Jak wynika z otrzymywanych od taty każdego roku – no dobra, niemal każdego, wszak z przerwą pandemiczną – słodyczy, rodziciel wyjątkowo upodobał sobie wyjazdy do Włoch. Te zimowe jak najbardziej rozumiem, wszak dzięki dostępowi do Alp może szusować po najlepszych stokach. Letnie jednak mnie zadziwiają. Czyżby wyjazdy ciągle do tego samego kraju nie serwowały mu nudy? Niby można wybierać inne regiony i miasta, ale tato raczej nie jest… nie był osobą lubiącą monotonię. Zagadka!
Tak czy owak, z tegorocznej wizyty we Włoszech tato tradycyjnie przywiózł mi kilka słodyczy, m.in. zaprezentowaną dziś kolekcję czekoladek Tartufini dolci marki Antica Torroneria Piemontese (dziękuję!). Producent specjalizuje się w eleganckich pralinach nugatowych, w których recepturach obowiązkowo znajdują się oryginalne piemonckie orzechy laskowe.
Tartufini dolci – włoskie trufle z Via Piana Gallo
Mimo iż włoskie czekoladki zjadłam na długo przed upływem terminu ważności, zakładam, iż wyglądem i konsystencją mogą odbiegać od stanu wyjściowego. Otrzymałam je od taty dopiero jesienią, co oznacza, że przyszło im stawić czoła najpierw podróży z Włoch do Polski (samochodem?), następnie letnim temperaturom w ojcowskim domostwie (nie wiem, w jakim miejscu leżały). Nie oznacza to jednak, że odbiegać muszą. Wyglądem nie różnią się od pralin, które znalazłam w dziale grafiki Google’a.
Tartufini dolci marki Antica Torroneria Piemontese dostarczają 553 kcal w 100 g.
1 trufla czekoladowa waży 7 g i zawiera 39 kcal.
Opakowanie włoskich trufli czekoladowych Tartufini dolci waży 70 g (10 czekoladek).
Tartufino bianco dolce to trufle z białej czekolady. Od zewnątrz pokrywa je coś w rodzaju białej mąki. Powiedziałabym, że cukier puder – ewentualnie ordynarna mąka pszenna, co jednak mniej prawdopodobne – gdyby nie fakt, iż wcale nim nie smakuje. Pod względem konsystencji są delikatne i sypkie niczym kreda. Pachną trochę orzeszkowo, na pewno słodko, aczkolwiek głównie nijak. Żeby odnotować nawet tę delikatną orzeszkowość, musiałam niemalże wpakować czekoladkę do nosa.
Kredowe ciałko gryzie się łatwo. Jest jak kremowe mydełko. Rozpuszcza się na zero – bo nawet nie na wodę – bez szans na bagienko. Topniejąc, pralinka daje się poznać jako śliskawa i tłustawa. Wypełniają ją kawałki orzechów laskowych. Bajecznie ogromne! Są jędrne, mięsiste, miękkie w sposób orzechowy, chrupiące. To ich smak dominuje w pralince, choć i tak jest subtelny, cichutki. Resztę wypełnia po prostu słodycz.
Tartufino al pistacchio stanowi drugą truflę wykonaną z czekolady białej, tym razem jednak urozmaiconą orzechami pistacjowymi. Bohaterka jest sypka, pseudomączna od zewnątrz na podobieństwo poprzedniczki. Pachnie tak delikatnie, że po pierwsze można by ją uznać za bezzapachową, po drugie trudno ustalić czym. W notatkach zaproponowałam aromaty takie jak: niewysmarowana niczym ludzka skóra, ubranie wyprane bez zapachowych środków chemicznych, ściana pokryta tapetą.
Białą czekoladę pistacjową gryzie się łatwo. Jest jeszcze bardziej krucha od czystej białej. Zawiera duuuże orzechy. Są jednocześnie miękkawe i twardawe, jędrne. Smakują rewelacyjnie, wszak rasowo pistacjowo. Włażą w zęby bez żenady. Z kolei czekolada raczy degustatora smakiem po prostu słodkim, konsystencją leciutką i topnieniem na niebyt, ze śliskawością i tłustawością po drodze.
Tartufino dolce jest pralinką wykonaną z czekolady deserowej. Mimo iż spodziewałam się, że to wariant extranero będzie najciemniejszy, wygrał pozornie zwykły dolce. Na zewnątrz nie napotkałam już mącznego pyłu. Zamiast niego pojawiło się kakao, które u zarania było sypkie, lecz pod wpływem temperatur wgryzło się w truflę. Poza kolorem świadczy o tym fakt, że kakaowe niedobitki osadzają się na opuszkach palców.
Czekolada deserowa pachnie bardzo przyjemnie kakaowo, subtelnie ciemnoczekoladowo. Doskonale oddaje słodką deserówkę. Odznacza się najdelikatniejszą konsystencją z dotychczas opisanej trójki. Jest wprost kruchutenieczka. Zawiera duże kawałki piemonckich orzechów laskowych i mnóstwo małego czegoś, chrupiącego niczym ciasteczka lub prażona komosa. Konsystencją czekolady i orzechów nie różni się od poprzedniczek. Smakuje kakaowo, słodko, deserowoczekoladowo. Orzechów nie czuć kompletnie. Z uwagi na delikatność, poziom kruchości i wykonanie smakowe pralinka stała się jedną z moich dwóch ulubienic. Zasługuje na co najmniej 5 chi. Chętnie bym do niej wróciła.
Pod nazwą Tartufino extranero skrywa się pralinka… sądziłam, że z czekolady gorzkiej, ale nie – to wciąż propozycja deserowa (warianty dolce i extranero zawierają po min. 52%). Różnicą pomiędzy nią a poprzedniczką jest brak dodatkowego cukru w extranero. To (?) czyni ją jaśniejszą. Ona również została pokryta luźnym kakao, które pod wpływem temperatur przytuliło się do ścianek aż za bardzo.
Ciemna czekolada pachnie kwaśnawym kakao i… nieświeżym oddechem. (Taki oddech ma osoba, która po zjedzeniu posiłku oddała się drzemce, później zaś wstała i zachucholiła komuś w nos). O dziwo ma zupełnie inną konsystencję względem poprzedniczki. Jest mniej krucha, bardziej kremowa. Mało tego, daje się poznać jako obłędnie bagienkowa! Wypełniające ją orzechy są wielkie i chrupiące. Pralinka smakuje głęboko ciemnoczekoladowo, czym przywodzi na myśl ciasto czekoladowe typu murzynkowego. Jest cudnie cierrrpka od kakao. Słodycz jawi się jako obecna, ale subtelna. Zakochałam się w tej czekoladce. Stawiam ją na równi z dolce, bo choć są kompletnie inne, obie oferują zmysłową bajkę.
Na koniec zostawiłam pralinkę potencjalnie najgorszą: Tartufino con amaretii. Mój sceptycyzm spowodował fakt, iż nienawidzę syropu amaretto ani niczego smakującego nim choćby odrobinę. Na szczęście początek był niezły – nie odnotowałam absolutnie żadnego zapachu. Po godzinie wąchania wyczułam 0,000001% słodkiego kakao. I tyle, uff.
Włoska pralina okazała się krucha, ale znów kremowa i gęsta. Rozpuszcza się na śliską wodę. Zdawałoby się, iż zawiera mikrokryształki cukru, w rzeczywistości jednak muszą to być pokruszone ciastka amarettini. Smak kontynuuje łaskawość zapachu, nie serwując ani echa znienawidzonego amaretto. Przed kubkami smakowymi rozpościera się bezkres laskowoorzechowości. Wtóruje jej cukrowość, niestety. Kakaowość także jest wyraziście słodka. Ze względu na konsystencję – obecność drobinek – tę truflę rzeczywiście polubiłam najmniej. Do niej ani do białych nie chciałabym wrócić.
Ocena zestawu: 4 chi
Skład i wartości odżywcze:
Składy:
- Trufle z białej czekolady: biała czekolada (cukier, pełne mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, emulgator: lecytyny (z soi); naturalny aromat waniliowy), orzechy laskowe 35% (piemonckie orzechy laskowe, pasta z orzechów laskowych), cukier. Produkt może zawierać migdały i pistacje. Bez glutenu.
- Trufle z czekolady deserowej: ciemna czekolada (cukier, masa kakaowa, tłuszcz kakaowy, emulgator: lecytyny (z soi); naturalny aromat waniliowy; minimum 52% kakao), orzechy laskowe 41% (piemonckie orzechy laskowe, pasta z orzechów laskowych), cukier, kakao w proszku. Produkt może zawierać migdały, pistacje i mleko. Bez glutenu.
- Trufle z czekolady gorzkiej: gorzka czekolada 60% (cukier, masa kakaowa, tłuszcz kakaowy, emulgator: lecytyny (z soi); naturalny aromat waniliowy; minimum 52% kakao), orzechy laskowe (piemonckie orzechy laskowe, pasta z orzechów laskowych), kakao w proszku. Produkt może zawierać migdały, pistacje i mleko. Bez glutenu.
- Trufle pistacjowe: biała czekolada (cukier, pełne mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, emulgator: lecytyny (z soi); naturalny aromat waniliowy), pistacje 32% (całe i w paście), cukier. Produkt może zawierać orzechy laskowe i migdały. Bez glutenu.
- Trufle z amaretti: mleczna czekolada (cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, masa kakaowa, emulgator: lecytyny (z soi); naturalny aromat waniliowy; minimum 32% kakao), pokruszone ciastka amaretti 20% (cukier, pestki moreli 21%, białko jaja), migdały, pasta z orzechów laskowych, kakao w proszku, cukier, naturalny aromat. Może zawierać inne orzechy. Bez glutenu.
Kalorie w 100 g: 553 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 35 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 15 g), węglowodany 46 g (w tym cukry 38 g), błonnik 5 g, białko 11 g, sól 0,13 g.
Gdzie kupić: Włochy, np. Via Piana Gallo
Cena: 4,90 €
Ależ nietypowy produkt! Nigdy nie widziałam tego typu pralinek, z wyglądu w opakowaniu myślałam że to coś w stylu zawijanych u góry pralin np. mieszka na półpłynnym nadzieniem w czekoladzie, a tu proszę *-* bardzo intryguje mnie ta pistacjowa i orzechowa, ciekawa jestem tego proszku co je pokrywa. No i ogólnie smak wydaje się ciekawy, jakoś pomyślałam od razu o rachatłukum bo na tym chyba też jest podobny proszek :D
Ja sama nie wiem, czego się spodziewałam. Przede wszystkim sądziłam, że degustacja będzie nudna i męcząca. Na szczęście zupełnie nie :)
Bardzo nie dla mnie.
Intrygujący wygląd, nie ma co.
Zapach ludzkiej skóry – zdjętej i sporządzonej bez chemii czy na człowieku? Żartuję.
Hm, ciekawe jak wyszłaby czekolada pistacjowa na takie zasadzie jak gianduja z laskowych. To tak przy pistacjowej taka mi myśl przyszła. Druga, to że pistacje przeważnie robią z białą czekoladą. Ciekawe, dlaczego? Według mnie wcale do nich najlepiej, nawet rewelacyjna nie pasuje. Bardziej… Mleczna? Odbiegam od tego, że u mnie ciemne mają pierwszeństwo, ale tak na luźno, dla ogółu.
Oczywiście, że zdjętej. Z taką mam do czynienia na co dzień, więc znam jej zapach lepiej niż skóry na żywym człowieku.
Nie cierpię włoskich słodyczy. Są parafianie w smaku? Ten przymiotnik chyba pasuje… dla mnie te które próbowałam były tak złe, podobnie dla rodziców, że lądowały w koszu. Albo przedłożone albo nijakie… Nie skusze się na żadne nigdy nawet gdyby były ostatnimi łakociami ma kuli ziemskiej :P
Włoskie ciastka cantuccini – jedna z moich topowych pozycji na liście słodyczowych sympatii. W czekoladkach parafinowości nie było, uff.
PS Parafianie xD