Na koniec słodkiej przeprawy przez nadziewane rogaliki Chipity zostawiłam mojego wieloletniego ulubieńca: 7 Daysa spumante. Jako dziecko preferowałam 7 Daysa truskawkowego i to jego kupowałam przede wszystkim, jednak kiedy owocowy słodycz zniknął ze sklepów, przerzuciłam się na wersję szampańską. Spodziewałam się, że podczas ośmiodniowego testu rogali zmiażdży konkurencję.
7 Days Croissant – rogalik z nadzieniem z winem musującym spumante
Jak wspomniałam w recenzji rogala karmelowego, on i 7 Days spumante mają te same wartości odżywcze, a jednak dostarczają inną liczbę kalorii. Najwyraźniej Chipita przeprowadziła testy na wielbicielach kapci z worka i odkryła, iż wino musujące oblepia biodra bardziej niż flan karmelowy.
7 Days Croissant Spumante marki Chipita dostarcza 457 kcal w 100 g.
Rogalik z nadzieniem z winem musującym spumante waży 60 g i zawiera 274,5 kcal.
7 Days spumante niemal zabił mnie zapachem. Nie myślcie sobie jednak, że śmierdzi! Wręcz przeciwnie: byłaby to śmierć z rozkoszy. Sssłodziutkie nadzienie mleczno-szampańskie zapuściło korzenie w moim sercu wiele lat temu, teraz zaś wiatr przywiał jego aromat, a szeleszcząca korona przekazała drżenie aż do korzeni. Słodki szampan lekko kręci w nosie i stawia przed oczami doskonałe czekoladki Truffel Marc de Champagne Niedereggera. Czasem żałuję, że w aromatach nie da się wytarzać.
Szampański 7 Days zawiera ogrom kremu, co zapowiada doskonałą degustację. Wydał mi się najsuchszy ze wszystkich wariantów, acz zakładam, że to kwestia sztuki. Nadal jest suchy-ale-tłusty. Nadal też stanowi przedstawiciela ciasta półfrancuskiego, więc można go rwać długimi warstwami-płatami.
Ciasto 7 Daysa spumante jest puszyste, leciutkie, napowietrzone, nadmuchane. W smaku gorzkawe, słodkie, pszenne, do bólu syntetyczne. Przywodzi na myśl babeczkę z worka z terminem ważności liczącym sto lat i jeden dzień. Tło stanowi stary olej, który przy okazji odkłada się na podniebieniu cienką warstewką.
Jakiż plebejusz nie lubi pączków, bułek czy rogali z nadzieniem, w których nadzienia jest nieprzyzwoicie dużo? Szampański 7 Days spełnia oczekiwania kremowych sympatyków. Do zalety ilości dochodzi błoga konsystencja: idealnie aksamitna, budyniowa, kleista. Mało tego! Tym razem nadzienie wydaje się prawdziwie gęste, nie zaś tylko gęstawe (nie ma wodnego wykończenia). Jest bardzo słodkie, ale też mocno alkoholowe. Smakuje mlecznie, szampańsko i marcdechampagne’owo.
7 Daysa spumante wiele łączy z pozostałymi rogalikami Chipity. Stanowi syntetyczną, nadmuchaną i zapychającą bułę. Suchą i tłustą zarazem. Mogącą przetrwać dłużej niż hamburger z McDonald’s. Idealną do zasilenia postapokaliptycznych rezerw żywności. Jednocześnie jest to rogalik wyjątkowy, bo jako jedyny zdaje się mieć nadzienie wykonane nie na wodzie, lecz na tłuściutko-śliskim kremie.
Smak szampańskiego 7 Daysa to poezja – nie zmieniłam zdania sprzed lat. A przynajmniej nie w tym względzie. Okazało się jednak, że w starciu z rogalem karmelowym otrzymał ranę nie do wyleczenia. Obecnie stawiam go na drugim miejscu, mniej więcej na równi z 7 Daysem cream&cookies orzechowym z ciasteczkami. Wyboru pomiędzy nimi zapewne będę dokonywała zależnie od ochoty na dany smak.
Ocena: 6 chi
Skład i wartości odżywcze:
Skład: ciasto: mąka pszenna, oleje roślinne (palmowy, słonecznikowy), cukier, stabilizator (mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych), syrop glukozowo-fruktozowy, drożdże, sól, wanilina, regulator kwasowości (kwas cytrynowy), substancje konserwujące (propionian wapnia, sorbinian potasu). Nadzienie z winem musującym spumante 23%: cukier, olej palmowy, mleko w proszku odtłuszczone, alkohol etylowy, żółtko jaja w proszku, wino musujące spumante 0,5%, emulgator (estry kwasów tłuszczowych i poliglicerolu), aromat, stabilizator (guma celulozowa), substancja konserwująca (sorbinian potasu), laktoza (z mleka). Może zawierać: orzeszki ziemne, orzechy laskowe, migdały, pistacje, orzeszki pekan, nasiona sezamu, seler.
Kalorie w 100 g: 457 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 28 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 16 g), węglowodany 43 g (w tym cukry 18 g), białko 6 g, sól 0,45 g.
Ranking 7 Daysów
I miejsce – 7 Days karmelowy
II miejsce – 7 Days spumante
III miejsce – 7 Days cream&cookies orzechy laskowe + ciastka
IV miejsce – 7 Days cream&cookies wanilia + ciastka kakaowe
V miejsce – 7 Days Peanut
VI miejsce – 7 Days Hazelnut
VII miejsce – 7 Day’s kakaowy & Chipicao
Mój ulubiony rogalik:),zjadałam go zawsze listek po listku ciasta tak aby zostawić samo nadzienie które na koniec wyjadałam samo z lubością mniam mniam. Wszystkie inne smaki jadłam standardowo gryzek za gryzkiem:).
Ja każdy wariant jem, rwąc go na warstwy. Świetna zabawa :)
Pomimo podjętej próby nie udało mi się wczoraj kupić żadnego z wybranych smaków 😳 celowałam w kaemelowy, a dalej w mój ukochany do tej pory nr 1 czyli spumante. No cóż. W spółem mieli tylko kakaowe 60g i mini. Oraz orzechowe. W pewnym momencie dostrzegłam inne mini ale to nie było żółte opakowanie na brzegach, a granatowe. Czytam a tu nadzienie waniliowe :/ no wiecie co … nawet nie wiedziałam że takie są. Ale nie spojrzałam na och gramature. Paczuszka była malutka. Bardzo. Czy istnieją jeszcze mniejsze gramowo opakowania tych małych które znam ? Nie ryzykowałam smaku. Za drogie były, ale wagę sprawdzę dziś jak będę w spolem.
W Auchan nie było w ogóle w tym miejscu co zwykle można je było znaleźć… na pieczywie też nie. Jak zwykle kłody pod nogi ;) na standzie wyłożyli te powiększone gramowo wszystkie smaki. Nawet waniliowo truskawkowe ale jakoś na owocowy wsad mnie nie ciągnęło :/
W Biedrze tylko maxi z kremem ciasteczkowym kakaowym w dobrej cenie. Wróciłam bez niczego :( dziś muszę ponowić polowanie. Dawno żadnej odmiennej rzeczy nie jadłam. A na redukcji trzeba sobie humor poprawić :D
W moim Społem akurat jest ogrom spumante i karmelowych. Na gramaturę maluchów nigdy nie patrzę, więc nie wiem.
A ja w całym Szczecinie nie odnalazłam tych 7daysow :'( zniknęły nagle ze sklepów … w Carrefour ich nigdzie nie było :( Pani którą o nie zapytałam była w szoku… może to przez ten podatek cukrowy zrezygnowali z produkcji !?
Podatek cukrowy dotyczy napojów gazowanych.
Zgadzam się, że nadzienie jest cudowne, byłabym zachwycona gdyby istniało w postaci kremu do smarowania. Natomiast buła jest dla mnie niezjadliwa: sucha, sztuczna i zapychająca. Jej obrzydliwość tak psuje całokształt, że nie planuję kolejnego powrotu do 7daysa w najbliższych latach.
Prawdopodobnie jadłaś stare 7 Daysy, bo normalnie one nie są suche. Ale rzeczywiście bardzo często w sklepie leżą takie… zleżałe.
Michu, trochę żartem, a trochę serio, 7 Days powinien być „świeży” nawet po dziesięciu latach leżenia niczym hamb z Mc :P
Tak właśnie przypuszczałam po przeczytaniu wczorajszego komentarzu. Cóż, więcej dla mnie!
Ciekawe czy wersja mini też zachowała swą cudowność? 😏🤔
Myślę, że tak :)
Ach, konsystencja nadzienia brzmi cudownie, ale smak? Dla mnie wydaje się lekko przerażający :D alkohol jeszcze ok, mleko jak najbardziej, ale szampan… Ech, nie lubię ani szampana ani słodyczy z nim :D gdyby to był adwokat to spoczko, ale taki smak wydaje się bardzo nie mój :D
O, z adwokatem też bym zjadła.
Oj rwałabym go, rwała ;P …
<3
Jak się ma Twoim zdaniem ilość nadzienia do kaloryczności? (niektóre sztuki są bogato wypełnione a inne niemal go pozbawione)
Prawdę mówiąc, zupełnie się tym nie przejmuję. Nawet kaloryczność podana na opakowaniach jest szacunkowa, bo w praktyce do jednej partii sypnie się trochę więcej cukru, do innej trochę mniej. Jedna czekolada z orzechami ma dziesięć orzechów, inna dwa. Wracając do pytania, moim zdaniem – zresztą taki jest fakt – zdecydowanie ma to wpływ na kaloryczność, ale póki nie wymyślą domowych maszynek do sprawdzania kaloryczności konkretnych produktów, trzeba wrzucić na luz. Na przeciwległej szali znajduje się kompletna utrata nerwów.
Może to głupie, ale moje zboczenie zawodowe każe uświadomić, że de facto ilość kalorii w każdym produkcie jest inna, a to ile z niej wchłoniemy też nie jest 100% stałą. Skład naszych soków trawiennych (kwas iść soku żołądkowego, prawidłowa wydajność trzustki, prawidłowa, ale też zmienna z dieta produkcja żółci) , dokładność przeżucia, zawartość różnych frakcji błonnika w innych , spożytych nieco wcześniej lub nieco później posiłków, skład naszej flory bakteryjnej, stan naszego nabłonka jelitowego i szybkość pasażu – to tylko co ważniejsze zmienne tego ile kcal uzyska dany organizm z danego produktu… Właściwie wyłącznie w przypadku czystej glukozy ten współczynnik wynosi równe 1.
Uwielbiam takie ciekawostki, więc nie krępuj się <3
Nie zagłębiając się, w co i jak, obstawiłam, że ten wariant nadal będzie Twoim nr 1. O, jako dziecko preferowałaś truskawkowego – zabawna sprawa, bo właśnie ja jako dziecko nienawidziłam wszystkiego, co truskawkowe, a truskawki ubóstwiałam wręcz.
Myślę, że 7Daysy śmierdzą. Wiem to. W moim odczuciu to smród. Tak jak moje ziemie i paczule dla wielu osób (w tym Mamie) śmierdzą. Przechodzę nad tym do porządku dziennego. Szampan mnie brzydzi, takie smaki też. Nie pasuje mi na logikę do takiego rogala, nawet nie umiem wytłumaczyć, dlaczego. Chyba wydaje mi się to smak za słodko-nijaki do takich rogali. Zbyt neutralny, jasny? Także toffi by mi nie pasowało – tak na logikę, nie subiektywnie. Karmel tak. Z alkoholowych? Nie wiem… adwokat jakiś? Jakiś likier kokosowy – o! Wiem, że na pewno nie np. czerwone wino… chyba że krem czekoladowy miałby nim smakować. Ale nie jako wariant sam w sobie.
Napisałaś, że „można go rwać długimi warstwami-płatami” – hm… czyżbyś jadła go tak… obierając-rwąc?
Kolejna śmieszna rzecz, bo ciasta tych rogali za nic nie nazwałabym puszystym, ale napowietrzonym jak najbardziej. Przy czym to nie krytyka, a neutralne nazewnictwo moje.
Jestem też ciekawa – dlaczego zawsze olej STARY? Nie robią tego na świeżym? Nie mogliby robić, jeśli nie robią? A może to od paczkowania?
Nie wiem, jak można nie lubić pączków, rogali z nadzieniami z dużą ilością nadzienia właśnie. Wiem jednak, że można: „bo jak tego dużo, to tak wycieka, tak brudno się to je” albo „ciasta / bułeczki mało”. Czego ja nie rozumiem, bo jak chcę coś z nadzieniem to z nadzieniem. Gdybym lubi pączkowate twory, ale nie nadzienia, robiąc zakupy wzięłabym czystą bułkę słodką (są pewnie jakieś?) lub donuta.
O! Niewodniste nadzienie? A gęste?! To brzmi dobrze i obiektywnie, i subiektywnie. Reszta już jednak brzmi dla mnie bardzo źle. I zdziwiło mnie… że nadzienie nie wali spirytusem. Myślałam, że coś takiego tu przeczytam (nie jako krytyka, ale stwierdzenie, bo może być coś mocno alkoholowego, aż spirytusowego, ale do uznania za smaczne przynajmniej przez niektórych).
Swoją drogą, przy kremie aż się zdziwiłam, że w sumie jego samemu smakowi, jak to się zgrywa z ciastem itp. poświeciłaś niewiele słów. Ogólnie właściwie mam takie wrażenie (to tylko obserwacja). Dalej! Naszła mnie myśl, że gdybym często jadała zwykłe słodycze… musiałabym być chyba innym człowiekiem, bo nigdy bym nie zapewniła sobie takiego „posiedzenia z czymś słodkim”, jakie lubię najbardziej.
PS Ty tak pisałaś o truskawkowym, moja recenzja Lindora i coś mi się przypomniało. Kieeedyś byłam u wujka na Śląsku z rodzicami i coś mi się kojarzy 7Days pomarańczowy. Ja nie jadłam, a wspomnienia są mgliste i się zastanawiam, czy w ogóle istniał taki, czy sobie wymyśliłam, haha. W internecie znalazłam Double, ale nie powiedziałabym, że to ten (albo wszystko mi się już pomieszało – najprędzej). Kojarzysz coś?
„Napisałaś, że „można go rwać długimi warstwami-płatami” – hm… czyżbyś jadła go tak… obierając-rwąc?” – Każdego 7 Daysa obowiązkowo jem w ten sposób :)
„Jestem też ciekawa – dlaczego zawsze olej STARY? Nie robią tego na świeżym? Nie mogliby robić, jeśli nie robią? A może to od paczkowania?” – Może to tylko moje odczucie, inni zaś czują olej świeży bądź nie czują go wcale.
„Nie wiem, jak można nie lubić pączków, rogali z nadzieniami z dużą ilością nadzienia właśnie. […] Gdybym lubi pączkowate twory, ale nie nadzienia, robiąc zakupy wzięłabym czystą bułkę słodką (są pewnie jakieś?) lub donuta.” – Wyobrażam sobie sytuację, w której kupujący wybiera produkt x z nadzieniem, mimo iż nie lubi nadzienia i je wyrzuci, ponieważ ciasto wytwarza się w inny sposób niż to w odpowiedniku bez nadzienia.
Pomarańczowego zupełnie nie kojarzę. To chyba mityczny twór :P
Yeah! Już jak przychodziło mi jeść… o tak, zrywanie skóry itd. Obowiązkowo, jak obgryzanie KitKatów albo wsadzie palców w dołki w czekoladkach Kinder. Nie mogłam się powstrzymać.
Nie uwierzę, że oleju / tłuszczu przy tych rogalach ktoś wcale by nie czuł. :P
A faktycznie. Albo kupi pączka, bo chce zwykłego pączka, ale zamiast owocowej marmolady ze środka trafia na bliżej nieokreślony białą grudę (Mama kiedyś przerażona tak przybiegła do mnie z pytaniem, co to może być, haha).