Ptasie mleczko – a raczej pianki w czekoladzie, wszak Ptasie Mleczko jest nazwą zastrzeżoną dla konkretnego produktu Wedla – to słodycz, który nieczęsto pojawia się w moim domu i menu, a co za tym idzie na blogu. Powodem wcale nie jest fakt, że go nie lubię. Wręcz przeciwnie, cieszy się moją sympatią. Trudno jednak kupować coś, co waży mniej więcej 400 g, kiedy żyje się samemu.
Chociaż nieoficjalna nazwa ptasie mleczko wzięła się od Ptasiego Mleczka Wedla właśnie – najpopularniejszego, potencjalnie najlepszego – za nim akurat nie przepadam. Ptasie Mleczko Waniliowe zawsze wydawało mi się po prostu okej, śmietankowe zaś wręcz niedobre. Znacznie lepiej wypadało waniliowe Mleczko Alpejskie Milki. Szkoda, że nie jest dostępne w małych opakowaniach.
Ptasie Mleczko Waniliowe
Wedlowskie Ptasie Mleczko Waniliowe zostało podane bardzo ładnie, a przy okazji względnie zabezpieczone przed uszkodzeniem. W sztywnej foremce mieści się pięć w większości nienaruszonych pianek. Pokrywa je ciemna czekolada (deserowa 47% kakao), która pięknie kontrastuje ze śnieżnobiałym środkiem.
Ptasie Mleczko Waniliowe marki Wedel dostarcza 441 kcal w 100 g.
Wedlowskie Ptasie Mleczko Waniliowe waży 52,7 g w 5 piankach i zawiera 232,5 kcal.
1 pianka waniliowa Wedla waży 10,6 g i dostarcza 47 kcal.
Nawet gdybym i tym razem miała odebrać Ptasie Mleczko Waniliowe jako zupełnie zwykłe pod względem smaku, nie mogłam nie docenić zapachu. Pianki roztaczają aromatyczny obraz słodkiej wanilii w kakaowym stawie (małym, skoncentrowanym zbiorniku wodnym). Czekolada jest wyraziście ciemna, acz ewidentnie deserowa. Z czasem waniliowość przemienia się w zapach charakterystyczny dla waniliowych świeczek-podgrzewaczy, co nadal sprawia przyjemność, wszelako niekoniecznie zachęca do jedzenia.
Czekolada deserowa pokrywająca wedlowskie ptasie mleczko jest cienka i twarda. Podczas gryzienia trzaska bardzo głośno. Niestety szybko wychodzi na jaw, że ma charakter raczej polewowy niż czekoladowy. Rozpuszcza się szybko i łatwo, gęstawo. Jest proszkowata proszkiem intensywnie rzężącym (w rodzaju cukru pudru). Ciekawe, czy od dawna jest taka… nieprzesadnie idealna.
O ile cenię klasyczną gorzką i czystą mleczną czekoladę Wedla, o tyle inne – zwłaszcza wykorzystywane w tabliczkach powyżej 200 g – uważam za kiepskie i niskiej jakości. Z tą pokrywającą Ptasie Mleczko Waniliowe mam problem. Smakuje bardzo słodko (cukrowo) i mocno kakaowo. Biorąc dodatkowo pod uwagę opisaną wyżej konsystencję, trudno wyobrazić sobie stworzoną z niej przyjemną tabliczkę. Z drugiej strony zła nie jest. Według mnie wypada sympatycznie jak na polewę (i kiepsko jak na czekoladę).
Waniliowa pianka daje się poznać jako twardawa, sztywna, zwarta i żelkowata. Nie rozpuszcza się obłoczkowo, na co liczyłam. Ba! w ogóle się nie rozpuszcza. Stanowi spójną żelkopiankę w stylu żelek-gałek ocznych. Żeby się z nią uporać, trzeba zaprzęgnąć do pracy zęby. Wówczas rozpada się na zero. Smakuje waniliowo, acz nie naturalnie. Może jak Marshmallow Fluff? Przy czym zmiksowany z jakimś kosmetykiem. Albo jak skosmetykowione lody waniliowo-cukrowe. Sprawia wrażenie wykonanej z białek jaj, cukru, cukru, cukru i syntetycznej, choć smacznej wanilii kosmetycznej.
Ciekawam, co wykazałby test przeprowadzony teraz, po latach od ostatniego próbowania opozycyjnych pianek. Czy Alpejskie Mleczko Milki znów oceniłabym jako lepsze od Ptasiego Mleczka Wedla? Póki fioletowa krowa nie pójdzie w ślady konkurenta i nie wypuści wersji w sam raz na raz, nie przekonam się.
Wiem za to, że o ile ongiś Ptasie Mleczko Waniliowe uważałam za w porządku, o tyle obecnie mam je za kiepskie. Pięć pianek zjadłam niechętnie i z niskim poziomem przyjemności (mogłam zostawić do oddania, ale nie chciało mi się wstawać po nic innego). Mleczko uważam za bolesnego średniaka – podającego się za produkt wybitny, co tym bardziej mnie zniechęca – toteż nigdy więcej do niego nie wrócę.
Ocena: 3 chi
Skład i wartości odżywcze:
Skład: czekolada deserowa 28% (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, emulgatory: lecytyna sojowa i E 476, aromat), cukier, syrop glukozowy, masło, mleko zagęszczone słodzone, roztwór cukru inwertowanego, białko jaja w proszku, substancja żelująca (agar), regulator kwasowości (kwas cytrynowy), substancja konserwująca (E202), aromat, naturalny aromat waniliowy. Czekolada deserowa: masa kakaowa minimum 47%. Może zawierać orzeszki arachidowe, orzechy, zboża.
Kalorie w 100 g: 441 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 22 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 14 g), węglowodany 57 g (w tym cukry 47 g), błonnik 2,6 g, białko 2,8 g, sól 0,06 g.
No to już mi smutno. Kupiłam te nowe paluszki ptasiego mleczka :/ w dwóch wersjach smakowych…no a tu się okazuje, że to nietrafiony zakup :(
Też jeżeli mogłam to wybierałam milke ale teraz to także znacznie zbyt duża gabarytowo porcja :/
Zastanawiam się nad zakupem śmietankowego. Z jednej strony wiem, że nie będzie mi smakowało. Z drugiej jestem ciekawa, czy dobrze zapamiętałam, że jest gorsze od waniliowego.
Według moich kubków smakowych dobrze zapamiętałaś. Waniliowe Ptasie Mleczko ratuje jako taki balans smaków i „to coś” w wanilii. Wersja śmietankowa nie ma ani tego, ani tego.
Chyba się skuszę na tę nową wersję jednopaluszkową.
Podzielam ,smak przeciętny podróbki lepiej smakują ……
Ja mimo wszystko nadal lubię ptasie mleczko, to z Wedla smakuje mi o wiele bardziej niż Milki ^^ w wedlowskim podoba mi się właśnie ta nieco mniej słodka, bardziej kakaowa czekolada (w smaku mi odpowiada, konsystencja może faktycznie mogłaby być lepsza), za to w Milce ta czekolada jest za słodka i środek jest jeszcze słodszy :( a też wlasnie w Milkowych piankach ten środek wydawał mi się bardziej sztuczny, tu w Wedlu zawsze czułam przyjemną, waniliową piankę :D
Zgadzam się, że pianki Milki są słodsze z uwagi na inną, mleczną czekoladę. W moim odczuciu jednak smakują lepiej.
Ptasie mleczko latami Mama lubiła, ale latami bardzo mało go w sumie przejadła. Ojcowe restrykcje w domu i to, że swojego obrzydzenia do mleczek nie kryłam, przełożyły się na niekupowanie go. Inne mleczka nie cieszyły się zainteresowaniem Mamy chyba przez to, że za bardzo lubiła Wedla.
Jak wiesz, ja nigdy wielbicielką Wedla nie byłam. Mleczny mnie odrzucał, a tylko ciemnego darzyłam względną sympatią. Swoją drogą przypomniało mi się, że u babci bywała też jakaś ciemna „z bazarku” z długimi kostkami. Wygooglałam, czy to nie jakiś Alpen Gold, ale nie i… przypomniało mi się coś innego. Kojarzysz arbuzowego Alpen Golda? Był laaata temu. Śmieszna tabliczka, ciekawe, dlaczego teraz już takich nie robią, mimo że to właśnie teraz jest natłok tego wszystkiego.
I właśnie w mleczkach już zupełnie się pogubiłam. Mama testowała ich tyle ostatnio, że JA straciłam do tego łeb. Wybierałam jej wczoraj jakieś i za cholerę nie wiedziałam, na co patrzeć, jakie smaki… Ech.
Zapach wedlowskich mleczek nigdy według mnie nie był waniliowy. Mnie od niego mdliło i kojarzył mi się m.in. z Danio, ale właśnie jakby je wepchnąć w ciemną czekoladę i zmieszać z lukrem w proporcjach 1:1. Fu, od samego czytania bierze mnie na nie.
O tym, jak odebrałam konsystencję jako dziecko napisałam Ci w komentarzu na instagramie. Tu nie napiszę nic nowego. Twoja wydaje się nieco inna, ale uwierzę, że na przestrzeni lat zmienili, a nazywanie różnych zjawisk… ech. Wiem jednak, że Mama od lat mówi o Ptasim Mleczku, że „jedna wada: za szybko się je, myk, myk i nie ma”. Obecnie jednak odkryła, że z Auchana smakują jej bardziej, bo są „bardziej ptasiomleczkowe niż Ptasie Mleczko” (pamiętasz, jak pytałaś, jak często Mama jeszcze czuje Wedla w Wedlu? coraz mniej).
Smak pamiętam jako definicję „słodycza niekimikowego”. Skręca mnie na samą myśl. Też masz aż tak skrajne odczucia w stosunku do jakiegokolwiek słodycza?
Co do Twojego zastanawiania się nad śmietankowym – uwierzę, że jest mniej sztuczne i kosmetyczne, a zależy od tego, jak bardzo Cię tu właśnie ta sprawa męczyła… Przeniosę to na czekolady. Weźmy dwie ciemne: jedna dostała 10/10 jako ciekawostka i „więcej nie kupię”, a druga 10/10, ale zachwyciła mnie i „kupię”. Kupiłam tę drugą, ale okazało się, że już jakaś mi za słodka i zastanawiam się, czy zawsze taka była. Mimo że wiem, że pierwsza była jedynie jednorazową ciekawostką, nie wytrzymałabym z ciekawości, czy zmienili, czy mi i ta będzie za słodka itp., więc mimo wszystko kupiłabym tę, której kupować nie zamierzałam, bo ciekawość by wygrała.
Wydaaaje mi się, że pamiętam arbuzową czekoladę Alpen Gold, ale może mi się tylko wydawać. Nie tęsknię do arbuzowych słodyczy, bo ten owoc zawsze smakuje szamponem.
Niee, też nie tęsknię, tylko zastanawiam się, czemu zaniechali ciekawych (nie mówię „dobrych”) czekolad. Ej, ostatnio Żywca arbuzowego Mama kazała mi otworzyć, bo uznała, że albo wreszcie to zrobię, albo wypije i nie da mi nawet powąchać, więc spróbowałam i… jak mnie walnęło gumą balonową, jak poczułam się, jakbym łykała gumę (wyobraziłam sobie taką… gumę-kabel, cholera wie co)… to aż myślałam, że umrę. Po paru łykach kilka godzin cierpiałam. :O To było straszne. I aż mi głupio za galaretkę. Przepraszam, nie myślałam, że z arbuzowymi tak może być, bo nie miewam z nimi do czynienia (kieedyś tylko myślałam, że wosk mnie udusi gumą balonową, ale myślałam, że na babola – huehue – trafiłam).
Według mnie Żywiec arbuzowy jest okej. Gorszy od truskawkowego, niemniej okej.
Nie mam porównania z innymi smakowymi wodami. Nie kojarzę, bym jakąkolwiek piła.