Sześć lat i trzy miesiące. Dokładnie tyle – wszak od założenia bloga – czekałam na zrealizowanie jednego z planów recenzenckich wypisanych w notatniku. Jeszcze więcej czasu dzieli mnie od ostatniej degustacji popularnego rogalika 7 Days, którego lubię, odkąd pamiętam. A może już nie lubię…? Sporo się mogło zmienić – od receptury rogala Chipity po mój gust. Droga do poznania odpowiedzi była tylko jedna.
Ważne! W internetach ludziom zdarza się pytać – co lepsze: Chipicao czy 7 Days? W rzeczywistości pytanie jest bezzasadne. Oba rogale produkuje Chipita, oba ważą 60 g, w obu znajduje się to samo nadzienie. Słodycze podzielają skład i wartości odżywcze od pierwszej litery po ostatnią cyfrę. Innymi słowy: Chipicao czy 7 Days kakaowy to dokładnie ten sam rogalik. Różnią się opakowaniem i ceną, ponieważ pierwszy został skierowany do dzieci i zawiera (śmieciową) naklejkę, drugi zaś ma skusić dorosłych.
Chipicao Croissant – rogalik z nadzieniem kakaowym dla dzieci
Rogalik kakaowy Chipicao to wzorowy przedstawiciel ciastek-kapci z worka. Niby został wykonany z ciasta francuskiego (raczej półfrancuskiego), ale jakiejś dziwacznej formy. Ordynarnej, syntetycznej i skapcaniałej. Odznacza się barwą tłuszczową i zworkową. Nosi ślady po trzech wtłoczeniach nadzienia. Został bogato wypełniony kremem. A przynajmniej mnie trafiła się atrakcyjna sztuka, wszak bywa różnie.
Chipicao Croissant marki Chipita dostarcza 452 kcal w 100 g.
Rogalik z nadzieniem kakaowym dla dzieci waży 60 g i zawiera 271,5 kcal.
Wiele – dziesięć? więcej? – lat niejedzenia Chipicao i 7 Daysów, a ja rozpoznaję zapach tak szybko, jakbym jadła rogalika zaledwie dzień wcześniej. Jest kompilacją chamskiego ciastka z worka, słodkiego kakao (ale nie kakałka!; to głębokie kakao z nutą alkoholową), delikatnego kwasku i syntetycznej goryczki. Cudo!
Rogal Chipicao okazał się miękki niczym poduszka wypełniona puchem. Pod palcami zdaje się suchy-ale-tłusty. Jest jednocześnie kawałem suchej buły (z uwagi na co zapycha) i gąbką, która wciągnęła tłuszcz (olej pokrywa podniebienie i język, czuć go także w smaku ciasta).
Największe zaskoczenie stanowiło skapcaniałe ciasto a la półfrancuskie. Nie pamiętam, czy było takie zawsze, czy Chipita dokonała składozmian. Tak czy owak, smakuje… gorzko! Gorycz obecna jest w każdym milimetrze i zostaje do ostatniej sekundy degustacji. U boku ma laboratoryjne ciasto, pszenność i stary tłuszcz. Zewnętrzna warstwa rogalika kakaowego rwie się na podobieństwo ciasta francuskiego, środek zaś jest sucho-tłusty, napowietrzony i… klasycznie drożdżowy? Przywodzi na myśl nadmuchane pączki.
Serce Chipicao należy do kakaowego kremu wpakowanego do rogala za pomocą maszyny wtłaczającej. Jest bajecznie gęsty, lecz jedynie wstępnie. Ma wodnistą bazę, toteż rozpuszcza się na zero. Prawdopodobnie cechują go jednolitość i aksamitność (nie odnotowałam proszkowatości). Smakuje kakao słodkim, ale głębokim (jak krem kakaowy z wafli, nie jak kakałko do picia dla dzieci). Podziela rodzaj alkoholowości występującej w Pawełkach Wedla, niemniej oferuje tę nutę w maleńkiej dawce.
Kakaowy rogalik Chipicao zdecydowanie nie jest dla wszystkich. Nie polubią go osoby wyczulone na tłustość, ponieważ – mimo znacznej suchości – otłuszcza palce i jamę ustną, a także funduje staroolejowy smak. Narzekać mogą śmiałkowie niemający pod ręką napoju, jako iż rogalik nieco zapycha. Wzgardzą nim również antyfani syntetyczności i degustatorzy wyczuleni na dziwne nuty, wszak motyw przewodni ciasta podejmuje syntetyczna gorycz. (O piewcach zdrowego odżywiania better nie wspominać).
Nie ulega wątpliwości, że rogalik kakaowy Chipicao Chipity stanowi twór esencjonalnie plebejski i ordynarny. Doskonale oddaje to, czym jest – kapciowatym rogalem z długą datą ważności, tworzonym w fabryce i upychanym w plastik. Uwielbiam go z całym wachlarzem wad i obrzydliwości.
Ocena: 5 chi
Skład i wartości odżywcze:
Skład: ciasto: mąka pszenna, oleje roślinne (olej palmowy, olej słonecznikowy), cukier, syrop glukozowo-fruktozowy, drożdże, sól, stabilizator (mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych), wanilina, regulator kwasowości (kwas cytrynowy), substancje konserwujące (propionian wapnia, sorbinian potasu). Nadzienie kakaowe 23%: cukier, olej palmowy, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, mleko w proszku odtłuszczone, alkohol etylowy, emulgator (estry kwasów tłuszczowych i poliglicerolu), wanilina, substancja żelująca (alginian sodu), substancja konserwująca (sorbinian potasu). Nadzienie kakaowe zawiera 7% kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu. Może zawierać: jaja, orzeszki ziemne, orzechy laskowe, migdały, pistacje, orzeszki pekan, nasiona sezamu, seler. Nieodpowiednie dla dzieci poniżej 3 lat.
Kalorie w 100 g: 452 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 28 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 14 g), węglowodany 42 g (w tym cukry 17 g), białko 7 g, sól 0,42 g.
Ranking 7 Daysów
I miejsce – 7 Days karmelowy
II miejsce – 7 Days spumante
III miejsce – 7 Days cream&cookies orzechy laskowe + ciastka
IV miejsce – 7 Days cream&cookies wanilia + ciastka kakaowe
V miejsce – 7 Days Peanut
VI miejsce – 7 Days Hazelnut
VII miejsce – 7 Day’s kakaowy & Chipicao
Nie miałam dotąd pojęcia, że te rogale to jeden producent 😯
!!! O tym akurat wiedziałam od dziecka :P
Te rogaliki pamiętam doskonale. Uwielbiałam zbierać z nich te małe karty kolekcjonerskie z tym chłopcem, ostatnio je nawet znalazłam i to całkiem pokaźny zbiór. Jednak mimo to, wolę klasyczne 7 Day’s, zwłaszcza wersje duo z kokosowym kremem, wiśniowym, a z klasycznym posmakował mi morelowy, który dostałam od wujka pracującego w pepsico, gdy udało mi się pokonać anoreksję.
Nie wiem jednak, czy jest dostępny od ręki w sklepie, bo go nigdzie nie spotkałam, a jest moim zdaniem warty chociaż spróbowania.
Nigdy nawet nie widziałam 7 Daysa morelowego. Jako iż truskawkowy był moim ulubionym, myślę, że morelowy także skradłby mi serce.
5 chi i dopiero siódme miejsce w rankingu? Widzę, że powrót do 7daysów był przyjemnym doświadczeniem :) Obstawiam na pierwszym miejscu karmelowy, a na drugim Spumante.
Tak, barrrdzo przyjemnym :)
Czy ja Ci czasem nie napisałam co nieco o czołówce rankingu na FB? ;>
Nie wprost. Napisałaś tylko że polecasz mi spróbować karmelowego.
No to zobaczymy, czy zgadłaś, czy nie. Ja zupełnie nie wiem.
Zniszczyłas mi dzieciństwo, zawsze myślałam że 7Days i Chipicao to dwa zupełnie różne rogaliki (i co najśmieszniejsze zawsze smakowały mi inaczej, nie wiem czemu xD). No i w sumie wolałam właśnie Chipicao ze względu na naklejki :D goryczy nie pamiętam, na pewno kojarzę za to że ciasto i nadzienie są dość mało słodkie, za to mocno tluste, zapychające no i co najważniejsze – alkoholowe i sztuczne. Niby brzmi oblesnie, alenl kurcze, ma w sobie skurczybyk coś uzależniającego i pysznego :D
Niewątpliwie umieszczają w 7 Daysach jakiś uzależniający składnik – lep na masy – bo mimo ogromnej sztuczności i wieeelu minusów są doskonałe.
Co do planów – ja zaniechałam zupełnie ze dwóch takich większych, które towarzyszyły zakładaniu mojego bloga.
Co do rogali – 7 Daysów ja z kolei nigdy nie lubiłam, ale we wcześniejszym dzieciństwie jeszcze uważałam je za zjadliwe, Mama w miarę lubiła, ale potem ja już nie jadłam, a ona uznała, że bardzo się pogorszyły. Obie jednak zawsze z niechęcią patrzyłyśmy na Chipicao. Tę wersję jadłam może raz w życiu? A może i nie. Mama utrzymywała i nadal tak twierdzi, że smakowo jest gorszy od 7Daysa, jak to mówi: „gorszy, a droższy”. Wiedziałam od wczesnej młodości, że to ten sam producent, więc i nigdy się tym specjalnie nie interesowałam – bo nie dla mnie to zupełnie. Czy takie same, czy trochę inne. Tylko… chipitowe naklejki zdarzało mi się kraść. xD Mama jednak kiedyś uparcie twierdziła, że Chipicao jest mniej wyrazisty, a słodki, jego nadzienie słodko-mdłe. Może kiedyś były inne? Kojarzę, że Zoo Leibniz miały kiedyś 1 % masła i olej palmowy (tak mnie to kieedyś z Mamą oburzyło, że do marki niechęci nabrałyśmy i to nieźle; a przy tych ciastkach zaniechałam właśnie jednego z planów), teraz oleju nie mają, mają więcej masła. Ze zmianami nigdy nie wiadomo. Tym bardziej po tyyylu latach.
No, ale rogal jest rogal, a nie jak zwykle odlatuję.
„Może zawierać: (…), seler” – pewnie naciowy! Wiemy już, dlaczego od dziecka tego rogala wręcz nienawidzę! Nie no, już serio wracam.
Rzeczywiście bogato wypełniony Ci się trafił, ja zawsze pamiętam, że wszyscy nadzień szukali wręcz. xD I nawet pamiętam, że jedna końcówka była bez nadzienia, a druga wypełniona – taka nierówność. Ale… nie pamiętam, o którą wersję chodziło. O obie?
Alkoholowe kakao? Zapach tego z rogali zawsze odbierałam jako jakieś sfermentowane, spocone i sztuczne. Alkohol kręcił małą mnie, a nadzienie nigdy nie wydawało mi się alkoholowe.
Ta suchość i tłustość z kolei odkąd pamiętam mnie obrzydzała. Gorzka skóra była obrzydliwa w moim odczuciu. Znaczy piszę o 7Daysie – najpierw go tak jakbym obierała z niej, zjadając, a częściowo ją wyrzucając, najgorszą część, a potem resztę. Zawsze musiała być więc gorzka.
Mama też skóry nie lubiła, a nadzienie Pawełkowo się jej nie kojarzyło. Po jej komentarzach, recenzji i na podstawie wspomnień, utwierdzam się w przekonaniu, że mimo wszystko musieli trochę to pozmieniać, jak wiele produktów. Czuję, że teraz mimo wszystko pchają w to więcej chemii. Nigdy nie lubiłam, ale nie pamiętam, bym szczególnie właśnie na chemię narzekała. Na chemiczny smród to narzekałam, jak ktoś jadł owocowe wersje. Truskawkowych rzeczy nie lubiłam, więc ta mnie dosłownie mordowała, a morela zawsze była tak sztuczna jak z jakiś żelko-gum, że… no, cierpiałam (ciekawe, czy inni, jedzący te rogale, cierpieli podobnie z powodu moich kanapek).
Poczułam się jednak jak dziecko (więc… dziękuję? :D bo często przy powrotach do czegoś z dzieciństwa można poczuć się raczej jak starucha). Znów zabiłaś mi ćwieka, jak to coś może smakować?! Haha, a jednocześnie wiem, jak wiele osób lubi. Tylko po prostu… nie rozumiem, jak Tobie mimo wszystko może to smakować, skoro już serio coraz więcej nieprzyjemnych posmaków wyczuwasz, słodycz często jest Ci za wysoka itp. Bo nie uwierzę, że sam sentyment tak działa. :>
Jest, czym miał być – w sumie racja, z drugiej… to smutne, że większość świata uważa takie rogale za dobre dla dzieci. Jestem za złotym środkiem, jak zawsze, nie żeby tam przesadnie na siłę każdego zdrowo odżywiać, ale są pewne granice. Pewnymi działaniami producentów jestem zniesmaczona i nawet nie marzę, że to się zmieni, bo jestem pesymistką.
E tam, rogal Chipicao jest idealny dla dzieci. Żółte opakowanie to prawie jak złote, a sama napisałaś o złotym środku.
No tak, i nawet ten gąbko-ser (Lilka ma maskotkę taką z lumpeksu) jest na opakowaniu, więc powinnam się cieszyć.