Ale nuuuda. Zwykły Snickers na blogu z recenzjami słodyczy. Do kitu! Po co opisywać produkty, które każdy zna i jadł miliony razy? Na dodatek można go kupić wszędzie. Blee, bleee, bleeee.
Może i dla 99% czytelników konwencjonalny Snickers, i podobne mu batony, to nuda. Dla mnie jednak jest słodyczem szczególnym. Moim Batonem Numer Jeden. Tylko czy aby na pewno rzeczywistym i obecnym? A może już tylko archiwalnym? Z uwagi na opasłe i stale uzupełniane zbiory domowe w ostatnich kilku latach nie znalazłam ani jednego wolnego dnia, by zweryfikować, co aktualnie czuję do Snickersa. Czy nadal go wielbię, czy może powinnam o nim zapomnieć. Pragnienie poznania odpowiedzi na dziesiątki pytań nareszcie wbiło mi się w umysł na tyle, że baton kupiłam i zrecenzowałam.
Snickers
Zaprezentowanego dziś klasycznego Snickersa zjadłam niedługo po względnie nowym wariancie Creamy Peanut Butter. On również podczas krojenia okazał się twardy na wysokości nugatu, wszelako nie tak bardzo jak masłoorzechowy brat (wręcz o wiele mniej). Pod względem wizualnym w przekroju dał się poznać jako absolutnie bajeczny. Na obraz orzechowej fascynacji zebrały się drobinki fistaszkowe w jasnym nugacie i szczodre połówki w karmelu. Wydaje się, iż nugat i karmel zajęły tyle samo miejsca.
Snickers marki MARS dostarcza 483 kcal w 100 g.
Popularny baton czekoladowy Snickers waży 75 g w dwupaku i zawiera 362,5 kcal.
1 batonik Snickers waży 37,5 g i dostarcza 181 kcal.
Gdyby każde niuchando degustacyjne było tak udane jak opisane dzisiaj, moje stany depresyjne rozwiałyby się niczym bąk po grochówce na wietrze. Otóż aromat Snickersa jest obłędny, idealny. Stanowi doskonałe wyważenie słodyczy i słoności. Oddaje przewyprażone orzechy ziemne ze słodkim karmelem i słodką mllleczną czekoladą. W pewnym momencie słodycz staje się tak wysoka, że w gardle zaczyna mdlić.
Mleczna czekolada pokrywająca Snickersa jest przyjemnie gruba. Daje się odgryźć od wnętrza batona. Rozpuszczeniu ulega szybko, ale bynajmniej nie znika. Zamiast tego gęstnieje w sposób niemalże przerysowany, komiksowy. Tworzy gęssste bagienko. Jest lekko pylista. Smakuje przemlecznie i cukrowo do przesady. Chłoszcze jęzor czystym cukrem bez opamiętania.
Czy karmel w Snickersie zawsze był właśnie taki? Tak gęsty, że występujący w jednym kawałku, zwarty, stały? Przypominający cukierek typu toffi? Obecnie ciągnie się jako tako, raczej siedzi w kupie. Odłącza się od gromady jedynie po to, żeby zaatakować zęby i zająć bezpieczne pozycje wgłębienne na tyłach wroga. Smakuje przede wszystkim słodko. Czy karmelowo? Niekoniecznie. Na pewno specyficznie, znamiennie dla Snickersa. Słodko w sposób niecukrowy.
Ogromne orzechy arachidowe są mięsiste, chrupiące, pełne wyprrrażonego smaku. Stanowią oparcie dla zębów. Uważam je istotny element Snickersa, z uwagi na co nie jestem gotowa do zaakceptowania ubogiej w orzechy wersji Creamy Peanut Butter. (Nie przeszkadza mi za to Mars, który nie ma orzechów z założenia).
Po rozczarowaniu dolną warstwą Snickersa z masłem orzechowym spodziewałam się, że i w klasycznym batonie nugat okaże się przestarzałą, twardą gumą. Nic bardziej mylnego. Jest zupełnie inny niż brat-niewypał. Przede wszystkim daje się poznać jako miękki, zwarty jedynie chwilowo. Niemalże kruchy (gdyby nie był miękki). Zero gumki, zero twardości. Przywodzi na myśl trochę bardziej suche wnętrze Milky Waya bądź niewyschniętą, jeszcze miękką bezę. Pozostawiony na języku rozpuszcza się na zero. Smakuje słodko, i tyle. Poza tym jestem niemal pewna, że w nugat wtopiono punktowo sól.
Zaskoczył mnie fakt, iż z bogatej kompozycji smaków Snickersa wybija się potencjalnie najspokojniejsza, najmniej charakterna warstwa – nugat. Wszystko dlatego, że znajduje się w niej sól. U boku przyjemnego wątku soli występują moc wyprażonych orzechów, mleczna czekolada (ją czuć najmniej) i cukier. Ten ostatni uderza w kubki smakowe na oślep niczym perkusista, którego w tyłek użądlił szerszeń, w talerze. Pozostałych składników nie czuć per se, natomiast bez nich Snickers straciłby urok.
Jeśli chodzi o konsystencję, baton nie ma sobie równych. Mięciutka, przebagienkowa czekolada, delikatny nugat, twarde i chrupiące orzechy ziemne… ach! Niespodzianką jest twardy i jednokawałkowy karmel, który – pomijając nierozpuszczalne fistaszki – pozostaje w ustach najdłużej.
Myślę, że Snickers wciąż jest moim Batonem Numer Jeden. Równocześnie nie mam złudzeń: za nic w świecie nie zasługuje na unicorna smaku. Jest tak morderczo cukrowy, że podczas degustacji wypadła mi połowa zębów. Zresztą spójrzcie na początek składu: cukier, syrop glukozowy. Aż szkoda, że MARS nie dorzucił syropu glukozowo-fruktozowego, miodu i słodziku.
PS W Snickersie cukry zajmują „tylko” 51 g. Z kolei w Marsie… 63,2 g (łącznie z innymi węglowodanami 71 g). Dokąd mam uciec, żeby nie dopadł mnie dzień degustacji tego drugiego?
Ocena: 6 chi
Skład i wartości odżywcze:
Skład: cukier, syrop glukozowy, orzeszki ziemne 22%, odtłuszczone mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, olej słonecznikowy, laktoza, serwatka w proszku (z mleka), tłuszcz mleczny, tłuszcz palmowy, sól, emulgator (lecytyna sojowa), białko jaja w proszku, białko mleka, naturalny ekstrakt z wanilii. Może zawierać: orzech laskowy.
Kalorie w 100 g: 483 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 23 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 8 g), węglowodany 61 g (w tym cukry 51 g), białko 8,6 g, sól 0,6 g.
Gdzie kupić: Auchan, Leclerc, Carrefour
Cena: 2,47-2,99 zł
Jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do Snickersa. Myślę, że jadłam go nie więcej niż 3 razy w życiu. Może to kwestia tego, że nie lubię fistaszków (chyba, że w formie masła) albo brak wafla/ciasta, które zawsze jest dla mnie najprzyjemniejsza częścią batona. Z popularnych batonów w dzieciństwie zawsze sięgałam po Twixa, a poźniej po Kit Kata.
Ale że trzy razy w życiu?! O rety.
To masz ze Snickersem tak jak ja z Twixem. Ale skłamałbym, gdybym powiedział, że jadłem Twixa 3 razy w życiu.
Zabolał mnie wstęp. Latami Snickers był i moim numerem jeden, ale jak wróciłam parę lat temu do klasyka i innych smaków na blogach w ramach większego testu, okazało się, że już ich nie lubię. A jednak w moim odczuciu nadal jest mniej morderczy od innych batonów. Mars zawsze wydawał mi się niezjadliwy od zalepiającej słodyczy, nie chcę myśleć, co by było teraz.
Zapomniałaś jeszcze o syropie klonowym, cukrze pudrze, wanilii i wanilinie. A i daktylami można by jeszcze słodyczy ciutkę dodać.
Przez kilka lat (?) Mars królował na pierwszym miejscu w mojej hierarchii smaku, machając prześcigniętemu Snickersowi fakolcem.
Mama latami kochała Marsa i dziwiła mi się, jak mogłam woleć Snickersy. Aż w końcu spróbowała i stwierdziła, że Snickersy są dobre. Ale i tak wolała dłuuugo Marsy. Ale… o, jak to dawno było!
Byłam baaaaardzo ciekawa, jak odbierzesz go po latach :D tak czułam, że mimo wszytko i tak będzie Ci smakował, ale dziwnie mi myśleć że już nie ma u Ciebie unicorna. Myślisz, że którykolwiek z plebejskich batonów wciąż miałby maksymalną ocenę? Czy może zasługują na nią tylko raw bary? (Pytam w kategorii batonów, pomijając inne słodycze)
Doskonałe pytanie. Może Lusette i Grześki? O ile wafle uznamy za batony.
Nigdy nie przepadałam za Snickersem, zapewne przez te fistaszki. Nie lubię bowiem orzechów w całości, często gdy jadłam Toffifee albo Raffaello, to wypluwałam orzech. Potem gdy nosiłam aparat ortodontyczny nie powinnam jadać orzechów, więc uznałam, że muszę je wypluwać. Tak też kompletnie odzwyczaiłam się od ich smaku i choć aparatu już nie noszę, to nadal często unikam orzechów.
Miałaś już ten zaszczyt, by spróbować Marsa od czasu napisania tej recenzji?
Kurczę, ja wprost przeciwnie: kocham orzechy w słodyczach, a im większe, tym lepiej.
Si :) Mars zajedzie na living już pojutrze, milejdi.
Musiałam tu wrócić i to napisać: zakochałam się w Snickersie (aż sama nie wierzę, że to piszę!).
Mam wrażenie, że mój czas kochania raw barów był wcześniej, teraz za to plebejskie słodycze podbijają mi serce.
Wymieniłyśmy się sympatiami :D
Porzuciłam snickersa na rzecz go on energy. I właśnie postanowiłam kupić go dziś znowu na deser 😎💕
O tak, ten baton jest świetny. Chyba i ja wolę go od Snickersa.
W dzieciństwie ja kochałam truskawkowe milkywaye. Matka twixy a ciotka snikersy. Zawsze je kupowała na rower. To był jej nabijacz energii stały punkt na każdej wycieczce. Jeździła wtedy po 30 do 50 km. Ja ostatni raz może z 6 lat temu go jadłam. Gdy poznałam na studiach masło orzechowe batony arachidowe straciły w moich oczach na amen :P jeśli dziś jem to tylko limited edition albo cukierki
Baton arachidowy kojarzy mi się z twarrrdym batonem złożonym z fistaszków i słodkiego spoidła. Lubię takie.