Nie cierpię jesieni i zimy, bo nie toleruję zimna. Na dokładkę wieje wiatr, pada deszcz – tu miał się pojawić żarcik związany z brakiem śniegu, ale grudzień 2020 roku niespodziewanie powitał nas puchem – i szybko robi się ciemno. Po ulicach szwendają się ponurzy ludzie, a między nimi przepływają wirusy i bakterie, przez które wieczór z filmem czy książką zamienia się wieczór z aspiryną i błaganiem o dobicie.
Jest jednak obszar, w którym jesień i zima przewyższają wiosnę i lato. Chodzi o limitowane słodycze inspirowane porami roku. Agresty, czarne porzeczki, truskawki i poziomki są spoko, lecz przyprawy korzenne, pierniki, marcepany i bakalie to bezkonkurencyjny raj. Cieszę się zatem, że nadeszła paskudna jesień 2020 roku – zwiastująca nawet paskudniejszą zimę – bo dzięki temu dostaliśmy Riso śliwkowo-cynamonowe i kokosankowe, czyli ryże na mleku Mullera z kolekcji Winter Edition.
Riso o smaku śliwkowo-cynamonowym
Limitowane desery ryżowe Mullera zawsze mają skromniejszą gramaturę względem klasycznych (175 g vs. 200 g). Jednakże Riso o smaku śliwkowo-cynamonowym wygląda nędznie nawet na tle sezonowych braci. Zdaje się, iż w kubeczku jest go bardzo mało. Żeby nabrać pierwszą łyżeczkę, trzeba sięgnąć kilometr w głąb. Z kolei sos nastraja pozytywnie, bo ma ładny kolor i zawiera ogromne kawałki śliwek.
Riso o smaku śliwkowo-cynamonowym marki Muller dostarcza 112 kcal w 100 g.
Zimowy ryż na mleku Riso śliwka-cynamon waży 175 g i zawiera 196 kcal.
Zimowe Riso śliwkowo-cynamonowe pachnie przecudownie. Oddaje knedle ze słodkimi śliwkami i cynamonem, sowicie pocukrzoną nalewkę śliwkową domowej roboty, swojski likier śliwkowo-korzenny i jednocześnie śliwkowy kompot babcinej receptury. Zastanawiałam się, czy może to być aromat ciasta, ale doszłam do wniosku, że zdecydowanie nie. Deser Mullera oferuje aromatyczny chłód – chciałoby się rzec, iż śnieżny – podczas gdy wypieki są esencjonalnie ciepłe.
Mleczna zawiesina daje się poznać jako gęstawa, kleista, budyniowata. Już w niej czuć śliwki i cynamon, które przywędrowały z dołu kubeczka. Podstawowy smak jest bajecznie mleczny. W zawiesinie występuje nieodzowny bohater ryżu na mleku – uwaga, uwaga – ryż. Przedstawia się jako miękko-twardy: ani al dente, ani rozklapany czy rozmemłany. Stanowi przeciętne oparcie dla zębów.
Wsad śliwkowo-cynamonowy nie jest tak rzadki, jak mógłby (i dobrze). Zapobiegają temu fragmenty mięciutkich śliwek ze skórkami, identyczne jak w knedlach. Raz bardziej czuć śliwki (suszone, acz zalane wrzątkiem), raz cynamon. Pojawia się też nuta pączków z konfiturą różaną i lukrem. Nie takich z marketu, tylko porządnych, sprzedawanych w cukierni. Cynamon wprowadza leciutką korzenną ostrość. Dodatkowo przywołuje z daleka echo coli. Wszystko raz po raz opływa słodycz: cukrowa, wysoka.
Istnieją dwa owoce idealne dla cynamonu: jabłko i śliwka właśnie. Cieszę się, że w sezonie jesienno-zimowym Muller skorzystał z tej odwiecznej prawdy. Główni bohaterowie zostali ukazani na tle słodziutkiego mlecznego budyniu. Ciut za słodkiego, ale i tak świetnego.
Zanim otworzyłam Riso o smaku śliwkowo-cynamonowym, podejrzewałam, że może wychylać się w stronę zimowego grzańca bądź jesiennego ciasta ze śliwkami i cynamonem. Okazało się jednak, że jest tworem mlecznodeserowym, ryżowym, zgodnym z założeniem. Nie odmienił mego życia, ale bardzo mi smakuje.
Ocena: 5 chi ze wstążką
Skład i wartości odżywcze:
Skład: mleko pełne, maślanka, woda, cukier, ryż 8,1%, śliwki 6%, jaja, glukoza, substancje zagęszczające: mączka chleba świętojańskiego, guma guar, pektyny; sól, roślinne koncentraty barwiące (z marchwi, z hibiskusa), skrobia modyfikowana, kwas: kwas cytrynowy; regulator kwasowości: cytryniany sodu, aromat, cynamon 0,01%.
Kalorie w 100 g: 112 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 2,2 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 1,4 g), węglowodany 19,7 g (w tym cukry 12,7 g), białko 3,1 g, sól 0,25 g.
To prawda, że na zimę wychodzą super lolitki słodyczy, ale szczerze? Wolę te letnie :D zimy i jesieni też nienawidzę, cały czas tęsknię za ciepelkiem… :( I wolę właśnie letnie smaki, sezonowe owoce, lody <3 choć zimowe też lubię, i to Riso mi bardzo smakowało ^^ co prawda nie czułam knedli, bardziej właśnie takiego bezalkoholowego grzanca, ale było bardzo dobre :D jestem ciekawa czy tak jak ja odbierzesz jeszcze lepiej wersję kokosankową ^^
Super lolitki? Nabokov piszący w świecie DC / Marvela? xD
Limitki* :D
Co jest takiego w letnich LOLITKACH, że wolisz właśnie je?
PS To nie autokorekta. To podświadomość.
Letnie LOLITKI bardzo kojarzą mi się z wakacjami, a to pora roku w której czuję się najlepiej, także i letnie LOLITKI od razu poprawiają mi nastrój i przywołują wakacyjne wspomnienia :D plus uwielbiam lody, a często w lato wychodzą właśnie ich nowe wersje <3
Ach, czyli chodzi o skojarzenia, nie zaś stricte o smaki. W takim ujęciu również wolę wszystko, co letnie.
„Nie cierpię jesieni i zimy, bo nie toleruję zimna.” – mogę się podpisać… częściowo. Bo jednocześnie kocham jesień za aurę, klimat, smaki i zapachy. To najbardziej moja pora roku, ale mówię sobie, że nie ma nic za darmo i po prostu pewne sprawy (zimno, deszcz – kocham, gdy jestem w domu, nie cierpię, gdy mam wyjść lub robić zdjęcia) trzeba przecierpieć. Ciekawa sprawa z chorobami. Jesienią nigdy nic mnie nie łapie. W ogóle przeziębienia itp. trzymają się ode mnie z daleka, CHYBA ŻE akurat coś mnie weźmie. I wtedy to nie dość, że na poważnie to w głupi czas, np. parę lat temu zdychałam z gorączką ponad 40 stopni w środku upalnego lata.
Co do jedzenia – owoce wolę letnie, ale świeże surowe, ale różności, warianty zaś – taak.
O! Pokazywałam je wczoraj Mamie! Z tym że… po latach zaszczepiłam jej obrzydzenie do takich rzeczy swoimi kąśliwymi uwagami. Knedli nie znam. O proszę, zachwycasz się śliwkową wódą? Jeszcze raz mi wytkniesz nuty nalewek i likierów w czekoladach jako minus, to Ci tę recenzję będę namiętnie linkować!
Wypieki esencjonalnie ciepłe? Pełna zgoda, ale mi przypomniały się wszelkie sytuacje, w których widziałam, jak ktoś jadł ciasto bezpośrednio z lodówki. Sama myśl o takich mnie o ciary przyprawia. Nuta chłodu, ale korzenna? O, w czekoladach czasami czuję np. powidła, konfitury takie jakby z ciemnych piwnic, ze słoików, takie naturalne, mm.
Kawałki śliwek na plus, wyobrażeniowa nuta pączków raczej też (acz byłaby daleka od uogólnienia, że z cukierni = dobre, z niektórych wali, w innych podają tygodniowe starocie z tego, co słyszałam :> Nie no, łapię, o co chodzi).
Echo coli – kiedyś nigdy w korzennych rzeczach na to nie trafiałam. Jakiś czas temu zaczęłam na sztuczny cynamon, który udało mi się właśnie w ten sposób określić (nie wiem, czy cola nie przyszła mi do głowy właśnie dzięki Twoim tekstom). Nie cierpię tego. Przez parę dziadostw z Mamą stronimy od korzennych wariantów (niektórych i nie wszystkiego, bo np. o ile ciastka Mama nadal kupi, tak czekolady z ciastkami korzennymi / kremem żadna z nas).
Dwa owoce idealne dla cynamonu? Veto! Wydaje się to dziwne, wiem, ale… truskawka z cynamonem jest obłędna (kiedyś poznałam to połączenie dzięki jednemu Zotterowi). Stąd ja reprezentuję stanowisko: to zależy. Cynamon może z wieloma owocami dobrze wyjść… tylko trzeba dobrze to zrobić (śmieszna sprawa, bo np. mimo miłości i do wiśnio, i do cynamonu, na to połączenie bym się krzywiła trochę – acz nie mówię, że bym nie spróbowała; aa i o nutach w ciemnych tego nie piszę, bo to to w ogóle inna bajka).
175 gramów dla mnie nie wydaje się złe. 200 takiego deseru to moim odczuciu za dużo. Zły jest zabieg z ceną, bo nie obstawiam, by dla mniejszych była niższa.
Czyli… jest, czym miał być. W sumie też bym się chyba klimatów grzańcowych albo ciastowych spodziewała. Ewentualnie śledzika z colą.
Im bliżej było końca roku, tym bardziej się ekscytowałam, że w grudniu pójdę na spacer po jarmarku bożonarodzeniowym i napiję się pysznego grzańca na zimnym dworze. Przez koronę jarmarku nawet nie rozstawiono.
Nie cierpię takich jarmarków. Raz mnie Mama uprosiła, bym poszła z nią, chciałam grzańca, a ona chciała wszystko inne, ale nie grzańce, tłum ludzi nas wnerwiał, więc szybko ani ja nie chciałam już grzańca, ani ona niczego… Ach. Ale irytuje mnie, że przez koronawirusa nic z takich rzeczy się nie odbywa. Lubię mieć wybór, że nie idę, bo nie chcę (ale czuję, że „jak mi odbije, to mogę pójść”).
Nie przejmuj się, już za niecałe dwadzieścia lat korona zniknie ze świata i będzie można żyć normalnie. A nie, sorry, wtedy nastąpi kolejna pandemia.
U nas był ale z zakazem sprzedaży jedzenia na miejscu więc grzańców siłą rzeczy zabrakło …
Nie jadłam ale ja nie lubię powideł śliwkowych z cynamonem. No i te desery to jednak postrzegam cały czas jako zło jak wszystko z cukrem co nie jest słodyczem …. jeśli dobrze bo pytałaś kiedyś o powidła śliwkowe Łowicz w wersji limitowanej. Były u mnie ostatnio w Tesco. Może u Ciebie też by były
Ale z DecoMorreno czy korzenne? Korzenne u mnie były.
DecoMorreno ;)
No cóż. Pozostało mi tylko napisać: zazdroszczę ;)