W marcu tego roku – a wydaje mi się, że z dziesięć lat temu – podczas polowania na nowe słodycze do recenzji ustrzeliłam daktyle marki Helio. Kręcąc się pomiędzy regałami i nie wiedząc, co dołożyć do i tak wypchanych już koszyków, pomyślałam, że kocham daktyle, a dawno ich nie jadłam. Ba! nigdy nie zaprezentowałam żadnych na blogu. Takie przeoczenie wypadało bezzwłocznie naprawić.
Parę tygodni później, buszując w Netto, zorientowałam się, że marka Helio ma w ofercie dwa rodzaje suszonych owoców. Jedne występują po prostu pod marką Helio, drugie wchodzą w skład linii Natura. Za te pierwsze zapłacicie mniej, ale dostaniecie potencjalnie gorszą konsystencję, typowo suszonoowocową (zmacane przez opakowanie daktyle Helio okazały się twarde, suche, pełne twardawych daktylowych łusek). Natomiast seria Natura obejmuje owoce w paczkach z klipsem, w których utrzymuje się wilgoć. Daktyle są wysuszone, ale nie na wiór. Pozostają mięsiste, sprężyste, delikatnie mokre w brzuszkach.
Daktyle bez pestek (Helio Natura)
Dzięki obiecywanej wewnętrznej wilgoci i mięsistości daktyle bez pestek z linii Natura od Helio zachowały przepiękny kształt. Są duże, grubiutkie, jędrne, mięciutkie, a w porównaniu z daktylami wyschniętymi na wiór – ciężkie. Wyglądają jak daktyle z obrazka. Odznaczają się apetycznym kolorem: rubinowym brązem. Obracane w palcach delikatnie mienią się w świetle żarówki.
Daktyle bez pestek z serii Natura marki Helio dostarczają 298 kcal w 100 g.
1 daktyl bez pestki waży 6,7 g i zawiera 20 kcal.
Porcja daktyli bez pestek waży 25 g i dostarcza 74 kcal.
Opakowanie daktyli Helio z linii Natura zawiera 15 owoców.
Daktyle Helio wykorzystują tyle powabu na warstwę wizualną, że dla aromatycznej nie zostaje niemal nic. Mają zapach tak nikły, iż trudno go odnotować. Natomiast kiedy już się powiedzie, okazuje się słodki i jakiś. Za nic w świecie nie zgadłabym, że pochodzi od daktyli. Może obstawiłabym syrop z bliżej nieokreślonych owoców, a może pomyślałam tak tylko dlatego, iż wiedziałam, że trzymam w ręku owoc.
Suszone daktyle bez pestek – ups, z jedną pestką – są przewidywalnie lepkie i kleiste. Na potęgę. W przekroju, mimo pustego tunelu po pestce, zdają się mięsiste i treściwe.
I rzeczywiście, daktyle Helio są mięsiste. Brzuszki dają się poznać jako zwarta gęsta pasta otoczona jedynie symbolicznie twardymi skórkami. To istne daktylowe puree w stanie suszono-świeżym.
Ale, ale, nie tak prędko z pochwałami. Niestety opisaną wyżej konsystencją rodem z bajki odznacza się zaledwie lekko ponad połowa daktyli zaserwowanych w paczce (i mających wieeele miesięcy do końca terminu ważności). Pozostałe owoce są twarde w sposób nieprzyjemny, przesuszone, jakby zdrewniałe. Dużo gorsze od tradycyjnych suszonych owoców, nawet jeśli te drugie są wiórami absolutnymi. Wszystko przez to, że przypominają skórkę niedojrzałego banana (ugryźcie ją kiedyś, brr). To absolutnie nieznośne.
Niestety smak również nie funduje przyjemności. Jest głównie słodki, daktylowy tylko delikatnie. Wydaje mi się, iż wspomniane już dwukrotnie daktyle-wióry w klasycznym stylu mają o wiele więcej smaku. Przede wszystkim sprawiają, że degustator wie, co wkłada do ust.
Nie zaskoczę was stwierdzeniem, że z paczki daktyli bez pestek Helio z linii Natura zdecydowanie wolę owoce miękkie, wypełnione daktylowym puree. Bajecznie rozpływają się w ustach. Z kolei te przywodzące na myśl skórkę zielonkawego banana są wstrętne. Mają też mniej smaku, przy czym należy pamiętać, iż nawet sympatyczne sztuki smakują tak sobie.
Szkoda, że pierwszy powrót po latach do daktyli przyniósł mi taki zawód. Planowałam zjeść wszystkie, lecz koniec końców wymacałam i zapoznałam z żołądkiem tylko mięciutkie. Będę musiała poszukać innej marki. (Już to zrobiłam. W lipcu kupiłam trzy rodzaje daktyli oferowanych przez dwie konkurencyjne firmy).
Ocena: 3 chi
Skład i wartości odżywcze:
Skład: daktyle suszone bez pestek. Produkt może zawierać orzeszki ziemne, orzechy oraz nasiona sezamu.
Kalorie w 100 g: 298 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz <0,5 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone <0,1 g), węglowodany 67 g (w tym cukry 63 g), błonnik 8 g, białko 2,5 g, sól 0 g.
Gdzie kupić: Carrefour
Cena: 4,49 zł
W swoim świadomym życiu jadłam daktyle (a właściwie daktyla) tylko raz. Przeczytałam gdzieś że smakują jak krówki. No… nie. Smak uznałam za dziwaczny, a konsystencja wręcz mnie obrzydziła. Może dlatego nie lubię raw barów? W sumie większość ma właśnie daktylową bazę.
Jak krówki? Ciekawe porównanie. Według mnie nieadekwatne. Co nie zmienia faktu, że daktyle kocham.
Aż dziwne że da się zepsuć daktyle :( choć te z niektórych marek są faktycznie nędzne. Najlepsze daktyle jakie jadłam to były takie ze stoiska z owocami gdzie kupowało się je na sztuki, wychodziło dość drogo, ale jak wzięło się tylko troszkę na spróbowanie to portfel nie płakał. A smak…. O mamo *-* te paczkowe się nie umywają!
Ze słoików… takich na targach owoców i warzyw?
Bardziej na takim stoisku co stoi sobie pośrodku galerii :D
Hmm. Nigdy nie widziałam takiego z bakaliami.
Nie przepadam za Helio. Jak wiesz, moje ulubione daktyle to właśnie tego typu, a więc suszono-świeże, wilgotne, ale zdecydowanie Alesto.
Podczas kupowania różnych zwracałaś uwagę tylko na suszoność i marki czy też na odmiany?
Nawet nie wiem, że daktyle mają odmiany :P
A gigantyczny napis „Deglet Nour”?! To moje ulubione, najcharakterniejsze.
Medjool to takie giganty, ponoć jak krówki, ale dla mnie tak muląco słodkie, że męczące.
Mazafati są twarde, strasznie słodkie i nudne.
Wiem, że są jeszcze jakieś jasne.
PS Ja bym nie umiała dla siebie próbować, a nie zrobić researchu, co i jak. To u mnie aż chorobliwa ciekawskość. :P Ostatnio tak wczytałam się w historię brzoskwiń i nektarynek, haha.
Nigdy takowego nie widziałam. Nie zwracam uwagi, serio. Zresztą na daktylach, które kupuję, nie ma zaznaczonego gatunku. Kupuję tanioszki.
Mnie to zupełnie nie interesuje. Nie robię sobie takich porównać jak Ty. Tak samo mam gdzieś, skąd pochodzi czekolada i jak została wykonana albo skąd się wzięło wino, które piję. Ma być smaczne, tyle wystarczy. (Jeszcze zapach, konsystencja – takie pierdoły, wiadomix).
A ja lubię wiedzę dla wiedzy i… np. wiedząc, którą odmianę lubię najbardziej, łatwiej robić zakupy. Jak już wiem, to nie kupuję innych.
To ja w ten sposób zapamiętuję dobre produkty (konkrety), a nie rodzaje, gatunki etc. Dobry gatunek wykonany przez firmę A może być drastycznie obleśny w wykonaniu firmy B.
To fakt, ale jak nie lubię jakiegoś gatunku, to żaden sposób ususzenia, obróbki raczej mu nie pomoże. A z konkretnymi produktami jest inny problem. Producenci lubią gmerać w składać i wykonaniu (tak, na efekt ma wpływ czas, sposób itd. np. właśnie suszenia, jeśli o daktylach mowa).
Smak, konsystencja zależy od odmiany i regionu z jakiego pochodzi surowiec. Polecam Ci gorąco te z Rosmana w pomarańczowym opakowaniu. Nigdy mnie nie zawiodły. Wymacać trzeba jednak paczki :) jadłam je ostatnim razem w styczniu 2020 r więc mogło się coś poprze mieniać w dostawach, może sam producent który dla tej drogerii robi suszone przekąski, ale warto. Słodkie, bez konserwantów no i co najistotniejsze miękkie :) te nietrafione warto namoczyć i dodać do domowego kremu po zmiksowaniu lub kotom 😂 moja uwielbia ;)
Kocham daktyle od lat, więc wiem, że trafić na dobry produkt ciężko. Na stoisku nigdy nie wiesz skąd je wzięli, ile czasu leżą, ile czasu je mieszają z nowymi dosypanymi… mogą mieć nawet parę lat :/ no i te stoiskowe z galerii/festynów itd. Mają chemię i są w większości przypadków kandyzowane lub słodzone do suszenia :(
Dzięki za polecajkę :)