Na koniec przygody z batonami marki MARS zostawiłam potencjalnie najlepszą flagową propozycję tego producenta. W końcu nie bez przyczyny nazywa się dzieło na swoje podobieństwo, czyż nie? Zapewne baton z nugatem, karmelem i czekoladą napawa pana Marsymiliana Marsa dumą. Mało tego: zawiera wszystko, co założona przez niego firma uważa za najlepsze, najpyszniejsze.
Moim faworytem – od zawsze? – jest Snickers, czyli niejako Mars z orzechami arachidowymi. Co jednak ciekawe, pamiętam krótki okres z początku studiów, gdy zajadałam się oryginalnym Marsem – często i bez znudzenia. W końcu uznałam go za twór nazbyt słodki i przestałam kupować (nie przestając lubić). W ramach przygotowań do dzisiejszej recenzji zjadłam go pierwszy raz od wielu lat.
Mars
Popularny Mars to baton czekoladowy o cudownym składzie i cieszących biodro wartościach odżywczych. Na czele tworzących go surowców stoją cukier i syrop glukozowy polecane chyba w każdej książce z poradami dietetycznymi. Ale Marsa propagują także dentyści, wręczając kilka sztuk dzielnym pacjentom po wizycie. Na każdym opakowaniu grubym zielonym markerem podkreślają: węglowodany 71 g (w tym cukry 63,2 g), a tuż obok rysują uśmiechniętą buźkę.
Mars marki MARS dostarcza 445 kcal w 100 g.
Popularny baton czekoladowy Mars waży 70 g w dwupaku i zawiera 311,5 kcal.
1 batonik Mars waży 35 g i dostarcza 156 kcal.
Mars to baton, którego piękny zapach mógłby kłaść mnie do snu, a potem płynnie przenikać przez zwoje mózgowe i kontynuować aromaterapię w fantazjach sennych. Oferuje ocean mlllecznej, sssłodkiej, wprost idealnej mlecznej czekolady. Jej pierwszoplanowy wątek rozgrywa się na tle karmelu i nugatu, choć tego drugiego nie czuć per se. Podczas upojnego wąchingu przed oczami stanęła mi mieszanka Milky Way Magic Stars z tabliczką Caramel Milki. Kocham takie imaginacje!
Zadziwiające jest to, jak baton bez twardych dodatków potrafi być twardy i toporny. Podczas krojenia miałam wręcz problem i musiałam użyć siły większej od wstępnie zakładanej. Ale to nie koniec zdziwień. Kiedy mym oczom ukazał się ciemny nugat, zdębiałam. Czy dolna część Marsa zawsze taka była?! Cóż, może pamięć płata mi figle. W końcu wnętrze Milky Waya zapamiętałam jako białe, mimo iż jest beżowe.
Mleczna czekolada okalająca Marsa jest cudownie gruba, na szczęście łatwa do zgryzienia. Rozpuszcza się szybko, bezproblemowo, i to w najlepszy sposób: gęsssto, maksymalnie bagienkowo. Jest pylista pyłem typu rzężącego. W smaku mleczna do sześcianu, sssłodka.
Jeśli chodzi o wnętrze, górną i zdecydowanie mniejszą część zajmuje karmel. Podczas krojenia lepi się do noża jak oszalały z tęsknoty kochanek do żony sąsiada, gdy ten przebywa w pracy. Nazwać go lepkim to jak nie powiedzieć nic. Jest potężnie kleisty, mordoklejkowawy. Oblepia wszystko, czego dotknie. Czy rzeczywiście smakuje karmelem? Hmm. Raczej przede wszystkim słodko.
Bazę batona Mars stanowi nugat. Cechują go gumkowość, zwartość, zwięzłość, rzężąca proszkowatość. Ciemny kolor przekłada się na smak delikatnie kakaowy czy nawet kakaowy w pełni. Nie chce mi się wierzyć, że zawsze tak było. (Wróciłam do własnej recenzji cukierków na wagę z 2014 roku. Jednak było).
Nawet jeśli Marsowi udało się zaskoczyć mnie ogólną twardością oraz kolorem i smakiem nugatu, całą resztę cech zapamiętałam doskonale. Flagowy baton jest maksymalnie kleisty, mulisty, oblepiający i zalepiający zębiska jak szlag. To po prostu jedna wielka mordoklejka. Ale pozytywna! Jedynym elementem, którego bym się pozbyła, jest rzężący proch (cukier?).
Po degustacji dwóch batoników Mars ważących łącznie 70 g doświadczyłam lekkiego bólu zębów i umiarkowanego palenia cukrowego ogniska w gardle. Poza tym jednak czułam się wyśmienicie. Uznałam nawet, że Mars jest… smaczniejszy od Snickersa! Nie oznacza to jednak, że lepszy. Grubasek z fistaszkami nadal zajmuje plebejskie pierwsze miejsce, choć nie kocham go już jak dawniej.
Ocena: 6 chi
Skład i wartości odżywcze:
Skład: cukier, syrop glukozowy, odtłuszczone mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, olej słonecznikowy, tłuszcz mleczny, laktoza, serwatka w proszku (z mleka), kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, jęczmienny ekstrakt słodowy, sól, emulgator (lecytyna sojowa), białko jaja w proszku, tłuszcz palmowy, białko mleka, naturalny ekstrakt z wanilii. Może zawierać: orzeszek ziemny, orzech laskowy.
Kalorie w 100 g: 445 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 15,6 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 7,8 g), węglowodany 71 g (w tym cukry 63,2 g), białko 3,8 g, sól 0,39 g.
Gdzie kupić: Auchan, Leclerc, Carrefour
Cena: 2,33-2,99 zł
Balam sie, że teraz zjedziesz go od góry do dołu za to że jest za słodki, ale poczułam ulgę :D mi również nadal bardzo smakuje, ale wciąż zajmuje pierwsze miejsce wśród batonów wyprzedzając Snickersa ^^
To sssłodki, acz bardzo przystojny twór :)
Nie pamiętam kiedy ostatni raz jadłam Marsa. Raczej nigdy za nim nie przepadałam, mój tata go bardzo lubił swego czasu. Ja, jeśli chodzi o batony marki Mars, zawsze lubiłam Twixa albo Milky Way’a (do dzisiaj, gdy czuję, że po deserze potrzebuję jeszcze więcej słodyczy dopycham się Milky Way’em, dlatego ten zawsze jest u mnie, choćby w jednej sztuce).
Nigdy szczególnie nie przepadałam za Milky Wayem. Mały, słodki, bez elementów oparcia dla zęba. W Twixie zakochałam się na początku studiów, i to po wieeelu latach życia w przeświadczeniu, że go nie cierpię. Dziś nie lubię jedynie Bounty’ego. Cała reszta jest spoko.
Nigdy nie lubiłam Marsa, kleił mi się ten karmel do zębów, a boton był nudny, bo w każdym gryzie taki sam.
Podobnie rzecz się miała z Milky W.
Twixa zaś nie lubiłam z tego powodu, że bez sensu tam wepchali jakieś grube ciastko.
😁 – takie miałam odczucia
Batonik Bounty uwielbiałam (choć zawsze duuuużo lepszy był czeski KOKO.
Snickers to od zawsze był dla mnie Ten Mój Baton. Utożsamiałam się z nim po prostu. On to byłam ja, a ja – to był ON.
Przepraszam za „boton”, miało być „baton”.
Przypomniało mi się, że nie lubiłam Twixa za dziwne grube ciastko i – no jasne – również za karmel, który kleił mi się do zębów.
A teraz? Jak odbierasz Snickersa obecnie?
Uwielbiam go i kocham, wydaje mi się, że nic się nie zmienił, jem go jednak rzadko – kiedyś był w sumie tylko on taki dobry i ewentualnie 3Bit, obecnie jest tyle innych równie przecuuudownych słodyczy… Na Cukier zaś mam prawdopodobnie większą tolerancję niż większość ludzi 😉
Ciotka była u mnie w rodzinnie snikersowa. Matka twixowa a ja milkywayowa. Nie pogardziłam kupionym przez kogoś marsem jednak sama go nigdy nie kupowałam. Chyba że nie było mojego faworyta :)
Zawsze rwały mnie po nim zęby. Dziś gdy nachodzi mnie ochota idę do sklepu po mini cuksy. Ale kupuję tylko snikersa i milkywaya.
Według mnie cuksy, ani nawet minibatony, nie są w stanie zaspokoić ochoty na klasyczne wersje. Nie te proporcje, nie nie te grubości ukochanych warstw.
I w przypadku Marsa będzie wg Ciebie dziwne, że uważam go od lat za coś parszywego? Kleistość, słodycz, o rany. Chociaż może właśnie moje klasyfikowanie słodyczy jako parszywe łatwiej będzie Ci zrozumieć na tym przykładzie. W parze idzie smak i konsystencja, która mnie odrzuca, skręca mnie od niej i męczy mnie. Zbitka poszczególnych elementów po prostu. Przynajmniej Mama nie musiała się bać o swoje, bo do nich się nie zbliżałam.
Ja z kolei nie rozumiem Twoich pewnych sprzeczności, np. jak w momencie gdy w sumie czysto jadasz, mogą Ci pewne nuty, rzeczy nie przeszkadzać albo jak możesz je klasyfikować jako smaczne.
Mars to baton, który Ci nie smakuje, więc dramaturgicznie nazywasz go parszywym. Rozumiem. Pianki to rodzaj słodyczy, któremu przypisujesz parszywość z uwagi za cechy immanentne.
Nie jadam czysto. Preferuję niższy poziom słodkości oraz inne desery mleczne od dotychczas jedzonych. Nadal jadam i uwielbiam sosy z proszku etc. Batony testowałam wieeele miesięcy temu, na początku roku, na pograniczu starych i nowych preferencji. Poza tym nadal trafiam na plebejskie słodycze, które barrrdzo mi smakują, natomiast przez poziom słodyczy do nich nie wrócę. To główna różnica – „super, wrócę” vs. „ewentualnie mogę zjeść raz, nie wrócę”.
No tak. Tylko co w tym dziwnego, że ja mam tak z piankami, a sama podałaś przykład, że inni z chałwą? No po prostu w nich, w typie po prostu dla mnie jest coś parszywego.
Tylko z tym jadaniem czysto, to chodziło mi np. jako kanapka: chleb + jedno warzywo; śniadanie płatki z mlekiem. Kubków smakowych nie zarzucasz więc natłokiem przypraw, dodatków, sosów. I potem jak jesz jakiś sos czy coś, to właśnie nie mogę zbytnio ogarnąć, jak to jest, że sól, cukier etc. w nim Ci nie przeszkadzają aż tak bardzo. W ogóle trudno mi pogodzić u Ciebie wiele rzeczy. :P Choćby i spadek tolerancji na słodycz, a jednak erytrytol. Wiesz, po prostu zawsze patrzę trochę przez swój pryzmat i takie „dziwności” (dla mnie), aż intrygują.
Taak, a o dodawaniu recenzji sprzed wielu miesięcy… Niby pamiętam – bo kto wie na ten temat więcej, niż ja? haha – a jednak, jak widzisz, tak coś często strzelę.