Lubię ptasie mleczko, a właściwie pianki w czekoladzie, wszak Ptasie Mleczko to nazwa zastrzeżona dla produktu Wedla. Co jednak wydaje mi się zabawne, oryginał nie robi na mnie wrażenia. Ba! nie lubię wedlowskiego ptasiego mleczka. Waniliowe jest lepsze od śmietankowego, lecz nawet ono nie urywa.
W świetle powyższego akapitu nikogo nie powinien zdziwić fakt, iż Ptasie Mleczko waniliowo-cynamonowe nie stanowiło ofiary mojego polowania. Nieotwarty kartonik z limitowanymi, wypuszczonymi na Boże Narodzenie piankami w czekoladzie przyniosła mi bliska osoba. Otrzymała je w ramach prezentu świątecznego, a ponieważ recenzuję słodycze, postanowiła się ze mną podzielić. Dziękuję!
Ptasie Mleczko waniliowo-cynamonowe w czekoladzie deserowej z dekoracją
Chociaż nie jestem fanką Ptasiego Mleczka Wedla, nie byłam pewna, jakimi uczuciami obdarzę wersję z pianką waniliowo-cynamonową. Potencjału upatrywałam po pierwsze w urokliwym wyglądzie: wierzchu ozdobionym piernikowymi ludzikami, po drugie w cynamonowej części wnętrza. Kocham cynamon!
Ptasie Mleczko waniliowo-cynamonowe w czekoladzie deserowej z dekoracją marki Wedel dostarcza 440 kcal w 100 g.
1 Ptasie Mleczko waniliowo-cynamonowe waży ok. 10 g i zawiera 44 kcal.
Wedlowskie Ptasie Mleczko świąteczne mieści 36 pianek w czekoladzie.
Po świątecznym Ptasim Mleczku spodziewałam się przyjemnego zapachu dopasowanego do bożonarodzeniowych słodkości. Niestety spotkało mnie rozczarowanie. Zamiast pierniczków z cynamonem i czekoladą otrzymałam zakurzoną, duszną ciemną czekoladę nadziewaną kwaśnym, wyraźnie alkoholowym czerwonym winem. Kwasek prędko przeszedł w skwaśnienie (skwaśniałe zepsucie), wywołując skojarzenie z winem, które zostało otwarte – albo rozszczelniło się – bardzo dawno temu.
Przekrojone bądź przełamane wedlowskie pianki waniliowo-cynamonowe wyglądają raczej jak śmietankowo–cappuccinowe. Któż to widział szary, nakrapiany cynamon?! Nie urzeka również czekolada. Jest twarda, nielepka, chłodna, idealnie gładka w dotyku. Przypomina kawałek plastiku. W rezultacie świąteczne Ptasie Mleczko wydaje się zestawem plastikowych zabawek dla dzieci, a nie czekoladek.
Najgrubsza warstwa ciemnej czekolady znajduje się na górze pianek. Oderwana od wnętrza i położona na języku rozpuszcza się bardzo wolno i nijak. Mięknie i puszcza śliskawe strugi, które znikają. I tyle. Gęstość nie pojawia się na żadnym etapie, o bagienkowości nie wspominając. Występuje za to cukropudrowa ziarnistość drobnego proszku. Skojarzenie z plastikiem niestety pozostaje.
Na tle nijakości konsystencji czekolady znacznie lepiej wypada smak. Odpowiada czekoladzie deserowej z przyjemną nutą kakao. Minusem jest wysoka cukrowość. Z kolei złociste ozdoby w postaci piernikowych ludzików nie są odczuwalne w żaden sposób. Stanowią li tylko wizualną gratkę.
Oceniając proporcje nadzienia na oko, można dojść do wniosku, że pianka waniliowa zajmuje więcej miejsca. (Nie wiem, czy rzeczywiście tak jest). Daje się poznać jako gęsta, zwięzła, zwarta i galaretkowa. Gryziona rozpada się na kawałki i znika. Smakuje przede wszystkim słodko, potem subtelnie waniliowo. Jest okej, ale to tyle. Smuci zwłaszcza brak lekkości, puszystości, obłoczkowości.
Dolna pianka cynamonowa podziela konsystencję górnej, przy czym dodatkowo zawiera miękki pył cynamonowy. W efekcie powstaje gęsta, zwarta zgalaretkowiała pianka pełna pyłu. Całe szczęście, że niedogodności dotykowojęzykowe łagodzi smak. Owszem, nazbyt cukrowy, niemniej wyraziście cynamonowy. Zdecydowanie nie jest to cappuccino.
Limitowane, świąteczne Ptasie Mleczko waniliowo-cynamonowe Wedla jest całkiem okej, wszelako nie zawiera żadnego elementu, który od początku do końca budziłby zachwyt. Pianka jest zbyt toporna – dolna dodatkowo pylista – czekolada zaś plastikowawa. W zapachu góruje skwaśniałe wino w zakurzonej czekoladzie. Smaki też nie rozkochują, jako że chowają się za cukrem. Wielka szkoda, bo w cynamonie odnalazłam przebłysk potencjału. Chciałoby się rzec: może za rok!, lecz próżne nadzieje.
Zjadłam rządek bożonarodzeniowych pianek, który powinien był ważyć 60 g, ale wykazał 68 g. Zapewne gdybym wyciągnęła do degustacji mniej czekoladek, nie poczułabym ukłucia straty. Reszta opakowania powędrowała do właściciela, który w myśl degustatorskiej wnikliwości orzekł: no… dobre.
Ocena: 3 chi ze wstążką
(wstążka za wygląd i koncepcję cynamonu)
Skład i wartości odżywcze:
Skład: czekolada deserowa 30% (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, emulgatory: lecytyny sojowe i e 476, aromat), cukier, syrop glukozowy, masło, mleko zagęszczone słodzone, roztwór cukru inwertowanego, cynamon mielony (1,1%), białko jaja w proszku, substancja żelująca (agar), regulator kwasowości (kwas cytrynowy), substancja konserwująca (e 202), aromat, naturalny aromat waniliowy. Czekolada deserowa: masa kakaowa minimum 47%. Może zawierać orzeszki arachidowe, orzechy, zboża (gluten).
Kalorie w 100 g: 440 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 22 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 14 g), węglowodany 57 g (w tym cukry 48 g), błonnik 3,2 g, białko 2,8 g, sól 0,08 g.
Jadłam je w pierwszym sezonie w jakim się pojawiły. Był to rok 2018… wrażenia podobne do Twoich. Rozczarowanie poczułam i tyle… szkoda. Dodatkowo mam złe wspomnienia w związku z nimi… zapewne domyślisz się dlaczego….
Przykro mi. Wtedy też były ozdobione piernikowymi ludzikami?
Tak, były. Dostałam w prezencie, zjadłam jedną kostkę i pożegnałam. Do bólu nijakie.
W tyłkach się powywracało! Kiedyś była tylko masa czekoladopodobna, a ludzie i tak się cieszyli!
Jejku ale one wspaniale wyglądają <3 nie jadłam ich, nie wiem jak smakują, ale zapach bardzo odrzuca :D za to smak mógłby mi przypaść do gustu, lubię czekoladę z ptasiego mleczka, lubię też waniliową piankę, jedyną nowością byłaby dla mnie pianka cynamonowa, ale czuję że też by mi smakowała ^^
Wyglądają. Reszta według mnie niedomaga, aaale o tym już wiesz.
Komentuję baaardzo rzadko, ale mam pytanie: czy istnieje szansa, że kiedyś zrecenzujesz podstawową serię Pawełków (o recenzjach limitek wiem) i na przykład zestawisz je z innymi batonami tego typu (Danusia, może Roshen, a i pewnie znalazłabyś w sklepach coś jeszcze)? Wiem, że to właśnie batony są najbardziej „twoją” formą słodyczy (moją też) i zaskakuje mnie trochę, że do tej pory nie zrecenzowałaś jeszcze klasyków. Myślę, że takie swego rodzaju zawody byłyby całkiem ciekawe :).
Batony Roshena zrecenzowałam. Nie chcę do nich wracać, bo są paskudne (jadłaś? lubisz?). Po batony wawelskie też wolałabym nie sięgać, chyba że namówię mamę i zabiorę od niej po kostce. Bardzo nie lubię słodyczy z Wawelu. Za to Pawełki od dawna – od założenia bloga – znajdują się na mojej liście przyszłościowych recenzji. Po prostu nie mogę się zebrać :P Dodatkowo chcę przetestować a la pawełkowe batony z Biedronki i Lidla.
A tak, teraz rzeczywiście sobie przypominam, że batony Roshen już recenzowałaś. Sama nie jadłam i pewnie nigdy mi się to nie uda. Z najróżniejszych powodów :).
No właśnie zdziwiłam się, że recenzowałaś już tyle limitek, a za klasyki jakoś zabrać się nie możesz. Może właśnie fajnie byłoby zrobić to na takiej zasadzie, jak już kilka razy robiłaś, czyli właśnie „zawodów” i próby ustawienia smaków od najlepszego do najsłabszego? I wrzucić w to również dyskontowe wersje, tak dla urozmaicenia :).
Bardzo fajny pomysł :)
Pawełki te klasyczne się zmieniły… kiedyś to były moje najulubieńsze batony… ale pogrzebano w recepturze i teraz już ich nie jem… raczej… a jak się czasem skuszę, to potem żałuję zakupu, bo nie warto było…
Nie strasz. Boję się zawodu, bo w pewnym okresie życia był to mój Baton Numer Jeden. Zwłaszcza wariant toffi, po nim advocat.
Mama jadła, hah, ale nie smakowały jej. Uznała, że za bardzo tu wszystko namieszane, że wolałaby po prostu cynamonowe, a nie dzielone. Tak na logikę chyba i ja bym zrobiła całe cynamonowe, a nie łączone. Nam z kolei te ludki się nie podobają… Mama myślała, ze jest na nich folia z obrazkiem i próbowała ją zdjąć, haha.
Lubi twór, ale obecnie nie Wedla. Najbardziej ceni cytrynowe z Auchana, bo i gramatura jej odpowiada. Mnie jest tylko przykro, że to ja jej te cynamonowe kupiłam, a w odniesieniu do Ciebie – że Ciebie nie usatysfakcjonowały.
Ja też sprawdziłam, czy czasami nie trzeba ściągnąć ozdób :’D
O mamo, jakbym siebie widziała – zdrapywałam tę „folię z ludzikami” ;)
Wizualnie są przepiękne :) Tak mi niesamowicie do nastrojowych zdjęć światecznych pasowały!…
Sama nie potrafię robić nastrojowych zdjęć, niemniej fakt, pasowałyby :)
Kupiłam je dawno temu ,spróbowałam od razu bo kocham cynamon i rany jakie to było niedobre:(. Wszystko wydałam . Dziś kupiłam wafle bez cukru ostatnio widziałam ,ze ty kupiłaś muszę skosztować czy dobre ,ale to za jakiś czas :).
Piszesz o tych zielonych z Carrefoura? ;>
Ptasie mleczko to słodycz, który mógłby dla mnie nie istnieć, jadłam może z 3 razy w życiu. Około dziesięć lat temu mama kupiła (chyba w Biedronce, może Stokrotce) opakowanie takich pianek dzielonych na pół o smaku cappuccino. Nie były to typowe mleczkowe prostopadłościany, ale bardziej spłaszczone i szersze, no inne po prostu. Tak jak nie przepadam za kawowymi słodyczami i samym ptasim mleczkiem, tak wtedy przepadłam i do dziś pamiętam ten smak. Może bym kupiła, ale niestety już ich nie ma. Tak się zaczęła i skończyła moja przygoda z ptasim mleczkiem.
Brzmi ciekawie. Szkoda, że ptasiego mleczka nie sprzedaje się w jednoporcjowych opakowaniach.