekolady”, w której tylko 70 % to była czekolada, a reszta badziewia jakieś, a myślałam, że to „czekolada 70 %”. Biała czekolada bez tłuszczu kakaowego – toż to polewa, ale nazwę można na opakowaniu klepnąć. No, wiadomo.

                    1. „Właśnie nie, bo są jakieś ramki od ilu gramów owoców na sto to marmolada, konfitura, dżem.” – Właśnie do tego się odniosłam. Że tak jest w teorii. Czytałam o zagadnieniu parę lat temu. Możliwe, że nie rozumiem, czym jest „produkt 100% czegoś”. Dla mnie 100% to nic innego, tylko to coś. Skoro są dodatki, nie ma 100%. Przykładowo sok może mieć 100% owoców, ale nektar ani napój nie.

      2. Poza tym… cukier z wędliną ok, a sól w słodyczach nie? Coraz mniej rozumiem u Ciebie niektóre jedzeniowe „lubienia”. xD

  5. Mi też ostatnio szkoda czasu na zakupy. Odkąd przeprowadziłam się za miasto wolę spędzać czas na mojej posiadłości :P aż nie wiarygodne :D zakupy robię w Lidlu przed pracą i w soboty takie zbiorcze dla siebie i rodziców. Zmniejszam zapasy i zgodnie z moim postanowieniem nie generuje nowych :D
    Pandemia zakupów mi tak niezochociła jak nowe lokum :D

    1. A tych ciastek bo zapomniałam napisać nie lubię już od dawna. Niestety są jakieś sztucznawe i naprawdę przecukrzone. Nawet określenie przesłodzone mi do nich nie pasuje. Ja lubię herbatniki z dżemem porzeczkowym :)

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.