Lea Life to wafle bez cukru, glutenu i innych popularnych spożywczych straszaków. Kiedy pojawiły się w Lidlu – najpierw w wersji waniliowej, następnie kakaowej – uznałam, że zdobyć je muszę. Paczka liczy lekko poniżej 100 g, więc można się z nią uporać podczas dwóch podejść. Przy okazji są to słodycze zdrowe, czyli niepowodujące wyrzutów sumienia, atrakcyjne cenowo i dostępne pod nosem, dzięki czemu nie trzeba przemierzać połowy miasta. Ostatni argument jest ważny zwłaszcza jesienią i zimą.
Wafle Lea Life Wanilia i wersja kakaowa mają inne składy i wartości odżywcze ukazane na opakowaniu (w języku polskim!), inne na naklejce (także w języku polskim; to ukłon w stronę osób, które z jakiegoś powodu nie ufają pierwszemu tłumaczowi i potrzebują wsparcia drugiego). Czy to dlatego, że dane się zmieniły, ale marka nie zdążyła wypuścić nowych opakowań? Jeśli rzeczywiście się zmieniły, czy nie lepiej byłoby wstrzymać się ze współpracą z Lidlem do naniesienia poprawek?
Lea Life Wanilia – wafle bez cukru, glutenu i laktozy
Opakowanie wafli bez cukru Lea Life Wanilia liczy 10 podłużnych paluszków. Mają płaty waflowe blade jak i dwie warstwy potencjalnie (wizualnie) grubego kremu. Pomimo barwy nie wyglądają anemicznie jak niektóre tanie wafle. Mnie skojarzyły się raczej ze śnieżną zimą.
Lea Life Wanilia marki ZPC FLIS dostarczają 540 kcal w 100 g.
Waniliowe wafle bez cukru, glutenu i laktozy ważą 95 g i zawierają 513 kcal.
Wafel waniliowy bez cukru, glutenu i laktozy waży 9,5 g i dostarcza 51,5 kcal.
Bezcukrowe wafelki waniliowe pachną bardzo słodko słodziutko słodziuteńko. Substancja słodząca (maltitol E965) daje się we znaki z kilometra. Do tego dochodzi pękaty worek śmietanki w proszku, np. do kawy. W tyle na mocnych, pewnych nogach stoją słodka mąka ziemniaczana (skrobia ziemniaczana) i olejek waniliowy (naturalna wanilia w proszku 0,002%) produkowane przez markę Pure Laboratory.
Podczas łamania wafle bez glutenu Lea Life Wanilia dają się poznać jako dość kruche (z naciskiem na dość, wszak mniej niż kakaowe). Choć wizualnie sprawiają wrażenie zwykłych, przyjrzenie się szczegółom może przynieść niespodziankę. Otóż nigdy wcześniej nie spotkałam wafelków obustronnie jednakowych. Tradycyjnie z jednej strony występują kwadraciki, z drugiej rąby. Waflożercy, zwróciliście na to uwagę?
Dość kruche wafle rzeczywiście zdradzają nutkę miękkiego zawilgocenia. Minimalną, ledwie zauważalną. Przede wszystkim są chrupiące (i kruche). Zupełnie inne niż znane mi wafle bez glutenu: kamienne bądź drewniane. W połączeniu ze śliną zachowują się nietypowo, na szczęście w pozytywnym sensie. Ciastowieją, gęstnieją i stają się przyjemną masą. Nie znikają od razu. Na przekór bladości smakują waflami wypieczonymi. Są subtelnie słodkie, sympatyczne.
Krem waniliowy bez laktozy położono jedynie dwiema warstwami, za to grubymi. Ma przedziwną konsystencję. Zdaje się wykonany na bazie wody, jako iż znika w sekundę. Ale nie samej! Wymieszanej z olejem i dwoma prochami: drobnymi kryształkami cukru, chrupiącymi jak oszalałe, oraz miękką, tępą mąką. Nigdy wcześniej nie spotkałam kremu tak ziarnistego jak ten – ani w waflach, ani w ciastkach, ani w ogóle w niczym. Niestety smak też nie zachwyca. Jest słodzikowo słodziuteńki, syntetyczny do granic i waniliowiutki na podobieństwo przesłodzonych, laboratoryjnych lodów amerykańskich z maszyny (nie mylić z pysznymi włoskimi!). Momentami zahacza o białą czekoladę, co akurat stanowi plus. Chwilę po przełknięciu roztacza na języku mieszankę kwaśnego niesmaku i sztucznej goryczy.
Po wstępnych gryzach pomyślałam, że wafle bez cukru Lea Life Wanilia należą do produktów tak złych, że aż dobrych. Ku swej rozpaczy szybko zmieniłam zdanie. Początkowe słodziutkość słodzików i syntetyczność waniliowiutkich lodów amerykańskich (świderków) zostały uzupełnione kwaśnością i goryczą, prawdopodobnie słodzikowymi, a dalej margaryną i mydłem. Na domiar złego wodnisto-oleisty krem znikał w sekundę, pozostawiając na języku mnóstwo kryształków a la cukrowych i mącznych drobinek.
Bezglutenowe wafle Lea Life Wanilia to nieumiejętnie wykonana wariacja na temat lodów amerykańskich w wafelku starego typu. Pozornie sprawiają radość, acz w rzeczywistości zniechęcają do dalszego jedzenia. (Może to celowy zabieg, żeby zjeść mniej słodyczy?) Pozostawiają w ustach echo sztucznej wanilii, słodzików, margaryny i mydła. Nie skończyłam paczki i nie zamierzam sięgać po kolejną.
Ocena: 2 chi ze wstążką
Skład i wartości odżywcze:
Skład: skrobia kukurydziana, tłuszcz palmowy, substancja słodząca: maltitol E 965, mleko bez laktozy w proszku, skrobia ziemniaczana, olej rzepakowy, błonnik bambusowy, emulgator: lecytyny (z rzepaku), żółtko jaja w proszku, sól, substancja zagęszczająca: guma guar, substancja spulchniająca (węglany sodu), aromat, naturalna wanilia w proszku 0,002%. Może zawierać orzeszki arachidowe, orzechy laskowe, inne orzechy oraz nasiona sezamu, soję. Produkt bez glutenu, laktozy i cukru.
Kalorie w 100 g: 540 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 32 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 17 g), węglowodany 57 g (w tym cukry 7 g), białko 4,9 g, sól 0,48 g.
Różnice w danych:
Podczas gdy na naklejce znajduje się informacja: tłuszcz 31 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 27 g), na opakowaniu umieszczono dane: tłuszcz 32 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 17 g). O ile 1 g w całości to nic wielkiego, o tyle 10 g stanowi ogromną różnicę. Dalej przedstawiono wartości cukru: 12 g na naklejce i 7 g na opakowaniu – kolejna rażąca niezgodność. Warto zresztą zaznaczyć, że przeinaczona jest każda wartość, ale inne mniej niż tłuszcz nasycony i cukier. Dodatkowo na naklejce widnieje olej kokosowy, a na opakowaniu olej palmowy. No to jak… którego tłumacza wybieracie?
Bleh, konsystencja kremu mocno odrzuca, podobnie jak smak margaryny, słodzików czy mydła… Dlatego nie ufam słodyczom ze zbyt dużą ilością „bezów”: bez cukru, bez glutenu, bez laktozy, to już za dużo :D ale ej, świderki są pyszne, co jest xD zawsze smakowały mi bardziej niż włoskie, ale koniecznie musiały być czekoladowe albo mieszane czekoladowo – śmietankowe :D
Więcej włoskich dla mnie, a świderków dla Ciebie. Baaardzo nie lubię tych drugich :P
Dwa podejścia? Do stu gramów wafli to kiedyś u mnie byłoby jedno. Teraz… ekhem. Nie wiem, co by się musiało zdarzyć, bym się na nie zdecydowała.
Ciekawa obserwacja ze wzorem rombów. W przypadku Familijnych chałwowych zwróciłam uwagę na to, że przeważnie jedną stronę łatwiej się odrywa od kremu, tak, by na niej kremu ani trochę nie zostało. Luubię porządne obserwacje jedzenia. :D
„Kruche” w Twoim rozumieniu jest równoznaczne z „kruszące się”? Czy odnosi się do chrupkości? Przypomniało mi się, jak kieedyś znajoma trzymała wafle (Grześki?) baaardzo długo otwarte i można je było trochę wygiąć. Dziwne.
Dalej: „ciastowieją” – oblepiają zęby?
Z opisu wyglądają na wafle idealne jako dodatek np. do czekolady (choć ja bym takiej nie chciała).
O, za mało narzekający byłby komentarz, gdyby nie krem. No to to dopiero cudo! Kwaśny niesmak i sztuczna gorycz… cudownie.
Nawias o lodach włoskich przypomniał mi pewną zabawną historię – była kiedyś budka z lodami włoskimi obłędnymi, któe w gimnazjum kochałam po prostu, ale próbując ciąć koszty, zaczęli dodawać do nich margarynę, a maszyna… no cóż, się zbuntowała, bo była maszyną do lekkich włoskich, a nie do tak ciężkiego składnika. Ależ miałam satysfakcję!
Klikając w recenzję obstawiałam, że to paskudztwo i jak okazało się, że miałam rację, nie, nie czuję satysfakcji. Szkoda mi Ciebie, tym bardziej po zdaniu „pomyślałam, że (…) należą do produktów tak złych, że aż dobrych”. Najgorzej, jak coś rozbudzi nadzieję i… no właśnie.
PS Nienawidzę, jak olej palmowy zapisują jako olej kokosowy. Niby nie jest to takie oszustwo, bo jednak olej palmowy – noo, z palm, na palmach są kokosy, ale zwłaszcza w odniesieniu do takich produktów ktoś mógłby pomyśleć, że ten zdrowy kokosowy. „Ktoś”, bo nie ja. Na takie produkty od razu bardzo podejrzliwie patrzę (już jak patrzę; często niesłusznie, ale to silniejsze ode mnie).
Kruche = chrupiące + lekkie. (Natomiast chrupiące = nie zawsze lekkie). To, co kruche, nie musi się kruszyć. Wówczas rzeczywiście napisałabym „kruszące się”.
Ciastowienie nie oznacza oblepiania zębów, tylko gęstnienie w taki sposób, w jaki gęstnieje ciasto.
Co się stało z maszyną? Wyobraziłam sobie, że ktoś dostał loda z samej tylko margaryny. Fuuuj :D
Yeah! Znaczy się, nazywamy tak samo, a ja zawsze dobrze rozumiałam (dopiero Mama zachwiała mą pewność siebie „no przecież jak kruche to okruchy muszą lecieć”).
Fakt, że ciastowienie nie oznacza oblepienia, ale może się wiązać. Dopytałam, bo ciastowienie w produktach jest ok, ale ciastowienie + oblepianie zębów fu. Niektóre ciasta takie zalepiające mi się wydają (ale że nie jem, to obstawiam w ciemno – pewnie niektóre tłusto-puszyste biszkopty mogą zalepiać, nie?).
Nie „ktoś”. To działo się przy mnie. Stałam, czekając na loda, a nagle od maszyny szedł taki gorąc dziwny, ona burczała-warczała, a z tego dozownika (?) ledwo wyciskał się zbity kloc (zbity w porównaniu do leciutkich włoskich na mleku). Sprzedająca coś przekręcała i nastawiała, męczyła się, wygibasy jakieś czyniła, a ja dostałam paskudztwo beżowego koloru w kształcie gnioto-kloca (wiadomo, że włoskie są ładne, białe i z kropeczkami wanilii, kiedy nią słodzone). Powiedziałam, że nie zapłacę, bo przyszłam na lody włoskie, a nie na margarynę. Ona, że to nie margaryna, a ja, że nią nawet śmierdzi. Potem buda była zamknięta dość długo, a jak się otworzyli znowu to albo z nową maszyną (wydaje mi się, że potem widziałam nową, ale ręki uciąć nie dam), albo naprawioną. Mama jeszcze chyba ze dwa razy u nich loda kupiła, ale był beznadziejny – obstawiała, że pewnie opracowali recepturę baaardzo namieszaną, bo nie były to już dawne włoskie, ale czysta margaryna też nie. Po prostu zły lód.
Nigdy nie widziałam lodów włoskich – ani amerykańskich – z kropkami wanilii. Oba produkty robi się z ogromnych worów z gotowym proszkiem.
Te z małej budki w Suwałkach, które ja kochałam, były z kropeczkami wanilii, wyraźnie nią pachniały i miały jej posmak w słodyczy. Ponoć robili z własnego przepisu. Właścicielem budki był Włoch, ale akurat to stwierdzenie nic nie wnosi, bo to tak jakby powiedzieć, że „każdy Włoch umie robić dobrą pizzę, a każdy Polak dobre kartacze”.
Amerykańskie chyba nawet nie powinny być robione z wanilią, wszak są śmietankowe (wg mnie cukrowo-wodniste, ale teoretycznie śmietankowe).
W ogóle wczesne lata mojego życia w Suwałkach to zero masowości. My tam nic nie mieliśmy, a jedynie budy i bazary. Pierwsze markety zaczęli budować, jak już do zerówki i szkoły chodziłam.
Olej kokosowy a olej palmowy to dwa różne produkty.
Przeczytaj jeszcze raz, tylko tym razem ze zrozumieniem, co napisałam w PS. Wiem, że to dwa różne produkty i nienawidzę, jak tłumacze stosują zamienne nazewnictwo.
Ja je kupiłam oczywiście oszalała bo bez cukru. Też się zawiodłam. Twardość raz, dwa dziwny posmak :( skończyłam je tylko dzięki temu że rozwarstwiałam co w ich przypadku szło szalenie łatwo :D szok
Te wafle w wersji tylko bezcukrowej czyli płaty waflowe z mąki pszennej są o wiele lepsze. Lżejsze i nie czuć sztucznością zarówno jak to ma miejsce w tych jak i kakaowych.
Wyciągasz wafle z opakowania i najpierw wszystkie rozwarstwiasz, a dopiero potem jesz? Ja rozwarstwiam każdą sztukę bezpośrednio przed schrupaniem.
Ja tak samo ;P myślałem że to oczywiste będzie 😂
Fragment „skończyłam je tylko dzięki temu że rozwarstwiałam” zasugerował mi, że rozwarstwiasz wszystkie, a dopiero potem jesz. W przeciwnym wypadku nie rozumiem, dlaczego musiałaś je skończyć zamiast oddać.