Eat Real, Lentil Chips Sea Salt Flavour wegańskie chrupki z soczewicy

Podczas listopadowego polowania na zdrowe słodycze w Rossmannie i Carrefourze włożyłam do koszyka kilka rodzajów słonych chrupaczy. Były to między innymi Lentil Chips Sea Salt Flavour i ich trzej bracia z kolekcji Eat Real. Znalazłam je w dziale ze zdrową żywnością, jako iż są to chrupki wegańskie, bezglutenowe i wykorzystujące o 40% tłuszczu mniej względem plebejskich chrupek.

Lentil Chips Sea Salt Flavour, czyli solone chrupki z soczewicy, zostały wykonane z konwencjonalnych surowców, z uwagi na co nie są ekologiczne. Wizualnie przypominają prażynki dla plebsu, dlatego w trakcie zakupów założyłam, iż są prażynkami właśnie. Niesłusznie!

Eat Real, Lentil Chips Sea Salt Flavour wegańskie chrupki z soczewicy, copyright Olga Kublik

Lentil Chips Sea Salt Flavour – wegańskie chrupki z soczewicy z solą

O prażynkowej pomyłce dowiedziałam się w chwili rozerwania opakowania. Chrupki z soczewicy Eat Real okazały się bardzo twarde i inne w dotyku. Zachowały się rewelacyjnie – w opakowaniu nie znalazłam ani jednej połamanej sztuki. Przyjęły ciekawy kolor, wszak ciemnożółty. Barwa w połączeniu z bąbelko-pęcherzykami widniejącymi na powierzchni tworzy efekt esencjonalnego sera żółtego, np. goudy.

Lentil Chips Sea Salt Flavour marki Eat Real dostarczają 478 kcal w 100 g.
Wegańskie chrupki z soczewicy solone ważą 40 g i zawierają 191,5 kcal.

Eat Real, Lentil Chips Sea Salt Flavour wegańskie chrupki z soczewicy, copyright Olga Kublik

Pierwsze niuchnięcie chrupek Eat Real przyniosło mi skojarzenie z Lentil cakes Lestello, czyli waflami z soczewicy. Jeśli czytaliście ich recenzję, być może pamiętacie, że nazwałam je waflami z krewetnicy. Wszystko przez zapach i smak, w których odnotowałam esencjonalną krewetkowość, pochodzącą zwłaszcza z krewetkowej zupki chińskiej. Lentil Chips Sea Salt Flavour są do nich bardzo podobne, co pozwala mi przypuszczać, iż przetworzoną soczewicę odbieram podobnie do surowych/zupkowych krewetek (zabawne i interesujące odkrycie; macie podobne?).

Ale to nie koniec aromatycznych niespodzianek! Lentil Chips Sea Salt Flavour pachną kolejno: zupką chińską krewetkową, surowymi krewetkami, barrrdzo starą i tysiąc razy przesmażoną fryturą, solą. Całokształt zdaje się odpowiadać posolonym frytkom wykonanym z nieświeżych, miękkich już ziemniaków wysmażonych na trzymanym od tygodnia tłuszczu, podawanych w zapyziałym barze szybkiej obsługi zlokalizowanym w przejściu podziemnym, gdzie trudno o wymianę powietrza.

Eat Real, Lentil Chips Sea Salt Flavour wegańskie chrupki z soczewicy, copyright Olga Kublik

Wegańskie chrupki z soczewicy są twarde nie tylko w dotyku, ale również w gryzie. Nie rozpuszczają się szybko ani łatwo, co ostatecznie rozrywa prowizoryczną nić łączącą je z plebejskimi prażynkami. Po długim obcowaniu ze śliną rozpadają się na twardawe kawałki. Nie tworzą masy ani nie rozczłonkowują się do zera. Ponieważ są bardzo twarde, chrupią cudownie i głośno. Nie są za to ani trochę kruche, wszak brakuje im delikatności. Serwują solidną kamienność i olimpijską chrupkość.

Bezglutenowo twarde chrupki Lentil Chips Sea Salt Flavour smakują adekwatnie do zapachu. Przez całą degustację nie opuszczał mnie wątek frytek wysmażonych w tygodniowej fryturze, w której wcześniej smażono krewetki. Łączył się z zupką chińską krewetkową (wykonaną) i makaronem z tejże zupki (surowym). Przekąska dała się poznać jako wyraziście słona, przy czym jest to słoność czegoś (frytek, krewetek, zupki chińskiej, a nie czysta słoność, np. bryły soli czy popularnych kryształków). Intensywność smaku w całokształcie osiąga 101%.

Eat Real, Lentil Chips Sea Salt Flavour wegańskie chrupki z soczewicy, copyright Olga Kublik

Czy wegańskie chrupki z soczewicy Eat Real rzeczywiście mają o 40% mniej tłuszczu względem konwencjonalnych odpowiedników? Cóż, może dawno tych drugich nie jadłam. Niewątpliwie tłustość czuć w nich wyraźnie. Najpierw podczas pocierania palcami i chrupania, albowiem osadza się na opuszkach i podniebieniu, następnie zaś w zapachu i – na końcu – smaku.

Lentil Chips Sea Salt Flavour mają kilka wstrętnych wątków, które jednak całościowo dają sympatyczny efekt. Ponadto cechuje je doskonała konsystencja z boską chrupkością w komplecie. Choć od pierwszej do ostatniej sekundy degustacji – a nawet dłużej, wszakże po zjedzeniu został posmak – pielęgnowały skojarzenie z tworem z chamskiej budy serwującej fast-food, przyniosły mi radość. Zdecydowanie ich nie kupię, acz nie miałam problemu ze schrupaniem upolowanej paczki.

Ocena: 4 chi


Skład i wartości odżywcze:

Skład: mąka z soczewicy (40%), skrobia ziemniaczana, skrobia kukurydziana, olej rzepakowy, sól morska.

Kalorie w 100 g: 478 kcal

Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 21 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 1,7 g), węglowodany 62,1 g (w tym cukry 0,6 g), błonnik 4,5 g, białko 8 g, sól 2,4 g.

16 myśli na temat “Eat Real, Lentil Chips Sea Salt Flavour wegańskie chrupki z soczewicy

  1. Przeczytałam „Lettuce” zamiast „Lentil” i od razu zaczęłam sobie wyobrażać chipsy z liści sałaty – że jak to, posiekane i przesmażone?! Haha.
    W życiu bym takich nie wzięła. Co może jest dziwne, bo już jakbym miała jakiekolwiek chrupki męczyć… chyba wybrałabym zwykłe smakowe (orzech? ser?)? Może niesłusznie, ale nie wiem. O chrupkach w ogóle wolę się nie wypowiadać. Po prostu solone chrupki za nic mi się nie podobają, a soczewicowość? Budzi wątpliwości, bo ostatnio Mama jadła chipsy z batatów i to, jak wyglądały, jak brzmiały (!), a także, co powiedziała, jakos mnie utwierdziło, że nie dla mnie takie atrakcje. Właśnie od razu wiedziałam, że i Twoje pewnie będą twarde, acz wyobraziłam je sobie jako kamiennie, stetryczałe chrupko-chipsy.
    Krewetkowość w takich zupkach? A jest jakaś? Haha, nie no, naprawdę nie umiem jej sobie wyobrazić, a wiem, że właśnie i chrupki krewetkowe są. Tylko nie wiem, jak to może smakować. I… myślałam, że taki wariant zupek jest raczej po prostu ostro-ostry, może trochę azjatycki. Ach, te wyobrażenia o normalnym świecie.
    Przetworzona soczewica jak krewetki? Pojęcia nie mam, znam tylko po prostu soczewicę – taką ugotowaną oraz krewetki po prostu. A czy soczewica może nimi smakować? Obstawiam, że tak, bo to jak z zieloną herbatą, która potrafi smakować algami / rybami – w różnym stopniu, nie zawsze, ale jednak.

    Przeraża mnie dosłownie wszystko od zapachu, przez strukturę po smak i posmak.
    Uświadomiłaś mnie jednak, że na szczęście nie wiem, jak smakuje nieświeży, miękki ziemniak. Myślałam, że one gniją… Chodzi o gnijący? Nie, nie sądzę, by o takiego Ci chodziło.
    Nie, ja nie rozumiem, jak stare tłuszcze, ziemniory, krewetkowe straszliwe żarcie z tanich bud, jak to wszystko może komukolwiek wydać się przyjemne. I tak, wiem, że ludzie jadają w takich budach, że jadają w Mc, jadają zupki. Ale ich po prostu nie rozumiem. Jak ich kubki smakowe i mózgi mogą takie rzeczy odbierać jako pozytywne. Nie tłumacz mi przyzwyczajeń itp., bo wszystko jak co działa rozumiem, ale na swój kimikowy rozum tego pojąć nie mogę. Wiem, a nie rozumiem.
    Mało tego, jesz często tak czysto, a jednak od pewnych rzeczy się nie odzwyczaiłaś, choć dłuuugo nie jesz. A przecież jak można się do czegoś przyzwyczaić, tak i odzwyczaić – i znów, ani nie oceniam, ani nic (mało tego, cieszę się, że trafiasz na takie coś i Ci smakuje; byłoby mi smutno gdybyś wrzucała same recenzje z 1 chi), tylko „tak po kimikowemu się dziwię”.

    1. „Krewetkowość w takich zupkach? A jest jakaś?” – Tak, i to wyrazista. Oczywiście z aromatów, niemniej bardzo ją lubię.

      „Uświadomiłaś mnie jednak, że na szczęście nie wiem, jak smakuje nieświeży, miękki ziemniak. Myślałam, że one gniją… Chodzi o gnijący? Nie, nie sądzę, by o takiego Ci chodziło.” – Nigdy nie miałaś w ręku miękkiego ziemniaka albo miękkiej marchewki? :P Nawet w sklepach się zdarzają. Jak warzywo za długo leży na powietrzu, wiotczeje.

      1. Z czystej ciekawości: kiedy ostatnio taką jadłaś? Ej no… Ty jesz tak czysto, że bardzo trudno mi uwierzyć, że po latach by Ci smakowała.

        Miękkiego ziemniaka nie – nigdy nie kupowałam ziemniaków (nie kojarzę, czy normalnego w rękach miałam, haha), a jak parę lat temu Mama jeszcze je czasem jadała, nie lazłam do nich. Jako dziecko nie macałam ziemniaków. Marchewki miękkie niestety są mi znane. Byłam jednak pewna, że… ziemniaki po prostu gniją.

        1. Hmm, ze trzy miesiące temu jadłam zupkę chińską, ale chyba nie była krewetkowa. Nie pamiętam, którą wybrałam. Rosół albo barszcz. Niemniej mam w domu zapasik, bo zupki chińskie są nieśmiertelne. Możliwe, że wśród nich znajduje się krewetkowa. Co do smakowania, zburzę Twoje przypuszczenie. Nadal lubię ten rodzaj żywności.

          Marchewki też gniją, ale najpierw wiotczeją. Tak samo każde inne warzywo.

          1. Wiem, że po zupkach chińskich jeżdżę, ale chyba i one zawierają mięso (rosół właśnie czy krewetkowa)… Wiem, że na składy nie patrzysz, ale to Ci nie przeszkadza, skoro je wywalasz z diety? Pytam z ciekawości.
            Co do rodzaju żywności – wybacz, no nie mogę zrozumieć, jak tu nie działa odzwyczajanie się. Nie krytykuję! Tylko po prostu to takie… zdziwienie. Jesteś zagadką!

            Wiem, że warzywa gniją. Nie rób, proszę, ze mnie idiotki. Ziemniaki zawsze postrzegałam jako kamienio-warzywa i nie wyobrażałam sobie, że mogłyby zmięknąć. W moich oczach to twarde i ciężkie bryły.

            1. Ostatni raz zupki kupiłam kilka lat temu. Leżą i czekają na swój dzień. Kiedy będę kupowała nowe, na pewno zwrócę na to uwagę. Podobnie gdybym miała pomrożone mięso, nie wywaliłabym go. To by w ogóle było marnotrawstwo życia zwierzaka.

              Kamienio-warzywa <3 :'D

              1. Z mięsem słuszna uwaga. A co byś zrobiła z przeterminowanym o kilka lat?

                Napiszę ciekawostkę o sobie: znalazłam w zamrażarce przeterminowane o rok „fileciki rybne”. Kieeedyś mnie naszło, bo przypomniały mi się z dzieciństwa takie filety z białych ryb w panierkach w kształcie ryb – właśnie mrożone. I tak kojarzyłam, że z czegoś je obierałam, coś we łbie świtało. Ale chciałam sobie przypomnieć, znalazłam jakieś w sklepie i zrozumiałam, że w ziarnach, a nie w panierce… kupiłam. I okazało się, że to była panierka z ziarnami, a we wspomnieniach z czego obierałam? No przecież z paniery! Głupia, co ja sobie myślałam… I ryby sobie tak w zamrażarce leżakowały, aż myślę: jakoś zjem, ewentualnie wyrzucę… Nie mogłam zmęczyć, bo produkt parszywy. Skończyła więc Mama bez obrzydzenia. Więc… przeterminowane mięso… mimo wszystko byłabyś w stanie zjeść? Mimo że to mięso? Nie ma odpowiedzi, że pozwoliłabyś mu dalej leżakować w zamrażarce. Teoretyzujemy, więc… :>

                1. Weź pod uwagę fakt, że jem lody przeterminowane o 4-5 lat. Gdyby nie było wyschnięte – mam lodówkę i zamrażarkę z systemem no-frost, więc po jakimś czasie rzeczy wysychają nawet w opakowaniach – pewnie bym zjadła.

                  1. Jesz te lody? Myślałam, że je trzymasz i… właśnie, że trzymasz, a nie jesz. Pamiętam, że pokazywałaś jakieś pudłowe Big Milki, które już zniknęły? Jakaś seria z panterami czy coś była…?
                    Lody nie wysychają / nie robi się z nimi nic w tym systemie? Właśnie: no-frost – myślałam, że w nich właśnie nie zbiera się lód, ale że woda „osadza się” jakoś w żarciu? Moje zbyt długo trzymane w zamrażarce wędliny / chleby wysychają i myślałam, że no-frost załatwi problem, ale… to też by mi wysychało? Wybacz, że wypytuję, obstawiam, że za jakiś rok-dwa przyjdzie mi nową lodówę kupić i ogólnie research sobie robię, bo ciemna do tego jestem.

                    /Co do mięsa – ja byłam gotowa zjeść przeterminowane ryby, ale panieraa… Wiem, jak masz z terminami, że przeterminowane coś aż tak by Cię nie odstraszyło, żeby wyrzucić, ale spodziewałam się, że akurat przeterminowanego mięsa już obecnie byś nie ruszyła. Nie chcę jednak myśleć, co by Ci się robiło (w głowie w sensie) przy tym. Przepraszam, że zadałam to pytanie.

                    1. Nie, pokazałam Ci Big Milka w dużym familijnym opakowaniu. On nadal leży :P Póki co zjadłam familijne Care d’Ory. Miały wstrętną konsystencję. Na górze wytworzyła się wyschnięta piankowa guma, w masie lodowej zaś znajdowało się milion chrzęszczących pod zębami kryształków lodu (z wody). Zakładam, iż teraz zadajesz sobie pytanie, czemu tego nie wywaliłam. Odpowiedź brzmi: nie wiem. Big Milka też zjem.

                      Nie wyobrażam sobie mieć lodówki innej niż no-frost. Gdyby moja się zepsuła, kupiłabym kolejną z tym systemem. Tyle że mam inne doświadczenia niż Ty. To w zwykłej lodówce w produktach osadza się masa wody. O lodzie zapychającym ścianki zamrażalnika better nie pisać.

                      Za co przepraszasz? Przecież niczego mi nie zrobiłaś :P ;*

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.