Danone, Łagodny jogurt z ziarnami, orzechami i miodem

Wiele lat temu – w czasach licealnych i wczesnostudenckich – jednym z moich ulubionych jogurtów był Naturalny jogurt z ziarnami zbóż. Uwielbiałam go za konsystencję, smak, zapach, mnogość dodatków, a nawet wagę większą od preferowanej na co dzień. Krótko mówiąc: za wszystko.

Od tamtego okresu do dziś jogurt Danone’a uległ wielu przeobrażeniom składu, wartości odżywczych, nazwy i szaty graficznej. Naprawdę wielu. W zasadzie nie znam drugiego deseru mlecznego – ani w ogóle produktu spożywczego! – który zmieniałby się tak często. Obecnie nazywa się Łagodny jogurt z ziarnami, orzechami i miodem. Jako taki zasłużył na nową recenzję.

Danone, Lagodny jogurt z ziarnami, orzechami i miodem, copyright Olga Kublik

Łagodny jogurt z ziarnami, orzechami i miodem

W recenzji opublikowanej w 2016 roku ukazałam zmiany szaty graficznej i nazwy jogurtu z ziarnami Danone’a. Dziś do łańcuszka wypada dokleić kolejne, szóste zdjęcie (o ile poprzednia piątka jest kompletna, za co nie ręczę). Który wygląd przekonuje was najbardziej i dlaczego?

Łagodny jogurt z ziarnami, orzechami i miodem marki Danone dostarcza 92 kcal w 100 g.
Jogurt naturalny z ziarnami, bakaliami i miodem waży 175 g i zawiera 160 kcal.

Danone, Lagodny jogurt z ziarnami, orzechami i miodem, copyright Olga Kublik

Baza Łagodnego jogurtu z ziarnami, orzechami i miodem pachnie kwaśno-słodką śmietanką z echem maślanki. Na tym tle rozwija się wyrazisty wątek bakalii. Przede wszystkim orzechów włoskich i rodzynek. Aromat jest suszony, ale świeży w sensie nieprzesuszonym. Do tego zdrowy, cudownie słodki.

Niestety jogurt z ziarnami Danone’a nie jest tak gęsty, jak bym tego chciała. Jest jedynie gęstawy. Ponadto aksamitny, idący w stronę kremowej drożdżowości. Ma przepiękny beżowy kolor.

W jogurcie znajduje się mnóstwo dodatków:

  • rodzynki: duże, całe, mięciutkie i napęczniałe, jakby zalane wcześniej wrzątkiem (albo pozostające ogniwem pomiędzy rodzynkami i winogronami), słodziutkie,
  • orzechy (i migdały): posiekane, mięsiste, sprężyste, odpowiednio chrupiące, miękkawe od zalegania w jogurcie (zawilgocone), gorzkawo-plastikowe, lecz w sposób atrakcyjny i uzależniający,
  • zboża: kawałki ze skórkami wielkości opisanych wyżej orzechów, sprężyste,
  • płatki zbożowe (?): całe, napuchnięte, mięciutkie, bez łusek.

Słodycz jogurtu Danone’a jest wyrazista, acz zdecydowanie nie miodowa (i dobrze). Cukrowa też nie. Może melasowa? Suszonoowocowa? Nie mam doświadczenia z cukrem trzcinowym, który występuje w składzie, więc nie wykluczam, iż po prostu charakterystyczna dla niego. Co istotne: nie jest przesadna. Poza nią w deserze czuć łagodną orzechowość rodem z syropu orzechowego.

Danone, Lagodny jogurt z ziarnami, orzechami i miodem, copyright Olga Kublik

Łagodny jogurt z ziarnami, orzechami i miodem – czy jakkolwiek go Danone nazwie – to deser absolutnie cudowny. Taki był, jest i będzie. A przynajmniej mam nadzieję, że nie ulegnie pogorszeniu. Cechują go wspaniała kremowość, bajeczna aksamitność, drożdżowe zakusy, orzechowawy smak słodzony melasą/suszonymi owocami, mnogość dodatków o atrakcyjnych konsystencjach.

Jedyny minus jogurtu z ziarnami Danone’a to nierozwinięta gęstość. Deser mleczny jest rzadki niczym jogurt pitny, w związku z czym można go przechylić i wypić. Może się czepiam, w końcu to nie serek ani jogurt grecki, ale znam klasyczne jogurty o większej gęstości. Wiem, że się da, a owa świadomość nie pozwala mi wystawić unicorna smaku. Może uda się po kolejnej (nieuniknionej) transformacji.

Ocena: 6 chi ze wstążką


Skład i wartości odżywcze:

Skład: jogurt naturalny, cukier trzcinowy, rodzynki, ziarna zbóż 0,8% (jęczmień, pszenica), orzechy włoskie 0,2%, orzechy laskowe 0,2%, migdały 0,2%, miód 0,1%, koncentrat soku z cytryny, naturalny aromat.

Kalorie w 100 g: 92 kcal

Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 3 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 1,7 g), węglowodany 11,7 g (w tym cukry 11,1 g), błonnik 0,3 g, białko 4,3 g, sól 0,14 g, wapń 147 mg.

25 myśli na temat “Danone, Łagodny jogurt z ziarnami, orzechami i miodem

  1. Gdyby nie ten cukier w składzie zapewne skusiłabym się na niego. Ale nie. Podziękuję. Pewnie niczym nie odbiega od mojej wersji domowej ;) jogurt, płatki bakalie i miód ❤ kocham ;)
    Ja się zatrzymałam na opakowaniu z krową :D nawet bym nie wiedziała, że produkt ten ulegał tylu przemianom ;) jak zwykle mnie zaskoczyłaś ;)
    Dlaczego „deser” ?

  2. Zawsze robię taki jogurt w domu jak najdzie mnie ochota, ale jak dowoedziałam się o takim jogurcie, przez jakiś czas na niego polowałam, jednak nigdzie nie mogłam go znaleźć.
    Pozostaje mi cieszyć się wersją domową, chociaż może kiedyś uda mi się go dorwać na próbę.

    1. Co rozumiesz przez „drożdżowość”? Smak/aromat świeżej drożdżówki? Surowego zaczynu drożdżowego? Czy te ziarna mają formę podobną do ugotowanej kaszy pęczak, czy jakąś inną?

      Teraz zdałem sobie sprawę, że taki ciąg pytań może wyglądać dosyć agresywnie, więc dla złagodzenia:
      Pozdrawiam :)

        1. Zupełnie nie drażnią mnie pytania, także zadawaj je w przyszłości śmiało. Byle nie sto w jednym komentarzu :P Pozdrawiam również :)

          A zatem:
          – W tym wypadku poprzez drożdżowość rozumiem sympatyczną gęstość drożdży rozrobionych w niedużej ilości wody.
          – Tak, ziarna odznaczają się podobną konsystencją do pęczaku, ale tylko pod kątem „wstępnej twardości”. Mają bowiem miększe brzuszki od owej kaszy i jędrniejsze skórki.

  3. Uwielbiałam go i za czasów opakowania numer 1 albo 3 (nie pamiętam bo są podobne) jadłam nałogowo. Potem jakoś zapomniałam o jego istnieniu. Chyba czas na powrót.

  4. Jakoś za produktami Danone nigdy nie przepadałam, tak bez emocji. Jogurtów z ziarnami natomiast nie cierpię odkąd pamiętam – a nawet próbowałam się przekonać w czasach… gimnazjum lub liceum? Chyba. Ten zawsze omijałam, bo nie mój typ (pomijając ziarna; miód do jogurtu? Jak już to gryczany wolałabym sobie dodać). O szacie graficznej nie potrafię się wypowiedzieć. Mam wrażenie, że dostosowywano ją do tego, co na rynku jest innego. Jak opakowania robili z bardziej zabudowanymi grafikami, pełnymi a to krajoobrazów, a to zwierząt, to i ten taki był. Teraz chyba jest moda na biel i prostotę – proszę bardzo.
    175 g – durna gramatura. Z Mamą wreszcie ustaliłam, który to jogurt naturalny Ci polecałam. Otóż tak, to był Pilos 150 g, który – z tego co mówi Mama – normalnie występuje jako 400 g, a tamten jednorazowo „wyskoczył”. Z Kauflandu 150 gramowe jadam – też są spoko, ale tamten był lepszy. Problem tylko, że od dawna go już nie widziałyśmy. Kochany Lidl. Wybacz za offtop.

    O, świeży zapach suszonych owoców – ładnie, lubię. Uwielbiam te aromatyczne (naturalnie oczywiście).
    Żadne tego typu dodatki mnie nie przekonają. Zdarzyło mi się parę razy dodać sobie do jogurtu orzechy czy pestki, ale wtedy musi to być jeden rodzaj i wolę je widzieć, niż np. nagle trafić na nie wiadomo co w wymieszanej masie (kwestia, że tak powiem, bezpieczeństwa – raz i drugi doświadczyłam dźgnięcia pestką w dziąsło haha).
    Nigdy przy jogurcie do głowy nie przyszedł by mi przymiotnik „drożdżowy”, a mimo to chyba wiem, o co chodzi. I… wcale nie wydaje się nietrafionym określeniem. Zabawna sprawa z zasobem skojarzeń, za każdym razem będę się dziwić.
    Ostatnio tak z Mamą dyskutowałyśmy, że właśnie – zwykłe jogurty, a już na pewno owocowe nigdy nie będą bardzo-bardzo gęste. Właśnie więc, że i ten jest rzadkawy (tu z kolei miód?) to zrozumiałe. Jak porównałaś jednak do pitnych – wyobraziłam sobie picie jogurtu z ziarnami, cholera.
    A z kolei jeden znajomy kiedyś podsumował: „no, a jak ty niby byś chciała taki gęsty jogurt zjeść? Przechylasz i nic nie leci”. (No nie wiem… Może, cholibka, łyżeczką?)

    1. O, sprawdziłam na Twoim blogu – nawet nie wiem, czy omijałam TEN jogurt, bo dawna szata trochę przypomina Zotta (zapomniałam o jego istnieniu) z miodem. Mogłam patrzeć na nie nie widząc, zakładając, że to jeden i ten sam produkt z nieinteresującym mnie dodatkiem nieinteresującego producenta.

    2. Offtop: cudowna praktyka dawania fajnego produktu i albo zmieniania go (oczywiście cichaczem), albo usuwania z oferty po tym, jak ktoś zdąży się zakochać.

      Co do dźgania pestką w dziąsło, około roku temu podczas promocji w Biedronce nakupowałam kartoników kaszy gryczanej białej. Okazało się, że w całej partii kasza jest wymieszana z twardymi kijami, które są niemal nie do rozgryzienia, a jak jednak przypadkiem się je rozgryzie, uwalniają potworny smak. Został mi jeszcze jeden pełny kartonik i połowa przedostatniego. Staram się wybierać te gówna przed gotowaniem, niestety i tak od czasu do czasu jakieś nagryzę. Masakra. Boję się kupić kolejne. A jeśli to nie wyjątek, tylko nowa norma tej kaszy?

      1. I pytanie: czy norma kaszy czy konkretnie gryczanej białej z Biedry. Płatki owsiane górskie z Aldiego mordują ostrymi łuskami, że jeść się nie da ani przesiać (tak ich dużo!), a Lidla to moje ukochane. A z tego co mi się wydaje, sklepy te należą do jednego gościa, więc obstawiałam, że marki własne mogą być podobne. Ech… bardzo to motywuje do eksperymentowania z kupowaniem różności, smutne.

        1. Ja tę konkretną kaszę kupuję od paru ładnych lat. Pierwszy raz trafiłam na takie ustrojstwo. Pytanie: jednorazowy wypadek przy pracy, zmiana producenta, nowa „wysoka jakość” produktu czy cholera wie co innego?

          1. To też kiepsko.
            U mnie z kolei – przedwczoraj ja do robienia kanapek, jedną z ulubionych wędlin normalnie jak zawsze otworzyłam, ja potem do jedzenia… A tak tak słona, że aż mi ryj wykręcało (a i tak jest krzyw… asymetryczny!). I kolejnego paczki raczej nie kupię. A każdy kolejny plaster tej pewnie będę sobie płukać i osuszać ręcznikiem papierowym. Kochani producenci.

            PS Wyżej zauważyłam: „sympatyczna gęstość drożdży rozrobionych w niedużej ilości wody” i skoro pytania Cię nie denerwują… Ja aż sobie musiałam na YT znaleźć, jak rozpuszcza się drożdże w wodzie, rozczyn jakiś ludzie robią itp. Skąd u Ciebie taki zasób skojarzeń z drożdżami? Nie posądzam Cię o… wypiekanie czegoś z nich? :>

              1. Normalny człowiek je surowe drożdże? Do 4 klasy podstawówki (?) mieszkał z nami ojciec i gotował, piekł różne rzeczy, więc drożdże normalnie kupował. Sobie robił zasmażki, panierował różne rzeczy, kojarzę więc i drożdże, i ziemniaki, i różne bułki tarte jako „produkty z kuchni”. Tylko że jako dzieciak dostawałam na talerzu już gotowe jedzenie. Nawet jak patrzyłam, jak coś robił to nie weszło to w mój zasób skojarzeniowy tak mocno i jak teraz z tymi rzeczami do czynienia w ogóle nie mam to… o nich nie myślę, po prostu. Stąd moja ciekawość, że jak to jest, że Tobie do głowy często przychodzą. Co innego coś jeść, a co innego robić i mieć z tym duuużo do czynienia. Jednak faktycznie, to pewnie kwestia tego, że u mnie to „jak normalny człowiek” skończyło się na podstawówce, a u Ciebie jednak ” znaczna większość lat życia”. Percepcja inna, zainteresowanie, obycie ze wszystkim.

                1. Myślę, że normalny człowiek próbuje różnych rzeczy podczas przygotowywania posiłków. Nie mówię o wpieprzeniu całej kostki drożdży, ale oblizaniu łyżki, wzięciu na palec czy coś.

                  PS „Życia w domu rodzinnym”, nie życia w ogóle. Niestety niedługo licznik dotrze dokładnie do połowy.

                  1. Fakt – próbuje podczas przygotowywania! Stąd tak Cię wypytuję o drożdże itp., skąd u Ciebie takie skojarzenia, bo to mi ciągle sugeruje, że musiałaś coś z tymi drożdżami robić i zaciekawiło mnie, czy miałaś jakiś epizod właśnie eksperymentów z pieczeniem itp.

                    PS Czyli jednak nie dziwi mnie moje zdziwienie, bo czas mija, wspomnienia się zacierają, a przychodzą nowe. Zaraz mi tu pewnie jednak wyskoczysz z siłą / intensywnością wspomnień. :P

                    1. Nie, akurat drożdże bardzo lubię, więc jak w liceum i na studiach piekliśmy z ówczesnym chłopakiem pizze, bułki i inne bajery, zawsze kawałek zjadałam na surowo.

  5. Hm… Miód prawdopodobnie jakoś to wszystko rozrzedza – kiedy robię owsiankę, kaszkę mannę, po przyrządzeniu dosładzam je miodem – i wówczas robi się to rzadsze. (zatem od pewnego czasu dodaję więcej kaszki, albo płatków, bo już spodziewam się późniejszego efektu rozrzadzenia

      1. Przecież miód to płyn (przypominam, że Twój kremowany ze wspomnień to typ, a nie cecha charakterystyczna). Wiadomo, że rozrzedza. Tak jak wsiąka coś, to trochę jakby… dodać wodę? Tylko że wodę gęstszą i bardziej lepką niż normalną, ale wciąż coś o ciekłym stanie skupienia.

  6. Kurcze, akurat go jadłam i mam recenzję tego i poprzednika, ale za cholerę nie mogę sobie przypomnieć jak je oceniłam :’D na pewno oba bardzo mi smakowały, a ta obecna szata graficzna zdaje mi się najładniejsza spośród wszystkich które już były ^^

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.