Nestle, Lion Coconut

Lewku ty mój, cóż się z tobą w ostatnich latach stało? Czy zawsześ był takim parszywcem, a ja niesłusznie skarb w tobie widziałam? Nie wiem, nie wiem. Nie mam za to wątpliwości, iż z wariantu na wariant jest coraz gorzej, ja zaś zbliżam się do zakończenia relacji – nawet sporadycznej, odgrzewanej od nowości do nowości, wszak od wielu lat nie kupuję już Lionów dla przyjemności własnej.

Tegoroczną nowością w lwiej kolekcji jest Lion Coconut, czyli – uwaga, zaskoczę was – Lion kokosowy. Na mieście chodzą słuchy, że wystartował w biegu już w zeszłym roku, mając u boku konkurentów takich jak Knoppers Baton Kokosowy, Kinder Bueno Coconut i Hula Hula Kokoswaffel. Niestety zbłądził po drodze i do mety dotarł dopiero teraz. Mawia się, że lepiej późno niż wcale, ale…

Nestle, Lion Coconut, Lion kokosowy, copyright Olga Kublik

Lion Coconut – kokosowy baton w białej polewie

Kiedy dowiedziałam się, że nowa edycja limitowana Liona jest kokosowa właśnie, poczułam radość i nadzieję. Może wreszcie trafię na wariant, który ocenię pozytywnie? – pomyślałam. Szybko jednak zmieniłam zdanie. Okazało się bowiem, że nowy Lion Coconut okrywa biała polewa – dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą: nie jest to biała czekolada – czyli twór maksymalnie parszywy.

Lion Coconut marki Nestle dostarcza 498 kcal w 100 g.
Baton Lion kokosowy waży 40 g i zawiera 199 kcal.

Nestle, Lion Coconut, Lion kokosowy, copyright Olga Kublik

Lion Coconut pachnie bardzo ładnie, a także bardzo prosto i jednoznacznie: słodkokokosowo. Odrobinę princessowato, za to raffaellowato ani bounty’owato nie.

Na moje nieszczęście baton Nestle został pokryty polewą szczodrej grubości. Dobrze przynajmniej, że częściowo wypełniają ją duże chrupki zbożowe, dzięki czemu w rzeczywistości jest cieńsza. Pod polewą skrywa się karmel typu gęstego, twardego, zwartego, rwanego. Wafelek liczy cztery warstwy i przywiera do trzech porcji jasnego nadzienia, zgodnie z nazwą Liona – kokosowego.

Degustację zaczęłam od białej polewy. Wystarczyło drobne wgryzienie się w to… coś, bym odczuła dreszcz wstrętu kłujący igiełkami skórę na plecach. Przysięgam, że ten twór przypomina zastygniętą, zgęstniałą margarynę. Osiada na podniebieniu tak samo jak ona, tworząc tłusto-parafinową warstwę. Pepła się i zbija w kulę jak pomiot szatana. Jest tłusty w sposób nie do zniesienia. Najpierw zbija się w margarynową, pepłającą się kulę, potem chwilę leży i puf!, znika. Smakuje bezmiarem niczego i cukrem.

Nestle, Lion Coconut, Lion kokosowy, copyright Olga Kublik

Chrupki zbożowe skryte w pomiociej polewie są odpowiednio twarde (twardawe), przyjemnie chrupiące. Albo nie mają smaku, albo nie sposób go odnotować z uwagi na bliskość białego koszmaru.

Jako fanka karmelu czuję się zawiedziona tworem znajdującym się w Lionie Coconut. Zresztą w ogóle w Lionie, niezależnie od smaku. To jakby pseudokarmel: twardy, zwarty, stały, zaklejający zęby, oklejający je dookoła i wchodzący w nie. Trudno pisać o jego smaku, gdyż cierpi na przypadłość bliską chrupkom.

Szczegółowej weryfikacji wymyka się również wafelek. Jest chrupiący, raczej kruchy i niestetryczany, ale ręki za to nie dam (nawet cudzej, nawet taka jeszcze się przyda).

Najważniejszy element, wszak nadający batonowi Nestle drugie imię, okazał się rozczarowujący. Na pewno krem kokosowy jest wyrazisty i jednoznaczny, za co można mu przyznać plus, ale niestety nieprzesadnie intensywny. Na dodatek wściekle sztuczny, ledwo co słodki.

Nestle, Lion Coconut, Lion kokosowy, copyright Olga Kublik

Nowy kokosowy Lion to nikczemny twór, dla zjedzenia którego znajduję tylko jedno usprawiedliwienie. Mianowicie gdy strudzeni głodem traficie do jedynego sklepu w zasięgu stu kilometrów i znajdziecie tam do wyboru dwa produkty: Liona Coconut i ostatnią sztukę zgniłej, pokrytej pleśnią cytryny, wówczas rzeczywiście baton Nestle będzie lepszy. Co prawda tylko trochę, ale jednak. W każdym innym wypadku lepiej trzymać się od tego czegoś z daleka i nie tykać nawet kijem.

Uroczyście oświadczam, iż jest to ostatni Lion w moim życiu. A przynajmniej w najbliższych 5-10 latach, bo może kiedyś wrócę z sentymentu – nigdy nie wiadomo. Na pewno za to Liony nie będą się już pojawiały na livingu. Granica akceptacji lionowej kiepskości została znacznie przekroczona.

Ocena: 1 chi
(żałuję, że nie da się mniej)


Skład i wartości odżywcze:

Opis: Nadziewany wafel z karmelem (30,3%), płatkami pszennymi (8,8%) i wiórkami kokosowymi (1,6%) w białej polewie.

Skład: syrop glukozowo-fruktozowy, tłuszcze roślinne (palmowy, shea, z ziaren palmowych), cukier, mąka pszenna, zagęszczone mleko słodzone (mleko, cukier), odtłuszczone mleko w proszku, serwatka w proszku (z mleka), maltodekstryna, wiórki kokosowe, skrobia pszenna, sól, emulgator (lecytyny), substancja spulchniająca (węglany sodu), cukier karmelizowany, naturalny aromat. Może zawierać: orzechy ziemne, soję i orzechy.

Kalorie w 100 g: 498 kcal

Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 23,7 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 13,9 g), węglowodany 64,3 g (w tym cukry 49,9 g), błonnik 0,8 g, białko 8,3 g, sól 0,58 g.

Gdzie kupić: Leclerc (na sztuki)

Cena: 1,49 zł

20 myśli na temat “Nestle, Lion Coconut

  1. Mnie naprawdę bardzo smakował. Nie wiem czy to kwestia niskich wymagań co do niego, duża ochota na coś kokosowgo w dniu degustacji czy fakt, że jedłam batony ze zbiorowej paczki gdzie każdy ma po 30 gramów – może w tej wersji są trochę inne? Dla mnie to słodycz to powtórki, więc następnym razem kupię tego dużego i dam znać jak moje odczucia.

  2. Co do wstępu. Jestem pewna, że jakieś 20 lat temu słodycze były autentycznie smaczniejsze, bo używali więcej cukru i oleju, margaryny, niektórzy producenci pewnie nawet masła, a nie tyle syropów i palmowego. To czuć namacalnie. I cóż… jak pamiętam np. że kiedyś, jak weszły, Kit Katy potrafiły mi się w rękach rozpuszczać, a teraz ludzie je w piekarnikach przypiekają i czekolada jakoś się trzyma… ekhem. Tik Taki kiedyś z cukru, obecnie ponoć mają dziwną, miękkawą strukturę i zostawiają niesmak (opinia Mamy; ja nie jadłam)… wszystko to skłania do dość smutnych wniosków. Plus patrz, że przez lata człowiek tyyyle poznał i zaczął robić się coraz wybredniejszy. Głupia sprawa np. białego kokosowego wafla – jak kiedyś był jeden, człowiek jadł i się nie zastanawiał. Teraz do wyboru ma 10 i szuka najlepszego. A limitki itp. – wszystko obliczone, że pewnie ludzie i tak raz, góra dwa kupią, to… po co się starać?
    Smutne. Może to głupawe, ale chciałabym, by Liony były smaczne, bo uwielbiam lwy, a do batonów mam sentyment. Wiem jednak, jakie to parszywce (pamiętasz moje Pop Choki? haha). Można powiedzieć przynajmniej, że Liony nas łączą. <3 1/ 10 lub 6 chi, a i tak za dużo.

    1. Czasem zastanawiam się, czy ludzie, którzy zachowali bezrefleksyjność smakową, mają lepiej. Bo że łatwiej, to na pewno.

      1. Łatwiej tak, ale to tak samo z bezrefleksyjnością ogólnie. Ja jednak bym nie mogła żyć bez refleksji.
        Co do jedzenia i smaku – „czy lepiej”? Na pewno nie. Smak wynika ze składu, a to, co często potworne w smaku jest też niezdrowe. Nie mówię, że zawsze i wszystko, ale coraz bardziej chemiczne składy etc. na pewno nie są lepsze dla organizmu. A tym samym mózgu, myślenia – błędne koło.

  3. Jadłam go jakieś 3 miesiące temu. Pamiętam, że był najgorszy ze wszystkich lionów jakie jadłam, ale jeśli miałabym go ocenić przy pomocy skali chi, to dałabym dwa pieski chihuahua.

      1. W sumie nie mam pojęcia, może miałam dobry dzień, gdy go konsumowałam? Poza tym było jeszcze chłodno i baton był twardy, więc już zaplusował. Teraz wszystkie czekoladowe batoniki są rozmiękłe, bo jestem zbyt leniwa, by przed degustacją włożyć go do lodówki, a potem odpowiednio wcześnie wyjąć (nienawidzę słodyczy prosto z lodówki). Gdy jadłam rozmiękły baton oreo w białej czekoladzie, to myślałam, że zwymiotuję; tak samo pewnie by było z Lionem teraz, bo przestałam lubić białą czekoladę (choć pamiętam, że Lion jest oblany polewą…).

        1. Mam w domu tylko jeden czekoladowy baton. Na szczęście. Siedzi w lodówce i czeka na swój dzień. Oczywiście wyjmę go z godzinę wcześniej, bo również nienawidzę słodyczy prosto z lodówki.

  4. Ja nawet nie zamierzałam kupować kolejnej limitki lion. Zwłaszcza że wypuścili wariant smakowy którego nie nawidzę…blee
    Potwierdzam opinię o tic tac. Podkradłam mamie miesiąc temu… guma ale specyficzna… taki jakby bardziej wosk…

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.