Pamiętacie czas, w którym wafelki Waffelini pojawiły się w Polsce? Miało to miejsce w wakacje 2016 roku. Kruche batoniki dostępne były w dwóch wariantach: mlecznym i kakaowym, podobnie jak dziś. Co jednak interesujące, inaczej się nazywały. Imię zawierało tylko jedną literę f, wobec czego brzmiało Wafelini. Czyżby po latach dopuszczono się podwojenia na wzór wafelka Nussini?
Waffelini mleczny i kakaowy zasiliły moje zbiory jako słodycze powtórkowe, niewymagające recenzji. Wtem zorientowałam się, że zmieniły skład i wartości odżywcze. Nie bardzo, ale jednak. Poza tym od 2016 roku mój gust zdążył się przeobrazić. Musiałam podjąć się ponownej analizy – nie było zmiłuj.
Waffelini wafelek mleczny
Wafelek Waffelini mleczny jest wizualnie leciutki, zwiewny i delikatny. Ma ładny kolor, jako iż otacza go klasyczna mleczna czekolada Milki. W środku znajdują się trzy warstwy bardzo jasnego kremu.
Waffelini mleczny marki Milka dostarcza 522 kcal w 100 g.
Wafelek mleczny w mlecznej czekoladzie waży 31 g i zawiera 162 kcal.
Zapach mlecznego wafelka Milki nie zaskakuje. Oddaje bezkres mlecznej czekolady. I to jakiej! Dziecięcej, świątecznej, uroczej. Mlllecznej i słodziutkiej. Czy wyprodukowanej we fioletowej fabryce? Hmm.
Najwięcej czekolady znajduje się na bokach, niemniej nawet tam jest jej mało. Została zastosowana bardzo cienką, skromną warstwą. Wręcz tak cienką, że prześwituje spod niej wafel. Topi się szybko i łatwo, niestety wcale nie w pełni bagienkowo. Zaledwie bagienkowawo. Być może mankament ów wynika z marnej ilości, która nie pozwala czekoladzie rozwinąć skrzydeł. Jest pylista. Smakuje bardzo cukrowo i mlllecznie. Możliwe, że bez zobaczenia logo rozpoznałabym w niej Milkę.
Względem wafelka nie mam poważnych zastrzeżeń. Płaty są blade, wszelako zachwycają kruchością i chrupkością. Nie wnoszą do smaku niczego istotnego. W zasadzie w ogóle niczego nie wnoszą. Pozostają milczące niczym dzieci i ryby. Dobrze, że przynajmniej rybą nie smakują.
Motywami przewodnimi czekoladowego wafelka są skromność, cienkość i mizerność warstw. Nadzienie mleczne także je realizuje. Zalega na waflach warstwą tak ubogą, że niemal nie ma go wcale. Jest zwarte, ziarniste i proszkowate na potęgę. Smakuje cukrem. Po prostu. Próżno szukać mleka, śmietanki czy wanilii.
Milkowy wafel Waffelini mleczny jest nijaki do bólu. Gdyby nie kilka zniechęcających wad schodzących poniżej przeciętności, przyznałabym mu 3 chi. Niestety nazbyt przeszkadzają mi przesadna proszkowatość i czysta cukrowość kremu pseudomlecznego. Cóż za kicha.
Gdybym nie zobaczyła logo fioletowej krowy, pomyślałabym, że mam do czynienia z waflem wykonanym przez firmę dysponującą bardzo małym budżetem. Ten słodycz jest zupełnie żaden.
Ocena: 2 chi ze wstążką
Skład i wartości odżywcze:
Skład: cukier, mąka pszenna, olej palmowy, serwatka w proszku (z mleka), tłuszcz kakaowy, laktoza (z mleka), odtłuszczone mleko w proszku, miazga kakaowa, tłuszcz mleczny, emulgatory (lecytyna sojowa, E 476), skrobia ziemniaczana, olej rzepakowy, substancje spulchniające (węglany sodu, węglany amonu), sól, aromat. Może zawierać orzechy laskowe.
Kalorie w 100 g: 522 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 27 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 14 g), węglowodany 64 g (w tym cukry 45 g), błonnik 1,5 g, białko 5,5 g, sól 0,41 g.
O matko. Tak dawno je jadłam. Aż nie mogę uwierzyć w to co napisałaś :( kiedy zmienili skład?
Tego nie wiem, hmm.
Też nie mogę dać wiary – co się tu (się) ,,zdziadziało”! Ja go dawniej absolutnie wielbiłam… Gdyby nie to, że Ty napisałaś tę recenzję, to pomyślałabym, że dopadła tu kogoś klątwa obrażonego konsumenta :D
Btw, pozamieniałaś recenzje, czy ja już oszalałam do reszty?
Pytasz o zmianę względem harmonogramu, który Ci wysłałam, dobrze myślę? Napisałam Ci wtedy, że będą rotacje, bo muszę dorzucić do planu trzy recenzje ;>
Uwielbiam wafelki w czekoladzIe od zawsze.
Niestety trudno teraz trafić na smaczne.
Dla mnie Prince Polo (choć kiedyś, dawniej było lepsze), ewentualnie Grześki.
Oraz bardzo dla mnie pyszniutkie odkryte niedawno w Aldi wafelki Alek Biscotto. Słodziutkie, smakowite.
Dla mnie numerem jeden wśród klasyków – wafli o klasycznej budowie – są właśnie Grześki. Przy czym mają tak skandalicznie mało czekolady, że prześwitują płaty waflowe. Prince Polo nie lubię.
Ano! Masz rację, moje uszanowanie ;)
Moje też, żoneczko ;*
Ja uwielbiam, a przynajmniej uwielbiałam jak go ostatnio jadłam, bo to było już jakis czas temu :D w kremie faktycznie było dużo cukru, ale oprócz niego też rozkoszny smak Kinderkow ^^
Wincyj dla Cię.
Nie w całej, oj nie w całej. Pamiętam, że u mnie nie; były natomiast w sklepach u ojca, ale jakoś jak do niego przyjeżdżałam to niewiele „tak zwykłych słodyczy jak wafelki” mnie ciekawiło. Polowałam raczej na bardziej wyszukane. Zakładając bloga jednak obiecałam sobie, że chcę mieć na nim „jedynego mlecznego zwyklaka jakiego lubię” (nigdy nie przepadałam za wafelkami z kremem mlecznym), ale to był Nesquik. Zniknął mi, gdy byłam gotowa to zrobić, a teraz wrócił, ale nie w cienko-uroczej formie, a ja… ekhem.
Nazwa? Proste wytłumaczenie. Człowiekowi przybywa zmarszczek, waflowi „f”.
Dlaczego wafle miałyby smakować rybą? Dobra, cichnę, ostatnio próbowałam wafelków, które nią zajeżdżały (niby krem, ale cicho sza!).
Smakuje cukrem, bo to biały krem, nie mleczny. Gdzie masz jakieś „Milkkini”? Nie masz. Jest Waffelini, a więc wafel. W dodatku dostałaś krem z cukru w gratisie (bo niby nie ma też „Sugarrini”), ale darowanemu koniowi (krowie?) w zęby się nie zagląda! A nie, czekaj, może nawet nie ma w co zaglądać, bo przez ten cukier, to mógł je stracić. W końcu w dzisiejszych czasach zęby to dobro luksusowe. Ciekawe, czy Wróżka Zębuszka dobrze zainwestowała swoje pieniądze. Pewnie nie w Polsce (jak śmiała!).
„Proste wytłumaczenie. Człowiekowi przybywa zmarszczek, waflowi „f”.” – Kurde, że też nie pomyślałam! Oczywiście, że tak jest.
„Sugarrini” kojarzy mi się z sushi z cukrem zamiast ryżu, na dodatek w wersji wywróconej na lewą stronę (uramaki; Ty wiesz, ale piszę na wszelki wu dla innych).
„Darowanemu koniowi (krowie?) w zęby się nie zagląda!” – Może gdyby był darowany, zaglądałabym nieco mniej. Tymczasem odmówiłam sobie chleba, żeby kupić to tałatajstwo! // „Bo przez ten cukier, to mógł je stracić” – to swoją drogą.
„Ciekawe, czy Wróżka Zębuszka dobrze zainwestowała swoje pieniądze. Pewnie nie w Polsce (jak śmiała!).” – Mylisz się. Pieniądze poszły do rządu na przyszłą emeryturę w godnej wysokości, którą oczywiście wszyscy dostaniemy.
Dziś na oglądanie wleci wafel Lindta który jest wymaksowaną, wywróconą rurką z kremami? To może być sugarrini! „piszę na wszelki wu dla innych” – kto nie wie, niech se googla!
Emerytury będą wypłacane jako przydział Chocomaksów, żeby starość była jeszcze piękniejsza.
Nigdy go nie jadłam… i już nigdy nie zjem. Pozwolę mu pozostać tajemniczym na wieczność.
Według mnie słuszna decyzja.