Wafelek Waffelini Chocomax – u zarania Wafelini Chokomax przez jedno f i k (kto pamięta?!) – jest bratem wariantu mlecznego i kuzynem orzechowego (Nussini). Zaprosiłam go do domu, byśmy spędzili potencjalnie miłe chwile w dniu, w którym nie będzie mi się chciało robić notatek do recenzji.
Niestety kakaowy dziadyga wziął mnie podstępem, wszak o zmienionym składzie – przekładającym się na konieczność stworzenia nowego artykułu – dał mi znać dopiero po sprowadzeniu do domu, gdy już otrzymał wygodne miejsce w puszce z batonami i waflami. Opór był zbędny, i tak przegrałam.
Waffelini Chocomax wafelek kakaowy
Podobnie do mlecznego kakaowy wafel Milki jest wizualnie niepozorny: lekki, malutki, zwiewny. Wydaje się, iż nie przyniesie biodrom poważnej ujmy na honorze. A jednak ów skarlały dziad dostarcza aż 163 kcal. Oczywiście w odniesieniu do wafli ogółem to nie żadne aż, wszelako sugerując się wyglądem, można by popełnić błąd i przypisać mu mniej. (Swoją drogą, kiedy dowiedzieliście się o istnieniu kalorii?)
Waffelini Chocomax kakaowy marki Milka dostarcza 525 kcal w 100 g.
Wafelek kakaowy w mlecznej czekoladzie waży 31 g i zawiera 163 kcal.
Aromat roztaczany przez wafelek Waffelini Chocomax zaskakuje, zwłaszcza po zestawieniu z cudowną nutellowością Nussini. Zawiera słodycz, nibymleczenoczekoladowość, polewowość, margarynowość. Nie wiedząc, co wchodzi w skład, obstawiałabym polewę mleczno-kakaowo-margarynową.
To kolejny wafel Milki, w którym czekolady jest niemalże mniej niż kwiatów na paproci. Fioletowa krowa uznała, iż nikczemnie cienka warstwa wystarczy, by zadowolić plebs i pospólstwo. Jedynie przy odrobinie samozaparcia da się zgryźć względnie czyste fragmenty. Wówczas daje się poznać jako szybkotopliwa, gęsta, kremowa, bajecznie tłuściutka. Smakuje mleczną czekoladą zasypaną cukrem AKA cukrową czekoladą z dodatkiem mleka. Wzorowy wytwór popkultury: obiecujący dużo, dający niewiele.
Jak na wafel o nazwie Waffelini Chocomax przystało, główny bohater recenzji zawiera ciemne płaty waflowe. Są kruche, chrupiące, lekkie. W smaku… jakieś tam. Nie budzą poważnych zastrzeżeń.
Ciemnym kolorem oznacza się również krem kakaowy. Grubością dostosował się do czekolady, toteż stanowi wyraz biedy i nędzy. Jest wściekle ziarnisty, tłustawy. Obiecana kakaowość wpada w mdły bezsmak. Ostatecznie krem to taki lep na muchy. Owad widzi, że z sufitu wisi coś fajowego, siada, no i tego.
Nie ulega wątpliwości, iż Waffelini Chocomax to wafel lepszy od mlecznego brata, wszelako daleko mu do bycia zacnym i godnym powtórki. Za najlepszy element uważam mleczną czekoladę. Drugie miejsce zajmuje cudnie kruchy wafel. I to tyle, jeśli chodzi o podium.
Gdyby Milka ponownie porwała się na wdrażanie zmian w składach słodyczy, proponowałabym wymienić krem w tym wafelku. Ponadto w całokształcie dają się odczuć margarynowawość smaku i potężna cukroza.
Ocena: 3 chi ze wstążką
Skład i wartości odżywcze:
Skład: cukier, mąka pszenna, olej palmowy, tłuszcz kakaowy, laktoza (z mleka), odtłuszczone mleko w proszku, serwatka w proszku (z mleka), miazga kakaowa, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu (3%), tłuszcz mleczny, emulgatory (lecytyna sojowa, E 476), skrobia ziemniaczana, olej rzepakowy, substancje spulchniające (węglany sodu, węglany amonu), sól, aromaty. Może zawierać orzechy laskowe.
Kalorie w 100 g: 525 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 28 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 15 g), węglowodany 62 g (w tym cukry 45 g), błonnik 2,4 g, białko 5,4 g, sól 0,2 g.
Zgadzam się co do tego że ten wafelek jest lepszy niż mleczny, ale mi smakował i to baaardzo *-* przypominał mi przemielone płatki Nesquik ^^
Ciekawe pytanie o kaloriach. W sumie nie pamiętam kiedy dokładnie dowiedziałam się o ich istnieniu. Nie przypominam sobie bym w podstawówce była już ich świadoma, ale na pewno w gimnazjum zaczęła się moja obsesja na ich punkcie. Może więc właśnie w gimnazjum się o nich dowiedziałam? Albo wiedziałam wcześniej, ale nie zwracałam na nich uwagi? Nie mogę sobie przypomnieć :p
Kiedyś było inaczej. Wiedza dietetyczna nie była tak powszechna jak dziś, produktów nie opatrywano tabelkami etc. Ciekawa jestem więc, ile osób współczesnych – zwłaszcza młodych, oczywiście z krajów rozwiniętych – nie wie, czym jest kaloria.
Co do batonika, to się nie wypowiem, nie jadłam go nigdy, nawet w poprzedniej wersji…
Ale jeśli chodzi o pytanie dotyczące kalorii, to pamiętam, że o ich istnieniu wiedziałam już na początku podstawówki. Wtedy to moja szkoła zamawiała dla uczniów mleko i kakao w 250 (?) ml kartonikach. I tam na tyle były napisane kalorie, oczywiste. Ale ja nie wiedziałam, czy to mleko/kakao ma ich dużo. Natomiast przeczytałam któregoś dnia na tymże kartoniku, że człowiek dorosły powinien spożywać ok. 2000 kcal na dobę. Bardzo chciałam to zapamiętać, by moc sobie ocenić czy coś ma dużo, czy mało kalorii, ale zawsze zapomniałam.
Później pod koniec podstawówki zaczęłam ćwiczyć i trochę liczyć kalorie, by jeść odpowiednio dużo i mieć siły na treningu. Dobrze się to niestety nie skończyło.
Mimo iż wzrost świadomości dietetycznej w społeczeństwie jest czymś dobrym, BARDZO się cieszę, że poznałam kalorie tak późno. Uważam, że dzieci nie powinny myśleć o kaloriach, podatkach, zarabianiu pieniędzy, chorobach genetycznych, zdradach rodziców i innych syfach. Od tego mają rodziców.
A kiedy poznałaś kalorie?
W liceum.
Ja kalorie poznałam w liceum. Tak jak Ty. Bardzo tego żałuję po dzień dzisiejszy z niektórych względów … lecz niestety prawda jest taka, że tylko mieszcząc się w zapotrzebowaniu można utrzymać figurę…
Dlatego rodzice powinni ogarniać to za dzieci najdłużej, jak się da.
Jak dobrze, że nigdy mnie nawet odrobinę nie zainteresował. Już z daleka widać, że cukier i margaryna.
Że istnieje „kaloria, która siedzi w jedzeniu, a Mama ją liczy” dowiedziałam się w zerówce czy coś jak Mama jakiś a to diet wymyślnych, a to ćwiczeń próbowała. Już w podstawówce wiedziałam (przecież uczą o tym), ale! Na własny użytek to jakoś w gimnazjum.
„Już z daleka widać, że cukier i margaryna.” – Człowieku, żebyś Ty wiedziała, co ja ostatnio jadłam… Recenzja w lipcu, ale powiem Ci już teraz, że kostka margaryny z cukrem to nic w porównaniu z tym pomiotem.
„Już w podstawówce wiedziałam (przecież uczą o tym)” – teraz uczą o kaloriach?! Na pewno nie za moich czasów.
„Teraz”? W czasach mojego gimnazjum na biologii uczyli na pewno, a wydaje mi się, że już i na przyrodzie wcześniej było. Czyli… ponad 10-kilkanaście lat temu? Nie wiem, czy to takie „teraz”.
Źle się wyraziłam z tym „teraz”. Chodziło mi o to, że w pewnym momencie zaczęli i kontynuują (bo nie sądzę, by wiedzę o kaloriach wycofali. Prędzej dołożyliby jeszcze coś dietetycznego). W czasach mojej przyrody (podstawówka) i biologii (gimnazjum, liceum) o kaloriach się nie mówiło.
Z duszą na ramieniu, mam nadzieję, że teraz dobrze się doda!
Czytam twojego bloga od jakiegoś czasu ale przez ten wpis poczułam potrzebę napisania komentarza. Załamałaś mnie! Chocomax był pyszny! Załamka, bo chciałam go opisać. 😭
Na kalorie nie patrzę. Czasami chyba powinnam. 😅
Czemu zaraz załamka? Przecież można opisywać też obleśne słodycze. Bierz przykład ze mnie, na livingu jest takich mnóstwo, hah. Mało tego, babole opisuje się najzabawniej ;)
Chciałam opisać go jako ulubionego wafla czekoladowego. :-P