Lubię ptasie mleczko jako rodzaj słodyczy ogółem (poprawnie rzecz ujmując: pianki w czekoladzie). Nie przepadam za to za oryginałem, dla którego owa nazwa jest prawnie zarezerwowana, czyli Ptasim Mleczkiem Wedla. Jedzone w przeszłości w krótkim odstępnie czasowym od Alpejskiego Mleczka przyniosło mi wniosek, że nieoryginalny produkt Milki jest zdecydowanie lepszy.
Ponieważ nie kupuję słodyczy w opakowaniach familijnych, trudno mi je zrecenzować. Ptasie mleczko – niezależnie od firmy – stanowi doskonały przykład. Milkowe dostępne jest wyłącznie w dużych kartonikach, Odrzańskie również. Dobrze, że przynajmniej Wedel pomyślał o osobach szukających słodyczy w sam raz na raz. Ptasie Mleczko waniliowe zaproponował w formie trzech pianek, z kolei Ptasie Mleczko śmietankowe wypuścił jako batonik. Oba warianty pianek aż się prosiły o upolowanie.
Ptasie Mleczko batonik śmietankowy w mlecznej czekoladzie
Zanim zaczęłam blogować, próbowałam tylko dwóch rodzajów Ptasiego Mleczka Wedla. Pierwszym było klasyczne waniliowe w czekoladzie deserowej, drugim śmietankowe skąpane w czekoladzie mlecznej. Czyli dokładnie te dwa, które pojawiły się później w formie impulsowej. Chociaż żadne nie skradło mego serca, za lepsze uważałam waniliowe. Śmietankowego wręcz nie lubiłam. Byłam bardzo ciekawa, czy po latach hierarchia pozostanie niezachwiana. (Przydałoby się Alpejskie Mleczko do zestawienia).
Wedlowskie Ptasie Mleczko Śmietankowe w formie batona dostarcza 449 kcal w 100 g.
Batonik śmietankowy w mlecznej czekoladzie Ptasie Mleczko waży 26 g i zawiera 117 kcal.
Zapach Ptasiego Mleczka śmietankowego jest bardzo ładny, acz tylko wstępnie. Oddaje słodką śmietankę, za którą czai się podejrzany smród, chyba czekolady. Irytuje mnie fakt, iż znam ten smród, ale nie zdołałam sobie przypomnieć skąd. Wydaje mi się, że chodzi o jakąś roślinę. Jaką? Dla mnie również stanowi to tajemnicę. Cóż, wiedza botaniczna nie jest moją mocną stroną. Między słodką śmietanką ptasiomleczkową i smrodem niezidentyfikowanej rośliny pojawia się chemiczność jakiegoś proszku.
Śmietankowe Ptasie Mleczko w formie batonika prezentuje się atrakcyjnie. Jest foremne, długie i smukłe, niepopękane. Odznacza się ładnymi kolorami. Podczas krojenia czekolada nie obsypuje się na boki. W ogóle ciekawa rzecz, że czekolada została wprasowana w piankę tak bardzo, iż trudno ją oderwać nawet zębami.
Mleczna czekolada została położona na ptasim mleczku średnią warstwą. Na wierzchu jest jej najwięcej, toteż można uznać, że w tym miejscu jest grubawa. Zaskoczył mnie fakt, iż nie wystarczy zahaczyć zębem i pociągnąć, żeby odeszła. Nie jest sztywna ani twarda. Wręcz przeciwnie: miękkawa i mocno plastyczna. Na szczęście nie w sposób odstręczający. Raczej przeciętnie atrakcyjny.
Czekolada ledwo-ledwo daje się rozpuścić. Topnieje wolno, gęstawo, po czym znika. Nie, błąd. Wcale nie znika. Zostaje po niej proszek. A to i tak niedopowiedzenie. Zostaje po niej ogrom… poprawka: OGROM proszku. To szok i żart z konsumenta w jednym. Prawdę mówiąc, w czekoladzie jest więcej proszku niż czekolady. Twór smakuje nijako, jakąś tam mleczną czekoladką z dolnej półki w supermarkecie.
Samo ptasie mleczko to pianka typu ciężkiego. Cechują ją zwartość, gęstość, treściwość, zwięzłość. Myślę, że w świecie ptasiego mleczka ogółem jest niczym zakalec wśród ciast. Ma smak śmietankowy, waniliowawy. Całkiem niezły na tle całokształtu batona.
Sięgając po Ptasie Mleczko śmietankowe w formie batona, spodziewałam się, że uznam je za gorsze od waniliowego. Winowajcy upatrywałam w nadzieniu o tytułowym smaku.
Ogólna ocena jest trafiona. Ptasie Mleczko Waniliowe rzeczywiście uważam za lepsze, przy czym nie aż tak, jak sądziłam. To wyroby porównywalne przyjemnościowo (lub: nieprzyjemnościowo). Do żadnego nie wrócę. Baton śmietankowy zdegustował mnie dziwaczną plastycznością polewy, gęstą zakalcowatością pianki, morderczą proszkowatością czekolady i byle jakim smakiem. Każda cecha czyni go produktem zdziadziałym, niegodnym nawet środkowej półki. Gdyby nie miał na opakowaniu logo Wedla, jestem pewna, że mnóstwo konsumentów nie zgadłoby, kto stoi za produkcją.
Ocena: 3 chi
(naciągane)
Skład i wartości odżywcze:
Skład: czekolada mleczna 28% (cukier, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, serwatka w proszku (z mleka), tłuszcz mleczny, emulgatory: lecytyny sojowe i E 476, aromat), cukier, syrop glukozowy, masło, mleko zagęszczone słodzone, roztwór cukru inwertowanego, białko jaja w proszku, substancja żelująca (agar), śmietanka w proszku (0,4%), regulator kwasowości (kwas cytrynowy), aromaty, substancja konserwująca (E 202). Czekolada mleczna: masa kakaowa minimum 32%, masa mleczna minimum 18%. Może zawierać orzeszki arachidowe, orzechy, zboża (gluten).
Kalorie w 100 g: 449 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 23 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 14 g), węglowodany 57 g (w tym cukry 48 g), błonnik 1,4 g, białko 3,3 g, sól 0,1 g.
Gdzie kupić: Leclerc, Carrefour
Cena: 1,99-2,39 zł
Jestem ciekawa, czy wersja w dużym opakowaniu ma te same starcze cechy co ta (ja recenzowałam duże pudełko i moje wydawały mi się świeższe). Może to też kwestia partii? Albo mini wersje są robione na odwal? W każdym razie pamiętam że śmietankowa wersja baaardzo mi smakowała, może nawet bardziej niż waniliowa :D
Jak to zwykle bywa: wincyj dla Cię.
Ostatnio bardzo często widywałam ten baton na półce w sklepie, ale jakoś mnie do niego nie ciągnęło. Może dlatego, że nie jestem fanką Ptasiego Mleczka, dla mnie mogłoby nie istnieć.
Pomimo niechęci do tego produktu kupiłam niedawno lody w kubeczku od Wedla, które są Ptasim Mleczkiem w lodowej wersji. Opakowanie ma 400 ml, wzięłam dwie łyżki i miałam dość. Teraz leżą w zamrażalniku i czekają, aż się zlituję i dojem resztę. Szkoda mi ich wyrzucić, kosztowały bowiem prawie 20 złotych…
Ależ bolesna cena. Czym Ci podpadły te lody? ;>
Smak jest według producenta waniliowy, według mnie kompletnie nie. Smakuje trochę jak pianka Ptasiego Mleczka, ale nie do końca… Konsystencja jest miejscami nawet taka „piankowa” (albo sama sobie to wmawiam), całość jest jednak baaaardzo słodka i mdła. Poza tym kawałki czekolady o które wzbogacone są lody, są wielkimi kawałami, twardymi jak skała. Lubię lekko roztopione lody, więc myślałam, że czekolada też się roztopi i będzie łatwiej nabierać lody na łyżeczkę, niestety tak nie było. Ręka mnie bolała od wyciągania produktu z kubełka, a podniebienie płakało.
Moja relacja z lodami w kubkach jest skomplikowana. Nie przepadam za nimi, bo środek zawsze pozostaje nazbyt zmrożony, mimo iż duże kubki wyciągam nawet 40 minut przed przystąpieniem do jedzenia. Boki już (fajnie) płyną, trzon zaś nadal jest głazem. Szczególnie niechętna jestem wobec kubkowych lodów z kawałkami czekolady lub innymi dodatkami. Tak jak napisałaś, są skałami. Nie zawsze, ale zazwyczaj. Ręka boli, jęzor zamarza, a smaku i tak nie czuć, bo zmrożona czekolada jest żadna. Współczuję degustacji.
Ja zdecydowanie wolę wersję śmietankową. Niemniej jem prawie nigdy :P
O nie, nie, tylko nie śmietankową :P
Jestem ciekawa, który wariant mała ja uznałaby za wariant straszliwszy. Obecnie tak bardzo żyję wspomnieniami o parszywości tego typu słodyczy (mleczek), że nawet nie umiem powiedzieć, którego najbardziej nie chciałabym jeść. Śmietankowe nawet Mamy wcześniej nie zainteresowało (obecnie zaś jak i ja zaczyna wyczuwać kiepskie składy i zainfekowałam jej nielubienie kiepścizny słodyczowej, hah).
Parszywe ptasie mleczko? Rozumiem, że niektórych typów słodyczy można nie lubić ze względu na smak, konsystencję czy cokolwiek innego, ale kompletnie nie wiem, co miałoby być źródłem parszywości pianek w czekoladzie.
Mam wrażenie, że często odbierasz moje słowa… dziwnie. Jakby wszystko pisała z najwyższą powagą. To znaczy… wyobraź sobie kogoś, kto przeżył tragedię życiową, bo np. jakiś psychol zabił mu dziecko. Ta osoba może realnie nienawidzić morderczy, czyn uważać za parszywy. To prawdziwe, ogromne uczucia.
Kiedy ja piszę o zwykłych cukierkach, słodyczach, czymkolwiek takim, piszę „nienawidzę”, „parszywe” z lekkim przymrużeniem oka. Nie można postawić znaku równości między powyższym przykładem, a moją nienawiścią do jakiegoś typu słodyczy. To jak powiedzenie „ale parszywa pogoda!”. Mleczka to w moim odczuciu parszywce i prędzej zjadłabym jakieś karmelizowane robaki niż mleczka. Co miałoby być źródłem ich parszywości? No, od struktury zaczynając po posmakach kończąc. Sama słodycz, jakiej nienawidzę, piankowość, forma cukierka / batona, czekolada jak polewa, skład, który by mi chyba język poranił. Nie rozumiem Twojego niezrozumienia. Nie cierpię mleczek, tak jak Ty… czekolad setek? Awokado? Za ogół.
Jakbym wszystko…*
Dzięki za wytłumaczenie, bo byłam wprost pewna, że między nienawiścią do mordercy dziecka i niechęcią do ptasiego mleczka można postawić znak równości. Rozważałam nawet stworzenie petycji o dożywocie za produkcję mleczka.
Nadal uważam, że trudno znaleźć w piankach cokolwiek parszywego. W marcepanie czy chałwie – owszem, tutaj widzę podstawy.
Jak to w piankach nie ma parszywości? A w chałwie / marcepanie tak? Ja z kolei nie rozumiem Twojego toku. Brzydzą mnie pianki, innych brzydzi chałwa, Mamę ciemne czekolady. Pianka ma paskudną, specyficzna strukturę, okropny w moim odczuciu smak… no po prostu. Jak to trudno znaleźć w nich coś parszywego? Wystarczy zerknąć na skład… Przy czym nie chodzi mi o słówka. Ja czuję i nienawidzę smaku i struktury produktów, w których jest dużo syropu glukozowego. To jest dla mnie parszywe. I jeszcze raz: co w tym dziwnego?
Znów rozbijamy się o kwestię, w której pokazuję Ci zasadę/regułę/popularną opinię, a Ty tupiesz nogą i odpisujesz „nieprawda, bo Krysia ma inaczej”. Wyjątki nie obalają reguł. To samo tyczy się omawianego na FB piękna i jego kanonów. Nie ma znaczenia, co uważasz personalnie o czymś tam. Kanony są i już. Nie teoretyczne, tylko praktykowane przez większość. Dziwi mnie zatem, jak Krysi może się podobać facet z jednym okiem, bez zębów i z dupą na brzuchu. Dziwi mnie też, jak można uznawać pianki za parszywe. O chałwie i marcepanie wiem, bo sporo osób ma taką opinię. Ty ani ja nie, ale co z tego?
Wydaje mi się, że blogi są nasze i piszemy na nich o swoich odczuciach, nie ogółu.
Czy jak mówisz, że czekolady bez substancji słodzących są mniej słodkie od tych z cukrem na pierwszym miejscu, odnosisz się do swoich odczuć czy stanu faktycznego? Niestety w rozmowach porządki obiektywny, intersubiektywny i subiektywny przeplatają się nawzajem. Rozmowa na poziomie czysto subiektywnym wydaje się bez sensu, bo nie można podać żadnych kontrargumentów. Rozmówca odpowiada „ja tak mam”, no i pozamiatane. Odnosząc się do parszywości mleczek jako ich cechy, bazujesz na jakichś innych cechach tego produktu. Zresztą… bardzo nie chcę mi się tego ciągnąć, więc tym razem ja piszę: ciach. (I nie dodam niczego więcej ;>).
Ale ja nie chciałam zaczynać żadnej dyskusji o mleczkach, tylko napisałam: „Obecnie tak bardzo żyję wspomnieniami o parszywości tego typu słodyczy (mleczek), ” – JA żyję. O sobie, swoje zdanie napisałam.
To „ogółem” na samym początku tekstu przypomina mi”ugułem” Majora Suchodolskiego. Powiedz mi, czy ty jesteś fanką Krzysztofa Kononowicza i wcześniej wspomnianego Majora Suchodolskiego tak samo jak ja?
Niestety znam tylko niedoszłego prezydenta Białegostoku. Drugi pan jest mi obcy. Jeśli chodzi o bycie fanką… jestem fanką ciepłych swetrów, nada się? (Choć i tak wolę bluzy).
To masz tu link do kanałów Majora i Konona:
https://m.youtube.com/c/MlecznyCz%C5%82owiek
https://m.youtube.com/c/WojtekzBombasu
https://m.youtube.com/channel/UCP6sPOBJQ0_Qp41D4jHQScg