Zanim wyruszyłam na listopadowe polowanie na zdrowe słodycze, wiedziałam, że do domu wróci ze mną co najmniej kilka paczek chipsów, chrupek bądź innych chrupaczy. W tamtym okresie byłam oddana wieczornemu chrupaniu. Codziennie do seansu serialowego zjadałam co najmniej pół paczki ekologicznych wafli kukurydzianych z Lidla. Nierzadko wolałam dokończyć paczkę niż iść po słodycz do recenzji.
Z czasem zorientowałam się, że jak tak dalej pójdzie – czyli będę ciągle jadła te same wafle – nie zrobię żadnych notatek do recenzji i po kilku tygodniach przyjdzie mi nadrabiać, pisząc o wiele za dużo recenzji naraz. Dlatego na polowaniu obowiązkowo zaopatrzyłam się w chrupacze nietestowane, m.in. Organic Love Sea Salt – wegańskie chrupki eko od Organique (McLloyd’s).
Organic Love Sea Salt – ekologiczne chrupki wegańskie z solą
Słone chrupki Organique to produkt ekologiczny, bezglutenowy, wegański i zawierający mniej kalorii względem konwencjonalnych chrupek. Do tego mają uroczy kształt serc i skrywają się w opakowaniu wykończonym bardzo ładną, skromną, minimalistyczną szatą graficzną. Ale! Kiedy patrzyłam na chrupki uwiecznione na obrazku, byłam przekonana, że są cienkie jak prażynki. Tymczasem okazały się grubiutkie niczym cherubinki, nadmuchane. Przeżyłam mały szok. Szoczek taki.
Organic Love Sea Salt marki Organique (McLloyd’s) dostarczają 450 kcal w 100 g.
Ekologiczne chrupki z solą ważą 50 g i zawierają 225 kcal.
Wegańskie chrupki solone w porcji (25 g) dostarczają 112,5 kcal.
Kto był w Czechach i jadł tamtejszy smażony ser (smažený sýr)? Ta wycelowana w aorty i biodra bomba kaloryczna ma obłędny zapach (i jeszcze lepszy smak). A chrupki Organic Love Sea Salt oddają go idealnie. Łączą delikatny słodkawy ser, może goudę, bezlitośnie wysmażony na świeżym głębokim tłuszczu maślanym. Subtelna sól jedynie podkreśla aurę smażonoserowości. Co istotne, w żadnym momencie nie pojawiają się aromaty z proszku, skarpety, kwachy ani inne niemiluchy.
Napisać, że ekologiczne chrupki-serduszka są lekkie, to jak walnąć producentowi w twarz. One są leciutenieczkie. Sztuka nie waży nawet 1 g! Dotyk sprawia, iż na palcach pozostaje jasny proszek. Tłuszcz też, ale na tyle mało, że tłustość można porównać z cienką warstwą nielepiącego się kremu do rąk.
Chociaż bezglutenowe chrupki Organique przypominają konwencjonalne kukurydziaki – zwłaszcza w przekroju – są od nich zgoła inne. Osiągają 0% w skali styropianowości. Cechuje je znaczna twardość, z uwagi na którą lekko drapią podniebienie. Są barrrdzo chrupiące.
Wegańskie chrupki z solą rozpuszczają się wolno i w sposób typowy dla chrupek kukurydzianych. Tworzą mięciutką, lepką masę kukurydzianą zmierzającą ku zębom. Ale uwaga! Nie pozostają w zagłębieniach. Odbijają się od szkliwa i lecą w kierunku przełyku, by pozostawić buźkę czystą i gotową do szerokiego uśmiechu – coś wspaniałego. Wychodzi na to, że lepkomasowe wykończenie przekłada się wyłącznie na fakt, iż chrupki lepią się same do siebie, nie zaś do wnętrza ust.
Smakiem Organic Love Sea Salt powielają atrakcje aromatyczne. Są słodziutkie, subtelnie słone, w tle serowe (smażonoserowe), w podstawie kukurydziane. Początkowo odniosłam wrażenie, że kukurydziana baza jest mdła, nijaka. Z czasem jednak wypełniła ją bajeczna świeżutka maślaność, która została ze mną na długo po degustacji i z której wyłoniła się słoność (także dopiero po degustacji; o dziwo – wbrew nazwie – w trakcie jedzenia chrupki wydają się minimalnie słone).
Ekologiczne chrupki Organic Love Sea Salt od Organique są świetne. Przede wszystkim mają wspaniałą konsystencję: wzorowo chrupią, a lepkie resztki kleją się do siebie nawzajem zamiast do zębów, dzięki czemu w ustach nic nie zostaje. (Zostają zęby, a nawet język, ale to chyba dobrze).
Smakowi także blisko do ideału. Wegańskie chrupki zapraszają do degustacji słodkiego łagodnego sera żółtego, świeżego masła, odrobiny soli i kukurydzianej bazy (może w postaci bułki z mąki kukurydzianej?). Po schrupaniu całej paczki w ustach utrzymuje się cudowna maślaność, na jej glebie zaś niespiesznie rozkwita kwiat soli. Nie ulega wątpliwości, iż urokom degustacyjnej podróży poddam się ponownie.
Ocena: 5 chi ze wstążką
Skład i wartości odżywcze:
Skład: kukurydza* 75%, (mąka* i/lub ziarna*), olej słonecznikowy*, sól morska z przyprawami* 5% (maltodekstryna*, sól morska, cukier*, wyciąg z drożdży*, olej słonecznikowy*). * Składniki pochodzące z upraw ekologicznych. Produkt bezglutenowy.
Kalorie w 100 g: 450 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 20,6 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 1,5 g), węglowodany 58,4 g (w tym cukry 1,9 g), błonnik 3 g, białko 6,5 g, sól 1,5 g.
Jakie one są piękne! <3
Az tak leciutka konsystencja mnie nie przekonuje, wolę ciut bardziej treściwe chrupki, ale mimo wszystko brzmi ciekawie skoro nie lepi się do zębów ^^ no i smak sera i masełka zawsze na plus *-*
Ciekawe, czy producenci doliczają ładny wygląd do ostatecznej ceny produktu. Założę się, że tak. Gorzej, jeśli tylko zakładają, że coś ma wyglądać ładnie, a wychodzi obleśnie jak te żelki.
Alarm. Kod (kot?) czerwony. Niekimikowa recenzja. Zalecana ewakuacja.
Wstęp – brr. Zdarza mi się skończyć, bo się nie chce wstawać, ale bardzo rzadko. Znam swoje ilości i zazwyczaj zasiadam ze znaną porcją (ale jednak czekolady, które są mniej moje niż na to wyglądały skłaniają do ruszenia czterech liter). Nie wyobrażam sobie chrupania takich rzeczy na seansach. O, ciekawa sprawa, bo z kolei nie wyobrażam sobie seansów przy czekoladzie. To znaczy… wyobrażam sobie: po paru sekundach nic z oglądanej produkcji by do mnie nie docierało. Czekolada za bardzo mnie zajmuje.
A chrupki… Chrupki to w ogóle. W życiu zdarzyło mi się zrobić kilka podchodów do chipsów itp., ale no po prostu nie. Warianty solone? Tym bardziej. Kiedyś jednak były (ale tylko marek, któe ten smak umiały zrobić) sól morska & ocet – o, takie jakoś mogłam zjeść, jak mnie naszło na dziwność aż obrzydliwawą. Ale to mógł być czynnik, że nigdy czegoś takiego nie jadłam. Po zwykły solony chyba nigdy nie sięgnęłam. Mama jak jeszcze lubiła ziemniaki kupowała czasami, ale potem przestała (ostatnio podobnie jak mnie, coraz więcej rzeczy jest jej za słona, choć sól wciąż używa i nadal czasem coś chrupie).
Uroczy wygląd? Jak dla mnie wyglądają jak paskudy; jak kiepskie płatki do mleka. „Grubiutkie cherubinki” – oszczędź, człeku! Jak ja nienawidzę motywów wszelakich tłustych cherubinów itp. Nie jadłam czeskiego smażonego sera – nie moja rzecz. By zjeść goudę musi mnie najść, a ona musi być dojrzewająca. Lubię jednak raczej tak ogółem. Gouda smażona na maśle? To brzmi jak paskudztwo, a „subtelna sól podkreślająca smażenie” brzmi jak… nie wiem, czy jest odpowiednie słowo oddające moje obrzydzenie. Już bym chyba wolała skarpety.
Swoją drogą… „niemiluchy”? Skarpetowo-serowa nuta w serowych chrupaczach Cię odpycha? Mnie nie bardziej niż inne chrupaczowe, wydaje mi się dość… śmieszna.
Swoją drogą, myślisz, że ta serowa nuta skarpet może pochodzić z połączenia aromatów i… drożdży? (W jednej czekoladzie czułam taki splot i teraz mnie olśniło, czy właśnie i drożdże mogą się do tego dokładać).
Ech, tłustość wydaje się… no nie wiem, mnie kremy do rąk brzydzą. Drapanie podniebienia? Jak ja nienawidzę, jak mi coś je drapie. O nie! Fakt, akurat chipsy i chrupki muszą być chrupiące, ale nie twarde. Przed falistymi mój wstręt odkąd pamiętam w ogóle osiągał szczyty. Miłe zaskoczenie, że przynajmniej się nie lepią, ale tak serio, choćbym na siłę próbowała, nie umiem tu pozytywów znaleźć. Nawet to, że w sumie nie są słone – irytuje mnie, jak nazwy nie oddają smaku. Niby, jak efekt i tak jest ok, to potrafię się cieszyć, ale ekhem… nie zawsze jest.
Śluza opadła. Brak drogi ewakuacji. Można już tylko skisnąć.
Czy aromat skarpetowy w chrupkach mnie odpycha? To zależy, w jakim stanie rozkładu znajdują się skarpety. // Nie, nie sądzę, by chodziło o połączenie z drożdżami.
Zapytałam o te drożdże, bo też słyszałam coś o płatkach drożdżowych, które niektórzy dodają jako zamiennik sera do potraw. Ja nie wyobrażam sobie, więc tak na luźno się zastanawiam, jak to niby może smakować / jaki dawać efekt.
Parę lat temu dostałam płatki drożdżowe odsypane do woreczka od Szpilki. Jeszcze trochę mi zostało, acz już kilka razy sypnęłam na ziemniaki gotowane na parze. Czy rzeczywiście przypominają ser? Może trochę. W każdym razie są fajne.