Jak wielka może być radość osoby, która po przetyraniu czterdziestu lat wreszcie otrzymała kredyt na wymarzony dom? (Oczywiście do chwili, w której zostanie wycofany z uwagi na zdiagnozowanego właśnie raka). Jak ogromne szczęście może wypełniać człowieka, który po miesiącach samotnej wędrówki na bezludnej wyspie na horyzoncie zobaczył drugiego człowieka? (Przynajmniej zanim zorientuje się, że tamten jest głodny i lada moment rzuci się na niego z modną hand-made dzidą).
Odpowiedź jest jedna: na pewno nie większa niż moja ekscytacja po zobaczeniu wymarzonych surowych batonów wegańskich Raw Bite w mocno promocyjnej cenie. Niech za dowód poświadczy fakt, iż kiedy dostrzegłam baton Peanut od Raw Bite i resztę wesołej gromadki, na skutek podniecenia oświadczyłam się najbliżej stojącej osobie. Na nieszczęście był to mój osiemdziesięcioletni sąsiad, który z szoku dostał zawału, w efekcie czego zostałam niedoszłą żoną i wdową w tej samej sekundzie.
Raw Bite Peanut
Wegański baton z orzechami ziemnymi to pierwszy z upolowanej w promocji szóstki, którego waga nie była zgodna z zaprezentowaną na opakowaniu. Ponieważ jednak naddatek osiągnął jedynie 2 g, nadal uważam, że marce Raw Bite należy się pochwała za dotrzymywanie obietnic. Produkt odznacza się ultrakrótkim składem, w którym znajdziemy zaledwie trzy surowce: daktyle, fistaszki i sól. Zachwycające trio.
Raw bar Peanut od Raw Bite dostarcza 455 kcal w 100 g.
Wegański baton ekologiczny z fistaszkami waży 50 g i zawiera 228 kcal.
Część z was wie, że moje wieczorne desery składają się z jogurtu lub zamiennika i części właściwej (słodyczy, chrupaczy bądź obu). Do wąchania, a tym bardziej próbowania słodyczy nigdy nie zabieram się wcześniej niż po zjedzeniu całego jogurtu/zamiennika. Baton orzechowy Raw Bite miał jednak wobec mnie inne plany niż ja wobec niego. Jak tylko wyłonił się z opakowania, przypuścił aromatyczny atak na moje nozdrza. Zalał zmysły słodką, gęstą, zwartą masą makową wypełnioną mnóstwem orzechów arachidowych. Jeśli dobrze pamiętam, tak samo pachnie Sztanga marki Zmiany Zmiany. Absolutny sztos!
Raw bar jest matowy i zapewnia czystą degustację. Okazał się znacznie miększy od uprzednio zjedzonych braci (kokosowego, nerkowcowego). Ze względu na plastyczność pozwalał moim palcom wgniatać w powierzchni golfowe dołeczki. Gdybym nie była głodna, może nawet skusiłabym się na partyjkę.
Orzechy ziemne stanowią niemal połowę batona (46,6%), co przekłada się na zachwycającą mnogość. Niektóre występują w połówkach, inne w ćwiartkach. Towarzyszą im urocze drobinki rozpostarte między większymi kawałkami niczym gwiazdy między planetami. Dają się poznać jako mięsiste i twardawe – znajdują się w połowie drogi między orzechową miękkością/zawilgoceniem a chrupkością. W zależności od sztuki raz chrupią, raz nie. Wszystkie jednak stanowią bezbłędne oparcie dla zębów, czego w wariancie Cashew nie robią nerkowce (stanowią bowiem spójną masę z daktylami i rodzynkami).
Fistaszkowość batona Raw Bite jest wyrazista, intensywna i obłędna. To fistaszkowość wyprażona, która zupełnie nie potrzebuje do szczęścia soli. I dobrze, jako że tej drugiej kompletnie nie czuć. Trzeci składnik, czyli daktyle, ujawnia się wyłącznie w postaci słodyczy. W efekcie w toku degustacji pomiędzy bohaterami tworzy się opowieść o gęstej i słodkiej masie makowej wypełnionej prażonymi orzechami arachidowymi – bez soli, bez daktyli. Gdzieś na styku fistaszków i daktyli pojawia się subtelna goryczka.
Zaskakująco mało miejsca – dokładnie rzecz biorąc: zero – poświęciłam cechom masy daktylowej. Nie bez powodu, wszak dla konsystencji nieporównywalnie istotniejsze są orzechy ziemne. One wiodą prym także w smaku, wyganiając daktyle do kuchni, do alkowy zaś zapraszając masę makową.
Po połączeniu daktyli, fistaszków i soli spodziewałam się petardy. Okazało się jednak, że baton Peanut od Raw Bite nie zachwyca. Żeby nie było, wciąż jest kozacki pod względem aromatu, konsystencji i smaku. Po prostu rozmiar przyjemności nie został dostosowany do ceny pieniężnej, jakiej marka żąda za jednorazową przygodę.* Odpowiednik Bombusa – Raw Energy Peanuts & Dates czy lidlowy Raw Daktyle + Orzechy – jest i lepszy, i tańszy, i łatwiej dostępny, i w ogóle fajniejszy.
* Gdyby baton Peanut od Raw Bite kosztował ok. 3 zł, byłabym w stanie kupić go ponownie. Ponieważ jednak cena w Rossmannie wynosi 9,29 zł (!), serdecznie podziękuję.
Ocena: 4 chi
Skład i wartości odżywcze:
Skład: suszone owoce 52,9% (daktyle), orzechy 46,6% (orzechy ziemne), sól morska 0,5%. Ekologiczny, nieprzetworzony, pochodzący z rolnictwa ekologicznego. Może zawierać fragmenty pestek owoców i łupin orzechów.
Kalorie w 100 g: 455 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 23 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 5 g), węglowodany 45 g (w tym cukry 37 g), błonnik 6 g, białko 14 g, sól 0,52 g.
Gdzie kupić: zniknął z Rossmanna, toteż pozostają internety i sklepy ze zdrową żywnością
Cena: 8 zł wzwyż
Ach, porównanie do masy makowej kusi niesamowicie, ale nie wiem czy dałabym radę wydać na niego prawie 10 zł :o
Jak to, nie masz ochoty na szybką dietę portfelową? Drugiej tak skutecznej nie znajdziesz!
Ha! I tu się w pełni zgadzamy – tak krótkie składy są piękne (acz wolę dwa składniki).
Czy mi się wydaje, że często właśnie raw bary akurat z fistaszkami kojarzą Ci się z masą makową? Przy czekoladzie z nutą fistaszków pomyślałam, że jest ona w pewien sposób duszna. Jak się nad tym zastanowić, masa makowa też. Może o to chodzi czy nadinterpretacja?
„Czy mi się wydaje, że często właśnie raw bary akurat z fistaszkami kojarzą Ci się z masą makową?” – Nie wydaje Ci się. Namierzyłam tę zależność parę lat temu.
„Może o to chodzi czy nadinterpretacja?” – Moim zdaniem nadinterpretacja. Duszne są przyprawy korzenne. Masa makowa – nie sądzę, nie czułam takiej.
Podobają mi się ich opakowania i to właściwie wszystko co o raw barach mogę powiedzieć bo żadnego już próbować nie zamierzam. I zupełnie nie rozumiem skąd ta cena.
Na wszelki wypadek przypomnę Ci, że baton proteinowy nie był raw barem.
Pewnie dlatego był minimalnie lepszy od Bombusa czy jak mu tam :D