Follow, Irenki Łan ciastko orzechowe

Jak wspomniałam w recenzji ciastka owsianego Łanek maślany, do degustacji przygotowałam dwa słodycze marki Irenki. Okazało się, że oba ważą więcej, niż zapowiedział producent. Wariant maślany 45 g zamiast 35 g, ciastko orzechowe Łan zaś 47 g zamiast 40 g. Warto uważać.

Na szczęście potencjalny dylemat dotyczący jedzenia/niejedzenia dwóch ciastek podczas jednego posiłku rozwiązał się sam. Otóż Łanek maślany dał się poznać jako tak wstrętny, że byłabym masochistką, gdybym zdecydowała się go dokończyć. Zamiast przeżywać męki, zwróciłam się ku ciastku orzechowemu, licząc, że nie zafunduje mi podobnej zgrozy. Bardzo nie lubię szukać zamienników deserowych na szybko.

Follow, Irenki Łan ciastko orzechowe, copyright Olga Kublik

Łan ciastko orzechowe

Zapakowane w atrakcyjny kartonik z piękną szatą graficzną ciastko orzechowe Łan może się pochwalić przyzwoitym składem. Zawiera płatki zbożowe, masło orzechowe ze 100% orzechów, sezam i drobne polepszacze. Mimo iż ma wagę wyższą względem zadeklarowanej, wciąż stanowi porcję w sam raz na raz.

Łan ciastko orzechowe marki Irenki (producent: Follow) dostarcza 458 kcal w 100 g.
Owsiane ciastko z masłem orzechowym waży 40 g i zawiera 183 kcal.

Follow, Irenki Łan ciastko orzechowe, copyright Olga Kublik

Ciastko orzechowe Irenek pachnie przepięknie. Czuć słodkie, wyprażone w miodzie fistaszki w naturalnych koszulkach. Nic mniej, nic więcej.

Wypiek jest twardy jak kamień, co zwiastuje brak kruchości. Stawia opór wręcz tak skutecznie, że trudno połamać go na kawałki! Daje się poznać jako tłusty, na szczęście zdecydowanie mniej od wersji maślanej. On również błyszczy od drobinek cukru (brr). Ponadto lśni całościowo, zupełnie jakby solidnie przejechano po nim pędzlem zamoczonym w oleju bądź syropie cukrowym.

Follow, Irenki Łan ciastko orzechowe, copyright Olga Kublik

Istnieją produkty wstępnie twarde, które zębom ulegają z łatwością. Ciastko orzechowe Łan zdecydowanie do nich nie należy. Gryzie się je z trudem i obawą o dalsze posiadanie języka. Jest twarde nie na żarty, grube, toporne, chrupiące. Dopiero w głębi zawiera pierwiastek zawilgocenia. Co istotne i cudowne, w przeciwieństwie do maślanego brata nie chrupie od cukru. Nie zawiera też obmierzłej tłuszczowości.

Przestudiowanie składu daje niezłe podpowiedzi odnośnie smaku. Zdrowe ciastko orzechowe bowiem smakuje przeintensywnie fistaszkowo. Jednocześnie masłem orzechowym, fistaszkami surowymi i fistaszkami uprażonymi. Następnie w kolejce smakowej ustawiają się sezam i delikatna goryczka kaszy gryczanej (płatków gryczanych, którym owsiane ustąpiły pola do popisu).

W kwestii poziomu słodyczy ciastko Łan zaskakuje, zwłaszcza gdy zestawi się je z Łankiem maślanym. Zdaje się niskosłodzone, początkowo aż nazbyt. Po kilku gryzach kubki smakowe przyzwyczajają się i czerpią z owego faktu radość. Słodycz jest niecukrowa, być może dzięki zastosowaniu cukru kokosowego. Szacuję, iż osiąga ok. 40% słodyczy konwencjonalnych łakoci.

Follow, Irenki Łan ciastko orzechowe, copyright Olga Kublik

Jak dobrze, że podczas listopadowego polowania na zdrowe słodycze wsadziłam do koszyka oba ciastka Irenek. Obawiam się bowiem, że gdybym zdecydowała się jedynie na Łanek maślany, do wersji orzechowej nie zbliżyłabym się nawet na metr. Tym samym straciłabym sympatyczną dawkę przyjemności.

Ciastko orzechowe Łan okazało się obłędnie niskosłodzone. Oferuje bezkres fistaszkowości: masłoorzechowej, surowej i uprażonej, a do tego sezam i grykę. Jest twarde, grube, skaliste i treściwe. Resztki trochę osiadają w zębach, acz nie są lepkie ani kleiste.

Nie wiem, czy powtórzę degustację ciastka orzechowego Irenek, wszelako nie wykluczam.

Ocena: 5 chi


Skład i wartości odżywcze:

Skład: płatki zbożowe (płatki owsiane 18%, płatki gryczane 14%), masło orzechowe 28,8% (orzechy ziemne 100%), cukier kokosowy, sezam, jaja, soda oczyszczona.

Kalorie w 100 g: 458 kcal

Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 23 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 4,5 g), węglowodany 46 g (w tym cukry 19 g), błonnik 5,3 g, białko 14 g, sól 0,16 g.

12 myśli na temat “Follow, Irenki Łan ciastko orzechowe

  1. Uff, już się balam że odbleśność to ich cecha rodzinna, a tu miła niespodzianka :D masłoorzechowość i niska słodycz brzmią sympatycznie, aczkolwiek skalista twardość niezbyt do mnie przemawia. może jednak jak kiedyś trafię na promocję na to ciacho to kupię :D

  2. Opakowanie z małpą bardziej mi się podoba, wariant smakowy również (aż dziwne, że PB nie walnęli w nazwie).
    Tendencja stała co do gramatury – pytanie, czy celowa. Wątpię, ale nie wykluczam. Może zwykła bylejakość? Jeśli to… to też się zgrałyśmy (ja i moje Cocoloco).
    Ha, przypomniało mi się, jak parę razy mi wytknęłaś, że czekolady porzucam po kostce czy coś. – „tak wstrętny, że byłabym masochistką, gdybym zdecydowała się go dokończyć”. Wspominam jednak bez satysfakcji, bo… właśnie, to smutne, że aż taki paskudnik. „Bardzo nie lubię szukać zamienników deserowych na szybko” – ja też nie, stąd u mnie zawsze stos „pewniaków do zagryzania”, które nigdy niczym nie zaskoczą, bo je znam.
    „Czuć słodkie, wyprażone w miodzie fistaszki w naturalnych koszulkach” – czy koszulki przypadkiem by nie odpadły, gdyby prażyć je? W końcu z prażonych orzechów skórki zazwyczaj odskakują (stąd te słodziutkie, gołe i prażone przeważnie w czekoladach). Nic mniej, nic więcej.

    Lubię twardość czekolad, która w ustach ulega, a przy łamaniu nie funduje mi atrakcji typu ból paluchów, autentyczne rany. Twardość w przypadku ciastek w ogóle mi się nie podoba.
    Ostatnio też miałam do czynienia z czymś (czekoladą Zottera), co smakowało i masłem orzechowym, i fistaszkami surowymi, i prażonymi. Miłe kombo.
    Cukier kokosowy wydaje mi się świetny do ciastek. W czekoladach zbytnio napastuje mi nuty kakao, ale jest zacny, taki szlachetniejszy, więc w ciastkach na plus.
    Ech, a tu pojawia się kolejny problem – kupować pojedynczo czy np. od razu dwa warianty. Trafił się jeden obrzydliwiec czy udało im się przypadkiem zrobić coś smacznego? Męczą mnie tak nierówne marki, na szczęście ostatnio mam z takimi coraz mniej do czynienia. Za to Mama niestety lubi produkty wielu takich.

    1. „Ha, przypomniało mi się, jak parę razy mi wytknęłaś, że czekolady porzucam po kostce czy coś. – „tak wstrętny, że byłabym masochistką, gdybym zdecydowała się go dokończyć”.” – Trwam przy swojej opinii. Ty gryziesz pół kostki i umierasz z obrzydzenia, przesłodzenia etc. Dla mnie to niewyobrażalne. Po takiej ilości porzuciłabym chyba tylko coś, w czym znalazłabym robaka albo pleśń.

      „Czy koszulki przypadkiem by nie odpadły, gdyby prażyć je? W końcu z prażonych orzechów skórki zazwyczaj odskakują>” – Możliwe, że tak by się stało. Ale nie krzywdź moich fantazji! :P

      1. Bez przesady. Pół kostki wielkości takich bellaromowych to tak (czyli… 10-20 gramów?). Chyba nigdy nie napisałam recenzji na podstawie kawałeczka małej kostki (takiej jak np. Milki 100 gramowe?). Kostka kostce nierówna. I… jak przy kostce, w jej trakcie, odpycha mnie np. chemia czy coś to naprawdę… po co się katować większą ilością? Poza tym… serio często mi się to nie zdarzało, a czuję, że mnie ciągle za to punktujesz / wypominasz jakby to była moja stała praktyka. :P

        Haha, lubię takie fantazje. Podrzucę Ci swoją niedawną – ciasto z raw bara. A naprawdę był to… krem do smarowania.

        1. A Zotter, którego mi wysłałaś? Są takie (Twoje) drobnostki, które wprawiają mnie w irytację. Nic nie poradzę. Życie :P

          1. Ale co Zotter, którego Ci wysłałam? Chodzi Ci o to, że sobie kawałek odłamałam taki mały? Tak, bo to była moja druga posiadana tabliczka, więc zjadłam całą swoją (65g), a potem jeszcze odłamałam kawałek od Twojej, by przy kolejnej degustacji innej mlecznej 70 % porównać ją. Jakoś nie pomyślałam, by sobie od tej pierwszej część zostawić do porównania.

            1. Bo pamiętam ją dobrze, więc do porównania już wystarczyła mi tylko taka drobinka. I by kolor / przekrój porównać tak… namacalnie.

            2. Wiem, że druga. Napisałaś o tym w liście, który musiałam sobie odświeżyć, żeby stworzyć wstęp do recenzji. Mimo wysokiej oceny przyprawiła Cię o zgrozę, a i tak postanowiłaś skatować się ponownie. Na dodatek ilością o wadze ziarna pieprzu :P

              Mam nadzieję, że się nie pogniewałaś. Każdy człowiek mnie czymś irytuje. Różnicę robi fakt, czy jest to irytacja, przez którą nie chcę kogoś znać, czy taka, na którą macham ręką, bo wolę utrzymać relację.

              1. No i nadal nie widzę niczego złego w tym, że do katowania się drugi raz (!) wzięłam tylko mały kawałeczek. Tak samo jak to, że nie jem więcej słodyczy, które odrzucają mnie po małej ilości, w których na podstawie małej ilości można stwierdzić, że nie chce się mieć ich więcej w ustach. To tak jak np. wyplucie kawałka setki – po prostu już WIESZ, że nie masz w niej czego dla siebie szukać.

                Niee, mnie trudno jest czymś obrazić (w przypadku osób, na których mi zależy). Irytacja jest ludzka i czasem nawet zdrowa. Zwłaszcza uzewnętrznianie jej. Tak jak frustracja (jeszcze zdrowsza). Wiedziałaś, że dziecko musi być frustrowane (w odpowiedniej ilości), by się prawidłowo rozwinęło? Miałam to na wykładach z psychologii (obstawiam, że też miałaś przedmiot tego typu).

                1. Przedmiot miałam, ale nie pamiętam tego z zajęć. Czytałam za to o tym w książce. Przykładowo dziecko musi ulegać frustracji nieposiadania matki na wyłączność, żeby mogło rozwijać się jako człowiek, a przy okazji zbudować poprawne relacje z matką (która nie jest tylko jego) i ojcem (który „kradnie” uwagę matki).

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.