Podczas listopadowych zdrowych zakupów w Rossmannie przyjęłam niezwykle ambitne kryterium wyboru produktów. Brzmiało ono: co wygląda na smaczne i moje – bierę. Tak oto w koszyku znalazła się masa różności, a wśród nich Baton Protein Brownie marki Dobry Squat.
Czekoladowy baton proteinowy zawiera 13,5 g białka, lecz nie jest to typowy protein bar. Nie przypomina Quest Barów Quest Nutrition ani Go On! Sante. Wygląda jak kawał przesuszonego ciasta – suchego piernika, który stał na babcinym kredensie bez przykrycia nieco za długo. Mimo potencjalnego zagrożenia uduszeniem uznałam, że coś w sobie ma i warto dać mu szansę.
Baton Protein Brownie 13,5 g białka
Dopiero podczas rozpisywania informacji do recenzji zorientowałam się, że baton białkowy marki Dobry Squat ważący 80 g dostarcza jedynie 224 kcal. Dawno nie widziałam tak niskokalorycznego słodycza (nie narzekam!). Na dodatek okazało się, iż waży dokładnie tyle, ile zapowiedział producent. Miła odmiana od łakoci zasmucająco za lekkich i bulwersująco za ciężkich.
Baton Protein Brownie 13,5 g białka marki Dobry Squat dostarcza 280 kcal w 100 g.
Czekoladowy baton proteinowy waży 80 g i zawiera 224 kcal.
Aromat Batona Protein Brownie nie zaskakuje. Przywodzi na myśl słodkie ciasto czekoladowe, słodki budyń czekoladowy, a przede wszystkim czekoladowy baton typu Quest Bar. Na ostatnie skojarzenie składają się: umiarkowana, acz typowo słodzikowa słodycz (w składzie nie występują słodziki), wyrazista białkowość i nieposkąpiona czekoladowość wywodząca się z porządnej dawki kakao.
Batonociasto brownie odesłało mnie myślą do brownie gryczano-fasolowego Cateringu na diecie. Jest podobne wizualnie, acz zupełnie inne w bezpośrednim kontakcie. Baton zdaje się nie zawierać ani grama tłuszczu (rzeczywiście ma go niewiele: 1,72 g w 100 g). W efekcie jest piernikowym sucharem. Nie osiada na palcach, nie lepi się, nie zostaje na dotykanych powierzchniach. Zapewnia idealnie czystą degustację.
Leciutki i puszysty, wszelako suchy jak wiór i pozornie zeschnięty Baton Protein Brownie okazał się pełny niespodzianek. Przede wszystkim zaskakuje konsystencją. Odgryziony kawałek w połączeniu ze śliną momentalnie gęstnieje i ciastowieje. Przemienia się w gęstą, lepką czekoladową masę. Z niezjadliwego suchara staje się gęstym (powtórzenia celowe), puszystym ciastem czekoladowym: murzynkiem, ewentualnie mokrym czekoladowym piernikiem. Kleistość jest tak wysoka, że resztki tulą się do zębów, a nawet podniebienia. W zwartym ciele wstydliwie chrupią pokruszone skórki suszonych daktyli.
Nie mniej zaskakuje smak. Choć Baton Protein Brownie marki Dobry Squat jest słodyczem innego rodzaju niż Quest Bar, powiela jego nuty. Podany na zimno oddaje upieczonego (!) Questa czekoladowego połączonego z czekoladowym pierniczkiem. Czuć questową białkowość i słodycz typu słodzikowego (przypominam, iż słodzików w składzie brak). W toku degustacji dochodzą kolejno: olejek migdałowy, budyń czekoladowy z tymże olejkiem i waniliowe ptasie mleczko w czekoladzie deserowej. To ostatnie przejmuje dowodzenie i pozostaje na pierwszym planie do końca jedzenia.
Baton Protein Brownie to z pozoru kawał suchego i zapychającego ciasta. W rzeczywistości jednak okazuje się zupełnie inny. Dzieli kleistość, puszystość i delikatność batonów proteinowych typu Quest Bar. Wyjątkowe jest jednak to, że o ile Questy trzeba umieścić w piekarniku, by poznać ciastowy efekt, o tyle propozycja marki Dobry Squat jest gotowa na dzień dobry.
Czekoladowy baton białkowy smakuje jak waniliowe ptasie mleczko w deserowej czekoladzie, czekoladowy budyń z olejkiem migdałowym i czekoladowy baton proteinowy z piekarnika razem wzięte. Jedzony na zimno jest cudowny, ale to wersja podgrzana w mikrofalówce przez 20 sekund czyni słodycz obłędnym i wartym każdych pieniędzy (w Rossmannie kosztuje 7,99 zł). Dzięki obróbce staje się puchem, obłokiem. Mięknie niczym gąbka; pod palcami ugina się jak świeży chleb. Podejrzewam, że spiekarnikowany chrupałby od zewnątrz. Chętnie się o tym przekonam, jako że baton kupię ponownie na 101%.
Od unicorna smaku baton dzieli fakt, iż marginalnie zapycha.
Ocena: 6 chi ze wstążką
Skład i wartości odżywcze:
Skład: daktyle suszone 72,5%, izobat białkowy WPI90 (z mleka krowiego) 19%, kakao 8,5%. Może zawierać kawałki pestek daktyla.
Kalorie w 100 g: 280 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 1,72 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 0,82 g), węglowodany 45 g (w tym cukry 37 g), błonnik 8 g, białko 17 g, sól 0,06 g.
Nie wierzę, że to mówię, ale tak mnie zachęciłaś tą recenzją, że chyba go kupię.
Już dawno nie miałam takiej ochoty na coś, co degustowałaś. Mam nadzieję, że jest jeszcze dostępny.
Jest w stałej ofercie <3 Niedługo wybieram się na zakupy do Rossmanna i kupię go ponownie.
CO TU SIĘ WYDARZYŁO?!
Ej ta kaloryczność jest genialna *-* bałam się że naprawdę okaże się suchym piernikiem, ale… Ach, ta wersja z mikrofalówki kusi niesamowicie! Jak będzie na niego promka to biere od razu :D
Ja tym bardziej bałam się sucholca, a tu sztosik.
Nie wpadłabym na to żeby coś podgrzewać w mikro.??? Jakie produkty dobrze jest króciutko podgrzać???
Proponuję zrobić testy różnych produktów, bo być może polubisz inne niż ja :) Jeśli chodzi o mnie, dawniej lubiłam podpiekać – tyle że w piekarniku – batony Kit Kat. (Obecnie w ogóle nie lubię tych batonów, ale podpiekanie nadal uważam za świetną opcję). Ponadto zawsze piekę batony białkowe typu Quest Bar. W mikrofalówce doskonałą konsystencję uzyskują Fig Bary i podobne miękkie ciastka.
Takie kryterium mam zawsze, gdy wybieram czekolady z tych degustacyjnych. W Rossmannie miałabym problem, haha.
A mnie podoba się wygląd batona w całości. Wygląda, jak prawdziwe brownie – sucho-kruche z wierzchu i sugeruje mokry, lepki środek… częściowo. Bo wygląda, jak się przyjrzeć, na cienkawy i efekt mógłby być nie tak wilgotny, jak by się chciało. W przekroju jednak już wygląda sucho, jak piszesz.
Zapach oki. Zastanowiłam się, że w sumie trudno byłoby jednoznacznie opisać komuś, kto nigdy nie miał doświadczenia z nią, białkowość. Nie sądzisz? Mnie wydaje się trochę mączna, trochę roślinna, czasem może fasolowa? Papierowa?
Czysta degustacja? Wow, dalej oki. Także to, jak w ustach się zachowuje mi się podoba. No, może chrupiące daktyle do wywalenia. Wolę, jak zmieniają się w papu (ach, ten gust dziecka lub starca bezzębnego, haha).
Ej, zaciekawiło mnie – batonom, zwłaszcza tym ciastowym, pozwalasz w ustach się rozpływać? Bo piszesz o ciastowieniu itp. … A czekolady gryziesz? To ciastowienie Cię nie nudzi? Znów ciekawość. Ja prawie wszystko w gębie lubię rozpuszczać, memłać.
Wiedziałam, że będzie jakaś bomba (przed przeczytaniem zjechałam podejrzeć ocenę). Quest, olejek i Ptasie Mleczko. No po prostu… wiesz, że mi serce przyspieszyło, nie? Pewnie biedne chce się wyrwać z piersi i uciekać, gdzie kakaowce rosną, pozostawiając martwą mnie, bym nie musiała cierpieć wyobrażając to sobie.
Śmieszna sprawa, jak zobaczyłam cenę wytrzeszczyłam się, bo prędzej umarłabym, niż kupiłabym batona za tyle. A czekolada… no właśnie.
„Marginalnie zapycha.” – już słyszę Mamę: „to trzeba do takich rzeczy kubek mleka brać, to wtedy nic nie zapcha”. Jak już za jakieś „inne cosie” się biorę i narzekam na zapychanie, zawsze to pada. Dla mnie i Ciebie pewnie też mleko nie, ale może herbata?
Przepraszam, muszę się wtrącić ;) Takie zapychające rzeczy są najlepsze chi chi ;) dla mnie :) i mam zawsze do nich kubeczek kawy z odrobiną mleka i ciemnego cukru – mniam przepychota :)
Nikita, Kimiko umarłaby od kawy z mlekiem i cukrem :P Takie twory działają na nią jak srebrny krzyż wysmarowany czosnkiem na wampira.
Olga, powiedziałabym raczej „wzmocniony kołkiem srebrny krzyż, od którego odbijają się promienie słońca w letnie południe, wysmarowany czosnkiem na wampira”.
„Zastanowiłam się, że w sumie trudno byłoby jednoznacznie opisać komuś, kto nigdy nie miał doświadczenia z nią, białkowość. Nie sądzisz?” – Jak byś opisała smak czekolady komuś, kto nigdy nie miał jej w ustach? ;> To są trudne zagadnienia, ale niezwykle interesujące i oparte w dużej mierze na szerokim wachlarzu doświadczeń (niezbędnych do dokonywania trafnych porównań) i kreatywności.
„Ej, zaciekawiło mnie – batonom, zwłaszcza tym ciastowym, pozwalasz w ustach się rozpływać? Bo piszesz o ciastowieniu itp. … A czekolady gryziesz? To ciastowienie Cię nie nudzi?” – Czekoladę też zawsze rozpuszczam. Kawałek. Tak samo z ciastkami. Jedno rozpuszczam w całości dla testu, a resztę wstępnie rozgryzam i te mniejsze elementy rozpuszczam.
Tylko nie myśl o ptasim mleczku jako o Ptasim Mleczku Wedla, które – jak pewnie pamiętasz – uważam raczej za fujkę niż okejkę.
„Uciekać, gdzie kakaowce rosną” <3
"Śmieszna sprawa, jak zobaczyłam cenę wytrzeszczyłam się, bo prędzej umarłabym, niż kupiłabym batona za tyle. A czekolada… no właśnie." - Doskonale rozumiem, bo ja nie wydałabym na czekoladę więcej niż dychę. A taka za dychę i tak musiałaby zawierać kawałki złota :P
"Dla mnie i Ciebie pewnie też mleko nie, ale może herbata?" - Herbata nie pasuje do brownie ani batona białkowego.
Właśnie! Dlatego o tej białkowości napisałam. Mam jednak wrażenie, że z czekoladą byłoby łatwiej, bo osoba mogłaby znać kakao / kawę / orzechy, cukier czy coś.
A, czyli takie pogryzienie i potem rozpuszczanie to po prostu Twój ulubiony sposób jedzenia większości słodyczy? A te takie twarde jak skała batony z orzechów też?
Ptasie mleczko – łapię, to tak, jak często piszę, że smak „Ferrero Rocher / kremu typu Nutella itd. w wersji wyidealizowanej”. Dla mnie jednak… nie ma czegoś takiego jak „wyidealizowane ptasie..” – każde jest fu. :P
Ej, ja ostatnio dostałam w gratisie czekoladę ze złotem, haha. A kiedyś w sklepie widziałam wódkę ze złotem (co kur… haha).
Do brownie raczej nic bym nie piła, ale mowa o takim prawdziwym brownie-cieście. Czarna herbata w ostateczności, ale wolałabym nie. A właśnie o tego batona tak zapytałam, bo to zupełnie nie moja bajka, więc nie umiem sobie trochę do niego nic dopasować. Bo… on nie wydaje się takim brownie. Ale to też nie typowy białkowy chyba? Stąd dlaczego herbata do niego by nie pasowała?
„A, czyli takie pogryzienie i potem rozpuszczanie to po prostu Twój ulubiony sposób jedzenia większości słodyczy?” – Obecnie raczej tak.
„A te takie twarde jak skała batony z orzechów też?” – A myślisz, że orzechy rozpływają się w kontakcie ze śliną? ;> Oczywiście takie batony rozgryzam i połykam.
„A kiedyś w sklepie widziałam wódkę ze złotem.” – Ja bodajże whisky.
Ale Ty nie jesz samych orzechów, a te batony pokrywa dziwna skorupa – ona się nie rozpuszcza?
To twór cukierkowy, więc zapewne rozpuszcza się jak cukierek.
„Zapewne” – aż dziwne, że nie sprawdziłaś. :P
Zmylił mnie producent zastosowaną tu szatą graficzną… jak pokazują moje wcześniejsze doświadczenia z nowościami. Rzucam kątem oka na nie spojrzenie. Potem następuje szybka ocena i idę dalej. Przed przeczytaniem Twojej recenzji byłam przekonana, że to czekolada …. 🙈 tylko nie pisz, że jest napisane na wierzchu „baton” :P pamiętasz jak mylnie oceniłam deser z kaszą który recenzowałaś niedawno 🙈 tak…
Po przeczytaniu recenzji nie wiem jak ja przeżyje do poniedziałku, żeby zweryfikować czy aby przypadkiem nie jest na promocji … bardzo pozytywnie się zaskoczyłam. Skład, podobieństwo do już podpieczonych questów. Nie no … Muszę jutro po pracy zajrzeć do tej drogerii ;) dziękuję
Haha, ja też liczę, że od 1.03 będzie w promocji, bo niebawem wybieram się na zakupy uzupełniające domowe zbiory. Lista słodyczy liczy już tylko dwie pozycje <3
Kupiłam. Dla mnie zbyt gumowy. Zbyt słodki. Na raz o ile je się paseczek … mama też nie była pod wrażeniem…
Podgrzałaś?
Nie bo nie mam jak :/ oddałam już mamie
Od kiedy ukazała się ta recenzja, wiedziałam, że muszę go mieć. Parę tygodni temu w końcu dotarłam do Rossmana i kupiłam go, pomimo braku promocji. Dziś nadszedł dzień degustacji i muszę przyznać, że niestety się zawiodłam. Jest dokładnie taki, jak go opisałaś, ale z jakiegoś powodu spodziewałam się czegoś lepszego, nieszczególnie mnie zachwycił – po prostu stary, suchy piernik. :P Efekt ciastowienia podczas ssania jest najlepszy. Dziś zjadłam połowę na surowo, na jutro zaplanowana jest druga, którą mam zamiar upiec, może bardziej mi podpasuje. Powtórki jednakże nie przewiduję, choć na pewno zaopatrzę się jeszcze w drugi wariant smakowy Dobrego Przysiadu.
Według mnie między zwykłą a upieczoną wersją jest kolosalna różnica. Obyś i Ty tak uznała.
Podzieliłam pozostałą połówkę na dwie części i jedną z ćwiartek włożyłam do piekarnika – zapach prze wspaniałego czekoladowego ciasta mnie zachwycił, ale baton już mniej, bo jak się okazało, najzwyczajniej w świecie go spaliłam. Drugą, ostatnią już ćwiartkę piekłam więc dosłownie przez jakieś dwie minuty i choć czuję, że mógłby posiedzieć dłużej, to muszę przyznać, że pieczony baton jest dużo lepszy. Ale wciąż nie na tyle, bym kupiła go ponownie. :P Wolę zjeść mniejszą ilość Snickersa czy Alesto i zagryźć chudym twarogiem.
Lubię spalone słodycze, więc niekiedy specjalnie trzymam w piekarniku odrobinę za długo.