Mimo iż po otrzymaniu od mamy suszonych owoców Helio z linii Natura – za które dziękuję! – szczerze się ucieszyłam, po degustacji morderczej, skwaśniałej i niemożliwej do zaakceptowania na planecie Ziemia miechunki zwątpiłam w szansę odkrycia w suszonych czereśniach produktu wartego uwagi.
Nigdy nie jadłam czereśni innych niż świeże. Przetworzone kojarzą mi się wyłącznie z owocami kandyzowanymi, tych zaś nie cierpię (z wyjątkiem skórki pomarańczowej użytej w rozsądnej ilości). Na dodatek za świeżymi też nie przepadam. W dzieciństwie były moimi ulubionymi owocami. Dokładnie do pewnego koszmarnego wiosennego dnia, w którym po zjedzeniu niemal całej siatki z ciekawości otworzyłam parę ostatnich sztuk i w każdej znalazłam robaka. Także tego.
Czereśnie suszone
Podczas gdy miechunka przywiodła mi na myśl wielkie i jasne rodzynki sułtańskie, w czereśniach zobaczyłam małe suszone śliwki. Po samym wyglądzie w życiu nie odróżniłabym tych owoców, a tym bardziej nie zgadłabym, że poskręcane czarne ciałka należą do czereśni.
Czereśnie suszone z linii Natura od Helio dostarczają 332 kcal w 100 g.
Paczka czereśni suszonych Helio waży 80 g zawiera 265,6 kcal.
Porcja suszonych czereśni waży 25 g i dostarcza 83 kcal.
Czereśnie suszone mają przewagę nad miechunką już na wstępie, albowiem nie śmierdolą. Wręcz przeciwnie: pachną bardzo ładnie. Oddają bliżej nieokreślone suszone owoce i kadzidełko. Nie owocowe, tylko albo zwykłe, albo kościelne, albo bożonarodzeniowe.
Czarne czereśnie lepią się na podobieństwo śliwek. Są twardomiękkie, sprężyste. Odznaczają się sprężystą, łatwą do pogryzienia skórką, tak jak suszone śliwki. Przede wszystkim mięciutką, twardą marginalnie.
Czereśniowe wnętrze daje się poznać jako mięciutkie, treściwe, pożywne. Owoce zdają się mieć więcej treści względem śliwek. Tłumacząc na język ludzki: są bardziej treściwe.
Podczas gdy śliwki są bardzo słodkie, suszone czereśnie Helio (Natura) nieco mniej. Kwasek występuje, choć podporządkowuje się słodyczy. Jemu przypada 40%, słodyczy zaś 60%. Smak jest… hmm, śliwkowawy. Chyba oddaje śliwkę nie suszoną, lecz wędzoną. Pojawia się także wątek kadzidełkowości.
Czereśnie suszone Helio z linii Natura są czereśniowe w stopniu wykluczającym możliwość rozpoznania faktycznego owocu. Gdybym nie przeczytała nazwy na opakowaniu, za nic w świecie nie zgadłabym, że mam do czynienia właśnie z nimi. Smakowo wypadają jak połączenie wędzonej śliwki z czymś w rodzaju suszonej wiśni, i to zakamuflowanym daleko w tle.
Mimo niemożności odgadnięcia bohatera opowieści uważam, że suszone czereśnie są sympatyczne. Nie omieszkałam zjeść całej paczki na raz. Czy jednak byłabym skłonna do nich wrócić? Niekoniecznie. Kiedy będę miała ochotę na suszone śliwki, kupię właśnie je. (Na wędzone nie miewam ochoty).
Ocena: 5 chi
Skład i wartości odżywcze:
Skład: czereśnie suszone bez pestek. Produkt może zawierać orzeszki ziemne, orzechy oraz nasiona sezamu.
Kalorie w 100 g: 332 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz <0,5 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 0,2 g), węglowodany 77 g (w tym cukry 59 g), błonnik 5,4 g, białko 3,2 g, sól 0 g.
Tego produktu nie miałam okazji jeść. Widzę, że to nowość, ale pytanie jak bardzo nowe są. Nie widziałam ich nigdzie. Albo przeoczyłam, bo mam zapas śliwek z tej firmy. Uwielbiam je :) tak samo morele, ale przerzucam się na owoce suszone z linii bio z rosmana. Są uwodnione przez co soczyste i miękkie, więc to miód dla mojej szczęki :)
Polecam spróbować z całego serca, bo także nie są siarkowane ;)
Nie znam terminu „uwodnione”. Dodaje się do nich zwykłej wody? Nie można by zachować więcej oryginalnego soku?
Wędzonych śliwek nigdy nie jadłam, jestem ciekawa jak smakują :p ogólnie śliwki suszone lubię, wiśnie nieco mniej ale dam radę zjeść, a czeresnie? Hm, dobrze że słodycz jest wyższa od kwasku, choć wciąż kwasek stoi na wysokim poziomie, ale smak wydaje się w porządku, więc mogłabym je polubic ^^
Na pewno nie są na tyle wyjątkowe ani wspaniałe, żeby biec po nie do sklepu, tratując po drodze ludzi.
Czereśnie mnie kuszą, aż mam ochotę upolować. Podoba mi się skład, bez cukru, nienawidzę, gdy suszone owoce są jeszcze dosładzane- po co? Moim zdaniem z lekka zabija to owocowość owoców, niepotrzebnie je osładza.
Jak do kompletu są jeszcze suszone wiśnie, to biorę
Na tyle rzadko jadam suszone owoce inne niż śliwki, i to konkretne (z Lidla), że nie znam składów. Rzeczywiście dosładzanie jest bez sensu.
Nie przepadam za suszonymi owocami, ale czereśni bym nawet spróbowała bo to jedne z moich ulubionych owoców. No ale skoro nie smakują jak czereśnie to hm… sama nie wiem.
Może owoce innej marki wypadłyby bardziej czereśniowo. Kto nie ryzykuje, nie pije szampana! (Ani pomyj).
Skład wypada dobrze, ale tak jak powiedziałaś, jeśli najdzie mnie ochota na suszone śliwki, sięgnę właśnie po nie. Mając ochotę na czereśnie, wolałabym jednak poczuć ich smak. Obawiam się, że zaspokojenie ochoty samą świadomością spożywania produktu, nie byłoby zbyt skuteczne :P Osobiście bardzo ubolewam, że w marketach nie można zazwyczaj dostać żurawiny bez dodarku cukru. Ta słodzona sokiem jabłkowym nie jest dla mnie niestety alternatywą :(
Słodzenie żurawiny zabija całe jej kwaskowate jestestwo… Zbrodnia…
„Obawiam się, że zaspokojenie ochoty samą świadomością spożywania produktu, nie byłoby zbyt skuteczne :P” – E tam. Musisz sobie WIZUALIZOWAĆ. Jesz po sztuce i po przełknięciu każdej powtarzasz na głos: jem czereśnie. Dodatkowo wyświetlasz na telefonie albo laptopie zdjęcie czereśni, od którego nie odklejasz wzroku (staraj się nie mrugać). Tadaa!
Boże… obudziłaś we mnie wspomnienia z dzieciństwa, których nie chciałam pamiętać xD
Jako dziecko, chciałam posiadać pewną porcelanową laleczkę w stroju regionalnym. Były dostępne w kioskach, w formie serii (różne lalki w różnych typach strojów). Nie mogłam sobie na nią pozwolić, więc… wycięłam jej zdjęcie z gazety ;))
O nieee, przepraszam :(
(Ja wycinałam gwiazdy, w których się kochałam).
Cieszę się, że nie tylko ja byłam tak kreatywnym dzieckiem. Dzieciństwo, to dla mnie momentami kopalnia bezcennych wspomnień niosących zażenowanie i zdumienie, nad funkcjonowaniem własnego umysłu. To niby oczywiste, ale jednocześnie niesamowite, jak zmienia się nasza dojrzałość umysłowa i emocjonalna. Są w nas pewne stałe cechy, niezmienne czynniki, które mogą różnie objawiać się w dzieciństwie i dorosłości, ale wciąż wynikać z jednego źródła…
Widzę, że też jesteś humanistką :)
Dziadostwo! Okropne! Ale to by wiele wyjaśniało – czereśnie Twoje, miechunki moje. W sumie to było do przewidzenia. Również za nic bym nie zgadła, że to czereśnie. Wg Mamy smakowały jak „dziwne żurawiny”.
Powinnaś spróbować jeszcze raz. Kup, nie pożałujesz!
Historia o tym, jak czereśnie straciły pierwsze miejsce na podium ulubionych owoców bardzo mnie rozbawiła. :D Choć oczywiście współczuję! Ale miałam coś podobnego: zrobiłam sobie omlet, który posypałam siemieniem lnianym, a tuż po zrobieniu tego zauważyłam, że słoik z moją posypką jest pełen białych larw… Omlet zjadłam, bo nienawidzę wyrzucać jedzenia, a do tego byłam wściekle głodna. Do dziś jednak żałuję decyzji i od tego czasu jadłam jajka chyba ze dwa razy, a było to już parę lat temu.
Czereśnia z Twojej recenzji nie brzmi ciekawie. Wędzone owoce dla mnie strasznie śmierdzą, co dziwne, bo wędzone sery oraz paprykę w proszku bardzo lubię. Do tego opisując je jako małe śliwki, zniechęcasz mnie do nich całkowicie – suszone śliwki bardzo lubię same w sobie, więc po co mam kupować coś podobnego? Nie mówiąc już o tym, iż taka straszna drobnica mnie wkurza – z tego powodu głównie nie cierpię żurawiny, goji i rodzynek.
„Omlet zjadłam, bo nienawidzę wyrzucać jedzenia, a do tego byłam wściekle głodna.” – Kiedyś zrobiłam sobie kanapki ze spleśniałego chleba, o czym przekonałam się po pierwszym gryzie. Zjadłam je, bo – jak Ty – nie lubię wyrzucać jedzenia. Było mi też szkoda pasty i warzyw. Do dziś żałuję. Tamten chleb przestałam kupować, bo do teraz czuję obrzydzenie, choć rzecz miała miejsce na studiach. Także piąteczka.
„Wędzone owoce dla mnie strasznie śmierdzą” – według mnie nie śmierdzą, ale też nie pachną ładnie. Raczej brzydkawo, o.