Jako aktywna antyfanka malin potrafię ocenić, który produkt na pewno nie przypadnie mi do gustu, w którym zaś tkwi potencjał na tyle duży, że warto zaryzykować. Zadowolenie bądź zgrozę najłatwiej przewidzieć względem słodyczy, które już się jadło, acz producent dokonał zmian jakościowych lub ilościowych w składzie. Wysoką szansę trafienia w dziesiątkę dają też podróbki i odpowiedniki.
Zdrowy baton malinowy Fig Bar Raspberry stanowi doskonały przykład słodycza opartego na znienawidzonym owocu, a jednak pysznego. Kiedy zorientowałam się, że uległ transformacji, musiałam upolować go ponownie. Zresztą wraz z pozostałą trójką batonów figowych Nature’s Bakery.
Fig Bar Raspberry – baton figowy z malinami
Podczas testu Fig Bara Blueberry podgrzałam tylko jedną sztukę. Smakowała mi zdecydowanie bardziej niż zimna, toteż przed przystąpieniem do degustacji Fig Bara Raspberry od razu większą część batona (1 i 2/3) włożyłam do mikrofalówki na 30 sekund. Trzeba sobie dogadzać, a co!
Fig Bar Raspberry od Nature’s Bakery dostarcza 381 kcal w 100 g.
Zdrowy baton figowy z malinami waży 57 g i zawiera 217 kcal.*
1 sztuka batona malinowego Fig Bar waży 28,5 g i dostarcza 109 kcal.
* Powyższe dane pochodzą z naklejki. Na opakowaniu baton (57 g) = 200 kcal.
Nie mam najmniejszych wątpliwości, iż Fig Bar Raspberry pachnie bardziej malinowo niż Fig Bar Blueberry jagodowo. Tutaj główni bohaterowie są rozpoznawalni na wstępie. Zdają się pochodzić z soku, żelek lub gęstego dżemoru z ciastek. Występują u boku słodyczy, figowości, pełnoziarnistości i sezonowoowocowości.
Podgrzany Fig Bar Raspberry pachnie podobnie, przy czym znacznie słodziej. Kwaśność malin, mimo iż wyraźna, grzecznie podlega wielowymiarowej – wszak wieloźródłowej – słodyczy.
Malinowy Fig Bar jedzony prosto z opakowania jest twardawy, acz dość sprężysty – ciasto lekko ugina się pod palcami. Zgoła inaczej dzieje się w przypadku batona podgrzanego. Tutaj palce wręcz zapadają się w otoczce niczym w obłoku. Niezależenie od stanu ciasto jest marginalnie tłuste pod palcami. Błyszczy, lśni i mieni się od cukru na wzór drogi mlecznej pełnej gwiazd. Oferuje mączność i ogrom drobinek figowych. Jest gęste, zwięzłe, treściwe, pożywne. Smakuje bardzo słodko, figowo i pełnoziarniście.
Nadzienie nie zawodzi. To cudownego rodzaju powidła: gęste, zwarte, kleiste, lepkie, w pełni odparowane z wody. Mają smak suszonych fig i malin – przy czym smak jest raczej malinowawy niż dojrzale malinowy – a także melasy. Wypełniają je strzelające pesteczki fig oraz większe, twardawe fragmenty suszonych owoców, prawdopodobnie obu bohaterów kompozycji.
Fig Bar malinowy jest przesadnie słodki w każdej postaci, acz podgrzany znacząco przekracza granicę przyzwoitości. Słodycz zdaje się pochodzić i z plebejskiego cukru, i z bezlitosnego syropu malinowego.
Warty grzechu już na zimno Fig Bar Raspberry po podgrzaniu osiąga szczyty w skalach pyszności i obłędności konsystencji. Staje się drożdżówką z warstwą kruszonki tak pokaźną, że w efekcie zajmuje pół wysokości całego ciasta. Ów miękki obłok jest natłuszczony w punkt, ale słodki w cholerę. Mimo lekkości okazuje się treściwy i pożywczy, wszak zwarty, gęsty i przykładnie ciastowy.
W podgrzanym batonie figowym powidła i zawarte w nich cząsteczki owoców stają się twardsze. Podstawa chrupie. Do przesadnej słodyczy, figowości i malinowawości dołącza posmaczeczek spalenizny. Nie mogę przeboleć faktu, iż słodyczą Fig Bar Raspberry bezdusznie miażdży.
Ocena: unicorn smaku
Skład i wartości odżywcze:
Skład: mąka pszenna pełnoziarnista, cukier trzcinowy, pasta figowa, syrop z brązowego ryżu, dżem malinowy (cukier mielony, cukier trzcinowy organic, gliceryna, skrobia ryżowa organic, maliny, proszek jabłkowy, aromat naturalny, pektyna, regulator kwasowości: kwas cytrynowy; substancja zagęszczająca: mączka chleba świętojańskiego), olej rzepakowy, owies pełnoziarnisty, gliceryna, sok owocowy, sól morska, naturalny aromat, regulator kwasowości: kwas cytrynowy; substancja spulchniająca: węglany sodu. Zawiera gluten.
Kalorie w 100 g: 381 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 9 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 0 g), węglowodany 68 g (w tym cukry 36 g), błonnik 6 g, białko 3,6 g, sól 0,3 g.
Haha. Tak czułam, że ten wariant skrajnie Cię urzeknie, tak jak mi skradł serce ;*
Pomimo, iż to maliny, których tak nie lubisz ;)
Wspominałaś, że nie czuć w jagodowym jagód. Racja. Podczas jedzenia nie, ale jak mi się odbija, bo za dnia zjedzone owocowe przetwory przeważnie każdej maści powodują taki dyskomfort w moim przypadku to czuć tylko je … a ten w ogóle ;)
Czy taka przypadłość nie zniechęca Cię do jedzenia przetworów owocowych? Ja za bardzo nie sięgam po surowe owoce, bo niespecjalnie dobrze je trawię.
Nigdy bym nie pomyślała że cokolowiek z malinami dostanie u Ciebie unicorna :D widać tylko fig bary to potrafią :D
Ani ja. Pozytywne zasko <3
Na wariant najpierw się skrzywiłam, bo „maliny do tego nie pasują”. Potem zaczęłam czytać… takie to może i pasują. Tym bardziej, że mnie syrop malinowy akurat straszny jako nuta nie jest (wg mnie może wyjść i dobrze, i źle, ale taak, kojarzę Twoje przykre wspomnienia z nim związane).
Od początku jednak wiedziałam, jak doszło do pieczenia, poczułam zgrozę. I… tu czas z kolei na moje traumatyczne wspomnienie, haha. Maliny do pieczenia za nic mi nie pasują, bo kojarzą mi się z obrzydliwymi ciastkami, jakie kiedyś jadłam (wariant z malinami, białą czekoladą i nutą różaną). Nie dość, że ciastko smakowało obleśnym tłuszczem i cukrem (nawet nie ciastkiem), to maliny były goryczowate i po prostu tak wstrętne, że… Cokolwiek pieczonego z malinami obecnie budzi we mnie zgrozę.
Na pocieszenie za to „posmaczeczek spalenizny.” <3
Jestem szczerze ciekawa, czy gdybym nie zrobiła się taka tylkoczekoladowa, wariant chociaż trochę by mnie zaciekawił.
Nawet w kwestii pieczonych malin się nie znajdujemy zgodności. Cóż za żywot marny!
Ej, ale serio: jakbyś trafiła na maliny z ogromem pestek, smakujące czystą goryczą, dziwną spalenizną w jakiś bladych ciastkach… uznałabyś je za spoko? Przypominam, że lekką, adekwatną spaleniznę lubię; maliny / malinowe smaki również.
Jakbyś trafiła na tabliczkę ulubionego producenta smakującą kupą, uznałabyś ją za spoko? ;>
Nie rozumiem, o co Ci chodzi. Nie uznałabym, ale „Nawet w kwestii pieczonych malin się nie znajdujemy zgodności. ” – czyli napisałaś, że się nie zgadzamy? I napisałaś to na moje wspomnienie goryczowatych paskud. Stąd wniosek, że uznałabyś goryczowate maliny za spoko.
„Maliny do pieczenia za nic mi nie pasują” – mnie pasują i wolę takie. Natomiast oczywistością jest, że spleśniałe, skwaśniałe, zgorzkniałe czy inne ałe będą obleśne. Gitarka? :P
Po przeglądnięciu większości i rozczytaniu się w wielu Twoich recenzjach muszę przyznać, ze unicorn mnie zaskoczył. Wydawało mi się, że produkt musi być absolutnie bezbłędny i smaczny, a tutaj zaznaczasz, że jednak zabija słodyczą..
Niestety nie obyło się bez błędów konstrukcyjnych.
Nie rozumiem. Błędów konstrukcyjnych w moim komentarzu czy błędów konstrukcyjnych opisanego produktu? :D
Produktu oczywiście :)
Spoko :) Tym bardziej zastanawia mnie unicorn. Większość recenzowanych u Ciebie słodyczy ma obniżoną ocenę ze względu na morze cukru ( nawet erhmann marcepanowy), może z pominięciem pop tarts, ale w tym wypadku cukrowość chyba wpisuje się w naturę produktu.. Ciężko Cię wyczuć i jakoś konkretnie wywnioskować, jaki masz gust, niemniej jest to zaskakujące i w zasadzie mi się nawet podoba :)
Hmm. Ujmę to tak: kiedy pozytywne cechy przekraczają granicę zbioru produktów bardzo dobrych i wkraczają na teren doskonałych, wady można pominąć.
Czy więc są wówczas doskonałymi, skoro posiadają wady które można pomijać? ;)
Czysta doskonałość w realnym świecie nie istnieje. Występuje tylko w teorii.