W dzieciństwie i okresie dorastania byłam zarówno czekoladowa, jak i chipsowo-chrupkowa (z naciskiem na chipsowość). Z kolei paluszki nigdy specjalnie mnie nie interesowały. Tych z solą nie lubiłam właśnie z uwagi na sól, a Lajkoniki bez dodatków poznałam dopiero w liceum bądź na studiach (wcześniej nie istniały?). Czasem zdarzało mi się częstować słonymi paluszkami, niemniej przed schrupaniem dokładnie obierałam je z kryształków. Najwięcej zjadłam paluszków z sezamem i miodem, które kupowała babcia, gdy przyjeżdżałam do niej na weekendy. Pozwalała mi wybierać najlepsze, czyli podwójne (sklejone).
Rzadkie jadanie i preferowanie innych rodzajów deserów bynajmniej nie oznacza, że paluszków nie lubię. Wspomniane wyżej Paluszki Junior Lajkonika bardzo cenię, a i na nieznanych produktach zdarzy mi się zawiesić oko. Doskonałym przykładem są zrecenzowane dziś Ekologiczne paluszki orkiszowe naturalne i topinambur produkowane przez Naturalis SK, zakupione w Carrefourze.
Ekologiczne paluszki orkiszowe naturalne i topinambur
Producent ekologicznych paluszków do tematu prozdrowotności poszedł uczciwie i skrupulatnie. W efekcie mąka orkiszowa zajęła 93% składu, pszenna zaś nie pojawiła się wcale. Na dodatki takie jak cukier, olej rzepakowy, drożdże, woda, sól i regulator kwasowości przypadł zaledwie 1%. Czy jest to możliwe, czy raczej wynika z błędnego zapisu? Oko cieszy również zawartość cukrów – tylko 2,24 g w 100 g.
Ekologiczne paluszki orkiszowe naturalne i topinambur marki Naturalis SK dostarczają 395 kcal w 100 g.
Ekologiczne paluszki od Naturalis SK ważą 80 g i zawierają 316 kcal.
Porcja paluszków ekologicznych waży 30 g i dostarcza 119 kcal.
Marginalna ilość soli w ekologicznych paluszkach orkiszowo-topinamburowych odpowiada za łagodnie słony zapach. Przede wszystkim czuć paluszkowe wypieczenie charakterystyczne dla konwencjonalnych wariantów. Co istotne, po samym zapachu nie stwierdziłabym, że są inne niż pszenne. Przynajmniej tak mi się wydaje. Nuta inności czai się na odległym planie i jest trudna do określenia.
Paluszki ekologiczne Naturalis SK są ciemniejsze od tradycyjnych, ale tak samo długie i grube (lub cienkie, zależy od produktu porównawczego). Na spodzie mają typowe paluszkowe kreseczki. Z uwagi na odcień i nakrapianie wydają się pełnoziarniste, może stworzone z mąki graham.
Kruchość i chrupkość nie budzą zastrzeżeń. Po zmiażdżeniu zębami eleganckie patyczki przemieniają się w paluszkową masę. Nie zalepiają zębów, nie kleją się. Zapewniają degustację czystą i przyjemną. Uwaga tylko na okruszki, których nie sposób uniknąć podczas chrupania jakichkolwiek paluszków.
Ekologiczne paluszki orkiszowe naturalne z dodatkiem topinamburu nie są ani słodkie, ani słone (bardziej słodkie). Raczej neutralne, bardzo łagodne. Nie rozpoznałabym mąki orkiszowej, a tym bardziej topinamburowej. Czuć natomiast, że są innomączne. W toku degustacji pojawiają się posmak paluszków z sezamem oraz – tylko w kilku sztukach na całe opakowanie – serka topionego z ziołami i cebulką.
Paluszki ekologiczne od Naturalis SK okazały się bardzo łagodne, idealne dla dzieci. Nie ma w nich (wyczuwalnej) soli ani innych dodatków, w związku z czym zmysły skupiają się na cieście. Czuć mąkę niepszenną, ale nie mam doświadczenia, więc nie odgadłabym rodzaju.
Ponieważ paluszki wydają mi się zwykłe i po prostu w porządku, przyznałam im 4 chi. Nie widzę w nich wad, wszelako nie porwały mojego serca. Sama powrotu nie przewiduję, natomiast wam zakupu nie odradzam. To zacna alternatywa chociażby dla Lajkonika Junior.
Ocena: 4 chi
Skład i wartości odżywcze:
Skład: ekologiczna mąka orkiszowa (93%), ekologiczna mąka topinamburowa (6%), ekologiczny cukier trzcinowy, ekologiczny olej rzepakowy, ekologiczne drożdże, woda, sól, regulator kwasowości: węglan sodu. Może zawierać sezam.
Kalorie w 100 g: 395 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 4,47 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 1,56 g), węglowodany 76,8 g (w tym cukry 2,24 g), białko 11,9 g, sól 2,23 g.
Zwykle paluszki lubię, lecz najchętniej zajadam się takimi z sezamem – miło więc, że tutaj da się wyczuć sezamowy akcent, a serek z ziołami brzmi intrygująco. Niski poziom soli na plus, ale nie wiem czy bym kupiła takie paluszki, bo jednak wolę obsypane dodatkami, głównie sezamem i jeszcze makiem :D
Ja najbardziej lubię czyste (Lajkoniki Junior). Po nich z makiem. Po nich z sezamem. Solone są gdzieś na końcu.
Mam taką samą hierarchię paluszkową. Juniorki są dla mnie od dawna nr1. A co do recenzowanych..jeśli widzę topinambur – uciekam dalej niż pieprz rośnie. Jak to określasz- pomiot szatana. Kiedyś kupiłam wafle ryżowe z dodatkiem tego CZEGOŚ. Paskudztwo. Ale.. zrobiłaś mi ochotę na Lajkoniki! Zakupię jutro :)
Niedługo na living wpadnie relacja z dużych marcowych zakupów, bo uzupełniłam zbiory. Kupiłam m.in. Lajkoniki Junior :)
Co do topinambura, nie przypominam sobie, żebym jadła go w innej postaci, toteż nie mam o nim zdania.
Ja paluszki juniorki kojarzę z ojcem. Na starość zaczął jeść je na tony podobnie jak te wytrawne małe zoo lajkonika ;) a za młody nic mogło dla niego nie istnieć poza kremowymi ciastami lub ciastkami na sztuki :/ aż strach pomyśleć co z człowiekiem się zrobi :'(
Moja mama tylko krakersy a jeśli już paluszki to z sezamem lub makiem.
Ja paluszki juniorki jadłam na studiach z Nutellą ;) albo zagryzając milką ;D niezapomniane przeżycia ;) twardych paluszków wypieczonych i posypanych po brzegi solą nie cierpię… sam zapach odpycha i sól.
Te recenzowane jadłam, ale niezbyt dobrze je wspominam. Zawsze jak wydam za dużo środków na coś co mi nie smakuje mam kaca finansowego… jadłam także ich inny wariant taki aż biały w kolorze nie pamiętam jaki to był. Wrażenia podobne.
Potem mnie wzięło na paluszki z miodem i orzechami :) jest w nich także mak. Ale dawno na nie się nie natknęłam. Ostatnio w Intermarche, ale po przeprowadzce tam nie bywam. To drugi koniec miasta jak Leclerc.
Paluszki z miodem i orzechami brzmią przepysznie. Jak jeszcze jadałam słodkie płatki do mleka, uwielbiałam corn flakes z miodem i orzechami.
Ja odkąd pamiętam byłam czekoladowa, a gdybyś kazała mi wybierać, czy mniej mnie straszą chrupki, czy chipsy, to aż sama nie wiem. Obecnie nie wiem, bo nie mam do czynienia. Jako dziecko? Zdarzało mi się próbować jednego i drugiego, ale to, jak bardzo których nie lubię chyba uzależniałam od wariantu. Ale w sumie się nad tym pewnie nie zastanawiałam, bo po prostu je omijałam raczej. Raczej – bo paluszki to już omijałam na pewno i konsekwentnie. Kojarzą mi się z takim postawionym w szklance na stole zakurzonym rekwizytem, do którego lepiej się nie zbliżać. I zawsze przerażały mnie kryształy soli. Jak w liceum widywałam, że ludzie jedzą i cebulowe, i inne paluszki, robiło mi się niedobrze. Nie wiem, które wydają mi się bardziej parszywym produktem. Obieranie z kryształków więc rozumiem znakomicie. Sezam i miód? Co…? Nie wiedziałam, że istnieje / istniał taki wariant. Parę lat temu byłyśmy za to z Mamą w kinie i kupiła paluszki z sezamem, licząc na krakersowy smak bazy i sezam. Tak się jednak zdziwiła, że kazała mi spróbować. Sama baza smakowała maślano-margarynowym, przesłodzonym herbatnikiem! Były paskudne. Obstawiam więc, że żadne u mnie nie mają szans. Orkiszowe też by w żaden sposób mnei nie zainteresowały.
„nie oznacza, że paluszków nie lubię” – i tym mnie zdziwiłaś, i trochę nie. Obstawiałam, że w końcu napiszesz, że nie lubisz paluszków, ale lubisz ich smak w ciastkach czy coś takiego.
„łagodnie słony zapach” – czyli dla mnie już od razu minus. Gdy nawet porywam się na czekoladę z solą, nie chcę jej w zapachu. Słony zapach… może jedynie w maśle orzechowym toleruję. Jak się nad tym zastanowić, nawet słoność sosu sojowego mi przeszkadza (wyprzedzając pytanie: ten „mniej słony” jest dosładzany i w nim z kolei to mi przeszkadza).
„Zapewniają degustację czystą i przyjemną.” – o, takie powinny być paluszki! (Stąd Mama porwała się na wspomniane do kina… a zalepiły zęby, że…)
Sezam na plus, serek topiony cebulowy? Błagam, nie.
Czasem właśnie ocena takich zwykłych, poprawnych, że aż nie ma się do czego przyczepić produktów, sprawia mi problem. Głupio odejmować za nudę (zbyt subiektywne), ale źle bym się czuła, przyznając wysoką ocenę czemuś… nudnemu (ale z natury rzeczy niemającemu szans być ciekawym).
„Sezam i miód? Co…? Nie wiedziałam, że istnieje / istniał taki wariant.” – Mnóstwo jest takich! I w ofertach znanych marek, i w asortymencie no-name’ów.
„Obstawiałam, że w końcu napiszesz, że nie lubisz paluszków, ale lubisz ich smak w ciastkach czy coś takiego.” – Haha, nie. Zdecydowanie lubię paluszki, po prostu mniej niż inne chrupacze.
„Wyprzedzając pytanie: ten „mniej słony” jest dosładzany i w nim z kolei to mi przeszkadza.” – Nie miałam pojęcia, że jest dosładzany ;o Po co?! Zawsze go biorę. Teraz już nie wiem, co lepsze/gorsze :/
A to pewnie dlatego, że zupełnie nie chodzę w działy, gdzie są paluszki.
Serio nie czułaś, że on jest słodki? Raz poprosiłam o ten wariant, nie wiedząc… Bardzo mi to przeszkadzało. A słodzą po to, by był łagodniejszy. Teraz na szybko z ciekawości sprawdziłam składy. „Mniej soli” ma „w tym cukry” 3,9 g, a ten zwykły 0,6 g. Dla mnie zdecydowanie gorszy jest słodki sos sojowy, bo do ryb… już zmęczę normalny (acz pokazywałam Ci, ile go używam, haha).
Nigdy nie próbowałam ich jeden po drugim, toteż w ogóle nie czuję między nimi różnicy. Jak jem sushi, czuję smak sushi.
Ja dobrze znam smak tego normalnego i słodycz tego „mniej słonego” uderzyła mnie od razu, jak tylko kawałek z nim zjadłam. Wtedy poprosiłam też o zwykły i właśnie spróbowałam jeden po drugim, by się przekonać, czy mi kubki smakowe wariują, czy co.
Serio, jak jesz sushi to nie czujesz sosu sojowego? Jak to? Ja – nawet przy moich ilościach – czuję, więc… właśnie dlatego czasem nawet wyciągniętym ogórkiem zdarzy mi się machnąć w powietrzu, sosu w miseczce nie dotykając. Ostatnio tak się nawet zastanawiałam, czy i takie prawie teoretyczne ciut-ciut mi do szczęścia potrzebne. Zbiera mi się tylko kolekcja buteleczek w domu.
Czuję smak sosu, inaczej bym go nie używała. Nie czuję jednak niczego innego, niż że to sos sojowy.
Już się wystraszyłam, że w ogóle nie czujesz i myślę sobie: „JAK TO?! to po co używać?”.
O, ciekawa sprawa. Ja nigdy nie mam tak, że np. jem ser biały i czuję „tylko ser biały”. Zawsze czy bardziej kwaskawy, czy mlecznie słodki, czy – błagam nie! – goryczkowaty itd…. Baardzo w szczegóły wchodzę nawet nie myśląc o tym.
Nawiązując do Kimiko:
Tak zakurzony atrybut jak określiłaś szklankę z paluszkami to także wspomnienie mieszkania rodziców :D stoi tak cały czas na regale ;) także bym za nic nie jadła. Zwłaszcza u kogoś w dobie korony …
Te paluszki z miodem są inne od takich klasycznych. Raz że na pełnoziarnistej mące i chyba orkiszowej. Dwa grubsze ( no jeden odpowiada 3 zwykłym ) ;)
U mnie nigdy nie było zakurzonych szklanek. Babcia kupowała paluszki (z sezamem i miodem) z myślą o mnie, tuż przed moimi przyjazdami. Jak wysypywała, zjadałyśmy – głównie ja – całość.
Żeby nie było – te zakurzone rekwizyty z moich wspomnień nigdy nie stały w moim mieszkaniu. Tylko u znajomych / znajomych Mamy je widywałam. U mnie do domu nikt nie kupował paluszków. Mama to pedantka – nic nie miało prawa stać tak, by się zakurzyć miało (a już na pewno jedzenie). Codziennie wszystko wycierała.
Też nie jadałam paluszków z uwagi na sól, a jak już, to ją zeskrobywałam ;) Co do składu tych paluszków, to dziwne, bo jeśli mąki stanowiłyby razem 99% całości, to jak w tym pozostałym procencie upchnąć cukier i pozostałe składniki (chociażby sól, której jest aż 2,23g) – chyba się nie da :P
Jak się chce, to się wszystko da! :’D