Jako niefanka paluszków z solą i entuzjastka słodkich przekąsek przez wiele lat uważałam, że w paluszkowym świecie nie znajdę niczego dla siebie. Kiedy jednak poszłam do liceum, na rynku pojawiła się nowość marki Lajkonik Snacks – Junior Paluszki stworzone z myślą o dzieciach mnie. W chwili, w której ich spróbowałam, przepadałam. Okazały się bajecznie słodziutkie, delikatne i zupełnie inne od intensywnie wypieczonych paluszków oblepionych morderczymi bryłami soli. Nareszcie mogłam kupić familijną paczkę, by zjeść na spółkę z jamą ustną i żołądkiem do ostatniej sztuki.
Lajkonik Junior Paluszki dla dzieci
W ramach ciekawostek poruszę jeszcze dwie kwestie. Pierwsza: po oddaniu serca Paluszkom Junior Lajkonika traktowałam je jako wariant bez soli. Błędnie, ponieważ zawierają sól – zarówno w składzie, jak i zauważalnie. Po prostu przylegające kawałki są znacznie mniejsze od tradycyjnych. Mikrokryształki nie rujnują konsystencji ani nie zakłócają delikatnego smaku, toteż nie trzeba ich odskrobywać.
Drugą ciekawostkę stanowi fakt iż, paluszki są… waniliowe! Dla regularnych lajkonikowych żerców pewnie nie jest to niczym nowym. Natomiast ja o smaku dowiedziałam się dopiero podczas rozpisywania szkieletu recenzji, czyli mniej więcej trzynaście lat po schrupaniu pierwszej paczki. No cóż, lepiej późno niż wcale.
Junior Paluszki marki Lajkonik (od Lajkonik Snacks) dostarczają 398 kcal w 100 g.
Waniliowe paluszki dla dzieci ważą 60 g w paczce i zawierają 239 kcal.
10 paluszków Lajkonik Junior waży ok. 9 g i dostarcza 36 kcal.
Dziecięce paluszki Junior Lajkonik pachną zgoła inaczej niż wariant klasyczny. Są słodkie i herbatnikowo-paluszkowe. Zawierają cudne nuty: maślaną i pszenną. Obie zdają się pochodzić od herbatników. Obok stoi słonawość wywodząca się z paluszkowego rodu.
Juniorki wyróżniają się bardzo jasnym, niewypieczonym kolorem. Jednocześnie na spodzie mają wyraziste, ciemne paski świadczące o długim leżeniu na ruszcie (albo umiejętnym pokolorowaniu w fabryce; nie takie rzeczy się z żywnością robi). Są cieniutkie, znacznie cieńsze od klasycznych paluszków. Dziesięć sztuk waży 9 g, przy czym możliwe, że różnica jest przypadkowa, a w każdej innej sytuacji są równe paluszkom z solą, czyli ważą 10 g. (Nie mogłam tego zweryfikować, ważąc inną dziesiątkę, ponieważ w moim opakowaniu uchowało się zaledwie jedenaście całych paluszków).
Chociaż paluszki Lajkonik Junior są cieńsze od tradycyjnych, da się je chrupać w mój ulubiony sposób, czyli zgryzając połowę wzdłuż. Jak wspomniałam, maluteńkich kryształków soli nie trzeba eliminować. Stapiają się z ciastem i stanowią wygodną w konsumpcji całość. Paluszki są bajecznie chrupiące i kruchutkie. Nie ma mowy o kamieniu, drewnie czy innych gumach. W połączeniu ze śliną leciutko ciastowieją, przy czym wyłącznie od zewnątrz i tylko jeśli wcześniej rozgryzie się je na małe kawałki.
Waniliowe paluszki dla dzieci wcale nie smakują wanilią. Zamiast tego są słodkawe, subtelnie pszenne (herbatnikowe) i maślanawe. Miejscami wypieczone, miejscami lekko słone. O ile w ogóle da się w nich odnotować tytułową przyprawę, stanowi element wpisany w herbatnikowość. W całokształcie paluszki Lajkonik Junior oddają smakiem słodkie obwarzanki.
Kupując paluszki dla dzieci Lajkonik Junior, spodziewałam się emocji z czasów licealnych: zachwytu, rozczulenia, roztopienia w smaku. Cóż, przekąska nie podziałała na mnie aż tak. Być może wówczas chodziło o zachłyśnięcie się nowością. Mógł też zmienić mi się gust. Albo powód tkwi w samych paluszkach, które parę lat temu wycofano, po czym wróciły ze zmienioną etykietą i – bez wątpienia – innym składem.
Żeby było jasne: paluszki dla dzieci Lajkonik Junior nadal uważam za bardzo dobre i lepsze od wersji z solą (dowolnej firmy). Jeśli najdzie mnie ochota na ten rodzaj przekąski, sięgnę właśnie po nie. Natomiast nie uważam ich już za produkt, który porywa serce i urywa. Nie sądzę, bym prędko do nich wróciła.
Ocena: 5 chi
Skład i wartości odżywcze:
Skład: mąka pszenna, olej rzepakowy, cukier, sól, regulator kwasowości: wodorotlenek sodu; jęczmienny ekstrakt słodowy, drożdże, substancja spulchniająca: wodorowęglan amonu; aromat wanilinowy. Może zawierać sezam.
Kalorie w 100 g: 398 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 5,6 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 0,4 g), węglowodany 74 g (w tym cukry 6,4 g), błonnik 4 g, białko 11 g, sól 2,3 g.
Gdzie kupić: Carrefour
Cena: 1,59 zł
Ja wciąż je uwielbiam *-* może trochę mniej niż te z sezamem, ale smakują mi równie mocno jak kiedyś ^^
A z maaakiem?!
Nie lubię paluszków z solą (dobra, ogólnie soli), wolę od nich właśnie juniorki. Tam soli tyle co nic.
Poza tymi, smakują mi też Beskidzkie Misiaki, słodzone miodem.
Chociaż wcześniej nie domyśliłabym się, że są o smaku waniliowym, nie za bardzo się na tym skupiałam
W poniedziałek jadłam krakersy dla dzieci Beskidzkie Misiaki. Jadłaś też? Niestety według mnie kiepścizna. Recenzja pojawi się w październiku.
O krakersach pierwsze słyszę, ale chętnie upoluję. Nigdy mi się w oczy nie rzuciły.
Choociaż… to może one leżały ostatnio w biedronce? Sprawdziłabym, paluszki wspominam dość dobrze. Może krakersiki to kiepścizna? Albo moje gusta wolą co innego. Przekonam się.
Kupiłam w Carrefourze. Leżą w dziale z chipsami, paluszkami i krakersami właśnie. Towarzyszy im wersja klasyczna, skądinąd O NIEBO lepsza.
Te paluszki są takim bardzo ciekawym kompromisem przy niezdecydowaniu czy bardziej mamy ochotę na coś słodkiego czy słonego. Bardziej idą w słodką stronę, ale nie do końca, więc dla osób dla których klasyki są zbyt słone będą jak złoto. Ja je uwielbiam, skubane są uzależniające – weźmiesz dwa, a nagle nie ma paczki. Słone też lubię, jak wszystkie przekąski, chipsy zawsze są u mnie nad czekoladą, ale z dwóch sięgnęłabym raczej po bohaterów dzisiejszej recenzji.
Według mnie również jest to fajny i smaczny kompromis pomiędzy odmiennymi ochotami.
Tak jak pisałam obecnie ich nie jem. Nue lubię nawet, ale to wynika z tego, że ja (tzn prawdziwa ja) przywiązuje ogromną wagę do odżywiania organizmu, przyjemność na drugim miejscu, ale także ma wynikać ze spożywania żywności naturalnej, nie za bardzo przetworzonej, bez chemii. Słodycze plebejskie czy generalnie tego typu produkty, jem sporadycznie, gdy ich nie znam. Dla nowych doznać, ale to ma miejsce bardzo rzadko, a na dzień dzisiejszy dotyczy tylko nowości (a nie odgrzewanych kotletów) wchodzących ma rynek. Też masz takie wrażenie że to co jako limitka przypadło Ci do gustu nigdy nie wraca, a limitka parszywa non stop… ?
Te paluszki je ojciec na tony na zmianę z zoo safarii tej linii ale ono nigdy mnie nie przekonało. Nie tylko kształtem ale i smakiem.
Waniliowy aromat odkryłam też stosunkowo późno z etykiety ;) ciekawe co sobie myślałam wcześniej :)
„Też masz takie wrażenie że to co jako limitka przypadło Ci do gustu nigdy nie wraca, a limitka parszywa non stop… ?” – Moim zdaniem to tylko wrażenie. Zresztą gdyby tak było, producenci musieliby nam czytać w myślach. Po prostu częściej zauważamy rzeczy, które wywołują w nas silne emocje (przepyszny/ohydny produkt).
O fu, te brzmią wstrętnie (zwykłe „neutralnie, a po prostu niekimikowo”). Kiedyś Mama do kina kupiła z sezamem, myślałyśmy, że będą to zwykłe, wytrawniejsze, a po prostu z sezamem (coś jak cienkie precle z sezamem), ale były paskudnie, wanilinowo słodkie i jak wlepiło mi się to w zęby, to myślałam, że pawia puszczę. Coś w połączeniu jednak niby paluszka i waniliny jest co mnie po prostu przeraża. Oddzielnie tych rzeczy po prostu nie lubię, ale…
Skądinąd ciekawe, dlaczego wychodzą z założenia, że co dla dzieci, to musi być słodkie.
Sezamowe zawsze są słodkie, o tym akurat doskonale wiem. Byłam ogromną fanką za dzieciaka. Kiedy przyjeżdżałam do babci, zawsze czekała na mnie duża paczka ze sklepiku znajdującego się na rogu bloku.
Kiedyś mi pokazałaś takie sezamowo-karmelowe. Ale… to dziwne, że ktoś oczekuje normalnego, neutralnego paluszka, a z przylepionym sezamem, nie solą?
Neutralnych nie znam, ale jadłam bardzo bliskie neutralności.
Ja neutralnymi nazywam te z solą, tylko że mówię o samym paluszku, nie soli do niego przylepionej. W sensie… jakby ją zeskrobać, to paluszka bym zaklasyfikowała jako „paluszkowo neutralnego”.
Paluszek z przylepionym sezamem zamiast soli – myślałyśmy, że to będzie coś takiego, a nie z dodatkową słodyczą. Mama jadła nie raz jakieś krakersowo-drobnicowe przekąski, a to z makiem, a to z sezamem. I właśnie wszystkie one nie były, że waniliowe, czy coś, a takie… no po prostu bez kryształów soli. Taką logiką się kierowałyśmy.
Si, zrozumiałam. Do tego odniosłam komentarz :)
Moja mama też uważała tylko sezamowe paluszki. Takie grube. Chyba Beskidzkie?
Krakersy tak samo…
Akurat moje sezamowe miały klasyczną grubość. Wyróżniał je za to fakt, że kiedy inne były po prostu obsypane sezamem, one były przesypane <3
Po komentarzach mam wrażenie, że jestem jedyną osobą, która lubiła zawsze słone paluszki, zaś nie cierpiała maślanych juniorków… Zgadzam się jednak w pełni, że sezamowe wygrywają. <3
Ja wiem, że juniorki są waniliowe tylko dzięki Tobie, Olgo. Edukujesz pokolenia!
Samą siebie edukuję :D